wtorek, 16 lipca 2013

Przeprosiny :c

Cześć Miśki! :3
Z powodu wielu pytań o epilog, postanowiłam napisać tutaj przeprosiny. Wiem, odpowiadam Wam, że pojawi się już dzisiaj i naprawdę staram się go napisać, ale chcę też żeby był idealny, bo to wkońcu zakończenie, więc chcę, żebyście zapamiętali to opowiadanie jak najlepiej, ale ilekroć napiszę cały rozdział, coś mi w nim nie pasuje i piszę go od nowa. Zdecydowałam więc, że nie będę Wam obiecywała i podawała ostatecznego terminu, bo tylko Was zawiodę. Postaram się jak najszybciej, ale też jak najlepiej napisać ten rozdział i mam nadzieję, że będziecie z niego zadowoleni. Niestety, chyba każdy piszący bloga ma kiedyś taki okres, w którym wena totalnie ucieka i dla mnie nadszedł ten okres pod koniec pisania.
Jeszcze raz Was przepraszam, nie pytajcie o termin, bo NAPRAWDĘ nie mam pojęcia, kiedy go dokończę. Mam nadzieję, że bardzo się na mnie nie obrazicie i cierpliwie poczekacie na to myślę ciekawe zakończenie :)
Do napisania! :3
Pozdrawiam, RudyKojot

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 59

- Maja, wstawaj! - szepnął Karol, który stanął w moich drzwiach, ubrany i gotowy, by stawić czoło nowemu i pięknemu dniu... Nie no, dobra, leci filozofią, a to nie ten adres. Ma być zabawnie. Sorry.
Wywlekłam się z łóżka, z wściekłością zerkając jeszcze na swojego chłopaka.
- Po co ci ten plecak? - jęknęłam, nie chcąc chyba nawet usłyszeć odpowiedzi.
- Ubieraj się, potem się dowiesz. - powiedział i zamknął drzwi, wychodząc. Po dość długim siedzeniu w jednej pozycji na łóżku, wkońcu dotarło do mnie, że przecież dzisiaj jest ten cały mecz Legii. Przez to tym bardziej nie chciało mi się pójść do łazienki, ale raczej nie miałam wyboru. Karol tego meczu nie odpuści.Wyszłam z pokoju, ale od razu wpadłam na środkowego, który zasłonił mi oczy jakąś chustką.
- Na serio nie musisz tego robić. I tak wiem, gdzie jedziemy. - wyjęczałam.
- No skoro wiesz, to o co się martwisz? - prychnął Kłos i po omacku doszłam (jakoś) do samochodu. Przez całą podróż nie odezwałam się do niego ani razu, bo wiedziałam, że grozi to albo opowieściami o Legii i piłce nożnej, albo przekonywaniem, że mam siedzieć cicho i nie ściągać chustki z oczu. Nawet nie miałam zamiaru. Byłam wręcz pewna, że kiedy ją ściągnę, zobaczę stadion piłkarski, więc wcale nie spieszyło mi się, do ujrzenia tego widoku.
- Zgubiłeś się. - stwierdziłam, kiedy wlekliśmy się już parę ładnych godzin, a przecież do Warszawy nie jest wcale tak daleko.
- Nie zgubiłem się. - powiedział stanowczo... Przecież ja i tak wiem swoje.
Wkońcu dojechaliśmy. Kłos zdjął opaskę z moich oczu i zobaczyłam coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałam się, że jeszcze zobaczę.
- Ale przecież... mecz... - wyjęczałam, cały czas nie mogąc uwierzyć, że znajduję się w tym miejscu.
- Oddałem bilety Wronce. Mecz może poczekać. - powiedział zaciskając usta.
- Tak poprostu? - popatrzyłam na niego z niedowierzeniem.
- No dobra! Przegrałem je jak graliśmy w pokera! - wrzasnął, ale po chwili nieco się uspokoił i ruszyłam w stronę lasku, w którym stał mój kochany, wakacyjny dom. (
Spędziłam tu całe dzieciństwo, ale kiedy wstąpiłam do grona cheerleaderek, a potem do sztabu reprezentacji Polski, byłam wręcz pewna, że nigdy już go nie zobaczę. Kiedyś przyjeżdżałam tu co roku. Tak właśnie wyglądały moje wakacje. Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam ten drewniany, mały domek, stojący wśród drzew i śpiewających ptaków. Nic się nie zmienił. Ten sam mech porastający ściany, te same brudne okna, których nigdy nie było czasu umyć, ten sam stary grill, który stał tu od zawsze.
Łzy napłynęły mi do oczu, przed którymi stanęły obrazki z dzieciństwa. Bałam się wejść do środka. Nie chciałam, żeby do głowy napłynęły mi wspomnienia, które już nigdy nie powrócą. Jednak nadusiłam klamkę. Zobaczyłam skórzaną kanapę. Zakurzoną, wyblakłą i obdartą. Wtedy kosztowała majątek, a teraz tak poprostu leży w tym starym domu, nikomu nie potrzebna. Po całym pokoju były porozrzucane małe samochodziki Roberta, których niedawno szukał w Wałbrzychu. Obok zabawek były także smoczki i pieluchy, zapewne Adama. Ile mógł mieć wtedy miesięcy?
Nie wiadomo jak, siedziałam już w ramionach Karola i płakałam na jego koszulkę.
- Dziękuję. - powiedziałam przez łzy. Kiedy już się uspokoiłam, byłam gotowa, aby wejść do pokoju, który zapewne przywieje najwięcej wspomnień. Do mojego pokoju. Zielone ściany i ciepły, letni wiatr, to pierwsze, co poczułam. Potem zobaczyłam półki, pełne pluszowych zabawek. Każda z nich coś dla mnie znaczyła. Każda była częścią mojego dzieciństwa. Nie lubiłam wspominać, nie chciałam patrzeć w przeszłość, ale teraz zrozumiałam, że tego właśnie mi potrzeba. Odwróciłam się w stronę Kłosa i znów mocno go przytuliłam. Byłam ogromnie szczęśliwa. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć. On zrobił dla mnie tak wiele, a ja nie potrafię mu nawet nic powiedzieć, bo czuję, że z każdym słowem, potok łez będzie stawał się większy, a tego nie chcę. Jeszcze raz popatrzyłam na cały dom, a wtedy Karol delikatnie szturchnął mnie w ramie.
- Błagam cię Maja, zbierałem się do tego od początku naszej znajomości i jeśli teraz dasz mi kosza, to wyskoczę przez to okno. - zaczął, błagalnie patrząc mi w oczy.
- Tu jest akurat nisko. - zaśmiałam się przez łzy.
- No to przynajmniej złamię sobie nogę. - uśmiechnął się nerwowo. - Maja, czy ty.. - zaczął, ale znowu się zaciął.
- Tak. - powiedziałam z udawaną litością i po raz 355647695325257 już dzisiaj rzuciłam mu się na szyję. Nagle usłyszałam głośne walenie do drzwi.
- Igła?! - wrzasnęliśmy oboje, aczkolwiek ja ze zdziwieniem, a Karol z radością.
- Witajcie nowożeńcy! Aha, nie nowożeńcy... Nowonażeczeńcy? - zapytał Pit, za których weszła wysoka blondynka.
- O co tu chodzi? - zapytałam Karola. - Po co ona tu przyjechała? Wszyscy chyba dobrze wiecie, że jej nie trawię. - skrzywiłam się, a po chwili zabiłam Izę wzrokiem. Speszona, odwróciła wzrok. Winner!
- A widzisz? Jakoś ją sobie ustawisz.
- Nie chcieliście jechać na mecz, to mecz przyjechał do Was! - wrzasnął Igła, mrugając porozumiewawczo do Kłosa.
- Widziałam to. - stwierdziłam, ale nie miałam chyba co narzekać, bo chłopaki zaczęli już rozkładać wielki ekran. Usiadłam na kanapie. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że spotkałam tych dwumetrowych Złotoryjców na swojej drodze.
____
Ogromnie Was przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale niestety jak widzicie tracę radość pisania :c Czeka nas już tylko epilog i koniec...
Nie wyszedł ten rozdział do końca tak, jak chciałam, ale nic nie poradzę :/

PS. Polaczki wygrały przegrany mecz. :D Pozdrawiam "USA'ńczyków" xd