niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział XXVI

- Hej, a może im powiemy, że my nie ten...no wiesz... - podbiegł do mnie Bartosz K. , kiedy wracaliśmy ze stołówki.
- Po co? - wzdrygnęłam ramionami i ruszyłam do pokoju. Później wszyscy siatkarze poszli na Ceremonię Otwarcia. No, prawie wszyscy, bo Kurek czuł się tak fatalnie, że Anastasi powiedział, żebym miała na niego oko. Taak, jasne, i tak pójdę spać. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a po chwili w moim pokoju już zapaliło się światło.
- Ej, czaj jakie fotki zrobiłem! - zawołał uradowany Krzysiek.
- Obczaje jutro, teraz nie kontaktuje... - powiedziałam, przecierając oczy, ale to była jakby tylko zachęta dla Igły, bo przesunął mnie na koniec łóżka, rozłożył się wygodnie i włączył aparat.
- A to jest Zibi i Rucek. 
- No co ty.. Serio?!
- Pff, wogóle się nie znasz na fotografii... nie widzisz w jak artystyczny sposób zrobione jest to zdjęcie?
- Yyy nie? Ja tu widzę dwóch facetów, którzy wyglądają jakby się nachlali... do tego zrobiłeś pod światło...
- To tak miało być! - krzyknął, po czym spojrzał na wyświetlacz. - Od czego jest PhotoShop? - wyszczerzył się i chyba zrozumiał, że nie ma sensu gadać o fotografii z takim nieukiem jak ja.
     Rano odpuściłam dziewczynom trening, bo musiałam się porządnie wyspać. Wogóle, Londyn jakoś nie był taki jak Sofia. Może dlatego, że chłopaki czuli, że to nie ich impreza. Wiedzieli, że wrócą bez medalu, i żadne krzyki, prośby i błagania , nie mogły zmusić ich do wiary we własne możliwości. Nikt nie potrafił im uświadomić, że mogą zdobyć złoto, no i niestety. Stało się to, co stać się musiało. Odpadliśmy w ćwierćfinale, ale nie przez Rosję, tylko przez te cholerne Kangury. Tuż po meczu podbiegłam do nich i wszystkich przytuliłam. Było mi ich tak strasznie żal. Cały sztab, kibice na hali i ci przed telewizorami, czuli się strasznie, więc jak mogli czuć się oni? Zawiedli i zdawali sobie z tego sprawę. Nie odzywałam się do nich, bo wiedziałam, że to nie pomoże. Nie chcieli, żeby ich ochrzaniać, współczuć, czy pocieszać. Musieli się z tym pogodzić.
- Cholerna siatkówka... - klnął Bartek w autobusie, w którym jechałam razem z nimi. Noc po tym meczu nie była najprzyjemniejsza. Upili się tak, że następnego dnia nic nie pamiętali. Śniadanie odbyło się w żałobnej ciszy. Nikt nie chciał wspominać o tym ćwierćfinale.
- Ja już chcę wyjechać! - krzyknął załamany Pit.
       Ja nie chciałam... Wiedziałam, że jeśli wyjedziemy, już nigdy się nie zobaczymy. W trakcie posiłku, trener podszedł do nas i powiedział, że wyjeżdżają już jutro. Poczułam, jak coś stanęło mi w gardle, jak łzy napływają mi do oczu, aż wkońcu nie wytrzymałam. Zbyt długo hamowałam płacz. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że ludzie, dzięki którym wkońcu stałam się sobą jutro odjadą i od tego czasu będę mogła widzieć ich już tylko na ekranie telewizoru. Za rok nie będą już znali mojego imienia, i pozostanie mi zbieranie ich autografów na kartce.
- Maja, nie płacz... - pocieszali mnie wszyscy, choć doskonale wiedziałam, że czują to, co ja. - jeszcze się zobaczymy, zobaczysz!
       Rano spakowałam wszystkie rzeczy i jak najszybciej poszłam przed ośrodek. Na lotnisku pożegnałam się z całym sztabem. Wsiadłam do samolotu, i poleciałam, wiedząc, że to już koniec. Że znów wracam, do tej szarej rzeczywistości, od której nie ma ucieczki...
_____
A jednak jeszcze jeden rozdział przed zawieszeniem xD
Taaaaaki krótki :o
I pytanie. Co będzie dalej z Majką?! ; >

1 komentarz:

  1. Niezłe, niezłe ! Takie .. płaczliwe ... + tradycyjnie reklama musi być --> http://siatkowkaczylimarzeniagodnespelnienia.blogspot.com/ zapraszam !

    OdpowiedzUsuń