czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział XXIV

- Nie! - wydarłam się na cały Wrocław.
- No weeź! Nas nie przenocujesz? NAS? - prosił Zibi.
- Ale jak ty sobie to wogóle wyobrażasz?
- Spokojnie... to zostaw mnie. Bartek pójdzie spać do matki, weźmie ze sobą kilku, Igła też ma przecież rodzinę w Wałbrzychu... I mamy wolną chatę. - mrugnął do mnie.
- Ale mi nie o to chodzi!! - po chwili zorientowałam się, że przecież i tak z nimi nie wygram, więc sięgnęłam po telefon, żeby ostrzec mamę.
- Hej mamo... Bo widzisz, my dopiero skończyliśmy kręcić tą reklamę i siatkarze nie mają gdzie się podziać, więc sobie tak pomyślałam...
- Jasne, zaproś ich do nas, tylko nie spieszcie się, to trochę posprzątam.
      Taak, tylko moja mama potrafi sprzątać o 2.00 w nocy. Dojechaliśmy do mojego mieszkania. Rodzice przywitali chłopaków jakby byli ich dziećmi. Tata zabrał 'starą reprezentację', czyli Gumę na bok i zaczął i z nim gadać o siatkówce. Tak rozgadanego Pawła to ja już chyba nie zobaczę. Nagle ze schodów zbiegł mój młodszy brat - Adam.
- Łoo jaa ciee! - wydarł się, stojąc wśród wieżowców. - a ty jesteś Piotr Nowakowski ? - popatrzył na Pita z miną ' : o ' .
- Sie wie! - środkowy dumnie stanął na środku dywanu.
- Mam twoje plakaty na ścianie!! Chcesz zobaczyć?!
- Widzicie, ktoś mnie tu jeszcze docenia! - wrzsnął i pobiegł do pokoju Adama.
- A gdzie będziecie spać ? - zapytałam, rozglądając się po domu.
- A o to się nie martw. Byłam u pani Kurek i dała mi sześć śpiworów, bo powiedziała, że nakupiła ich Bartkowi jak jeździł na obozy, bo za każdym razem wracał bez. - pare siatkarzy wybuchnęło śmiechem. Poszłam do swojego pokoju, żeby w spokoju położyć się spać, mimo że była już 3.00. Nagle wszedł Piotrek i rozłożył się na podłodze. Chwile później wparował Zibi.
- Ej, ej, ej! On może, to ja też! - uwalił się między dywanem Pita, a moim łóżkiem.
- Niech będzie pochwalony! - krzyknął Bartek. Ja to czasami mam wrażenie, że mieszkam w spożywczym...
- Jeszcze ktoś przylezie? - zabiłam ich wszystkich wzrokiem.
- Chyba nie, bo Igła powiedział, że znaleźli niezłą miejscówkę, w pobliżu wodopoju i pokarmu. - wytłumaczył poważnie Kurek.
- My za to mamy ładne krajobrazy! - krzyknął Bartman i przybił głośną piątkę z Pitem.
       Jakoś dziwnie spało mi się z trzema siatkarzami w pokoju, mimo, że przecież po każdej imprezie tak właśnie nocowaliśmy... Może dlatego, że wtedy byli mało przytomni.
       Rano obudził mnie zapach śniadania. Tego domowego, pysznego śniadania. Rozciągnęłam się i wstałam z łóżka, ale usłyszałam pod sobą trzask.
- Ałł! - jęknął Piter, który znajdował się pod moimi nogami. Jak on się tu znalazł, skoro kładł się po drugiej stronie pokoju?!
- Przepraszam! - krzyknęłam i pobiegłam do łazienki, przy której zobaczyłam tylko dłuuugą kolejkę. To oznacza tylko jedno - nigdy więcej siatkarzy u mnie w domu. Po kilku...dziesięciu minutach wkońcu weszłam do wc, po czym zbiegłam do kuchni. Tam też nie mogłam liczyć na miejsce. Zjadłam tosty, czyli to, co jem zawsze w domu. Bartek poszedł do rodziców, ale ludzi nie ubyło wcale, bo chwilę po wyjściu Kurka wszedł drugi Kurek, tylko ten młodszy. Postanowiłam, że obciążę trochę mamę i zabrałam chłopaków na wycieczkę po Wałbrzychu. Może i to nie Paryż, ale nie zamierzałam siedzieć z nimi w domu. Zmierzyłam w stronę schroniska dla psów. Zupełnie bezinteresownie... Zupełnie... No dobra, liczyłam na to, że załatwią tym biednym psiakom sponsorów.
- Ej, patrzcie jak ten szczeniaczek się we mnie wpatruje! - krzyknął Pit, kucając przy klatce.
- Piter, nie... - nie zdążyłam dokończyć, bo 'szczeniaczek' rzucił się na środkowego, ale na szczęście był na zbyt krótkiej smyczy, aby na niego skoczyć.
- Zawsze chciałem mieć pieska... ale teraz chyba już rozumiem, co miała na myśli mama, kiedy mówiła 'Nie'... - wyjęczał siatkarz.
- Pit, ten pies był poprostu agresywny, trzeba go wytresować, dlatego... - i tak mnie nie słuchał, tylko nadal jęczał pod nosem.
- Ale piękny. - Ziomek przystanął przy klatce Syberiana Husky. Pies wgapiał się w niego dwu-kolorowymi ślepiami. Ogólnie, cała wycieczka okazała się genialnym pomysłem, siatkarze bawili się jak nigdy. No, może poza Piotrem. Siedział naprzeciwko wściekłego psa i warczał na niego. Nie chciałam mu mówić, że jeszcze bardziej go rozwścieczy. Niech sobie tam siedzi. Może nauczy się czegoś pożytecznego, np. gadać z psem. Nie wiem do czego miałoby się to przydać w siatkówce, ale może akurat...
        Musieliśmy powoli wracać. Zastanawiałam się, czy siatkarze nie muszą wracać do treningów, i gdzie jest Andrea. Z rozmowy z Ziomkiem dowiedziałam się, że Anastasi siedzi w spa, a wyjeżdżają dopiero za trzy dni. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy popaść w depresję. Z jednej strony miałam dość kolejki do kibla, dość tego, że nie ma miejsca przy stole, i tego, że budzę się z Pitem pod nogami... Ale z drugiej strony wiedziałam, że będzie mi ich brakować. Najlepsze wyjście byłoby takie, żeby spali sobie u kogoś innego.
________________
Krótkie, ale zaraz muszę lecieć na spotkanie z księdzem do kościoła xD

A jak wam mijają Walentynki ?
PS. Cztery tysiące coś tam coś tam wejść . Dziękuję ! :)

4 komentarze:

  1. Nie lubię Walentynek..
    Opowiadanie bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie lubię Walentynek i dlatego ich nie obchodzę :D
    Pozdrawiam ! ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Faajne :D nawet sobie wyobrażam, że oni są w Twoim domu xD
    i czekam na koolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejne rozdziały, świetna historia ;)

    OdpowiedzUsuń