środa, 27 lutego 2013

Rozdział XXXV

- Cześć Dagmaruuś. Pięknie dziś wyglądasz... - Winiar strzelał wszelakie komplementy, które według niego, miały uchronić przed ochrzanieniem.
- Dlaczego. Zbiłeś. Mój. Wazon. - Dagmara nie mogła wytrzymać. To było widać. Miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na niego i wydrapie mu oczy. Postanowiłam wyjść z domu, bo wkońcu Nawrocki prosił mnie, żebym do niego wpadła. W ostatniej chwili podbiegł do mnie Oliwier i zabrałam go ze sobą, i chyba powinnam być z siebie dumna, bo biedne dziecko nie będzie musiało patrzeć jak jego ojciec umiera.
- Dzień dobry, prosił mnie Pan do siebie. - uśmiechnęłam się szeroko, gdy stanęłam w drzwiach siedziby trenera.
- A tak, musisz podpisać umowę, no nie? - podał mi kartkę, podpisałam i wtedy właśnie usłyszeliśmy trzask.
- Oli. - powiedzieliśmy równocześnie, znudzonym głosem. Pobiegłam za Panem Jackiem do pokoju, wypełnionego medalami, pucharami i dyplomami. Oliwier klękał przy rozbitym szkle.
- Winiarskii! - wydarł się mężczyzna. Miał to chyba opanowane do perfekcji, bo nie pierwszy raz musiał krzyczeć to nazwisko. - Ostatnim razem to był jakiś nieważny dyplom, ale to jest pierwszy puchar, który zdobyłem z drużyną! - prawie płakał nad przedmiotem.
- Przepraszam za niego, serio... - powiedziałam, kiedy powróciła mi mowa.
- Nie, spokojnie... Winiarscy już tak mają... to nie jest pierwszy rozwalony przedmiot przez Oliwiera albo Michała... Nie ma sprawy. - natychmiast zabrałam Oliego i wyszliśmy z budynku. Nie wiedziałam, czy wrócić z nim do domu, czy też nie. Dagmara zatarła już ślady zbrodni? Chyba niee.
- Idziemy do KFC? - zapytałam. W odpowiedzi usłyszałam kilkakrotne 'tak' i ruszyliśmy w stronę knajpki.

Tymczasem, u Winiara. Tak, przeżył. Cudem, ale przeżył...

Było ostro, serio, nigdy więcej nie zbiję wazonu Dagmary. Albo inaczej: nigdy więcej Plińskiego u mnie w domu, bo tego, że niczego nie zbiję, nie mogę obiecać. To jest już taka nasza rodzinna tradycja. Zawsze coś musimy zbić.
- Idę się przejść... - poinformowałem żonę, bo wolałem więcej nie podpadać. Nie odpowiedziała. Może to i dobrze. Po drodze do parku, spotkałem Karola i Zatora. Nie pytajcie, dlaczego chodzą razem do parku, bo nie znam na to odpowiedzi i nie chcę znać. Mogę wam tylko powiedzieć, że na 100 % nie są gejami, ale skąd mam takie informacje to już pozostawię sobię.
- Cześć Misiek, przeżyłeś? - zapytał mnie Paweł, szczerząc się.
- Nie. - odpowiedziałem, przewracając ślepiami. Tymi moimi, pięknymi ślepkami... Ech, i ta moja skromność... - a wy co, namierzacie? - mrugnąłem do nich okiem.
- Nie, szukałem Majki... - posmutniał Karol. No dobra, to teraz już wiecie;  Kłosik zakochał się w Majce. To takie piękne, że aż mógłbym rzygnąć. Nie musicie mówić, że jestem kulturalny, bo to też wiem.
- A ja chyba nawet wiem, gdzie ona może być... - powiedziałem, bo przypomniałem sobie, że przecież miała wpaść do Nawrockiego.

A niczego nieświadoma Maja...

Odprowadziłam młodego do domu, w którym tak na marginesie nie było Winiara (O.o). A jednak... Wiem, że powinnam teraz zbierać na kwiaty i czarne ciuchy, żeby przeżywać żałobę, ale jednak coś skusiło mnie, żeby pójść na halę i potańczyć. Dlaczego?! Ja, potańczyć?! Wzięłam torbę treningową, ciemne włosy związałam w kucyka, ubrałam biały T-shirt, krótkie spodnie, które zawsze biorę na trening, na nie jeszcze długie spodnie, bo wkońcu była zima i wybiegłam z domu. Weszłam na halę, na której zazwyczaj trenują siatkarze. Puściłam muzykę z komórki... No co? Nie jestem Igłą, żeby wszędzie brać ze sobą Bumboxa...
     Zaczęłam tańczyć hip hop, sama nie wiem czemu, bo akurat ten układ miałyśmy z jakiś dobry rok temu. Nie miałam pojęcia, dlaczego taniec sprawia mi tyle radości, skoro nigdy go nie lubiłam.

Wini, Karol, Zator ( oczami Kłosa).

- Jesteś pewien, że ona gdzieś tu będzie? - skrzywiłem się - tu chyba jest jakaś grupa taneczna. Słychać muzykę...
- To może popatrzymy? - poruszył brwiami Zati. Ruszyli w stronę hali, na której tańczyła biedna Maja.
- O kur...na. - otworzyłem usta z podziwu. Ona była taka piękna. Taniec sprawiał jej tyle radości, ile mi siatkówka. Tańczyła tak zawzięcie, ale równocześnie z wielką gracją, mimo, że był to hip hop. Jej brązowe włosy, posłusznie podążały za nią wszędzie, gdzie się tylko ruszyła. W jej oczach widziałem pasję. Wydawało się, że płonęły w radości. Miała takie wyćwiczone ciało, była perfekcyjna, idealna. I ty, głupi debilu myślisz, że ona się na ciebie spojrzy? Uderz się w ten cholerny łeb!
- Karol! - wrzasnął Michał i trzepnął mnie w czoło. Nie mówiłem serio, jeśli chodzi o ten łeb... Maja popatrzyła się na nas i natychmiast skończyła tańczyć.
- No ładnie, ładnie... ja się tu męczę w domu, a ty się świetnie bawisz? - zawołał Winiar. Dlaczego nie potrafiłem byc taki odważny jak on?! 

Michał.

I co ja mam mu poradzić? Chiałbym mu pomóc, ale dobrze wiem, że jestem jaki jestem (czyli że zajebisty), ale mimo wszystko, nie potrafię pomóc Karolowi. Bo niby jak? Co mam powiedzieć Majce? Przecież ona potrafi być taka ostra, że czasem aż się jej boję. No i jeszcze ta sprawa z Pitem i Bartkiem w Londynie... Kłos jest zbyt nieśmiały. A najbiedniejszy jestem ja, ale nie będę się nimi martwił, bo jeszcze dostanę zmarszczek, a tego bym sobie nie wybaczył.
________
Taki trochę namieszany rozdział, mało śmieszny, ale kiedyś trzeba napisać taki 'rozdział klucz' :D
Komentujcie! Możecie też krytykować, tylko ostrzegam, że dostaniecie Mikasą w łeb ; 3

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział XXXIV

- Ej, wy na serio twierdzicie, że dobrze idziemy? - zapytałam, kiedy już z jakąś godzinę szliśmy na ten cholerny komisariat.
- A co ja, nawigacja jestem?! Nie znam Częstochowy! - wrzasnął Bąku, a nam wszystkim ręce opadły.
- Po co my po nich wogóle idziemy?! Niech ich zamknął, zabiją, czy co tam chcą, ale po co tam my?! - użalał się Kłos i wcale się nie dziwie. 01.00 w nocy, zimno, pada śnieg, a my chodzimy bez celu po mieście.
- Mi jest zimno! Ja chcę kakałko! Mama zawsze mi dawała kakałko jak mi było zimno! - wyszeptał Zati.
- Umrzemy! Zasypie nas śnieg! - wrzeszczał Woik.
- Widze!!! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę światła. - A niee, to tylko spożywczy... - wszyscy westchęli, co wydało głos, jakby spuszczono z nich powietrze.
- Kupmy chociaż kakałko! - Zati zrobił maślane oczy.
- Ty cioto, i gdzie je sobie zrobisz!? - trzepnął go Wytze, który chyba pierwszy raz się odezwał.
- Na komisariacie... jeśli dojdziemy...
- Mnie bolą nogi i kręgosłup i mi jest zimno i ja chcę spaać! - marudził Cupko.
- Dobra baby, musimy znaleźć ten pieprzony komisariat! - wydarłam się, przywołując chłopaków do porządku. Szliśmy, szliśmy i... szliśmy, a komisariatu jak nie było tak nie było...
- Musze siku. - powiedział stanowczo Zator i poszedł za najbliższy mur. - Eeeej! - usłyszeliśmy jego głos. Nie potrafię określić, czy był to odgłos tryumfu, bólu, złości, czy czego tam jeszcze, ale wszyscy pobiegliśmy do Pawła.
- Ten debil znalazł komisariat! - Kłosowi aż nogi się ugięły.
- Dostanę za to kakałko, okey? - przytaknęliśmy i pobiegliśmy do budynku, niczym do oazy na pustyni. Otworzyliśmy drzwi i zaczęliśmy ciężko oddychać.
- Gdzie wy kurna tyle byliście?! - wydarł się Winiar.
- Nie pytaj. Może ich pan już wypuścić? - westchnęłam.
- Oczywiście, że nie.
- Słucham?! Wleczemy się tu godzinę, marzniemy, głodujemy, a pan mi mówi, że ich nie wypuści?! - wkurzyłam się, a kilka siatkarzy parsknęło śmiechem, za co dostało ode mnie w piszczel. Facet wyszedł na chwilę, mówiąc, że idzie po kawę.
- A moje kakałko? - Zati był bliski płaczu, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
- Maja, zrób coś! - prosił mnie Wini.
- Ostatni raz ci ratuję dupę. Ostatni! - powiedziałam szybko, kiedy do pomieszczenia wszedł drugi policjant. - Panie władzo... - wydusiłam z siebie łzy. Całe szczęście, że tak potrafiłam! - Niech pan wypuści mojego brata! Przyznaję, jest czasem nadpobudliwy i lekkomyślny, ale tylko jego mam! - wrzeszczałam błagalnie. - Mama umarła, kiedy miałam 3 lata i tylko on się mną zajmował! Pan go nie może zamknąć! - zakończyłam pięknie przecierając oczy, przez co zrobiły się całe czerwone. Nie chciałam widzieć nawet min siatkarzy. Widziałam tylko, że policjant jest naiwny i nabrał się na moją gadkę. Wypuścił siatkarzy i ruszyliśmy w stronę domu.
- Ale ty byłaś... - zaczął Wini, ale nie skończył, bo walnęłam go w ramię. - Ale ty...
- Jeszcze słowo i sama dopilnuję, żebyś gnił w tym więzieniu. Jeszcze się odezwij. - powiedziałam, nawet nie patrząc na chłopaków.
- Stary... a jak schowasz wazon przed Dagmarą? - przypomniał Szampon, a Michał aż stanął.
- Ja chyba jednak wolę siedzieć za kratkami... Albo nie! - olśniło go. - Majuuś? - no pewnie, bo Majka jest głupia, i wszystko zwali na siebie. No ba ...
- Spadaj, limit pomocy już się skończył.
- To może kup jej taki sam wazon? - zaproponował Woik.
- To jest wazon z Indii!!! - wydarł się bezradnie Winiar.
- A co z moim kakałkiem? - przypomniał Zati.
- Twoje kakałko jest teraz najmniej ważne...
- Jak mi dacie kakałko to wam pomogę! - wrzasnął obrażony. Weszliśmy do domu. Siatkarze pobiegli odmrażać sobie stopy, a ja zrobiłam Pawełkowi to jego wymarzone kakałko.
- Eeech. - rozmarzył się. - No, teraz to wam mogę pomóc!
- Niby jak? - zapytał Winiar, zrezygnowany.
- Jeszcze nie wiem. - spuścił głowę. Postanowiliśmy olać Zatora, bo przecież on i tak nic nie wymyśli.
- Stary, a kto jej wogóle przywiózł ten wazon? - zapytał ze współczuciem Mario.
- Moja teściowa. - zapiszczał Michał.
- Uuu, Dagmara cię powiesi, a teściowa utnie głowę. - Bąku teatralnie poklepał kolegę po plecach.
- Rezerwuję miejsce w pierwszym rzędzie na egzekucji! - krzyknęłam, podnosząc rękę. Chłopaki rozeszli się do domów, Wini wstawił drzwi na swoje miejsce i poszedł spać.
        Rano, a raczej nie wiem, czy to jeszcze nie była noc, do pokoju wbiegł Michał.
- Majka, szybko, musimy wyjechać zanim przyjedzie Dagmara! - wyciągał mnie z łóżka.
- Debilu, usnęłam o 2.00, teraz jest 4.00 . Ogarniasz? - ziewnęłam, a Wini wyszedł z pokoju. Szybko wbiegłam pod kołdrę i delektowałam się ciepłem łóżka.
- Nie chcesz po dobroci, to zrobimy po mojemu. - powiedział Winiar, a po chwili miałam na głowie garść śniegu. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona... chociaż nie, bo przecież śnieg jest zimny...
        Powlekłam się do łazienki. Nawet nie zjadłam śniadania, bo przecież Dagmara wróci o 4.00 nad ranem.
- Masz ten plan treningów? - jakże ciepło powitał mnie fizjoterapeuta. Podałam mu zmoczone kartki, które zostały napadnięte przed Winiara, w drodze do samochodu. Dzisiaj dostałam pozwolenie, żeby już samej zajmować się chłopakami, więc czy tego chcieli, czy też nie, musiałam na kimś ćwiczyć. Podeszłam do Michała W., który wygodnie rozłożył się na podłodze.
- Kac? - zapytałam, a raczej stwierdziłam.
- Jaki kac?! Też mam prawo do kontuzji! - wydarł się i teatralnie chwycił za plecy.
- Jasne..
- Dwa piwa wypiłem! Dwa!
- No to chyba jeszcze na trzeźwo... - powiedziałam. Winiar zaczął przecząco kręcić głową. - Aha, zapomniałam ci powiedzieć, że zadzwoniłam do Dagmary. - mrugnęłam do niego, kładąc mu moje kolano na rękę. Przypadkowo! Z jego ust wydał się długi jęk. W tej chwili podszedł do nas trener Nawrocki.
- Maja, jak będziesz miała chwilę, to podejdź do mnie okey?
- Jasne. - uśmiechnęłam się. - To na czym stanęliśmy? - zapytałam Michała.
- Na mojej ręce. - wyjęczał, a kiedy podniosłam kolano, odetchnął z ulgą. - Po jakiego grzyba dzwoniłaś do Dagmary?!
- Drugie przykazanie siatkarskie : Nie wyzywaj nazwiska Wojtka Grzyba na daremno... - próbowałam uciec od odpowiedzi. Widząc jego wzrok, wkońcu się poddałam. - No ale nie była aż tak wkurzona...
- Serio?! - krzyknął z nadzieją. - Co powiedziała?!
- Że... masz... przejebane? - powiedziałam i zaczęłam uciekać.
______________
Nie komentujecie, nie dodajecie się do obserwatorów, chyba kończę to opowiadanie ; c

Life is brutal ... ;(

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XXXIII

- Bierzesz mu nogę i przekładasz tutaj, widzisz? I ciśniesz. Teraz twoja kolej. - tłumaczył mi Pan Tomasz, który był aktualnym fizjoterapeutom. Zwolnił mi Michała Bąkiewicza, który zgodził się być królikiem doświadczalnym.
- Przepraszam... - wyszeptałam i chciałam przystąpić do pracy.
- Nie przepraszasz! Nie może ci być go żal! - wydarł się na mnie człowiek, którego jeszcze przed chwilą uważałam za bardzo sympatycznego. - Bierzesz i ciągniesz! - pokazał mi jeszcze raz, co mam zrobić, ale tym razem mocniej. Tak mocno, że z ust Michała wydobyły się jęki.
- To ja już chyba nie chcę być tym królikiem... - wyszeptał. Delikatnie pociągnęłam jego nogę.
- Nie tak! Mocno! Bez litości! Bierzesz, ciągniesz! - ponownie zademonstrował mi to na biednym Bąkiewiczu.
- Ej ludzie, słyszeliście, że dzisiaj wieczorek zapoznawczy? - kucnął przy nas Pliński.
- Ale przecież my wszyscy już zdążyliśmy się poznać... - powiedziałam zdziwiona.
- Uuu, gdybyś ty wiedziała ile rzeczy o mnie nie wiesz... - przyłączył się Winiar.
- Data urodzenia 28 września 1983 roku, urodzony w Bydgoszczy, wzrost 2 metry, waga 82 kg, zasięg w ataku 355 cm, zasięg w bloku 332 cm, karierę zaczynałeś w Chemiku Bydgoszcz...
- Śledzisz mnie! - zapytał, kiedy szczęka wróciła mu na właściwe miejsce.
- Nie, wczoraj wieczorem uzupełniałam jakieś papiery z waszymi danymi... - wzdrygnęłam ramionami. Pan Tomasz wręczył mi jakieś kartki, bo twierdził, że może lepiej poradzę sobię w planowaniu, niż w masowaniu, bo tak niby to się nazywa. Masowanie... Ciągnięcie za nogę to masowanie...
     Wieczorem chłopaki powoli zaczęli przychodzić do Winiara, bo u niego miała odbyć się impreza. Jedyne co mogę stwierdzić po ich wejściu, to to, że rodzice ich kultury nie nauczyli. W brudnych i mokrych od śniegu butach deptali po idealnie białym dywanie Winiarskich. Nie dziwię się Dagmarze, że wolała na to nie patrzeć i poszła do koleżanki.
- Kto mi kurna wyważył drzwi?! - wrzasnął Michał z korytarza.
- Zator wchodził ostatni. - wzdrygnął ramionami Plina.
- Ty na serio uważasz, że on wyważyłby drzwi? - zapytał z niedowierzeniem Kłos.
- Jesteś ostatnią osobą, której mógłbym uwierzyć, jeśli chodzi o Zatiego... - mruknął Wini, cały czas trzymając kawał drewna.
- Niby dlaczego?
- Bo się z nim przyjaźnisz?
- Wcale się z nim nie przyjaźnię... Nie pamiętacie jak to było? - oburzył się Karol.
- Aaa, pamiętam. Byliśmy na takim zadupiu, że w hotelu nie mieli stołówki i papieru w kiblu, a jedyny Zator zabrał zapas kubków i talerzy na miesiąc.
- No, i dlatego z nim zamieszkałem... a potem to sam się do mnie uczepił i...
- To były czasy... Każdy chciał ze mną mieszkać... - rozmarzył się Paweł.
- Ale ja się nadal pytam, kto wyważył moje drzwi?! - nikt nie odpowiedział. - no dobra, to inaczej. Mały, Zator i Maja na 100 % tego nie zrobili bo są za słabi. Cupko, Aleks i Kłos są za głupi, Dante za wolny, Bąku za stary ... Pliński , cioto! - miałam kilka 'ale' co do jego słów, ale i tak mnie nie słuchał. Plina i Winiar zaczęli się trzaskać.
- Dobra sałatka! - wrzasnął z kuchni Zatorski. - Ale chyba się jeszcze nie zeżarła...
- Jak już to przeżarła chyba ... - poprawiłam go, za co zostałam rzucona wzrokiem wampira.
- Ja mówię tak, jak mi się podoba! - obraził się, a ja tylko przewróciłam oczami. Weszłam do salonu, gdzie chłopaki grali w Fifę.
- Ty wiśnio! - wydarł się Winiar, który właśnie grał z Plińskim, w ramach rewanżu za drzwi.
- Sam jesteś wiśnia, ziemniaku ...
- No weź go kurde kopnij w łyde! Noo, ładnie! .... No co sędzia?! Co widziałeś?! Nic nie było! - wrzeszczał Wini do telewizora. Po jego słowach Daniel wybuchnął głośnym śmiechem, po czym rzucił się na niego Michał, zaczęli się turlać po podłodze i zbili jakiś wazon.
- Ty pacanie! Dagmara mnie zabije! - powiedział, po czym ponownie zaczął bić środkowego.
- Aaaa! - z ust Pliny wydobył się bardzo niemęski i piskliwy głos.
- Proponuję wyjść. - powiedział Karol, a wszyscy się zgodziliśmy. - no czyli tak: nie ma żarcia, bo zjadł je Zator, nie ma konsoli, bo salon zajęty... Gramy w butelkę ? - zapytał obojętnie, i zaczęliśmy grać w tę prymitywną grę.
        Nagle do drzwi... Tfu! Do jakich drzwi, przecież ich tu nie było... Poprostu : do domu weszła .... policja?
- Dzień dobry. Dostaliśmy wezwanie. Ktoś powiedział, że z tego mieszkania dochodziły jakieś krzyki. Moglibyśmy przejść się po domu?
- Tak... - wyjękaliśmy. Policjanci zniknęli za rogiem, a po chwili wrócili z Danielem i Michałem. Popatrzyliśmy na nich niepewnie.
- Musimy zabrać panów na komisariat.
- Niby dlaczego?!
- Pobicie z wieloma obrażeniami i zdemolowanie domu, są według państwa normalne?
- W dodatku są pod wpływem alkoholu... - dodał drugi z policjantów.
- No dobra, ale jedziemy z panami. - powiedziałam stanowczo.
- A czy ja wyglądam na kierowcę autobusu?! - wydarł się facet w mundurze, kiedy rozejrzał się i zrozumiał ile nas tu jest.
- Okey, pójdziemy pieszo... - jęknęliśmy i wyszliśmy z domu.
____
Miałam taaakie wielkie wyrzuty sumienia za ostatni rozdział, że jak najszybciej tylko mogłam dodałam kolejny :D

Skierka wygrała ! :]

Jeszcze tylko wygra dzisiaj, w Reszowie i jadę do Bydgoszczy na mecz ^_^

Rozdział XXXII

     Otworzyłam oczy.
- Gdzie ja... - nie dokończyłam, bo zobaczyłam światła, kibiców i twarz... Karola Kłosa? Czyli to znaczy, że Winiar wcale się o mnie nie martwił? Uuu, my sobie porozmawiamy... Nagle poczułam potworny ból. Popatrzyłam na swoją prawą rękę. Miałam wrażenie, jakby coś mi ją rozrywało. Nagle zobaczyłam igłę w rękach któregoś z lekarzy i zaczął mi zakładać szwy. Na żywca?! Czy ja wyglądam na Gołote?!
- Żyjesz? - zapytał Karol. W jego oczach widziałam strach. Chyba bał się bardziej ode mnie. Nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam zaciskać zęby, żeby jakoś poradzić sobie z tym okropnym uczuciem. Wkońcu założyli mi bandaż i kazali usiąść na krześle, bo nie dałam się namówić, aby wrócić do szatni. Z czasem przestałam czuć prawą dłoń, nie wiem, czy to przez jakieś leki, czy poprostu ją straciłam. Co mi się wogóle stało? Popatrzyłam na palec, cały owinięty białym materiałym... A raczej już nie białym...
- A czy to ma być czerwone? - zapytałam obojętnie, a ktoryś z lekarzy podbiegł do mnie wystraszony. Po jego minie, wiedziałam, że nie jest dobrze. - Co jest z palcem? - zapytałam, choć wcale nie chciałam znać odpowiedzi.
- Powiedzieć ci prawdę? Ucięłaś sobie go... - ahaa, chyba nie chciałam jednak wiedzieć.
- I on potem tak śmiesznie wisiaaał!!! - podleciał do nas zafascynowany Winiar. - a potem zaczęło tryskać krwią! Joooo! Normalnie jak w horrorze nie? - kontunuował swoją wypowiedź, a mi zrobiło się słabo. Teraz już wszystko wiem...
- Uwaga! - wrzasnął Olek Recydywista. - ściągam bandaż! Tylko dla ludzi o mocnych nerwach! - po jego słowach, Michał podleciał do niego i zaczął dokładnie przyglądać się mojej dłoni. Ja tylko modliłam się, żeby nie wyglądało tak jak bolało, ale skoro bandaż ściąga mi sam Zabójca, to czego ja się mam spodziewać?! Mimo wszystko przypatrywałam się ręce. Wkońcu moim biednym oczom ukazal się palec... Chyba, bo nie wyglądal jak palec.
        Na zgięciu zobaczyłam dużą, czarno- czerwoną dziurę, która mimo zszycia nadal była bardzo widoczna. Nitki, które trzymały palec przy życiu wystawały na wszystkie strony. Było ich może z 13. W miejscach, które nie utonęły jeszcze we krwi, widać było bladą, martwą skórę. Czerwona ciecz nadal sączyła się z rany, nie zważając na bandaże, wodę, maście i opatrunki. Na podłodze ponownie ukazała się kałuża tej okropnej substancji. W powietrzu unosiła się woń krwi.
        To ciągnęło się w nieskończoność. Lekarze nie wiedzieli, co zrobić z palcem, jak zatamować krwotok. Najłatwiejsze byłoby poprostu go uciąć. Po chwili straciłam w nim czucie. Momentalnie przestałam czuć piekielny ból, który rozsadzał mnie od środka. Poczułam wielką ulgę, ale też niepokój.
- Idźcie grać. - powiedziałam, kiedy zobaczyłam, że kilka siatkarzy zebrało się obok mnie.
       Nie pograli długo. Chwilę później, Winiarowi coś stało się w plecy. Nie zwracając uwagi na palec, pobiegłam do niego jak najszybciej mogłam.
- Idź... - wyjęczał. - ... usiąść... - powiedział to straaasznie śmiesznym głosem. Jak z jakiegoś horroru. Wiecie; ręka wystająca z trumny itp, itd...
      Znieśli go do szatni, a ja poszłam za nimi, nie tyle z własnej woli, co mnie do tego zmusili. Rozmowa nam się za nic nie kleiła. Wyglądała mniej więcej tak:
- Boli cię?
- Nie, a ciebie?
- Nie.
        A tak na serio, to bolało bardzo. Nawet nie wiem ile razy lekarze zmieniali mi opatrunek. Wkońcu weszli siatkarze. Nie zwróciłam uwagi na to, że gapię się prosto na klatę Zatiego.
- Co sie tak na mnie patrzysz?! - wydarł się, a wszyscy podskoczyli. - najpierw mnie nachodzi w nocy, a teraz ... Wszyscy jesteście okrutni... - po jego słowach, bez problemu mogę stwierdzić, że on jednak ma depresję. - Nikt mnie nie kocha... - tak, ma depresje.
- Ja cię kocham! - krzyknął Kłos i zaczął go czochrać po włosach. A raczej nie czochrać, bo nie było co.
                                                                        * * * *
- Tu będziesz mieszkać. Może być? - zapytał Winiar, zapraszając mnie do białego pomieszczenia, w którym wisiały plakaty Ronaldo, Realu, wszelkie szaliki, koszulki.
- Taa... - wydukałam z siebie, krzywiąc się na widok wystroju tego wnętrza... Ludzie, ja jestem kibicem Barcy! Ale nie było co wydziwiać, bo wkońcu Michał zabrał mnie do siebie z własnej woli.
- O! Przyszła Dagmarka z Olim, chodź, poznasz ich! - pociągnął mnie za rękę i zbiegł po schodach. Kiedy tylko zobaczył swoją żonę, zaczął ją przytulać, całować i Bóg wie co jeszcze. Oliwier dziwnie mi się przyglądał.
- Oli, to jest Maja. Będzie z nami mieszkać. - powiedział Wini, najbardziej przekonująco jak tylko umiał.
- Aha. - powiedział obojętnie. Przywitałam się z Dagmarą, której szczerzze mówiąc obawiałam się, bo z tych słitaśnych opowieści Michała wynikało, że się nie dogadamy. No i jeszcze te wszystkie grośby siatkarzy 'Bo powiem Dagmarce... '
- Dzień dobryy... - powiedziałam niepewnie, ale pochwili moja niepewność zniknęła, bo żona Winiego okazała sie bardzo sympatyczna. Kamień z serca!
        Następnego dnia, pojechaliśmy do klubu. Nie miałam pojęcia, dlaczego wszyscy śmieją się na mój widok. A może to tu normalne?
- Winiar... - powiedział błagalnym tonem trener Nawrocki.
- No co? - wzdrygnął ramionami.
- Zdejmij jej to...
- No Jezuu... - mruknął pod nosem i zaczął mi coś odczepiać z kurtki. Odwróciłam się i zobaczyłam duuuużo tejpów, które chyba przed sekundą zostały mi odczepione.
- No weź... - jęknął któryś z lekarzy. - znowu będziemy musieli dokupić nowe tejpy...
- Maja! - krzyknął trener. - Patrz i się ucz! - pokazał palcem na aktualnego fizjoterapeutę. Nie wiem, czy ja chcę ich tak wyginać...
___________
To jest serio najgłupszy rozdział jaki napisałam O.o
Następny będzie lepszy, dłuższy i śmieszniejszy, obiecuję, bo jutro siedzę calutki dzień w domku ;)

A jeśli chodzi o rękę Majki to ja miałam to samo <3 No, prawie :D
I rada dla ludzi, którzy niedawno kupili sb Xboxa :
Przed rozpoczęciem gry, zdejmij lampę! Serio O.o

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział XXXI

- A gdzie jest moja wspaniała współlokatorka? - darł się Chajzer, w drodze do autobusu, który miał nas zawieźć na mecz charytatywny. O Boże, jakie szczęście, że ja jadę z Reprezentacją, a nie Skrą... Jak najszybciej pobiegłam do autokaru. Winiar siedział na stopniu pojazdu i kończył jeść hot doga, bo kierowca nie chciał go wpuścić z jedzeniem.
- Wini, przepuść mnie! - wydarłam się nerowo.
- Hmm... pomyślmy... - przedłużał jak najbardziej umiał. - A co ja z tego będę miał? - popatrzyłam na swoją torbę treningową, w której znajdował się zapas wszelakich batonów, który starczyłby mi spokojnie na miesiąc. No co? Nie wiadomo, kiedy spadnie na nas wielki meteoryt, a wtedy ja będę stała na szczątkach tych prymitywnych ludzi, którzy oficjalnie każą się nazywać 'siatkarzami' i będę zżerała batony. Buahahah! A dobra, ja mam teraz ważniejsze sprawy, niż meteoryt...
- Dam ci 3Bita!
- E tam, nie lubie...
- No to Liona! - powiedziałam nerwowo.
- Ooo! ... Ale jestem uczulony na orzechy...
- Snickers?
- Mam aparat na zębach, więc nie mogę ... - powiedział smutnie, a ja zaczęłam się wkurzać.
- No to co ty kurde chcesz?! - wydarłam się.
- A masz chusteczkę? - powiedział błagalnym tonem.
- Dam ci chusteczkę i mnie przepuścisz?! Nie mogłeś tak od razu?!
- Lubię cię wkurzać. - wyszczerzył się i zaczął pociągać nosem. Wyciągnęłam paczkę i podałam. - Co to ma być? - skrzywił się. - Ja jestem jednym z najlepszych siatkarzy w Polsce, gram w klubie, który w zeszłym roku był wicemistrzem, gram w podstawowej szóstce w Reprezentacji, zarabiam tyle, że nie dorastasz mi do pięt (w dosłownym znaczeniu również) , a ty mi dajesz chusteczki, za 1,50 zł ?! - po jego słowach, ręce mi opadły.
- A te mogą być? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, wyciągając chusteczki z nadrukiem Kubusia Puchatka. Nie pytajcie mnie jak one znalazły się w mojej torbie, bo sama nie wiem.
- Noo! Te to widać, że jakieś droższe!
       Weszłam jak najszybciej do pojazdu, i bezpiecznie usadowiłam się na fotelu. Pf! Bezpiecznie, chciałoby się!
- Ooo! A ja ciebie nie mogłem znaleźć...
- Ale co Pan tu... Jak... Dlaczego... - zaczęłam się miotać jak ryba, która została wyciągnięta z wody.
- A, pomyślałem sobie, że w jedną stronę pojadę z reprezentacją, a w drugą ze Skrą. - wyszczerzył się Chajzer. Kuurde, jak on mnie wnerwiaał!
       Kiedy wkońcu dojechaliśmy, stanęłam przed szatnią Repry.
-  I ja mam tu niby wejść? - zapytałam się siebie. No i weszłam. Usiadłam na najbliższej ławce. Tyle klat chyba nigdy nie widziałam. Dostanę oczopląsu!
- I'm sexy, and I know it! - darli się wszyscy siatkarze, a ja patrzyłam się na nich jak na hefalumpy. Jest tylko jedno 'ale' - ja nie widziałam hefalumpów. No cóż, ale siatkarzy śpiewających i tańczących do tej piosenki też jeszcze nie widziałam. Kiedy wyszli, mogłam spokojnie się przebrać. Wszyscy wyszliśmy na halę, gdzie Dżej Dżej, po 'mistrzowsku' odbijał piłkę. Nagle zaczął skakać i piszczeć.
- A jemu co? - zapytałam nerwowo.
- A nic... - powiedział znudzony Mariusz. - Ten osobnik właśnie zrobił wielki krok, dla swojego gatunku (DżejDżejowus prymitywus).- przerwał, bo paru siatkarzy wybuchnęło śmiechem. - Odbił piłkę nad głową... 10 razy? Wcześniej było to nieosiągalne. Samiec pobił właśnie rekord życiowy. - powiedział głosem botanika.
- A dlaczego on serwuje z linii 3 metra? - zapytałam zdziwiona.
- Eee... - zaciął się Szampon. - no wiesz, chłopak pierwszy raz ma Mikasę w ręku...
- Chłopaki, wygraliśmy... - powiedziałam do Reprezentacji, nie odrywając wzroku od Janowicza.
      Zaczęliśmy grać. Znaczy - zaczęli grać, bo mnie trener nie wystawił... Do czasu... Wkońcu zmieniłam Piotrka Gruszkę. Zmieniłam legendę polskiej siatkówki?! Ja?!
       No cóż, nie można się wykłócać, więc weszłam i robiłam swoje... a raczej nie swoje, bo teraz moim zadaniem będzie wyginanie siatkarzy... Nie skończyłam zbyt dużo piłek, mało przyjmowałam. Szczerze mówiąc, byłam tu niepotrzebna, ale co tam, zawsze mogę się pocieszyć, że są gorsi... Np. Dżej Dżej . Nie no, Jerzyk ładnie gra. No to Chajzer! A dobra, pocieszyłam się. Jednak nie jestem taka zła. Wkońcu mogłam się wykazać, bo piłka, po złym przyjęciu Zatiego, leciała w stolik komentatorów. Pobiegłam po nią i odbiłam, uderzając przy tym z całej siły, prawą ręką w stół. Cała ręka okropnie nie bolała. Zacisnęłam ją drugą dłonią, ale zauważyłam, że ta, robi się cała czerwona od krwi. Przerażona puściłam kończynę, i właśnie wtedy, uciął mi się film.
______
No powiedzmy, że było te 15 komentarzy... POWIEDZMY :D (bo połowa to były moje odpowiedzi ;] )
W następnym rozdziale będzie trochę 'z życia wzięte' , bo to, co się wydarzy z tą ręką to się wydarzyło na serio ... no, prawie na serio ^_^

Lubię wkurzać ludzi : teraz znowu - 15 komentarzy i kolejny rozdział xD ( nie liczą się odpowiedzi i moje komentarze :) )

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział XXX

- Wygląda na to, że będziemy razem mieszkać! - zawołał uradowany Zygmunt Chajzer. Jak ja się cieszę i chyba już nawet wiem, komu powinnam podziękować. Uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam w stronę drzwi.
- Już idziesz na kolację? - głos tego faceta jakoś dziwnie mnie wkurzał, nie ma bata, żebym wytrzymała z nim do jutrzejszego meczu. A co do pytania mojego wspaniałego współlokatora : Nie, idę zabić Plińskiego i Winiaraskiego.
- Winiarski! - wydarłam się, kiedy stanęłam w pokoju numer 19. Rzuciłam się na niego, i przydusiłam go do podłogi. - Zabiję cię za to!
- Umowa jest taka ... - w drzwiach od dłuższego czasu stał Mariusz Wlazły. - Nie powiem nic Dagmarze, jeśli pożyczysz mi skarpety. - splótł ręce na klatce piersiowej i czekał na odpowiedź, której się nie doczekał, bo musiałam dokończyć zabijanie Michała.
- Dalej brutale, na kolację! - wydarł się Daniel.
     Po długiej kolacji, chcąc nie chcąc musiałam wkoczyć na teren zaminowany przez osobnika Z.C. Położyłam się do łóżka, ale nie ma szans, żebym zasnęła. Ten facet tak charpie, że najchętniej wyrzuciłabym go przez okno. Postanowiłam iść do Winiara, bo to przez niego muszę spać z Chajzerem.
- Michał ... - wyszeptałam, kiedy stanęłam w pokoju.
- Niee!! Ja jestem młody! I piękny! Nie chcę jeszcze umierać! Ja nic nie mam! Wszystko oddałem Plińskiemu, jak graliśmy w pokera! Nie zabijajcie mnie! - darł się Zatorski, a ja zapaliłam światło. Paweł siedział na Karolu. - Czyli to ty chciałaś mnie zabić? - przymknął oczy i spojrzał się na mnie spode łba.  - Nigdy ci tego nie wybaczę! To nie moja wina, że jestem taki piękny! Nie musicie mi odbierać przez to życia! Ja też mam prawo do normalności! - darł się, a ja przysłuchiwałam się jego jękom ze zdziwieniem.
- Masz depresję? - zapytałam. Wcale nie chciałam go urazić!
- A czy wyglądam na człowieka w depresji?! - krzyknął bezradnie, po czym zrobił się cały czerwony i zaczął rwać sobie włosy z głowy. Gdyby był kobietą, zapewne miałby rozmazany makijaż i siano zamiast włosów... Ale Zati oczywiście był stu-procentowym mężczyzną. Popatrzyłam na Karola. Paweł darł mu się do ucha, a ten spał jak dziecko...
- Bo on ma zatyczki w uszach ... - wytłumaczył Zatorski, i zmierzył mnie wzrokiem. Chyba mnie nie polubił...
- Kurna, spać człowiekowi nie dadzą... - do pokoju wszedł wkurzony Plina. - Paweł, znowu ci się śniło, że Święty Mikołaj nie przyniósł ci zdelnie sterowanego samochodu? - ziewnął.
- Ooo! Wreszcie możesz się przydać! - krzyknęłam w stronę Daniela. - weź z mojego pokoju Chajzera. Nie wiem, połóż go na korytarzu, schowaj do torby, wyrzuć przez okno ... masz go zabrać! - Pliński nic sobie z tego nie zrobił, tylko wyszedł z pokoju i poszedł spać dalej. No Maja, to sobie pospałaś! Pochodziłam sobie trochę po korytarzu, kiedy dorwał mnie Anastasi.
- Załatwiłem ci pracę w sezonie ligowym!
- Gdzie?
- W Skrze! - był tak uradowany, że myślałam, że zaraz uwiesi mi się na szyję.
- W Skrze?! - wydarłam się.
- Tak. Jako fizjoterapeutka! - noo, jeszcze czego?! Mam zajmować się facetami, którzy nie mają własnych skarpet, za to mają zaawansowaną depresję, a w koszmarach śni im się Święty Mikołaj...
- Super! - jestem w bagnie ... - A gdzie będę mieszkać?
- Winiar powiedział, że odda ci jeden pokój.
- Świetnie! - masakra ... Przed wejściem do pokoju, weszłam jeszcze do Kłosa i Zatora, żeby pożyczyć od nich zatyczki do uszu.
- Jak spałaś? - zapytał Chajzer, z tym swoim bananem, który nie znikał z jego twarzy. Podniosłam kciuka do góry, nawet nie otwierając oczu. Nagle do pokoju wleciał Winiar, Bąku, Mario, Woik... a, nie będę wszystkich wymieniać - cała Skra.
- No to gratulacje! - wydarł się Michał i dodał mi na ucho, po czym się wyszczerzył. - Tak na marginesie, ostatni fizjoterapeuta się zapowietrzył, jak się witał z Cupko...
___________
A Chajzera się nie spodziewaliście. HA! :D
PS. Chciałam was utrzymać dłużej w niepewności i dodać ten rozdział jutro, albo pojutrze, albo za tydzień... ale nie, jednak nie :>

UWAGA! < sprawdzimy jak kochacie mego bloga :D > Następny rozdział dodam dopiero, kiedy będzie pod tym rozdziałem conajmniej 15 komentarzy . < nie, nie można komentować dwa razy>

I nie myślcie, że się złamię ! Buahaha !



środa, 20 lutego 2013

Rozdział XXIX

- No, to jest Bąku, Mario, Zati, Woik, Plina... - zaczął mi tłumaczyć Winiar, jakbym nigdy nie oglądała meczu siatkówki.
- Kłos! - wydarł się Anastasi, kiedy siatkarz powoli wszedł na halę. - albo się ogarniesz, albo jutro nie grasz! - Karol mało robił sobie z trenera. Usiadł na ławce, w takiej pozycji, w jakiej spotkałam go na początku.
- No bo kurde, zamiast zagadać to siedzi tu, ciota jedna... - skomentował Plina, czym mnie wogóle do siebie nie przekonał.
- Prymitywne neandertalczyki.. - mruknęłam pod nosem.
- Ej, ej, ej! Znamy się od pół godziny, a ty mnie już od małpy wyzywasz?! - oburzył się Daniel, i już chciał się na mnie rzucić, ale przerwał mu Winiar.
- Gdybyś ty wiedział co ona robi przy dłuższej znajomości...
- Co robię? - zdziwiłam się.
- No jak to co?! A co było z Pitem i Bartkiem? - powiedział, po czym zaczął robić wszelkie dziwne miny, które miały niby opisać to, co z nimi robiłam.
- Aż z dwoma?! - wydarł się Pliński.
- Noo, i mówiła że było bardzo fajnie. - mrugnął Michał i kontynuował swój teatrzyk min.
- Nie mówiłam! - próbowałam się bronić, ale właśnie widzicie jak mi to szło.
- Ja ci czytam w myślach, złotko. - za ten tekst postanowiłam sięgnąć do koszyka z piłkami i rzucić go w łeb. Tak też zrobiłam, ale nie wyszło, bo przyjmujący złapał piłkę i uderzył mnie w czoło.
- Odwal się, bo zaraz wydłubię ci te śliczne paczadła, i połamię te zgrabne nogi!! - krzyknęłam wkurzona.
- Ech, czyli jednak uważasz, że jestem przystojny... - pogładził się po włosach. Usiadłam obok Karola, bo postanowiłam, że tam będzie cisza i spokój. I tak też było... no, do czasu.
- Mała! - krzyknął Wini.
- Co? - odpowiedziałam równo z ... Woikiem?
- Woik, czy ty czujesz się kobietą? - Bąku spojrzał się na niego z niedowierzeniem.
- Zawsze wiedziałem , że on jest obojniakiem! - olśniło Plinę. Wkońcu zaczęliśmy grę. No nareszcie! Byłam w drużynie z Danielem, Winiarem i paroma innymi chłopakami. Trener chyba zrobił to specjalnie...
- Paweł! - Michał zwrócił się do Woickiego, który skoczył właśnie do niezbyt udanego bloku. Ten spojrzał się na niego z nadzieją i radością w oczach. - Pij mleko, będziesz wielki! - krzyknął, przybił głośną piątkę z Plińskim, a Mały wrócił na swoje miejsce zawiedziony.
- Karol, czy ty zamierzasz dzisiaj zagrać?! - wydarł się bezradnie Andrea.
- Idę.. - pierwszy raz usłyszałam, kiedy się odezwał. Wszedł na boisko, ale dobrze wiedziałam, że wcale nie pomoże nam wygrać.
- Czy ty mi powiesz, co jest temu Karolowi?! - wydarłam się do Michała, kiedy wracaliśmy z treningu.
- No Jezu, kocha dziewczynę, ale ona ma innego... a raczej innych? - zapytał się sam siebie. - no i jęczydupa teraz tylko łazi i marudzi... - wzdrygnął ramionami i odszedł. A ja myślałam, że to płeć piękna jest taka płaczliwa... Weszłam do pokoju.
- Dzień dobry! - krzyknął jakiś głos w drzwiach. Nie, to nie był ani Winiar, ani Plina... Nie znałam tego głosu, a przynajmniej tak mi się wydawało ...
_________
Buaha! Domyślajcie się teraz kto wszedł do Majki !
A ja choraa ! :/ Ale w sumie, to chyba ma same plusy :D     

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział XXVIII

Wbiegłam uradowana do domu, ale tuż przy drzwiach potknęłam się o ... Roberta?!
- Braciszku, a co ty robisz na podłodze? - spojrzałam się na niego, jak na idiotę z chorobą psychiczną.
- No nie widzisz?! Poluję na Tadzika! - powiedział jak najbradziej poważnie.
- A kto to Tadzik?
- No mysz! - wydarł się, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- No dobra, a czemu leżysz na podłodze?
- Ja nie leżę, ja poluję! - ech... czasami zastanawiam się, czy on na pewno ma 26 lat... Widząc, że nic nie rozumiem dodał. - no co? Nigdy nie widziałaś, jak kot Adama tak poluje?
    Podeszłam do biednej myszy i wzięłam ją na rękę.
- Jestem niczym tygrys... - powiedziałam bez emocji, podałam mysz bratu i wbiegłam do pokoju. Nagle wparowała Julka.
- Maja! Nie uwierzysz! Dostałam się! - krzyczała, skakała, piszczała, itp, itd...
- Gdzie?
- No jak to gdzie?! Będę weterynarzem! We Wrocławiu!
- Aha.
- Jak to 'aha'? Nie musisz skakać, ale chociaż udawaj, że się cieszysz.
- Łuhuu! - powiedziałam, a przyjaciółka walnęła face palma. Przypomniałam sobie, że przecież ja też mam się czym pochwalić, więc zaczęłam się szczerzyć.
- No dobra, to teraz ja, jako wspaniała i najlepsza przyjaciółka, zapytam się, z czego masz radochę? - powiedziała znudzona.
- No bo jaaa!!! Będę teraaaz!!! W reprezentacji Polski!!! - wydarłam się i zaczęłam skakać.
- I co tam będziesz robiła? - zapytała z poker facem.
- A jeszcze nie wiem, ale wystąpię także w meczu charytatywnym!
- I załatwisz mi bilet? - powiedziała z nadzieją.
- No w sumie... czemu nie? - powiedziałam i natychmiast sięgnęłam po komórkę, żeby pogadać o tym z Anastasim. Mama, tata, to są 2 bilety, Adam - trzy , Robert i jego dziewczyna - pięć, no i Julka - sześć.
- Dzień dobry byłaby możliwość załątwienia jakimś cudownym sposobem 6 biletów? - wyszczerzyłam się do komórki.
- Jasne, pewnie!
                                                                      * * * * *
- Tatoo, nie mów, że my tym pojedziemy... - powiedziałam błagalnym głosem.
- Nie 'tym', tylko 'nim' ! - oburzył się tata.
- No to trzeba było mi powiedzieć, wyjechalibyśmy tydzień wcześniej!
- Maniek jeszcze nigdy nas nie zawiódł! - obraził się ojciec.
- A mama mi coś kiedyś mówiła, że na wasz ślub wkońcu jechaliście taksówką... - przypomniał Robert i przybił ze mną głośną piątkę.
- Wsiadacie, czy idziecie pieszo?!
      Boże, już widzę teksty Winiara, kiedy zobaczy ten samochód. No co ty, Majka, ciesz się, że nie będzie Igły... Wkońcu, po 8 godzinach jazdy, dojechaliśmy na miejsce. Rodzicie podwieźli mnie pod sam hotel, za co byłam im 'baaaaaaaardzo' wdzięczna. W drzwiach przywitał mnie Michał.
- No heeej! - wydarł się, a ja tylko usiadłam na skórzanej kanapie, która stała na korytarzu.
- A temu co? - popatrzyłam na Karola Kłosa, który siedział obok mnie. Głowę miał schowaną w dłoniech i wogóle nie kontaktował. Winiar tylko machnął ręką.
- Przeżywa nieszczęśliwą miłość. - zaśmiał się Pliński. Wzięłam kluczyk od mojego pokoju i ruszyłam w jego stronę.
- Na trening, na trening! - pospieszał mnie Wini. - jeszcze cię muszę wszystkim przedstawić!
- Mam się bać ? - zapytałam, widząc jego podstępny uśmiech.
- Oczywiście, że nie!
__________
No weeźcie, wczoraj Skra znowu przegrała :(
PS. Zibi, fryzjer cię nie lubi ? ;) < przepraszam, przepraszam, tak, już się wyżyłam :D >
Wybiera się ktoś może na Ligę Światową? :)

Drugie PS : Obiecuję, że kolejny rozdział będzie lepszy ;]

poniedziałek, 18 lutego 2013

Liebster Award ( number two ! )

Kolejna nominacja, jaka ja jestem happy :D

Pytania od Naranja :
1. Trzy rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę?
Komórka (chociaż tam chyba nie ma zasięgu :D ) , piłkę do siatkówki ;> , bluzę :]
2. Twoje motto życiowe?
Żyj tak, jakby jutra miało nie być ;)
3. Moim nawykiem jest...
Obgryzanie paznokci ;]
4. Gdy nikt nie widzi .. ?
Ja nie robię niczego dziwnego xD
5. Chciałabym .. ?
Pojechać na mecz Repry i tak trochę pogadać z siatkarzamii <3 Ale nie 'Mogę autograf?' 'Jasne' :D
6. Nie znoszę... ?
Kiedy ktoś uderza widelcem o zęby. Brr !
7. Gdybym mogła wybierać, byłabym ... ?
Siatkarką :D
8. W przyjaźni cenię .. ?
Szczerość ! :)
9. Siatkówka jest dla mnie?
Życiem !
10. Trzymam kciuki za...?
Dzisiaj za Resovię, bo wczoraj byłam za Skrą xD
11. Moim ulubionym siatkarzem jest..?
Albo Igła, albo Pit, albo Kłos, albo Woik ... Nie wiem :o

Ej... chyba nie będę już nominować kolejnych osób, bo ci z wczoraj jeszcze nie odpowiedzieli :D

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział XXVII

     Dni, które spędzałam w samotności, w swoim pokoju, były najgorszymi chwilami mojego życia. Miałam ochotę skoczyć z mostu i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie to, że te nasze Wałbrzychowskie mosty były niskie, stare i osamotnione. A jak umrzeć to z dumą, prawda? Nie no, Maja, w co ty wierzysz, nie zabiłabyś się, nie masz tyle odwagi. Mimo wszystko i tak byłam na świecie tylko ciałem, z pokoju wychodziłam tylko do łazienki i na obiad. Rodzice chyba już też przestali wierzyć, że wyjdę z tego cało. Jedyne miejsce, do którego udało się mnie wyciągnąć, to schronisko. Tam się wyłączyłam, ale i tak przypominałam sobie ten dzień z siatkarzami, kiedy byłam z nimi w tym miejscu. Nie potrafił mi pomóc żaden lekarz, poprostu wyłączyłam się od całego świata. Siatkarze ani razu nie zadzwonili, ale nie miałam im tego za złe. Oni mają swoje kluby, swoje rodziny, swoje problemy... Nie będą się przejmować jakąś cheerleaderką, którą przypadkowo poznali na Lidze Światowej. Maja, opanuj się! Oni mają własne życie! Nie przejmuj się nimi! ... Choćbym chciała o nich zapomnieć, nie potrafiłam. W telewizji, w internecie, na bilbordach... wszędzie widziałam siatkarzy. Dlaczego nie potrafiłam się ustatkować?! Przecież dobrze wiedziałam, że to nie potrwa wieczność... Ale nie wiedziałam, że aż tak ich polubię!
      Pewnego, październikowego dnia, postanowiłam się wkońcu podnieść. Ubrałam się w normalne rzeczy i poinformowałam mamę, że wychodzę na spacer. Rodzice nie chcieli mnie puścić, i co się dziwić? Byłam w porządnej depresji i kto wie, co mogłoby mi strzelić do tego głupiego łba? Jednak zapewniłam ich, że nie zrobię nic głupiego. Nagle zadzwoniła komórka. Już dawno nie słyszałam tego dźwięku. Nie znałam numeru, ale kiedy odebrałam, usłyszałam znajomy, zagraniczny głos.
- Maja, potrzebuję cię w drużynie. - oznajmił Anastasi.
- Ale jak to, mnie? - powiedziałam bez emocji.  - Ja nie mogę, muszę zostać w Wałbrzychu... Poza tym, nie mam wykształcenia...
- Wiesz Majka... czasami bardziej liczy się doświadczenie, a ty je masz... - powiedział łagodnie. - Nie musisz decydować teraz. Zadzwoń, kiedy zdecydujesz.
      Rozłączyłam się, i znów zaczęłam płakać. Teraz, kiedy postanowiłam się pozbierać, Andrea znów musi przypominać mi o siatkówce?! Na ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam wychudzoną kobietę w chuście na głowie, która kiedyś była moją trenerką. Opowiedziałam jej o całej sytuacji. Wiedziałam, ze nie powinnam jej zawracać głowy swoimi problemami. Wystarczająco nawaliłam jej w życiu.
- My sobie tu poradzimy. - uśmiechnęła się delikatnie. - Pamiętaj. W życiu najważniejsze jest jedno. Rób to, co kochasz!
        Jej słowa dały mi dużo do myślenia. Zadziałały na mnie jak lek na wszystkie moje problemy. To było takie proste. Szybko wybrałam numer do trenera.
- Co konkretnie miałabym robić? - uśmiechnęłam się do słuchawki.
- Tego właśnie jeszcze nie wiem... Ty w zasadzie to mogłabyś być i fizjoterapeutom, i statystykiem, a nawet trenerem... - zastanowił się chwilę. - a nie, tej posady ci nie oddam... Tylko mam do ciebie prośbę : mogłabyś jeszcze tylko zagrać w meczu charytatywnym? Bo większości chłopaków pewnie nie będzie...
- Oczywiście! - powiedziałam, po czym wogół mnie zaczęły skakać jednorożce, słońce zaczęło się uśmiechać, wszystko zrobiło się różowe, a w tle usłyszałam dziecięcą piosenkę. Wiem, mam bujną wyobraźnię...
_____________
Drugi krótki, i mało śmieszny, ale to dlatego, że taki jakby 'kluczowy' Buaha! :D
Skierka przegrała :(
Ale z drugiej strony Sovia wygrała :)

PS. Tak sobie dzisiaj myślałam, myślałam i wymyślałam (nie, nie jestem głupia, wiem, że się pisze wymyśliłam xd ) , że chyba dojdę do ok. 50 rozdziałów i kończę pisać tego bloga, ALE! Koko Koko, Euro Spoko - założę kolejnego . W najlbliższym czasie powinna się pojawić ankieta, czy cuś tam, z pytaniem, jakie charaktery siatkarzy chcielibyście w tym opowiadaniu namber tu ; ]

Ale wiecie, musicie komentować, żebym wiedziała, czy opłaca się pisać dalej, itp, itd :D

Rozdział XXVI

- Hej, a może im powiemy, że my nie ten...no wiesz... - podbiegł do mnie Bartosz K. , kiedy wracaliśmy ze stołówki.
- Po co? - wzdrygnęłam ramionami i ruszyłam do pokoju. Później wszyscy siatkarze poszli na Ceremonię Otwarcia. No, prawie wszyscy, bo Kurek czuł się tak fatalnie, że Anastasi powiedział, żebym miała na niego oko. Taak, jasne, i tak pójdę spać. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a po chwili w moim pokoju już zapaliło się światło.
- Ej, czaj jakie fotki zrobiłem! - zawołał uradowany Krzysiek.
- Obczaje jutro, teraz nie kontaktuje... - powiedziałam, przecierając oczy, ale to była jakby tylko zachęta dla Igły, bo przesunął mnie na koniec łóżka, rozłożył się wygodnie i włączył aparat.
- A to jest Zibi i Rucek. 
- No co ty.. Serio?!
- Pff, wogóle się nie znasz na fotografii... nie widzisz w jak artystyczny sposób zrobione jest to zdjęcie?
- Yyy nie? Ja tu widzę dwóch facetów, którzy wyglądają jakby się nachlali... do tego zrobiłeś pod światło...
- To tak miało być! - krzyknął, po czym spojrzał na wyświetlacz. - Od czego jest PhotoShop? - wyszczerzył się i chyba zrozumiał, że nie ma sensu gadać o fotografii z takim nieukiem jak ja.
     Rano odpuściłam dziewczynom trening, bo musiałam się porządnie wyspać. Wogóle, Londyn jakoś nie był taki jak Sofia. Może dlatego, że chłopaki czuli, że to nie ich impreza. Wiedzieli, że wrócą bez medalu, i żadne krzyki, prośby i błagania , nie mogły zmusić ich do wiary we własne możliwości. Nikt nie potrafił im uświadomić, że mogą zdobyć złoto, no i niestety. Stało się to, co stać się musiało. Odpadliśmy w ćwierćfinale, ale nie przez Rosję, tylko przez te cholerne Kangury. Tuż po meczu podbiegłam do nich i wszystkich przytuliłam. Było mi ich tak strasznie żal. Cały sztab, kibice na hali i ci przed telewizorami, czuli się strasznie, więc jak mogli czuć się oni? Zawiedli i zdawali sobie z tego sprawę. Nie odzywałam się do nich, bo wiedziałam, że to nie pomoże. Nie chcieli, żeby ich ochrzaniać, współczuć, czy pocieszać. Musieli się z tym pogodzić.
- Cholerna siatkówka... - klnął Bartek w autobusie, w którym jechałam razem z nimi. Noc po tym meczu nie była najprzyjemniejsza. Upili się tak, że następnego dnia nic nie pamiętali. Śniadanie odbyło się w żałobnej ciszy. Nikt nie chciał wspominać o tym ćwierćfinale.
- Ja już chcę wyjechać! - krzyknął załamany Pit.
       Ja nie chciałam... Wiedziałam, że jeśli wyjedziemy, już nigdy się nie zobaczymy. W trakcie posiłku, trener podszedł do nas i powiedział, że wyjeżdżają już jutro. Poczułam, jak coś stanęło mi w gardle, jak łzy napływają mi do oczu, aż wkońcu nie wytrzymałam. Zbyt długo hamowałam płacz. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że ludzie, dzięki którym wkońcu stałam się sobą jutro odjadą i od tego czasu będę mogła widzieć ich już tylko na ekranie telewizoru. Za rok nie będą już znali mojego imienia, i pozostanie mi zbieranie ich autografów na kartce.
- Maja, nie płacz... - pocieszali mnie wszyscy, choć doskonale wiedziałam, że czują to, co ja. - jeszcze się zobaczymy, zobaczysz!
       Rano spakowałam wszystkie rzeczy i jak najszybciej poszłam przed ośrodek. Na lotnisku pożegnałam się z całym sztabem. Wsiadłam do samolotu, i poleciałam, wiedząc, że to już koniec. Że znów wracam, do tej szarej rzeczywistości, od której nie ma ucieczki...
_____
A jednak jeszcze jeden rozdział przed zawieszeniem xD
Taaaaaki krótki :o
I pytanie. Co będzie dalej z Majką?! ; >

Liebster Award.

Nominację do Liebster Award otrzymuje się od innego bloggera, za dobrze wykonaną robotę. Należy odpowiedzieć na 11 pytań, które zadała nam osoba, która nas nominowała. Później ty nominujesz 11 osób (nie możesz nominować osoby, która nominowała ciebie :D ) i zadajesz im 11 pytań.

Pytania od Carmen :
1. Co cię drażni, lub odpycha w innych ludziach?
      Drażnią mnie egoiści.
2. Czy jest jakaś piosenka, która bezpośrednio kojarzy ci się z siatkówką/ siatkarzami?
      Dużo ich ;) Np. Top One 'Hello' xD , 'Ona tańczy dla mnie', ' I Follow Rivers' , 'Simply the best' ...
3. Dostajesz możliwość spędzenia jednego dnia z dowolną reprezentacją lub klubem siatkarskim. Który to by był i dlaczego?
       Reprezentacja Polski w Siatkówce Mężczyzn, ponieważ są tam prawie wszyscy moi ulubieni siatkarze :D
4. Książka, do której możesz wracać w nieskończoność?
       Nie ma chyba takiej... Ogólnie nie lubię czytać książek.
5. Film, który wzbudził w tobie największe emocje?
       Nie wiem :D
6. Czemu akurat siatkówka?
       Bo siatkówka to piękny sport. Tu nie ma kiboli, s siatkarze nie grają tylko dla kasy. Nie potrafię odpowiedzieć dlaczego akurat ten sport, tak sobie wybrałam i nie żałuję :)
7. Jak byś spędził/a ostatni dzień życia?
       Pewnie w szpitalu :D
8. Siostrą, którego siatkarza chciałabyś być?
       Michała Winiarskiego . Ale nie wiem czemu O.o Tak jakoś.
9. Na co zwracasz uwagę, poznając nową osobę?
        Na to, jaki ma charakter.
10. Największe twoje marzenie?
        Pojechać na mecz Reprezentacji Polski ;]

Pytania ode mnie:
1. Jaki jest twój ulubiony klub siatkarski? Dlaczego akurat ten?
2. Jeśli nie siatkówka, to jaki sport?
3. Co sądzisz o hotkach i sezonowcach?
4. Twoje największe marzenie?
5. Dzień ze Skrą vs Dzień z Resovią ?
6. Ulubiona siatkarka?
7. Co skłoniło cię do pisania bloga?
8. Kto jest twoim wzorem do naśladowania?
9. Jaki jest według ciebie najlepszy siatkarski klub na świecie?
10. Ulubiony zagraniczny siatkarz?

Nominowani przeze mnie :
http://spala-adventures.blogspot.com/
http://spala-baby.blogspot.com/
http://me-and-you-belong-together.blogspot.com/
http://siatkowkaczylimarzeniagodnespelnienia.blogspot.com/
http://my-volleyball.blogspot.com/
http://vesperdreams.blogspot.com/
http://milosc-na-boisku-siatkowka.blogspot.com/
http://back-to-love-one-step.blogspot.com/

Ja nominuję coprawda tylko 8 bloggerów, ale wierzcie mi , że są tego warte :D

sobota, 16 lutego 2013

Zawiecha!

Cześć wy najkochańsi czytelnicy tego blogaa!
Informuję was, iż zawieszam bloga, na jakiś tydzień <albo więceeeeej : o >, gdyż, ponieważ, dlatego, że ! Muszę poprawić oceny, żeby miec na koniec pasek, bo inaczej rodzice nie pozwolą mi zapisać się na tenisa ( xD ) i nie pojadę na Ligę Światową : /
Ale rozdziały komentujcie, to na pewno milej mi się do was wróci ; ] Bo pamiętajcie, jeśli nie będziecie komentować, to chyba będę smuszona usunąć bloga.. *chlip* .
Taak, wiem, jak wy kochacie te moje opowiadanie, ale musi się znaleźć chociaż jedna osoba, która będzie mu wierna aż do śmierci ; >
Pozdraawiam! Pati, RudyKojot, Frytka, Patyk, czy jak tam chcecie ; 3

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział XXV

Zapewniam was, że te dwa tygodnie przesiedziane w domu były równie ciekawe, jak Moda na sukces, którą opowiada Winiar. W takim wypadku, chyba przejdę do Londynu.

      Kompletnie nie mogłam się wyrobić, bo pakować zaczęłam się wczoraj o 22.00 i nie skończyłam.
- Majaa! Spóźnimy się! - niecierpliwiły się dziewczyny, kiedy przybyłam na miejsce zbiórki. Czułam się tak, jak wtedy, kiedy wyjeżdżaliśmy do Sofii. No, jest jedna różnica - teraz jestem trenerką, a nie cheerleaderką.
- Co wy, na nas nie poczekają? Na mnie? - uśmiechnęłam się podstępnie. - potrzepoczę trochę rzęskami do pilota i za nami poczeka. - mrugnęłam i wsiadłam do autobusu. No i zdążyliśmy. Jakoś. Cudem. Podróż trwała wieki, możecie sobie mówić co chcecie, ale ja nigdy nie przestanę bać się samolotów. Doleciałyśmy na miejsce.
- Cześć chłopaki! - krzyknęłam, ale po chwili żałowałam mego czynu, gdyż trzynastu olbrzymów rzuciło mi się na szyję. Weszliśmy do jaiegoś olimpijskiego hotelu, do którego swoją drogą nie wiem w jaki sposób wpuścili cheerleaderki... A nie, jednak wiem - mamy znajomości... Mój pokój znajdował się między mieszkaniem Pita i Bartka, oraz Igły i Ziomka.
- Cześć Piszczel, trener pyta, czy bierzecie halę wtedy co my, bo inaczej to będziecie musiały trenować z Ruskami czy kimś... - do pokoju kulturalnie wszedł Dziku.
- Ok, a o której macie treningi? - Michał podał mi jakąś kartkę, na której były terminy wszystkich meczy. Jezus, nawet w dzień Otwarcia Igrzysk im nie odpuścił. A Otwarcie było już pojutrze.
- Robimy imprezkę u ciebie? - w drzwiach ukazała się głowa Igły.
- W sumie, to możemy. - po chwili w pokoju zebrała się wataha siatkarzy z kartami, butelką, bumboxem i innymi gadżetami.
                                                                * * * * * *
- Nie uważacie, że jedzenie w tej stołówce jest jakieś dziwne? - skrzywił się Winiar.
- A ja mam słaby żołądek. - Bartek prawie wypluł zawartość swoich ust. - Już mnie boli brzuch... - chwycił się za niego i zaczął zwijać z bólu. Po śniadaniu poszliśmy na trening, na którym z conajmniej pięć razy dostałam w łeb z piłki.
- Sito, będzie sito! - darł się Dziku, kiedy po przeciwnej stronie siatki, zagrywał Zibi.
- Pole będzie pole!! - jeszcze głośniej wrzasnął Igła, który był w drużynie ze Zbychem.
- Głowa będzie, głowa! - nieco ciszej zaśpiewał Bartman.
- Jaka głowa? - Mina Michała K. była bezcenna, ale po chwili przekonał się, że chodziło o jego głowę.
- Zabiję cię, debilu! - wrzasnął i po chwili mecz zamienił się w wojnę. Ja nie wiem jak Andrea sobie z nimi radzi.
        Po treningu poszliśmy do pokoi, i chłopaków miałam z głowy, bo jutro Ceremonia Otwarcia więc się muszą wyspać. Nagle usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Popatrzyłam tylko na zegarek. 1.00 w nocy.
- Maja... - to był głos Pita. Nie odpowiedziałam mu, bo mało do mnie docierało. - Majka... - wyjęczał. - Majeczka...
- Hm? - wymamrotałam, nawet nie otwierając oczu.
- Bartek rzyga...
- Mhm.
- Mogę spać z tobą?
- Mhm... Co?! Nie!
- No ale proszę, ja nie mogę tam z nim spać, bo mi się też robi niedobrze... - westchnęłam i postanowiłam ruszyć do pokoju Kurka, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Odejdź, odejdź, bo będę rzygał! - ahaa, chyba jednak przygarnę Piotrka.
- Dobra Pit, ale... - nie dokończyłam, bo Nowakowski siedział w łazience. - Piter, nie mów, że ty właśnie... - glebnęłam się na łóżko, schowałam głowę pod poduszkę i poszłam spać.
- Maja? - ponownie wyjęczał środkowy.
- Czego?
- Masz chusteczkę?
- Spadaj! - powiedziałam z pod poduszki.
- Maja... - już nie odpowiedziałam. - a myślisz, że jeśli się napije , to mi przejdzie?
- Pit, idź spać, bo cię wyrzucę! - położył się na drugie łóżko, ale dobrze wiedziałam, że nie śpi...
       Rano, powoli wlekłam się na stołówkę. W nocy nie spałam jakieś pięć godzin, a kiedy już spałam to i tak przez sen słyszałam ciche 'Majaa'
- Ej no, a wam co? - Igła popatrzył na mnie i Bartka, który siedział obok, a raczej leżał. - Aaaa, to ja już rozumieem . - Krzysiek uśmiechnął się szeroko, a my kompletnie nie konatktowaliśmy. Po chwili wszedł Piter, w podobnym stanie.
- Pit, ty też ? - libero wytrzeszczył oczy.
- Taak... - wyjęczał.
- Nigdy więcej Piter... - wymamrotałam. - to była najgorsza noc w moim życiu...
- Aż tak źle? - zapytał Winiar. - a kto wogóle zaczął?
- No Bartek, ale jak ja widzę, jak ktoś tak robi, to też muszę... - Nowakowski znacząco pobladł.
- To jakim cudem, nie było tam mnie?! - wydarł się Zibi.
- No, jeszcze ciebie brakowało... - ożywiłam się. - obudził mnie o 2.00, a usnęłam o 7.00...
- Tak ostro? - zdziwił się Dziku.
- A żebyś wiedział! - swoje trzy grosze dorzucił Bartek.
- Piotruś, tak wogóle to masz mi umyć łazienkę... - przypomniałam sobie, jak musiało wyglądać to pomieszczenie. Nagle obok mnie pojawił się Winiar.
- Który lepszy? - uśmiechnął się podstępnie.
- Bartka to ja za bardzo nie widziałam, a na Pita starałam się nie patrzeć. - Michał dziwnie się na mnie spojrzał.
__________
Przepraszam na nijakość tego rozdziału, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu :D
Jutro gra moja kochana Skierka z moją kochaną Resovią . I za kim biedna ja mam być ? : o
A wy, komu kibicujecie ?

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział XXIV

- Nie! - wydarłam się na cały Wrocław.
- No weeź! Nas nie przenocujesz? NAS? - prosił Zibi.
- Ale jak ty sobie to wogóle wyobrażasz?
- Spokojnie... to zostaw mnie. Bartek pójdzie spać do matki, weźmie ze sobą kilku, Igła też ma przecież rodzinę w Wałbrzychu... I mamy wolną chatę. - mrugnął do mnie.
- Ale mi nie o to chodzi!! - po chwili zorientowałam się, że przecież i tak z nimi nie wygram, więc sięgnęłam po telefon, żeby ostrzec mamę.
- Hej mamo... Bo widzisz, my dopiero skończyliśmy kręcić tą reklamę i siatkarze nie mają gdzie się podziać, więc sobie tak pomyślałam...
- Jasne, zaproś ich do nas, tylko nie spieszcie się, to trochę posprzątam.
      Taak, tylko moja mama potrafi sprzątać o 2.00 w nocy. Dojechaliśmy do mojego mieszkania. Rodzice przywitali chłopaków jakby byli ich dziećmi. Tata zabrał 'starą reprezentację', czyli Gumę na bok i zaczął i z nim gadać o siatkówce. Tak rozgadanego Pawła to ja już chyba nie zobaczę. Nagle ze schodów zbiegł mój młodszy brat - Adam.
- Łoo jaa ciee! - wydarł się, stojąc wśród wieżowców. - a ty jesteś Piotr Nowakowski ? - popatrzył na Pita z miną ' : o ' .
- Sie wie! - środkowy dumnie stanął na środku dywanu.
- Mam twoje plakaty na ścianie!! Chcesz zobaczyć?!
- Widzicie, ktoś mnie tu jeszcze docenia! - wrzsnął i pobiegł do pokoju Adama.
- A gdzie będziecie spać ? - zapytałam, rozglądając się po domu.
- A o to się nie martw. Byłam u pani Kurek i dała mi sześć śpiworów, bo powiedziała, że nakupiła ich Bartkowi jak jeździł na obozy, bo za każdym razem wracał bez. - pare siatkarzy wybuchnęło śmiechem. Poszłam do swojego pokoju, żeby w spokoju położyć się spać, mimo że była już 3.00. Nagle wszedł Piotrek i rozłożył się na podłodze. Chwile później wparował Zibi.
- Ej, ej, ej! On może, to ja też! - uwalił się między dywanem Pita, a moim łóżkiem.
- Niech będzie pochwalony! - krzyknął Bartek. Ja to czasami mam wrażenie, że mieszkam w spożywczym...
- Jeszcze ktoś przylezie? - zabiłam ich wszystkich wzrokiem.
- Chyba nie, bo Igła powiedział, że znaleźli niezłą miejscówkę, w pobliżu wodopoju i pokarmu. - wytłumaczył poważnie Kurek.
- My za to mamy ładne krajobrazy! - krzyknął Bartman i przybił głośną piątkę z Pitem.
       Jakoś dziwnie spało mi się z trzema siatkarzami w pokoju, mimo, że przecież po każdej imprezie tak właśnie nocowaliśmy... Może dlatego, że wtedy byli mało przytomni.
       Rano obudził mnie zapach śniadania. Tego domowego, pysznego śniadania. Rozciągnęłam się i wstałam z łóżka, ale usłyszałam pod sobą trzask.
- Ałł! - jęknął Piter, który znajdował się pod moimi nogami. Jak on się tu znalazł, skoro kładł się po drugiej stronie pokoju?!
- Przepraszam! - krzyknęłam i pobiegłam do łazienki, przy której zobaczyłam tylko dłuuugą kolejkę. To oznacza tylko jedno - nigdy więcej siatkarzy u mnie w domu. Po kilku...dziesięciu minutach wkońcu weszłam do wc, po czym zbiegłam do kuchni. Tam też nie mogłam liczyć na miejsce. Zjadłam tosty, czyli to, co jem zawsze w domu. Bartek poszedł do rodziców, ale ludzi nie ubyło wcale, bo chwilę po wyjściu Kurka wszedł drugi Kurek, tylko ten młodszy. Postanowiłam, że obciążę trochę mamę i zabrałam chłopaków na wycieczkę po Wałbrzychu. Może i to nie Paryż, ale nie zamierzałam siedzieć z nimi w domu. Zmierzyłam w stronę schroniska dla psów. Zupełnie bezinteresownie... Zupełnie... No dobra, liczyłam na to, że załatwią tym biednym psiakom sponsorów.
- Ej, patrzcie jak ten szczeniaczek się we mnie wpatruje! - krzyknął Pit, kucając przy klatce.
- Piter, nie... - nie zdążyłam dokończyć, bo 'szczeniaczek' rzucił się na środkowego, ale na szczęście był na zbyt krótkiej smyczy, aby na niego skoczyć.
- Zawsze chciałem mieć pieska... ale teraz chyba już rozumiem, co miała na myśli mama, kiedy mówiła 'Nie'... - wyjęczał siatkarz.
- Pit, ten pies był poprostu agresywny, trzeba go wytresować, dlatego... - i tak mnie nie słuchał, tylko nadal jęczał pod nosem.
- Ale piękny. - Ziomek przystanął przy klatce Syberiana Husky. Pies wgapiał się w niego dwu-kolorowymi ślepiami. Ogólnie, cała wycieczka okazała się genialnym pomysłem, siatkarze bawili się jak nigdy. No, może poza Piotrem. Siedział naprzeciwko wściekłego psa i warczał na niego. Nie chciałam mu mówić, że jeszcze bardziej go rozwścieczy. Niech sobie tam siedzi. Może nauczy się czegoś pożytecznego, np. gadać z psem. Nie wiem do czego miałoby się to przydać w siatkówce, ale może akurat...
        Musieliśmy powoli wracać. Zastanawiałam się, czy siatkarze nie muszą wracać do treningów, i gdzie jest Andrea. Z rozmowy z Ziomkiem dowiedziałam się, że Anastasi siedzi w spa, a wyjeżdżają dopiero za trzy dni. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy popaść w depresję. Z jednej strony miałam dość kolejki do kibla, dość tego, że nie ma miejsca przy stole, i tego, że budzę się z Pitem pod nogami... Ale z drugiej strony wiedziałam, że będzie mi ich brakować. Najlepsze wyjście byłoby takie, żeby spali sobie u kogoś innego.
________________
Krótkie, ale zaraz muszę lecieć na spotkanie z księdzem do kościoła xD

A jak wam mijają Walentynki ?
PS. Cztery tysiące coś tam coś tam wejść . Dziękuję ! :)

środa, 13 lutego 2013

Rozdział XXIII

     Kiedy przekroczyłam próg, naszego ogromnego (przynajmniej takie miałam wrażenie) domu, od razu naskoczyła na mnie cała rodzina.
- Czeeść! Nareszcie przyjechałaś! Tak się stęskniliśmy! - krzyczeli. Nie rozumiałam, dlaczego nie potrafię cieszyć się tak, jak oni. Weszłam do równie wielkiego pokoju, który podobno należał do mnie. Odzwyczaiłam się od tego pomieszczenia. Chciałabym być teraz w tym moim małym, ciasnym pokoiku, numer 15. Chciałabym, żeby zaraz wparował Pit, z pytaniem, czy wiem, z czego składają się żelki, czy co tam jeszcze. Mogłabym nawet słuchać Winiara, kiedy opowiada o 'Modzie na Sukces'... poprostu chciałam być z siatkarzami. No nic, pozostało mi wytrzymać ten tydzień, bo w sobotę kręcimy reklamówkę Plusa.
 
 Chyba macie gdzieś, to co robiłam przez ten cały tydzień, więc przejdę już do Wrocławia i Plusa.

     Wywlekłam się z taksówki, żeby dojść na wyznaczone miejsce. Zobaczyłam autokar siatkarzy i zaczęłam skakać z radości. Nie zdążyłam się nawet z nimi przywitać, bo jakiś facet w śmiesznym kapeluszu, okularach, szalu i koszuli zaprosił nas na halę.
- Ja to widzę tak.. - zaczął Igor, bo tak właśnie się nazywał. - Ty! - wrzasnął i pokazał na mnie, a biedna Majka podskoczyła wystraszona - Ty wychodzisz z tego tam pomieszczenia...
- To się nazywa szatnia. - zauważył Bartek.
- Wychodzisz z szatni i odbijasz piłkę. I wtedy robimy zbliżenie na nogi! - rozmarzył się mężczyzna.
- Nogi? - upewniłam się, wybuchając śmiechem.
- Nogi. - potwierdził.
- Ej no, to może weźmy Winiara, a nie mnie... - powiedziałam i przybiłam głośną piątkę z Michałem.
- Nie! To ja tu rządzę i mówię, że bierzemy ciebie! - wykrzyczał Igor, a my stanęliśmy na baczność. - Wy chłopaki stoicie tutaj, i kiedy ona otworzy drzwi, śpiewacie 'Noł noł, noł, noł noł noł...', chyba wiedcie o co chodzi?
       Wszyscy zaczęli się pokładać ze śmiechu, a ja biedna zostałam wyposażona w jakiś za wielki strój, piłkę i .... słuchawki.
- A to, to do czego mi jest potrzebne? - pokazałam na przedmiot, który został założony mi na głowę.
- Jak to po co? Piłkarze zawsze mają słuchawki przed meczem! - klasnął z dłonie podekscytowany Igor.
- A czy my wyglądamy jak piłkarze ? - oburzył się Zbychu.
- Ty to trochę tak... widzę pewne podobieństwo do CR7. - zaśmiał się Krzysiek.
       Wyszłam z tej nieszczęsnej szatni. W słuchawkach usłyszałam piosenkę, która chyba dzięki Euro stała się w te wakacje najbardziej znana - ' Endless Summer' . Zaczęłam nucić ją pod nosem i odbijać do rytmu.
- Co ty robisz?! - wydarł się Igor.
- Yyy, ide?
- Powtarzamy! - wrzasnął, a kiedy otworzyłam drzwi hali, na której siatkarze stojący w grupie zaczęli drzeć się 'Noł noł, noł noł noł noł... ' , wybuchnęłam tak niepohamowanym śmiechem, że nikt nie był w stanie mnie uspokoić. Tak było za drugim, trzecim, dziesiątym, szesnastym, dwudziestym piątym i trzydziestym ósmym razem. Tak, liczyłam. Za trzydziestym dziewiątym chyba wyczerpał się mój limit śmiechu. Weszłam na halę i byliśmy już przy końcu, samiutkim końcu, kiedy Pit kichnął.
- Jeszcze raz! - powiedział znudzony już Igor, a z naszych ust wydobyło się tylko głośne 'Piiit'. Czterdziesty raz był równie pechowy.
- Proszę pana, a ja muszę siku.. - powiedział poważnie i nieśmiale Bartek.
- Nie!
- Ale proszę.. Niech pan sobie wyobrazi, co dzieje się teraz w moim pęcherzu, kiedy Pan nie pozwala mi skorzystać z toalety... Mocz napiera na... - tu przerwał, bo dostał w żebro od Winiara. - No ja musze iść do tego kibla! - wydarł się i pobiegł, przebierając nogami na wszystkie strony.
- Przepraszam? - grzecznie zgłosił się Dziku. - czy ja mógłbym wysmarkać nos? - wszyscy popatrzyli się na niego z obrzydzeniem. Kiedy dostał zgodę, wziął głęboki wdech i z wielką zawziętością dmuchnął w chusteczkę.
- No.. teraz to mogę pracować! - krzyknął Bartek, który przed chwilą wyszedł z łazienki.
- Panie Możdżonek, ile razu panu mam powtarzać, że pan ma usiąść na krześle, bo zasłania pan kolegów? - opuścił ręce Igor.
- No przecież siedzę. - Marcin podniósł krzesło nad głowę, uderzając przy tym Igłę, Ziomka, Winiara i Gumę. Ten ostatni był bardzo niebezpieczny, zwłaszcza po czterdziestu próbach. Chwilę później, Zibi porwał mi słuchawki i zaczął przesłuchiwać wszystkie piosenki.
- Panowie, bo zaraz wam podziękuje, i zaproszę piłkarzy do reklamy...
- Co ty masz gościu z tymi piłkarzami? - oburzył się Jarski. - z powołaniem się chyba minąłeś...
- Trzeba było zostać stylistą piłkarskim! - krzyknął Piter. - o ile coś takiego jest...
- Poza tym, jeśli weźmiesz piłkarzy, to się nie sprzeda. Kto by chciał oglądać tych debili w reklamie? - wzdrygnął ramionami Bartek.
- 'Bez ciebie nie idę' - przedrzeźniał Igła, Kubę Błaszczykowskiego. - Pit, jakbym kurde słyszał ciebie!
- Dlaczego mnie?! - oburzył się środkowy.
- Bo masz reklamówkę z Biedronki. - wybuchnął śmiechem Krzysiek.
- Troche suchar... - powiedziałam, a reszta siatkarzy przyzanała mi rację.
- Dobra, robimy tą reklamę i lecim na Szczecin! - powiedział Winiar, który przestał wpatrywać się w podłogę.
- A co my gramy w Szczecinie? - zdziwił się Pit.
- Tak się mówi...
             Ponownie powtórzyliśmy całą scenę. I tak jeszcze 34 razy. No ale wkońcu. Jest! Skończyliśmy! Radość była większa niż po wygraniu Ligi Światowej!
- Dzięki, chłopaki, miło mi się z wami pracowało. - podał wszystkim rękę Igor.
- Nie no, nie musi pan kłamać, my też pana nie lubimy - wyszczerzył się Zibi.
- No to teraz na jakąś pizzę, nie? - pocierał ręce Igła.
- Na serio myślisz, że jakaś pożądna knajpa będzie otwarta o drugiej w nocy? - popatrzyłam na niego ze zdziwnieniem.
- No to może... - jego oczy zabłysły i wziął chłopaków na bok. - Majeczkaa - popatrzyli na mnie z minami kota ze Shreka.
_______

Przepraszam, że taki jakiś nijaki ten rozdział .

PS. Dziękuję, że komentujecie, no i komentujcie dalej ; >

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział XXII

     Całą naszą trzynastkę, bo Guma oczywiście nie wpadł na imprezę, obudziło walenie do drzwi.
- Co to ma być?! - wydarł się Anastasi, w ręku trzymając kartkę, którą wczoraj zawiesił mu na drzwiach Igła.
- Ymm... Kartka? - dokładnie przyjrzał się przedmiotowi Krzysiek, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Andree.
- Co to ma znaczyć?!
- Ja mogę wytłumaczyć... - zaczęłam, chcąc już któryś raz uratować im dupę.
- Maja, ja doskonale wiem jacy oni są... Ignaczak, wyjaśnisz mi to, czy nie?
- A... ja... to znaczy... - zaczął się jąkać libero.
- Trzydzieści kółek wokół ośrodka!
- To chociaż...
- Czterdzieści! I szybko, bo za pół godziny musimy być na lotnisku! - spojrzałam na zegarek. Była 8:28. Za godzinę mam samolot. Mam, bo chłopaki jadą jeszcze na oficjalne przywitanie, więc odlatują później. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam na korytarz.
- Masz Krzysiu, spakowałem cię. - Łukasz podał torbę koledze.
- Co zrobiłeś?! Mówiłem ci już, nie grzeb w moich rzeczach!
- Spoko, nikomu nie powiem o tych bokserkach w owieczki. - mrugnął Ziomek i podszedł do mnie. - człowiek chce pomóc, a ten go ochrzania... - westchnął. Włożyłam bagaż do autobusu i powoli ruszyłam w stronę drzwi.
- Majaa!! - usłyszałam głośne wołanie zza pleców, a kiedy się tylko odwróciłam, Pit rzucił mi się na szyję.
- Co ty robisz?!
- Bo się chciałem pożegnać!
- Debilu, przecież ona też jedzie na lotnisko. - kopnął go Bartek. Weszłam do pojazdu i wygodnie rozsiadłam się na miejscu, na którym zawsze siedziałam. Dziewczyny zaczęły rozmawiać o tym, że szkoda wyjeżdżać, bo bardzo im się spodobało... Tak, mi też... I też strasznie żałuję, że wyjeżdżamy. Wyszłam z busa, który podjechał pod same drzwi lotniska.
- Weź mi go! - wydarł się Bartek - Jęczydupa jedna! - prychnął na Piotrka, który wlekł się za nim z obrażoną miną. Nowakowski ponownie rzucił mi się na szyję, jakby miał mnie już więcej nie zobaczyć.
- Piter, przecież ja za trzy tygodnie pojadę z wami do Londynu... - poklepałam go po plecach, ale nie pomogło.
- Trzy tygodnie... - chlipnął środkowy. W tej właśnie chwili ogłoszono, że za chwilkę nasz samolot odleci.
- I do kogo ja będę teraz zarywał?! - wydarł się Zibi, kiedy odchodziłam.
- Do mnie? - powiedział Dziku, tak jakby wcale nie wierzył w to, co mówi.
- Gej.. - skomentował Bartman i odwrócił się od przyjaciela.
- Zadzwoń jakbyś umarła! - krzyknął Bartek, kiedy wchodziłam do samolotu. On podobno przestał już bać się latać. Podobno!
- Pożyczę komórkę od Boga i zadzwonię! - darłam się przez całe lotnisko, hamując ruch.
- Ty to chyba od diabła! - dołączył się Igła.
- Majka pójdzie do nieba, bo tylko ona mnie słucha! - obraził się Pit, a ja już wsiadłam do samolotu. Ostatni raz spojrzałam na chłopaków i ze łzami w oczach weszłam do pomieszczenia. Zauważyłam, że Andrea zaczął coś do mnie wrzeszcać i gestykulować, ale i tak nic nie zrozumiałam. Po chwili dostałam sms'a od Kurka, bo tylko jego miałam numer. Oj, przepraszam. Miałam jeszcze Zbycha, bo napisał mi go na serwetce.
        
Za tydzień w sobotę masz stawić się we Wrocławiu, bo robimy reklamówkę Plusa. O.o Nie pytaj po co masz tam być. Trener każe - Bartuś robi ;))

Nic nie odpisałam, bo nie miałam już kasy na koncie. Wszystko wygadałam z rodzicami w Sofii. Dolecieliśmy na miejsce. Na parkingu czekał tata. Powinnam rzucić mu się na szyję, ale jakoś nie cieszyłam się, że widzę to lotnisko, z którego trzy tygodnie temu wylatywałam do Bułgarii...

A tymczasem u naszych Złotoryjców, bo chyba to was bardziej interesuje ;]

- Zgniotłeś mi kwiatka!!!! - taak, to był Piter.
- Stary, zobacz jak wygląda mój. - skrzywił się Bartek, pokazując koledze roślinę.
- Ale ładnie pachnie. - rozmarzył się Winiar, wąchając zawartość swej dłoni.
- Ej, ale słoneczniki chyba nie pachną. - zauważył Piotrek, na co wszyscy rzucili w niego złowrogim spojrzeniem.
- Ma rację... - zasmucił się Dziku.
- Bo to nie pachnie ten kwiat, tylko ja! - krzyknął Igła.
- A to nie są moje perfumy? - znieruchomiał Łukasz, kiedy zabrał głęboki wdech.
- Ziomuś... tylko troszkę prysnąłem.
- Coo?! Tymi, co ci mówiłem, że je zawsze dostaję pod choinkę, tymi najdroższymi?!
- Łe Jezuu... koledze nie pożyczysz? - wyszczerzył się Ignaczak. Żygadło zaczął nerwowo przebierać w swojej torbie, która stała pod jego nogami.
- To jest według ciebie trochę?! - pokazał na buteleczkę, w której nie było prawie nic.
- Odkupie ci...
- One są z Włoch!! - Łukasz był już cały czerwony z wściekłości, ale przerwał im trener, który zaczął swoją przemowę.
________
Komentujcie noo! ; c

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział XXI

     Ze snu obudziły mnie odgłosy siatkarzy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam około 5 par ślep wpatrujących się we mnie.
- Tak sobie pomyślałem, że skoro to ostatnia noc, to trzeba to jakoś uczcić! - krzyknął Igła i zaczął pocierać ręce. Nagle do pokoju wpadł Pit. Dosłownie - wpadł.
- Ej, ale co to jest? Miało być piwo! - krzyknął Winiar, kiedy dostał butlkę Coli.
- Moja wina, że jestem piękny i młody? - Piotrek przeczesał swoje włosy.
- Poprawka : Nie jesteś, tylko wyglądasz... - powiedział Dziku, siłując się z nakrętką butelki.
- Stary, właśnie walnąłeś mu komplement... - upomniał go Zibi, a Michał szybko zakrył sobie usta.
- Łoo! Jaka zajebista impraa! - wrzeszczał Winiarski, udając zadowolonego. - brakuje tylko jeszcze jakiegoś polskiego serialu i będziemy normalnie jak te... no... babcie różańcowe!
- Jest coś takiego? - mina Pita wyglądała mniej więcej tak : O.o .
- No właśnie nie wiem, ale jak jest, to właśnie tak wyglądają.
     Włączyłam tv, żeby wczuć się w rolę babci różańcowej i wygodnie usiałam na łóżku. Michał wyrwał mi pilot, ponieważ leciała 'Moda na sukces'.
- No Winiar! - powiedzieliśmy znudzeni. - czy ty to wogóle ogarniasz?
- No oczywiście! Są dwie rodziny : Forresterów i Spectra. I obydwie rodziny prowadzą domy mody, dlatego nienawidzą się. Jeden dom mody prowadzi Eric Forrester i jego żona Stephanie...
- Dobra, dobra, Wini, skończ. Gramy w butelkę? - zapytał Krzysiek i byłam mu za to wdzięczna.
- Okeey, ale tylko na wyzwania dobra? - Zibi charakterystycznie poruszył brwiami. - jak ktoś nie będzie chciał wykonać zadania to ściąga z siebie jedną rzecz! - powiedział podekscytowany.
      Butelką kręciłam pierwsza. Wypadło na Ziomka.
- O, kurde... I co ja mam tobie Łukaszu dać? Pałam do ciebie zbyt wielką sympatią, aby dać ci coś głupiego... Nic nie wymyśle! - popatrzyłam po towarzystwie z nadzieją że odpuszczą mi zadanie. Pokiwali głowami potwierdzając.
- Ziomal, oddaj fartucha! - krzyknął Igła, a Łukasz zdjął z siebie bluzę i podał koledze.
        Chwilę później... albo i nie taką chwilę, bo Bartek zdążył już ściągnąć bluzę, oba buty, obie skarpety i koszulkę... Mimo wszystko - kręcił Zibi. Wyszło na Winiara.
- Idź do Gumy i wyłącz mu telewizor. - cwaniacko uśmiechnął się atakujący. Michał pewny siebie wstał, i poszedł do pokoju obok. Usłyszeliśmy tylko krzyki, jęki, a przyjmujący wrócił, z podartą koszulką, rozczochranymi włosami i podbitym okiem... Nie no, żartuję! Był tylko spłoszony.
- Co mu zrobiłeś? - zapytał ze współczuciem Krzysiek.
- Wyłączyłem mu telewizor, jak oglądał Familiadę i właśnie miała być odpowiedź na jakieś pytanie... - Z ust wszystkich wydobyło się głośne 'Łuu'. Potem wypadło na Bartka.
- Pocałuj Majkę! - krzyknął uradowany Michał. Bartek popatrzył na mnie z proszącym wzrokiem.
- Nie! - powiedziałam stanowczo.
- To chcesz mnie zobaczyć w samych bokserkach?!
- Tak... - nie byłam tego taka pewna, ale cóż... Posłusznie ściągnął spodnie i zabił nas wszystkich wzrokiem. Butelka zatrzymała się przy Igle.
- Masz kartkę i długopis... - Kurek podał mu przedmioty. - napisz po angielsku 'Pokój trenerski. Zakaz wstępu. Wchodzisz na własną odpowiedzialność. To co zobaczysz, może pozostawić ślad na twojej psychice.' i powieś to na drzwiach Andrei. A! I podpisz się!
       Krzysiek wrócił i w ramach rewanżu, butelka zatrzymała się przy Bartku.
- Bartuś, weź się przebiegnij po ośrodku. Pit, biegnij z nim, żeby się gdzieś nie zgubił.
- Nie no, Anderson na niego nie poleci, nawet jeśli jest w samych bokserkach... - próbował się wymigać Piter, ale marnie mu to szło.
- Ale sprzątaczki co innego! - krzyknął Winiar i przybił piątkę z Igłą. Kiedy Kurek wrócił z wieczornego joggingu leżeliśmy ze śmiechu.
- I jak było? - zapytałam Bartka, szczerząc się.
- Spoko, minęliśmy Lotmana, z którym Piotruś koniecznie chciał pogadać, a ja jak idiota musiałem stać obok nich prawie nagi... A obok były otwarte drzwi, w których siedzieli, a raczej już leżeli USA' ńczycy- popatrzył się na Nowakowskiego z wyrzutem. Bartek wykręcił Winiego.
- Zadzwoń do matki Pita i powiedz, że ci się podoba. - pół pokoju wypluło Colę z ust.
- Co?! - wrzasnęli jednocześnie Piter i Michał.
- No przecież wczoraj po finale mówiłeś, że Pit na ładną laskę... - Przyjmujący westchnął i posłusznie wykonał zadanie. Bardziej zestresowany od niego, był Piotruś, bo co biedak miał własnej matce powiedzieć?
- Powiedz, że byliśmy upici. - zaproponował Dziku.
- Mam powiedzieć, że piłem piwo?
- Faktycznie... kto by ci uwierzył... - zastanowił się Michał.
___________
Krótko ; c
 Nie czepiać mi się mojego Piotrusia, bo i tak go nie zmienię ! ; ]
I możecie mnie nawet za to znienawidzić :D

Pozdrawiam was i idę czytać najkrótsze streszczenie Krzyżaków, buaha !

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział XX

      Powoli wygramoliłam się z autobusu cheerleaderek. Chciałam od razu położyć się spać, ale niestety przebywam z tak dziwnymi ludźmi, że dla nich dzień zaczyna się po 22.00. Aktualnie była druga w nocy więc obawiałam się, że zaraz usłyszę pukanie do drzwi... Chociaż nie, bo oni przecież nie potrafią pukać. Zamiast tego usłyszałam wibrację mojego telefonu. Dzwoniła mama.
- Cześć córeczko! Ślicznie grałaś! - usłyszałam tysiące pochwał od strony mej rodzicielki.
- Dziękuję..
- Ale dlaczego nie powiedziałaś mi, że chodzisz z Bartkiem?
- Co?!?!?! - wydarłam się tak, że Igła i Ziomek, którzy mieszkali za ścianą na 100 % to słyszeli.
- No rozmawiałam z mamą Bartka i powiedziała mi, że ze sobą jesteście.
- Ahaa . - starałam się zachować spokój. - a komu jeszcze o tym powiedziałaś? Pani Jadzi z mięsnego? - czułam, że zaraz wybuchnę, bo jeśli ta kobieta ze sklepu o jakże wdzięcznej i dwuznacznej nazwie 'Mięsko Jadzi' coś wiedziała, wiedział już to cały Wałbrzych.
- No tak, ale co to za tajemnica? - czułam, że mama aż śmieje się do słuchawki. Rozłączyłam się i ruszyłam w stronę drzwi Bartka i Pita. Byłam gotowa wywalić drzwi z zawiasów.
- Kurek!! - wydarłam się, kiedy weszłam do pokoju, w którym zobaczyłam tylko środkowego. Pokazał na łazienkę, do której jak najszybciej pobiegłam. Otworzyłam drzwi, i zobaczyłam Bartka, który zapinał sobie rosporek.
- No co ty mi tu...
- Czemu powiedziałeś swojej matce, że ze sobą chodzimy?!?! - w tej chwili obok mnie stanął Piotrek i zaczął się przysłuchiwać.
- Że co?! Ja jej nic nie mówiłem, ja tylko powiedziałem, że mamy nową koleżankę i że jest fajna i ładna...
- Ale ona to powiedziała Pani Jadzi!! - moje słowa musiały zabrzmiać bardzo dziwnie.
- Komu? - Kurek zrobił minę, w stylu ' O.o '
- No tej ze sklepu 'Mięsko Jadzi'... Nie ważne! Zadzwoń do niej i powiedz, że nie jesteśmy razem!!
- Dobrze..  - powiedział posłusznie i zaczął myć ręce.
- Teraz!!! - zamknęłam mu kran. - i zrób na głośnomówiący.
- Witaj Bartuś! - usłyszałam głos jego matki, a Pit wybuchnął niepochamowanym śmiechem.
- No bo ja ci chciałem powiedzieć, że ja nie chodzę z Majką... ja tylko mówiłem, że to moja koleżanka..
- Tak, tak, wiem, Bartuś... - Kurek zaczął bezradnie machać rękoma. Powtórzyłam jego gest i wyszłam z pokoju.
        Następnego dnia, i ja, i trener Anastasi byliśmy bez litości dla swoich drużyn. Usiadłam na krześle, na wilkiej hali. Było mi zimno, nie wyspałam się, ogólnie jakoś źle się czułam. Zaleciłam dziewczynom, żeby się porozciągały, a sama trzęsłam się z zimna.
- Mogę cię ogrzać.. - zaproponował Zibi.
- Kurde, no czemu ty masz takie sucharowe teksty na podryw?! - wydarł się Bartek, poczym Bartman spojrzał na niego spode łba.
- No to zaprezentuj, mistrzu podrywu...
- Spoko. - podszedł do mnie. - Hej, jesteś z Alaski? Podobno tylko tam są takie laski. - mrugnął okiem, po czym wybuchnęłam śmiechem.
- Jaaki suchar! - wydarł się Igła.
- Co za cioty.. - Piotrek pierwszy raz zrobił face palma, bo dotychczas, to my rzucaliśmy w niego tą miną. - Ja to zawsze mówię tak: Hej, wiesz z czego składają się lody? - wszyscy mieli miny ':o', potem 'O.o' , a potem ':D' i zaczęliśmy się turlać po podłodze. - no co, nie rozumiecie?
- Yyy, nie . - odpowiedział Dziku.
- I na to poleciała tamta laska, co się z nią wczoraj obściskiwałeś? - zapytał Kurek
- Yyy, to była moja mama? -  Piotrek przedrzeźnił Dzika.
- No dobra, mam wam pokazać, jak to się robi? - zapytał Winiar litościwie i pokazał na swoje nogi.
- No co? - zapytaliśmy chórem.
- No nie widzicie tych zgrabnych nóg? Dagmarka na nie poleciała.
- Noo, ale to chyba było 10 lat temu.. - powiedział Igła.
- Weź je sobie zacznij depilować, wtedy pogadamy. - powiedziałam, trzymając się za brzuch, ze śmiechu.
- Chyba debilować. - swoje trzy grosze dorzucił Piotruś, ale jak zawsze nie udał mu się żart.
- A tam, wy się poprostu nie znacie... I tak jestem z was wszystkich najpiękniejszy. - fochnął się i poszedł dalej trenować.
- Misiek, Misiek, pokaż ząbki! - krzyknął Krzysiek, a przyjmujący posłusznie wyszczerzył się, ale zamiast śnieżno-białych zębów, ukazał się aparat.
- Fu! Winiar, bo zaraz rzygnę! - Dziku teatralnie zasłonił usta. Ja to już się wolałam nie wtrącać, bo jeszcze mnie znienawidzą.
         Trening dobiegł końca... Ostatni trening w Sofii. Trochę szkoda, ale cóż, życie.
- Ej, chłopaki, jutro wyjeżdżamy, ogarniacie? - zapytałam.
- Nie płacz, kiedy odjadę, sercem, będę przy tobie... - zaczął śpiewać mi Piotruś.
- Nie płacz, kiedy odjadę, zostawię, ci tę melodię... - dorzucił Bartek.
- Piosenkę, która przypomni, niepowtarzalne te chwile... - obok mnie pojawił się Igła.
- I słowa, cicho szeptane, tylko, tobie, jedyneeej! - zabuczał Zibi.
- Czemu ty zawsze masz takie dziwne teksty?! - ponownie wydarł się na niego Kurek.
- Czepiasz się, bo mam lepszy sposób na podryw. - mrugnął atakujący. Niestety więcej rozmowy nie słyszałam, bo weszłam do pokoju. Położyłam się i zasnęłam.
____
No i takie o to cuś wyryłam na mej klawiaturze ; ]

iii prośba : KOMENTUJCIE ! :D
Pozdrawiam . RudyKojot ; 3

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział XIX

     20:24 dla nas. Piłka meczowa, którą wykonywać będzie Stanley. Facet, który prawie nigdy nie psuje zagrywki.
- Debil, debil, debil... - nuciłam pod nosem. Podrzucił piłkę. Wzrokiem podążałam za okrągłym przedmiotem. Uderzył w nią strasznie mocno. Leciała szybko i daleko. Nie wiedziałam, czy był aut czy nie, ale po reakcji chłopaków stwierdziłam, że raczej wyszła. Usłyszałam w tle muzykę 'We're the champions'. Wtedy poczułam, że to właśnie MY , Polacy, jesteśmy mistrzami. Nagle poczułam, że ktoś mnie zaczyna podrzucać. Odwróciłam się. Był to Anastasi, ale w jego ślady poszedł cały sztab i już po chwili byłam na wysokości około 3, 5 metrów nad ziemią.
- Dlaczego akurat mnie podrzucacie ? - wykrzyczałam.
- Są dwie wersje. - zaczął Igła - albo dlatego, że uratowałaś nam dupę, albo też dlatego, że jesteś najlżejsza. - potem wszyscy zaczęli biegać, skakać, wrzeszczeć, tańczyć, śpiewać i co tam jeszcze.
- Jak się nazywasz i jak czujesz się z tym, że zagrałaś w finale Ligi Światowej? - podszedł do mnie jakiś facet z kamerą.
- Nazywam się Majka Piszcz i czuję się ... - westchnęłam, bo zabrakło mi powietrza w płucach - zajebiście!
      Siatkarze zaczęli mnie ciągnąć, żebym poszła udzielić wywiadu, albo porozdawać autografy. Nagle podbiegł Winiar, jedną ręką trzymając się za ząb, a drugą ryjącą coś w komórce.
- Ej, patrzcie!!
- A tobie co się stało w ząb? - zapytałam zdziwiona.
- Co? A nie, Dziku mnie walnął. Patrz, co mi chłopaki z klubu napisali. - pokazał mi telefon. Wiadomość była od Mariusza W.
                                  Stary!!! Gratulacje!!! Pozdrów chłopaków!!!
          PS. Karol nie może oderwać wzroku od waszej jedyneczki. :D

Zapytacie o jaką jedyneczkę chodziło? W tej drużynie była tylko jedna jedynka, od której Karol Kłos nie mógłby oderwać wzroku. Ja. Nie, żebym była egoistką, no ale chyba facet nie zapatrzył się na Pita, no nie? Po hali rozeszło się głośne 'Uuu'. Michał odpisał coś przyjacielowi, ale wolałam chyba nie wiedzieć co. Pomachaliśmy trochę flagą Polski, pogadaliśmy z kibicami i ruszyliśmy w stronę szatni. Stanęłam przed nią, ponieważ nie chciałam wchodzić do męskiej przebieralni.
- No co tak stoisz?! Właź! - pociągnął mnie Dziku, a po chwili stałam w pomieszczeniu, w którym znajdowało się mniej więcej 10 facetów bez koszulek, dwóch tańczących na jakimś stole, czy czymś i kilku fałszujących.
- Ej, nie żeby coś, ale ja się tu czuję trochę nieswojo... - powiedziałam, starając się nie patrzeć na gołe klaty Orzełków.
- Też możesz zdjąć koszulkę! - mrugnął do mnie Zibi. - jak chcesz to mogę ci pomóc. - zbliżał się do mnie. Wkońcu wyszliśmy z tego okrutnego miejsca, żeby odebrać medale. Nie byłam pewna, czy też mam iść, bo wkońcu nie należę do tej drużyny.
- Chodź. Wkońcu drużyna ma 14 zawodników. - mrugnął Andrea. Staliśmy w jakimś tunelu, a Igła zabrał się za kamerowanie.
- Zrób coś głupiego! - krzyknął w moją stronę.
- A moge ci pokazać coś głupiego? - zapytałam, odwróciłam kamerę tak, że było widać twarz Krzyśka. - Witam Państwa serdecznie, nazywam się Maja Piszcz. Chciałabym zaprezentować wam coś głupiego. - wszyscy siatkarze wybuchnęli śmiechem.
- Eeej!! Na podium wchodzimy przewrotem dobraaa?! - wrzasnął mi do ucha podekscytowany Bartek. Postąpiliśmy tak, jak nakazał Kurek. Stanęłam między Pitem, a Winiarem. Podszedł do mnie Prezes PZPS.
- Maja tak? - zapytał z bananem na twarzy. - Gratuluje! - uścisnął mi rękę i przeszedł do kolejnego siatkarza.
- Ałła! - wydarł się Piotrek.
- A tobie co znowu?
- No bo on powiedział, że to z czekolady! - pokazał palcem na Możdżona, niczym małe dziecko. Marcin odpowiedział palm face'm. Teraz było już dwóch szczerbatych siatkarzy. I to wszystko w niecałą godzinę ...
- Maja, Maja, pokaż się! - szukał mnie Krzysiek, kamerując. Zaczęłam się wydurniać przed kamerą, aż wkońcu zaczęli rozdawać nagrody indywidualne. Pierwszego wyczytali Zbycha. Drugi był Możdżon, potem Igła, który o mało nie stałby się nowym członkiem ' Klubu Szczerbatych'. Skakał jak opętany. Na końcu został MVP , czyli Bartek.
- Ballotelli , kurna! ... Zegarki! - darli się wszyscy. Szczerze, to nie wiedziałam o co im chodzi i stałam tylko, i uśmiechałam się głupio. Teraz pora na zdjęcia grupowe, zostałam pierwszą ofiarą Kurka i szampana. Drugi był Zibi, ale obronił się swoją nagrodą, przez co została cała zmoczona. Śmierdziałam alkoholem. Drogim, włoskim, ale alkoholem. Potem wszyscy rozeszli się po hali, żeby jeszcze udzielić wywiadów.
- Ej, stary, czy ty widzisz to co ja? - zapytał Winiar Bartka.
- Noo... niezłe ma... - Kurek nie dokończył.
- Nie o to mi .. eej, faktycznie! - zapatrzył się Michał. - ale ja mówiłem o Picie! - pokazał na środkowego. - to on ma laskę?!
- No co ty... To jego siostra...
- A on ma siostrę ? - siatkarze popatrzyli na siebie jak na idiotów.
- No nie wiem, może kuzynka... przecież on nie ma laski!
- A ja uważam, że Piotruś jest fajny, a to jego laska. - uśmiechnęłam się szeroko i poklepałam ich po ramieniu.
______
Troszkę krótko ; c Sorki, ale wiecie, na weekand mózg się wyłącza ; 3
Zaczyna ktoś może teraz ferie ? Ja niestety już daaawno skończyłam ; /

PS. Miło, że ktoś czyta moje opowiadanie ;)
Pozdrawiam ! :D