niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XXXIII

- Bierzesz mu nogę i przekładasz tutaj, widzisz? I ciśniesz. Teraz twoja kolej. - tłumaczył mi Pan Tomasz, który był aktualnym fizjoterapeutom. Zwolnił mi Michała Bąkiewicza, który zgodził się być królikiem doświadczalnym.
- Przepraszam... - wyszeptałam i chciałam przystąpić do pracy.
- Nie przepraszasz! Nie może ci być go żal! - wydarł się na mnie człowiek, którego jeszcze przed chwilą uważałam za bardzo sympatycznego. - Bierzesz i ciągniesz! - pokazał mi jeszcze raz, co mam zrobić, ale tym razem mocniej. Tak mocno, że z ust Michała wydobyły się jęki.
- To ja już chyba nie chcę być tym królikiem... - wyszeptał. Delikatnie pociągnęłam jego nogę.
- Nie tak! Mocno! Bez litości! Bierzesz, ciągniesz! - ponownie zademonstrował mi to na biednym Bąkiewiczu.
- Ej ludzie, słyszeliście, że dzisiaj wieczorek zapoznawczy? - kucnął przy nas Pliński.
- Ale przecież my wszyscy już zdążyliśmy się poznać... - powiedziałam zdziwiona.
- Uuu, gdybyś ty wiedziała ile rzeczy o mnie nie wiesz... - przyłączył się Winiar.
- Data urodzenia 28 września 1983 roku, urodzony w Bydgoszczy, wzrost 2 metry, waga 82 kg, zasięg w ataku 355 cm, zasięg w bloku 332 cm, karierę zaczynałeś w Chemiku Bydgoszcz...
- Śledzisz mnie! - zapytał, kiedy szczęka wróciła mu na właściwe miejsce.
- Nie, wczoraj wieczorem uzupełniałam jakieś papiery z waszymi danymi... - wzdrygnęłam ramionami. Pan Tomasz wręczył mi jakieś kartki, bo twierdził, że może lepiej poradzę sobię w planowaniu, niż w masowaniu, bo tak niby to się nazywa. Masowanie... Ciągnięcie za nogę to masowanie...
     Wieczorem chłopaki powoli zaczęli przychodzić do Winiara, bo u niego miała odbyć się impreza. Jedyne co mogę stwierdzić po ich wejściu, to to, że rodzice ich kultury nie nauczyli. W brudnych i mokrych od śniegu butach deptali po idealnie białym dywanie Winiarskich. Nie dziwię się Dagmarze, że wolała na to nie patrzeć i poszła do koleżanki.
- Kto mi kurna wyważył drzwi?! - wrzasnął Michał z korytarza.
- Zator wchodził ostatni. - wzdrygnął ramionami Plina.
- Ty na serio uważasz, że on wyważyłby drzwi? - zapytał z niedowierzeniem Kłos.
- Jesteś ostatnią osobą, której mógłbym uwierzyć, jeśli chodzi o Zatiego... - mruknął Wini, cały czas trzymając kawał drewna.
- Niby dlaczego?
- Bo się z nim przyjaźnisz?
- Wcale się z nim nie przyjaźnię... Nie pamiętacie jak to było? - oburzył się Karol.
- Aaa, pamiętam. Byliśmy na takim zadupiu, że w hotelu nie mieli stołówki i papieru w kiblu, a jedyny Zator zabrał zapas kubków i talerzy na miesiąc.
- No, i dlatego z nim zamieszkałem... a potem to sam się do mnie uczepił i...
- To były czasy... Każdy chciał ze mną mieszkać... - rozmarzył się Paweł.
- Ale ja się nadal pytam, kto wyważył moje drzwi?! - nikt nie odpowiedział. - no dobra, to inaczej. Mały, Zator i Maja na 100 % tego nie zrobili bo są za słabi. Cupko, Aleks i Kłos są za głupi, Dante za wolny, Bąku za stary ... Pliński , cioto! - miałam kilka 'ale' co do jego słów, ale i tak mnie nie słuchał. Plina i Winiar zaczęli się trzaskać.
- Dobra sałatka! - wrzasnął z kuchni Zatorski. - Ale chyba się jeszcze nie zeżarła...
- Jak już to przeżarła chyba ... - poprawiłam go, za co zostałam rzucona wzrokiem wampira.
- Ja mówię tak, jak mi się podoba! - obraził się, a ja tylko przewróciłam oczami. Weszłam do salonu, gdzie chłopaki grali w Fifę.
- Ty wiśnio! - wydarł się Winiar, który właśnie grał z Plińskim, w ramach rewanżu za drzwi.
- Sam jesteś wiśnia, ziemniaku ...
- No weź go kurde kopnij w łyde! Noo, ładnie! .... No co sędzia?! Co widziałeś?! Nic nie było! - wrzeszczał Wini do telewizora. Po jego słowach Daniel wybuchnął głośnym śmiechem, po czym rzucił się na niego Michał, zaczęli się turlać po podłodze i zbili jakiś wazon.
- Ty pacanie! Dagmara mnie zabije! - powiedział, po czym ponownie zaczął bić środkowego.
- Aaaa! - z ust Pliny wydobył się bardzo niemęski i piskliwy głos.
- Proponuję wyjść. - powiedział Karol, a wszyscy się zgodziliśmy. - no czyli tak: nie ma żarcia, bo zjadł je Zator, nie ma konsoli, bo salon zajęty... Gramy w butelkę ? - zapytał obojętnie, i zaczęliśmy grać w tę prymitywną grę.
        Nagle do drzwi... Tfu! Do jakich drzwi, przecież ich tu nie było... Poprostu : do domu weszła .... policja?
- Dzień dobry. Dostaliśmy wezwanie. Ktoś powiedział, że z tego mieszkania dochodziły jakieś krzyki. Moglibyśmy przejść się po domu?
- Tak... - wyjękaliśmy. Policjanci zniknęli za rogiem, a po chwili wrócili z Danielem i Michałem. Popatrzyliśmy na nich niepewnie.
- Musimy zabrać panów na komisariat.
- Niby dlaczego?!
- Pobicie z wieloma obrażeniami i zdemolowanie domu, są według państwa normalne?
- W dodatku są pod wpływem alkoholu... - dodał drugi z policjantów.
- No dobra, ale jedziemy z panami. - powiedziałam stanowczo.
- A czy ja wyglądam na kierowcę autobusu?! - wydarł się facet w mundurze, kiedy rozejrzał się i zrozumiał ile nas tu jest.
- Okey, pójdziemy pieszo... - jęknęliśmy i wyszliśmy z domu.
____
Miałam taaakie wielkie wyrzuty sumienia za ostatni rozdział, że jak najszybciej tylko mogłam dodałam kolejny :D

Skierka wygrała ! :]

Jeszcze tylko wygra dzisiaj, w Reszowie i jadę do Bydgoszczy na mecz ^_^

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny i całkiem zabawny mam nadzieje że więcej takich będzie. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń