czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 49.

- Maja! - zajęczał Pit, kiedy kolejka zaczęła przyspieszać. - Ja nie zapiąłem pasów! Ja się tylko przyskrzyniłem tym metalowym!! - wydarł się. - Maja, a jak umrę?
- Teraz to i tak już za późno. - powiedziałam, kiedy zaczęliśmy wjeżdżać na górę.
- Wszyscy zginiemy! - krzyknął Bartek.
- Ale ja zginę pierwszy, bo nie zapiąłem pasów!
- No fakt, ty masz gorzej. - przyznał Kurek, co poskutkowalo jeszcze większą paniką Nowakowskiego.
- Stoimi. - stwierdził Zati.
- Przeżyliśmy! - wydarł się środkowy.
- No chyba nie... - powiedziałam, kiedy zobaczyłam, że jesteśmy na samym szczycie. Wagon zaczął się powoli przechylać do przodu. - Teraz dopiero zginiemy. - kurczowo chwyciłam się wszystkiego, czego się dało, a po chwili było słychać nasze krzyki.
- Ja nie mam pasów! Wyciąga mnie! - wrzeszczał Piotrek.
- No to chwyć się tego do cholery, a nie! - kopnęłam go, kiedy widziałam, że jego ręce latają we wszystkie strony.
- Teraz to już za późno! Teraz już się nie da! - chlipnął.
- Kiedy to się skończy?! - wydarł się Bartek. - Ile można jechać w pionie?!
- Niedobrze ci? - zapytał nerwowo Karol.
- No. - po jego słowach wszyscy zaczęliśmy się jeszcze bardziej drzeć i panikować. Zginąć na kolejce górskiej, przygniecionym zawartością brzucha Bartka - bezcenne.

- Maja, ja chyba wolałem jechać w pionie, niż tak... - powiedział Pit, który wyraźnie miał już dosyć, kiedy wjechaliśmy w spiralę.
- Zati, żyjesz? - zapytałam, gdy zobaczyłam, że Paweł siedzi skulony na fotelu.
- Nie chcę patrzeć na naszą śmierć.
- A wiecie, co jest najgorsze? - zapytał Nowakowski.
- Że nie zabrałem żadnego worka? - wyjęczał Kurek.
- Nie.. Znaczy to też, ale najgorsze jest to, że ja umrę pierwszy! Maja, przekażę ci moją komórkę i portfel na te jakieś 3 minuty twojego życia, bo potem to już sama umrzesz, trzymaj. - powiedział, podając mi zawartość swojej kieszeni.
- Ale wiecie, czym się pocieszam? - dodał po chwili.
- Że jest jakaś malutka szansa, że dam radę dojechać do końca i nie puścić? - udzielił się Bartek. Moim zdaniem, to tej malutkiej szansy nie ma. Ja byłam w na tyle złej sytuacji, że siedziałam naprzeciwko niego...
- Nie. - odpowiedział Pit. - To, że ja jako jedyny pójdę do nieba, a wy wszyscy będziecie siedzieli w piekle!
- I z czego tu się cieszyć? Będziesz tam sam, a my wszyscy razem. - stwierdził Kłos, po czym Nowakowski zaczął drzeć się jak baba.
- No i po co ty mu to powiedziałeś? Teraz, oprucz tego, że umrę w kolejce górskiej i w zawartości żołądka Bartka, to jeszcze umrę jako głucha!
- I tak masz lepiej niż ja! - stwierdził Pit. - Ja umrę z myślą, że mogłem temu zapobiec, bo mogłem zapiąć pasy! - po jego słowach kolejka się zatrzymała.
- Jesteśmy! - krzyknęliśmy wszyscy.
- Przeżyłem, a nie zapiąłem pasów! Simply the best! - wydarł się środkowy.
- Ej, Pit, nie żeby coś, ale tu chyba nie było pasów. - powiedziałam, kiedy zauważyłam, że sama także się nie zapięłam.
- Co?...Ale... Przecież... Życie jest okropne.
- Fajnie było, nie? - zapytał Igła, który wyszedł z wagonu obok. Ciekawe, czy słyszeli nasze krzyki... - A gdzie Bartek?
- Nie ma go! - krzyknął Zati i otworzył usta.
- Tyle to sam wiem. - stwierdził Krzysiek.
- Kiedy go ostatnio słyszeliście? - zapytał Kłos.
- Dawno. - wzdrygnęłam ramionami.
- Zgubiliśmy Bartka! - zaczął panikować Nowakowski. - Co z tego, że czasem w nocy rzygał, co z tego, że wyrzucał mnie z pokoju, kiedy była burza i liczyłem sekundy od błysku do uderzenia, ale to był Bartek! Bartuś!.... Idziemy go szukać. - powiedział i pociągnął mnie za sobą.

- O Jezu, odrazu mi lepiej. - usłyszeliśmy głos Kurka zza krzaków, a po chwili wyłonił się z nich sam siatkarz. Radości Piotra nie dało się opisać, albo raczej lepiej, żebym jej nie opisywała. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że wracamy. Bałam sie tylko reakcji Andrei. Co mu powiemy? Że byliśmy na kolejkach górskich? Przecież facet w to nie uwierzy...

- Ooo, dzień dobry. - wyszczerzyłam się, kiedy zobaczyłam Anastasiego, który niewiadomo skąd się tu wogóle pojawił.
- Gdzie byliście? - założył ręce na klatce piersiowej i poczułam na sobie kilkanaście kopniaków. Miałam ochotę odwrócić się i przyłożyć każdemu w twarz.
- No wie pan... Pozwiedzaliśmy sobie Spałę troszkę...
- A no tak, bo przecież Spała jest taka ogromna, że cały dzień trzeba ją zwiedzać! - trzepnął się w czoło. - Maja, o 20.00 u mnie w pokoju. Z wami rozprawię się na treningu. - Ałł. Co z tego, że przeżyłam kolejkę? Teraz umrę jako ofiara znerwicowanego trenera.
 Podeszłam do pokoju i zaczęłam odkluczać drzwi. Ku mojemu zdziwniemiu, były otarte. Głupia ja nie zamknęłam ich przed wyjściem na poranny "trening". Na szczęście nie miał się kto włamać, bo przecież siatkarze byli razem ze mną.
- Szukasz czegoś? - zapytał facet, który siedział wygodnie na moim łóżku. Dopiero po chwili zobaczyłam, że to jeden z piłkarzy. Mianowicie - Wojtek Szczęsny. Mój najbardziej znienawidzony piłkarz. Nie wiem, czemu go tak nienawidzę, ale go nienawidzę, i już.
- Nie? To jest moj pokój?
- No chyba nie. - prychnął, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do recepcji, gdzie stali prawie wszyscy siatkarze.
- U ciebie też?! - krzyknął Winiar. - Kogo masz?
- Szczęsnego. - skrzywiłam się.
- Ja mam Lewego. - mrugnął do mnie. - W zasadzie to nawet się cieszę i nic do tego nie mam, żeby sobie spał w moim pokoju, ale wiesz, Guma udostępnia łóżko - Guma wymaga.
- Kto u ciebie? - zapytał zrezygnowany Karol. - My mamy Wasyla, a Zator się go boi. - powiedział, pokazując na siatkarza, który nie spuszcza z oczu Wasiliewskiego.
- Ty to i tak nie masz jeszcze najgorzej. - stwierdził Bartek. - Ty masz jedno wolne łóżko, a my co? Z nim mam spać?
- Pożycze ci łóżko do masażu. - uśmiechnęłam się dobrotliwie.
- Dobry z ciebie człowiek. - przyznał Kurek.
- Co tu się dzieje? - zapytał Andrea, wychodząc z pokoju.
- Piłkarze zajęli nam pokoje! Najpierw weszli sobie na trening, a teraz zajmują nam łóżka! - oburzył się Pit.
- Wiecie co? W zasadzie, to mógłbym z tym coś zrobić, ale właśnie idę na kolację, więc nie mam za bardzo czasu. Przykroo. - powiedział Anastasi udając smutek. Tak, dobrze wiem, że to przez te nasze wypady.
- Dobra, wracamy. - westchnął Zbychu i wszyscy rozeszliśmy się po pokojach.
_________
Wiem, że teraz to znowu zbyt szybko dodałam ten rozdział, ale jutro już szkoła, a weekand też będę miała zajęty, więc znowu tydzień musielibyście czekać na kolejny.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 48.

- Nie gadaj! - wrzasnął uradowany Nowakowski. - Ja chcę autograf! - skakał z radości, niczym pięciolatek.
- Nie no, panowie, opanujmy się. Przecież do Spały nie przyjechaliby... - nie dokończyłam, bo zza rogu wyszła grupka facetów.
- A ja myślałem, że oni to trenują tylko po to, żeby wyjść z grupy na Mistrzostwa Świata... Do tego potrzebna jest Spała? - zdziwił się Zati, po czym dostał ode mnie w żebro.
- Zamknij się, bo nie dostaniesz autografu! - uprzedził mnie Pit.
- No, dokładnie! - przybiłam z nim piątkę.
- Pf, mi jest niepotrzebny ich autograf. - prychnął. - My rozdajemy autografy, a nie bierzemy, co nie, Karol? - popatrzył się na przyjaciela z nadzieją.
- Nieee... Ja tak kiedyś powiedziałem? - wyparł się Kłos i podbiegł do piłkarzy, którzy stali, jakby czekając aż zejdziemy z hali.
- Przepraszam pana, ale chyba my powinniśmy o tej godzinie mieć tutaj trening. - powiedział po polsku Fornalik, zwracając się do Andrei. Wszyscy siatkarze chcieli dowalić mu jakąś ripostą, ale uprzedził ich Piter, który wyszeptał.
- To trzeba załatwić spokojnie i sympatycznie, po czym możecie wywnioskować, że muszę to zrobić ja. - wyszczerzył się. - Panie Smuda! Nasz trener jest Włochem. - powiedział i z dumą odwrócił się w naszą stronę. - No co się tak gapicie?! - krzyknął, kiedy zobaczył kilkanaście palm face'ów. Takie kilkanaście klapnięć w czoło...
- Kiedy ostatnio oglądałeś mecz reprezentacji? - zapytał zrezygnowany Igła.
- Na Euro, jak mi kazaliście zatypować wynik.
- Co ty masz kurde na stronie startowej?! - palnął Zbychu. Nie wiem, co ma strona startowa w komputerze, do trenera reprezentacji Polski.
- Takiego słitaśnego pieska. Zati mi przesłał.
- Nie na pulpicie, tylko na stronie startowej, debilu!
- Moim zdaniem ta dyskusja nie ma sensu... - udzieliłam się, ale nie podziałało.

( 30 minut później)
- ... No to skoro masz Interie, to wielkimi literami było napisane "Fornalik trenerem piłkarzy".
- Aha! - krzyknął Pit, choć po jego minie można było stwierdzić, że nie zrozumiał. - Czyli, że teraz trenerem naszych piłkarzy jest Lewandowski?
- NIE! - krzyknęliśmy wszyscy.
- No to co mówiłeś, że..
- Ja mówiłem, że Lewandowski nie chciał, żeby Smuda odchodził.
- Po cholerę mu mówisz szczegóły? - skarciłam Bartmana.
- Cii! - uciszył mnie palcem. - Teraz już rozumiesz? - powiedział łagodnie.
- Nie za bardzo...
- Pit! - wrzasnęłam. - Po Euro zmienili Smudę na Fornalika!
- Ahaaaa!!! Trzeba było mi tak od razu powiedzieć, Zibi! - klasnął w dłonie i poszedł ćwiczyć zagrywkę.

- Ej, ale to my tu mamy trening. - przypomniał Wasyl.
- A może im oddamy tą halę? - zapytał przerażony Zati, który chyba bał się tego piłkarza.
- Po co? - parsknął Pit. - Siatkarze mają halę, a piłkarze boisko!
- Piotruś, jak ty już coś powiesz... - burknęłam. Ogólnie to całe pół godziny minęło na kłótni między trenerami, kto ma mieć tutaj trening. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękaw.
- Zwijamy się! - krzyknął i po chwili byliśmy już na zewnątrz. Najwidoczniej siatkarze nie mieli zamiaru walczyc o swoje prawa i bez walki oddali halę piłkarzom. Biedny Andrea, może właśnie udało mu się uratować salę, a ci niewdzięcznicy tak poprostu się zwinęli... A ja z nimi. Zła ja.
- Co wy do cholery robicie?!
- O Boże, wyśpiewasz trenerowi jakąś bajkę i będzie git. - mrugnął Igła.
- No dobra, gdzie idziemy?
- A nie wiem, tak se.. - powiedział szybko libero.
- Pit? - zapytałam, bo wiedziałam, że coś knują.
- Co?
- Gdzie idziemy?
- No do tego, no... do Lidla, oczywiście! - pacnął się w czoło.
- Zati?
- Hm? - zapytał, bo chyba wybudziłam go z rozmyśleń.
- Gdzie idziemy? - zapytałam, a on szybko popatrzył na Zibiego.
- Oglądać wazony! - krzyknął, a wszyscy momentalnie popatrzyli na biednego Pawełka. - A jednak chyba nie wazony... - powiedział speszony, a Zibi tylko trzepnął się w czoło.
- Tak ci pokazywałem! - wrzasnął i ponownie zaczął rysować kształt.
- No, wazon!
- Wcale nie wazon, tylko...
- Zibi, serio chcesz ponownie tłumaczyć nierozgarniętemu? - zapytałam zrezygnowana, a Bartman momentalnie się opamiętał.

Szliśmy, szliśmy i szliśmy i dojść nie mogliśmy. Po "rysunku" Zbigniewa stwierdziłam, że wybierają się do klubu... karaoke. Tak, nazwijmy to klubem karaoke. A po co byłam im potrzeba ja, to tego nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.
- Czy Spała jest na serio taka wielka, żeby jechać autobusem? - zapytałam, kiedy stanęliśmy na przystanku.
- No bo ten klub jest odrobinkę za Spałą. - wyszczerzył się Igła. Wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy chu...śtawka wie gdzie. No co jak co, ale nasze polne drogi są mistrzowskie...
- Kieeedyyy doojeeedzieeeemyyyy? - zapytał Pit, przedłużając każdą samogłoskę, żeby drżał mu głos, podczas gdy podskakujemy na dziurach.
- Aaaaleee faaajnieee. - przyłączył się Zati.
- Nooo wieeeem. - po tych słowach Nowakowskiego większość siatkarzy nie mogła już wytrzymać. No fakt, byli wnierwiający...
- Eeeeej... - zaczął Paweł.
- Zamknijcie się, bo wam przywalę! - wrzasnął Zbychu i odrazu zrobiło się cicho. Nagle moim oczom ukazały się wszelakie kolorowe kolejki górskie, przy których się zatrzymaliśmy.
- To jest ten wasz cały klub?
- O Jezu, przecież gdybyśmy ci powiedzieli, że jedziemy na takie zajebiste, pionowe, i straszne kolejki górskie, to w życiu byś z nami nie pojechała! - krzyknął Zibi i popatrzył się na mnie błagalnie. No to fakt, cholernie boję się tych wszystkich rzeczy.
- No dobra, to może ja tu posiedzę z Bartkiem, na ziemi, a wy pójdziecie, co? Nie wzięłam kasy, trudno... - powiedziałam zz udawanym smutkiem.
- Nie ma sprawy, dzisiaj ja stawiam! - krzyknął Igła. Kurde, że też dzisiaj musiało mu się przypomnieć o przykazaniu miłości.
- A tak w sumie, to czemu ja miałbym nie jechać? - zbuntował się Bartek.
- Przecież tobie jest niedobrze po olimpijskim jedzeniu, a co dopiero po polskich kolejkach górskich...
- Po pierwsze, to nie są jakieś tam polskie kolejki, tylko jedne z najlepszych na świecie. Wyobrażasz sobie, ile oni je składali? To im zajęło lata i teraz przez lata będzie gościła tutaj, w spalskich okolicach. - o bosz, aż się wzruszyłam.
- Tya, wobrażam sobie... - powiedziałam, patrząc na te wszystkie kolorowe tory.
- No dobra, na początek, żebyś się tak nie bała, to idziemy na tą. - powiedział Igła i ustawiliśmy się za ludźmi, którzy czekali na bilety.
- Karol? - powiedziałam błagalnie. - Przekonaj ich jakoś, żebym tam nie szła, no błagam cię!
- Cykasz. - wtrącił się Winiar. - Nie ma się co bać. Usiądziesz sobie obok Kłosika i będzie gites, no nie?
- No. - stwierdził środkowy.
- Wiesz, że cię teraz nienawidzę?
- Yhym, yhym. - powiedział, nie zwracając na mnie większej uwagi. Najchętniej to bym ich wszystkich udusiła, a głowy powiesiła na ścianie... Albo nie, po co mają mi zaszpecać dom?
- Pit, wiesz, że oni tak naprawdę cię okłamali , mówiąc, że będzie fajnie? - zapytałam, bo jeśli nie uda mi się przekonać jego, to nie przekonam już nikogo.
- No i?
- Jak to "No i"?! Przecież ty w środku drogi zaczniesz się drzeć jak pięciolatek.
- No to co? - wzdrygnął ramionami. No i jak tu z takim wytrzymać?!
- Co ty mi tu Piotrusia przerabiasz? - prychnął Kurek, gładząc kolegę po ramieniu.
- Przecież ta kolejka jest dla dorosłych! Oni ich nie wpuszczą! - krzyknęłam, pokazując na Nowakowskiego i Zatora.
Nie było szans. Nikt mnie nie słuchał. Stanęliśmy obok kasy i kupiliśmy bilety. No nieee! Teraz już wszystko stracone. Umrzemy na kolejce górskiej! Przejdziemy do historii jako tragicznie zmarli siatkarze (i jedna fizjoterapeutka) na kolejce górskiej!! Ja nie chcę tak skończyć!!
Okey, skończyłam panikować. Przeszło mi, kiedy usiadłam w wagonie z Pitem & Zatim, którzy żyli w przekonaniu, że ta kolejka będzie niczym samochodziki, którymi jeździli, kiedy mieli trzy lata, Bartkiem, który moim  zdaniem pozostawi po sobie ślad w tym miejscu, Karolem, który twierdził, że na takie kolejki to on chodzi raz w miesiącu, więc to będzie luzik, Gumą, który... no poprostu z Gumą.
Ruszyliśmy.
___________
Po pierwsze to przepraszam Was, że nie odzywam się na drugim blogu (jeśli ktoś go czyta xD) , ale nie umiem prowadzić dwóch blogów jednocześnie. Skończę ten, to zajmę się drugim ;) Nie wiem , czy Wam to odpowiada, ale trudno :D
Po drugie, przepraszam, że tak nieregularnie dodaję tu rozdziały, ale jak nie spędzam całych dni w schronisku, na wolontariacie, to muszę się uczyć (ew. zebrania w kościele - za 2 lata bierzmowanie ;]).
Po trzecie to ten rozdział, jest chyba najdłuższym rozdziałem jakiego napisałam w historii tego opowiadania ;>

Narka! ;*

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 47.

Nastawiłam sobie budzik na 5.30. Ktoś musiał wkońcu obudzić te cioty, bo inaczej zostaną zabici przez Andreę. Kiepska śmierć, lepiej, żeby zginęli z mojej ręki. Zaparzyłam dziesięć kaw, bo tylko tyle miałam kubków w pokoju i poczłapałam do pokoju trenera, nie zwracając uwagi na to, że smacznie śpi.
- Biorę gwizdek. - powiedziałam, chociaż wiedziałam, że mnie nie słyszy. Wyszłam na korytarz i ogromnie mocno gwizdnęłam. Tak głośno, że aż na chwilę ogłuchłam. No cóż, czego się nie robi dla dręczenia siatkarzy. Wróciłam do pokoju i czekałam na szczęśliwca, który wejdzie tu pierwszy.
- Po cholerę mnie budzisz o 5.30? - jęknął Bartek i chwycił się za głowę.
- O, biedaku, boli główka? - powiedziałam z udawanym smutkiem, po czym przypadkowo upuściłam puszkę, która leżała na blacie. Przypadkowo, jak już mówiłam... Po Kurku, wbiegł nieco energiczniej Karol i sięgnął po kawę.
- Kochana jesteś. - powiedział, po czym zaczął delektować się napojem.
- Kochana? - prychnął Bartek. - Zło wcielone! - wrzasnął i również wyciągnął rękę w kierunku kubków, ale dostał ode mnie po łapie.
- Nie bierz, bo nie starczy dla Piotrusia. - uśmiechnęłam sie wrednie.
- A co mnie Pit obchodzi? - wzdrygnął ramionami i znowu sięgnął po kawę.
- Ty na serio myślisz, że on był już kiedyś upity? - spojrzałam się na niego jak na idiotę. No w sumie, kiedyś już był, ale wtedy nie miałam pewności, czy napewno, bo zachowywał się w miarę normalnie, jak na Pita. Chwilę potem, naszym oczom ukazał się Nowakowski. Wszedł do pokoju i położył się na moim łóżku, przykrywając kołdrą.
- Majuś, ja chyba jestem chory. - jęknął, a ja popatrzyłam się porozumiewawczo na Bartka, który obrażony, podał środkowemu kubek.
- Moje mięśnie są jakieś spięte. - powiedział Winiar, przeciągając sie na wszystkie strony i spojrzał na mnie.
- To się rozepnij. - doradził Pit.
- Uuu, cięta. - skomentował Kłosu.
Kiedy już udało mi się w miarę doprowadzić siatkarzy do porządku, wyciągnęłam ich na dwór.
- Dlaczego ty nam to robisz?! - jęknął Zati. - Zrobiłabyś nam te swoje fizjoterapeuskie rzeczy i już byśmy kaca nie mieli... Po co mamy biegać? - skrzywił się.
- Dla zdrowia, Pawełku.

- Ej, gdzie jest Pit? - zapytał Igła, kiedy piegliśmy przez las.
- Pewnie się zatrzymał i je muchomory. - wyszczerzył się Bartek, a ja momentalnie się zatrzymałam.
- Maja, to był żart. Haha... - zademonstrował mi Karol. No tak, bo ja jestem głupia. Mimo wszystko, wolałam sprawdzić gdzie wcięło Nowakowskiego. Kto wie, może na serio je muchomory?!
- Biegne go poszukać. - powiedziałam i zawróciłam.
- Biegnę z tobą. - westchnął Kłos.

- A to nie on? - popatrzyłam na kucającego w krzakach faceta.
- Nie wiem, podchodzimy? Bo wiesz, jak się okaże, że to nie Pit, tylko jakiś obcy facet, który poszedł skorzystać z ...
- Dobra, dobra, rozumiem. Idziemy. - podeszliśmy bliżej i okazało się, że facetem spod krzaka jest właśnie Piotruś.
- Co ty tu robisz?! - wydarłam się, a siatkarz prawie rzucił się na mnie z pazurami. Dobrze, że Piotrek ciedziennie obcina paznokcie, bo byłoby ze mną krucho...
- Wystraszyłaś mi jelonka!!!!!
- Że what?! - udzielił się Karol, ale Pit już go nie słuchał, tylko zawrócił i poszedł w stronę hotelu.
- Ej, a ty gdzie? - krzyknęłam.
- Nie rozmawiam z ludźmi, którzy nie znają się na zwierzątkach. - powiedział obrażony. - On już prawie podszedł! - mruczał jeszcze pod nosem. My też postanowiliśmy wrócić z nim do ośrodka, bo siatkarze pewnie i tak za chwilę tam będą. - Może weźcie nie przy ludziach? - wymamrotał, kiedy Karol objął mnie ramieniem.
- Przecież ja jej nawet nie pocałowałem, matole. - odpyskował mu Kłos.
- No i co?! - uuu, Piotruś to ma jednak te riposty..

Kiedy tylko wróciliśmy, weszłam do pokoju, kładąc się na łóżko. Teraz calutki dzień mam wolny. Chyba częściej będę tak wrabiała Złotoryjców w poranne bieganie.
- Maja, możesz przypilnować chłopaków? - zapytał Andrea.
- Jasne. - powiedziałam z uśmiechem. Czyż nie lepiej posiedzieć sobie wygodnie na hali, niż masować przez pół dnia i nocy wielkoludów?
- Hej chłopaki. - krzyknęłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Chyba wykończyłam ich moim treningiem...
- Ej, słyszycie to? - szepnął nagle Winiar.
- Nie? - odparłam.
- No taki jakby dzwonek telefonu... jakiegoś Polaka.
- Skąd wiesz, że Polaka? - zapytałam pełna podziwu, a Michał zmierzył mnie wzrokiem.
- Codziennieee niskie ceny.. - zanucił Winiarski, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Pit? - Bartek popatrzył na biednego siatkarza.
- Co ja?! Ja mam inną.. Paweł? - teraz wszyscy odwrócili się w stronę Zatora, który nerwowo pokręcił głową.
- Wiem! - krzyknął Karol. - Tylko jeden facet może mieć dzwonek z Biedronki, tylko nie wiem, jakim cudem znalazł się w Spale... - zamyślił się.
- No kto?! - krzyknęliśmy w równym czasie.
- Ale jak on się tu znalazł, przecież w maju mieliśmy być tylko my, a nie jeszcze oni... Zresztą nigdy ich nie widziałem na traningu, więc jak?! - mówił do siebie.
- Kłos! - wydarłam się.
- A tak, sory, zamyśliłem się...
_________
Krótki, ale już się chyba przyzwyczailiście, że u mnie nie można liczyć na długie rozdziały xD

Nie komentujecie, a chcieliście, żebym nie kończyła opowiadania. No foch, no! ; c

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 46

- Słucham? - zapytałam cicho, bo nie miałam pojęcia, kto może do mnie dzwonić.
- Maja, musisz wrócić. - powiedział stanowczym głosem (chyba) Igła.
- Nie mogę. - załamał mi się głos. Tak dawno ich nie słyszałam...
- No okej. W takim razie na jutro szykuj piętnaście miejscówek do spania. Ja rezerwuję miejsce przy lodówce, tak jak ostatnio. - wyświergotał i rozłączył się. Z jednej strony cieszyłam się, że znowu zobaczę te ich uśmiechnięte pyski ... a nie, nie pyski, bo przecież jakby to powiedział Piotruś : 'Pyski mają psy, ludzie mają twarze!'. Ta jego mądrość mnie dołuje i zachwyca jednocześnie...

- Witamyyy! - wydarł się najstarszy, tfu! Najbardziej doświadczony siatkarz polskiego teamu. (nie licząc Gumy, ale nie wiem, czy można go zaliczyć do potomka gatunku Homo sapiens. Facet słyszy ultradźwięki, nie ma poczucia humoru i kapuje na kolegów. Można by rzec, że ogólnie, wśród tych matołów jest normalny, aczkolwiek nie, nie jest.)
- Cześć. - burknęłam. Byłam na nich wściekła, choć nie miałam żadnego powodu. To ja sama zdecydowałam, żeby tu przyjechać, choć tak naprawdę nie było najmniejszego sensu.
- Maja. - powiedział, jakby do siebie Karol, podbiegł i przytulił mnie. Czułam się dziwnie, ale równocześnie wiedziałam, że wszystko już się wyjaśniło. - Możemy pogadać? - zapytał już nie wiem który raz w ciągu zaledwie paru miesięcy. Weszliśmy do pokoju i zamknęłam drzwi. Kłos opowiedział mi całą historię, jak to się we mnie zakochał.
- To jak, przyjaciele? - popatrzył się na mnie błagalnie.
- Dlaczego przyjaciele? - zdziwiłam się i uśmiechnęłam się podstępliwie. Specjalnie to zrobiłam, żeby zobaczyć jego reakcje. Nagle przez drzwi wleciał Pit.
- Ty cepie, mówiłem ci, żebyś się nie opierał, bo jesteś za gruby! - wrzasnął Bartek.
- Ja za gruby? Jak mama mi kazała sprawdzić swoje BMI to zawsze miałem niedowagę. - powiedział obrażony.
- Ale my w zasadzie już skończyliśmy. - wyszczerzyłam się do siatkarzy.
- Czyli, że... ? - zaczął Karol.
- Tak! - krzyknęłam i wyszłam z pokoju. Nie wiem czemu, jak, po co i dlaczego to zrobiłam, ale jakoś tak poprostu mnie podkusiło.
- Czy to jest ten twój zajebisty brat, który mnie lubi?! - wrzasnął Piotrek.
- Piter, wiesz , że przeklnąłeś? - zdziwił się Igła, ale środkowy już nawet na niego nie patrzył, tylko podziwiał serie plakatów w pokoju Adama.
- Wracasz z nami? - Zibi dźgnął mnie palcem.
- Nie mogę.
- Spokojnie. Guma już przerabia twoją matkę, luz.
- Guma?! - zapiszczałam. Nawet Paweł przyjechał po mnie aż do Wałbrzycha?! Jak oni mnie kochają...
Nagle Zagumny wybiegł na środek korytarza i zaczął odwalać taniec szczęścia.
- Kto jest miistrzem, miiistrzem?! - wrzeszczał do rytmu hymnu Skry.
- Załatwiłeś?! - krzyknął Igła. - Dawaj pyska! - rzucił mu się na szyję, co wyglądało dość dziwnie. - To pakuj się, jedziemy! - pośpieszał mnie.
- Teraz?
- No tak, bo wiesz, my nic nie powiedzieliśmy Andrei, i on chyba będzie się gniewał, co nie? - zrobił maślane oczy. Nie miałam zamiaru przedłużać, czy też czekać na wyjazd do jutra, bo poprostu chciałam być już w Spale.
- Paa! - krzyknęłam, kiedy wychodziliśmy. Usiadłam na "swoim" miejscu, w autobusie reprezentacyjnym. Prowadził Krzysiek, oczywiście..

- Muszę siusiu. - wyszeptał mi do ucha Zati, który siedział tuż za mną.
- Wstrzymaj pęcherz. Nie bądź baba. - westchnęłam.
- Ale ja na serio nie mogę. Zaraz popuszczę. - chlipnął.
- Igła, stój, bo Paweł musi skorzystać. - powiedziałam z pokerową twarzą.
- Zagumny?! - wrzasnął Ignaczak, ale nikt mu nie odpowiedział. Zatrzymaliśmy się obok najbliższego spożywczego, a Zator z prędkością światła pobiegł na tyły.
- Ej, ej, ej! A wy gdzie?! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam, że siatkarze również opuszczają autobus.
- Po jakieś bułki, czy coś. - powiedział Winiar.
Czekałam za nimi pół godziny, ale nie spieszyło mi się, bo w radiu puszczali szereg fajnych piosenek, więc nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Nagle na horyzoncie zobaczyłam Krzyśka.
- No nareszcie, gdzie wy byliście?!
- Ano w sklepie. - wydusił z siebie i oparł się mi o ramie.
- Chlałeś. - stwierdziłam.
- A gdziii tam, ja?
- Tak.
- Nie przesadzaj, wsiadamy na pokład i płyniemy na odległe i nieznane wody! - krzyknął.
- Kapitan Krzysiek dzisiaj już nie zasiądzie do sterów tej łajby. - powiedziałam wczuwając się w myśli Igły. Po chwili ze sklepu wyszedł też Karol.
- Wiesz co, Maja? - zapytał, patrząc w dal.
- Nic nie mów. Radzę ci, nic nie mów. - powiedziałam, widząc, że też jest nawalony.
- Masz piękne palce. - westchnął.
- Wsiadaj do tego cholernego autobusu i siedź cicho! - wydarłam się.
- Ciiicho. - przyłożył mi palec do ust. - Nie możesz tak krzyczeć, jest cisza nocna... - wymamrotał. Niestety nie był ostatnim pijakiem w tym teamie. Po nim, zobaczyłam też Pita...
- Piotruś, nawet ty?!
- Nawet ja. - powiedział dumny i oparł się o moje lewe ramie, bo prawe było już zajęte przez Krzyśka. - O, jaki ładny jednorożec! - ożywił się i zaczął pokazywać palcem na jakiś samochód, chyba malucha.

Wkońcu, po długogodzinnej drodze dojechaliśmy na miejsce (co jest wielkim osiągnięciem, bo prowadziłam ja, a na pokładzie miałam kilkunastu upitych facetów.)
- Gdzie byliście? - zapytał Anastasi pierwszego siatkarza, ktory wchodził do hotelu, czyli Bartka.
- On to raczej panu nie odpowie. - popatrzyłam na Kurka, który już prawie spał na stojąco.
- Przecież to oni mieli przywieźć ciebie, a nie ty ich! - wrzasnął.
- Ciii... Nie możesz tak krzyczeć, jest cisza nocna. - powtórzył się Karol i przyłożył palec, tym razem do ust trenera.
- Powiedz im, że jutro nie odpuszę treningu. Lepiej! Zrobię go o 7.00. - powiedział. Chyba się wkurzył...
___________
Hej!
Macie Karola & Maję together :D Ale nie spodziewajcie się romantycznych scenek, czy też jakiś innych (O.o). Czasem może coś wspomnę, że są razem, bo nie chcę zepsuć opowiadania moim beztalenciem do pisania romantycznych kawałków :D
Nowy rozdział na moim drugim blogu :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

Info

 
 
 
Siemka ;*
Mam dla Was wiadomość :D
Zaczęłam pisać drugiego bloga
( co oczywiście nie oznacza, że przestanę pisać tego ;] )
Zachęcam Was do czytania.
Nie zrażajcie się tym, że jest taki króciutki, ale nie chciałam zdradzać całej sytuacji :D
Tam będą dłuższe niż tu, obiecuję xD
Obserwujcie i komentujcie. :)
 
 
+ Mam jeszcze prośbę. Gdyby był ktoś, kto umie i lubi robić grafiki i byłby chętny, żeby mi zrobić na tego drugiego bloga, to niech pisze pod tym postem :D
 
 
Łapcie linka ;)

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 45

Kiedy tylko zobaczyłam ekran mojego Samsunga uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie miesiące wcale nie dzwoniłam do rodziny, a teraz musiało wydarzyć się coś złego, że mama dzwoniła do mnie prawie 30 razy. Natychmiast wystukałam numer mojej rodzicielki.
- Hej mamo, co u was? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
- Dobrze. Lepiej opowiadaj co u ciebie. - powiedziała z udawanym entuzjazmem.
- Nie! - słchawkę wyrwał Robert, mój starszy brat. - Wcale nie jest dobrze! Wyjechałaś bez słowa, bez wyrzutów sumienia. Zostawiłaś tutaj wszystko i tak poprostu zajęłaś się sobą! Przez te wszystkie miesiące wcale nie interesowało cię, co u nas slychać! Tu, w Wałbrzychu masz rodzinę, a nie wśród tych siatkarzyków! Gdzie się nie pojawisz, pozostawiasz po sobie dziurę, której nie da się wypełnić! - po tych jego słowach poczułam potworny ucisk w gardle. Zabolało, bo miał rację.
- Co się stało? - zapytałam, przełykając ślinę.
- Zajmij się lepiej swoimi siatkarzami. My już potrafimy żyć bez ciebie. - powiedział przez zaciśnięte zęby, a mama zabrała mu słuchawkę.
- Maja.. - zaczęła. - Chodzi o to, że po tym jak wyjechałaś, schronisko upadło i zabili wszystkie zwierzęta, twój klub się rozpadł... - nie dokończyła, bo ponownie Robert zabrał telefon.
- Przez ciebie młody popadł w nałogi! Zadowolona jesteś z siebie?! - wrzasnął i rozłączył się.
Tak, wszędzie pozostawiam po sobie dziurę. Nic mnie nie interesuje, tylko własne szczęście, ale teraz to się zmieni!
Szybko spakowałam torbę, pisząc jeszcze w pośpiechu kartkę, którą zostawiłam na łóżku.

Musiałam wyjechać. Przepraszam. Kocham Was!

Ze łzami wyszłam i powędrowałam do pokoju Andrei.
- Wyjeżdżam. - powiedziałam i wyszłam. Pobiegłam na najbliższą stację. Nie miałam pojęcia o której wyjeżdża pociąg do Wrocławia. Usiadłam na korytarzu, modląc się, żeby nie przybiegli siatkarze. Nie chciałam się z nimi żegnać. Nie potrafiłam.

Siatkarze. (oczami Karola) Włączamy, żeby był kimat :D (nie oglądamy teledysku, omijamy reklamy i czytamy. Musicie czytać w dobrym tempie, bo nie będzie efektu :D )

- Jak to kur*a wyjechała?! - krzyknęliśmy jednocześnie, kiedy usłyszeliśmy słowa trenera. Bez zastanowienia wyjechaliśmy w stronę, w którą podobno udała się Maja. Nie mogłem pozwolić jej wyjechać bez pożegnania. Pobiegliśmy w stronę ruchomych drzwi, które jak na złość zacięły nam się przed nosem.
- Nie będę czekał aż jakieś zjebane drzwi raczą się otworzyć! - wrzasnął Zibi i kopnął w szkło, które natychmiast się rozsunęło, rozpryskując na małe skrawki.

Maja.

` Pociąg do Wrocławia odjedzie za 15 minut. `

Kamień spadł mi z serca. Nie zdążą. Nie ma szans... Przynajmniej tak mi się wydawało, do czasu aż nie usłyszałam pisków Pita. Wstałam i zobaczyłam kilkunastu olbrzymów biegnących w moim kierunku. Łzy napłynęły mi do oczu. Na przód wysunął się Winiar.
- Nie będę cię zatrzymywał, bo wiem, że rodzina jest najważniejsza. Napewno dobrze robisz. Nigdy cię nie zapomnę, jesteś jedyna w swoim rodzaju. - powiedział i wymusił uśmiech.
- Kto będzie teraz słuchał moich głupich tekstów?! Kto mnie przygarnie w środku nocy?! - na szyji uwiesił mi się Piotrek. - Ty nie możesz wyjechać! Nie możesz! Ty jedyna mnie rozumiałaś! - wywrzeszczał i wtedy właśnie rozkleiłam się do końca. Będzie mi go brakowało. Tych jego bezsensownych rozmów i problemów.
Na samym końcu pojawił się Karol. Miał spuszczoną głowę i ledwo powstrzymywał się od płaczu. Mocno mnie do siebie przytulił i pocałował w czoło. Nie wyrywałam się, bo chciałam cieszyć się nimi jak najdłużej.
- Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha, a na ramieniu poczułam kroplę jego łzy. - Zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochał. - dodał.

` Pociąg do Wrocławia odjedzie za 3 minuty. `

Odeszłam, ostatni raz patrząc na stojących siatkarzy. Wiedziałam, że już nigdy ich nie zobaczę. Przypomniałam sobie te wszystkie wspaniałe chwile, które z nimi przeżyłam. Imprezy u Igły, problemy Pita, mieszkanie u Winiara... No tak, jeszcze Karol. Tak strasznie chciałam się teraz cofnąć i przytulić go. Wydawało się, jakby miał zaraz skoczyć pod ten pociąg. Ja też zresztą miałam taką ochotę...
Ruszyliśmy. Nie patrzyłam już na siatkarzy. Nie mogłam. W tle usłyszałam jeszcze urywający się krzyk Pita 'Paa..'. To było ostatnie słowo, które usłyszałam z ust któregoś z siatkarzy. Ostatnie, na zawsze.

Dojechałam do domu w tak okropnym stanie, że nie miałam pojęcia, czy wogóle dojdę. W sumie to nie chciałam tam dojść. Wiedziałam, że w tym mieszkaniu moje życie stanie się puste i bezsensowne. Wiedziałam, że w reprezentacji pozostawiłam po sobie ranę, i to bardzo głęboką ranę. Zostawiłam tam człowieka, który mnie tak kochał. Zostawiłam ludzi, których to ja tak bardzo kochałam. Dlaczego to zrobiłam? Nie wiem. Teraz, w Wałbrzychu, kiedy wszystko zaczęło się sypać, i tak nic nie pomogę. W tym stanie nie będę potrafiła. No tak, ale wszyscy będą zadowoleni. Wszyscy, z wyjątkiem ludzi, na których mi zależy.

2 tygodnie później.

Od wyjazdu jestem już tylko na ziemi ciałem. Albo inaczej. Ciałem jestem tu, w Wałbrzychu, za to duchem w Spale. Nie wychodzę z pokoju, nie jem i w zasadzie mam to gdzieś. Teraz to i tak nic nie ma już sensu.
Nagle zadzwonił telefon. Nieznany numer. Nie chciałam odebrać, ale jednak coś mnie zmusiło.

________

Eey, to miał być ostatni O.o No trudno, tak mnie się fajnie pisało, że chyba jednak nie jest ostatni :D

+ Wiem, wiem, za szybko go dodałam, ale chcę uniknąć zawału niektórych osób, depresji, czy może jeszcze jakiejś innej choroby psychicznej po oznajmieniu, że kończę...

++ Jedzie ktoś na Polska - Argentyna do Gdańska? Bo potrzebuje yntelygentnego człowieka, który ogarnia Ergo Arenę ;]

+++ A tak wgl, to gdybym kończyła, to przecież założyłabym kolejnego bloga i pisałabym nowe opowiadanie (no chyba, że nie będziecie chcieli ; c )

++++(O.o) Komu dzisiaj kibicujecie ? ;>

Rozdział 44

Popatrzyłam na Karola, który ze skupieniem mi się przyglądał. Wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa. Westchnął i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Miałaś kiedyś tak, że zakochałaś się w kimś, ale nie mogłaś mu tego powiedzieć, bo doskonale znałaś odpowiedź? - nie chciałam mu odpowiedzieć, bo nigdy czegoś takiego nie doznałam. Widząc moją reakcję Kłos nieco się speszył. Chyba wiedział, co myślę. Odwrócił się i odszedł. Nie, to nie tak miało być. Nie chciałam go zranić.
Powoli ruszyłam do swojego pokoju, nie patrząc na siatkarzy, którzy bez przerwy wpychali się na mnie i zadawali setki pytań. Odkluczyłam drzwi i położyłam się na łóżku. Czułam się fatalnie, jak nigdy!
- Majeczka... - w środku pomieszczenia zobaczyłam Pita. - Ja muszę z kimś poważnie porozmawiać.
- Piter, błagam cię. Nie dzisiaj. - jęknęłam.
- Ale mnie to męczy. Ja muszę z kimś pogadać.
- No dobra, ale potem dasz mi spokój i pozwolisz zatonąć w smutku i złości. - zmierzyłam go wzrokiem. Po jego minie mogłam bez problemu stwierdzić, że raczej nie zrozumiał.
- No to tak. Ja tak nie mogłem sobie spać, no nie? I tak sobie myślałem, myślałem i myślałem i wymyślałem...
- Mówi się wymyśliłem, Pit. - poprawiłam go, a on uciszył mnie palcem.
- No bo ja sobie tak pomyślałem... - zaciął się. - Nie chcesz mojego autografu? - zawstydził się.
- Co?!
- No przecież te wszystkie dziewczyny tak chcą te autografy, to czemu ty nie chcesz?! - oburzył się.
- I na serio to tak cię męczyło? - uderzyłam głową o oparcie łóżka.
- Tak.
- No to ja cię oświecę. Chodzi o to, że one są waszymi fankami, a ja waszą fizjoterapeutką. - pacnęłam się w czoło.
- Aha! - wrzasnął uradowany i wyszedł. No, to teraz już mogę zatonąć w smutku. - Maja? - odwrócił się jeszcze. - A może chcesz pogadać? - zrobił krok w tył i usiadł obok mnie. Pokiwałam głową. Nawet nie wiem, co mnie skłoniło do tego, żeby zwierzyć się Nowakowskiemu. Człowiekowi, który boi się burzy, a w nocy nie śpi, bo męczy go temat "sławy".
- Chodzi o Karola. - oznajmił Piotrek, jakby to on miał mi się spowiadać, a nie ja jemu.
- Tak. - potwierdziłam. - Znasz całą sytuację?
- Znam. - powiedział i zaczął rozglądać się po pokoju, aż wkońcu dorwał paczkę ciastek. Przyglądałam się jego poczynaniom z zainteresowaniem. - No, mów, nie przeszkadzaj sobie. - powiedział, szeleszcząc papierem.
- Co ja mam zrobić?! - wydarłam się, przekrzykując opakowanie, którym się bawił.
- Nic. On jest cierpliwy. Jeśli wiesz, że jeszcze nie jesteś gotowa to poczekaj. Czekał na ciebie duużo czasu. Nic mu się nie stanie, jeśli poczeka sobie jeszcze trochę. - wyszczerzył się. - Masz tu jeszcze jakieś ciastka, bo te się już skończyły? - zapytał wysypując okruszki. Nie słuchałam go, bo wsłuchałam się w jego poprzednie słowa. "Jeśli wiesz, że jeszcze nie jesteś gotowa to poczekaj. Czekał na ciebie duużo czasu. Nic mu się nie stanie, jeśli poczeka sobie jeszcze trochę.". Piotruś jednak nie jest taki głupi, jak się wydawało. Umie mądrze przygadać!

Po rozmowie z Pitem było mi już jakoś lepiej. Postanowiłam pójść do Igły z nadzieją, że zrobi jakąś imprezę.
- Mamy piwo! Mamy chipsy! Nie ma Bumboxa! Gdzie jest kurna Bumbox?! - darł się Krzysiek, kiedy stanęłam przed drzwiami. Boże, ten człowiek to sobie nie odpuści zabawy nawet na jeden dzień... - Ooo, Piszczel przyszła na imprezkę? - nacisnął klamkę, a ja wpadłam do środka, gdzie siedzieli już wszyscy siatkarze. Usadowiłam się pomiędzy Zibim, a Karolem. NIE! Nie specjalnie. To przez przypadek. Do północy oglądaliśmy filmik Ignaczaka, który tak na marginesie wyszedł fatalnie. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam...

Obudziłam się na ramieniu Kłosa. Kurrrde, zaczynam stawać się coraz mniej wiarygodna, ale to nie moja wina, że głowa zjechała mi na prawo, a nie na lewo (w tym przypadku spałabym na Zbigniewie, także nie wiem co lepsze). Reszta jeszcze spała. Wyszłam do swojego pokoju i popatrzyłam na telefon.

                                       " 27 nieodebranych połączeń od : Mama "
Niedobrze...

_____________
Niech mi ktoś nawet kurde spróbuje napisać, że ten rozdział nie wyszedł, to mu strzelę w łeb. (choć przyznaję, że jest wybitnie nieudany :D ) Męczyłąm go przez równy tydzień. (no, może z przerwą w niedzielę, bo przeżywałam żałobę pośmierci Bromskiego <Komisarz Aleks dla nieobeznanych :D> ).

Eeem, i mam dla Was taką jakby chyba złą wiadomość ;]
Następny rozdział będzie ostatnim :D

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział XLIII

Rano obudziło mnie walenie do drzwi. Popatrzyłam na śpiącego, niczym lemur Pita... Chociaż nie, to nie był lemur, bo przecież lemury mają ogony, i śpią na tych ogonach, a Pit ma ... nogę, oczywiście, co wy myśleliście, cwaniaki jedne?! Tak więc Piotruś wisiał sobie na tej nóżce, a ja, zaspana, nieogarnięta, ruszyłam w stronę drewnianej deski, która robiła za drzwi.
- Czego? - przywitałam Ignaczaka, który wbiegł do pokoju.
- Ja mam taki zajebisty pomysł, że...
- Nie przeklinaj, bo pójdziesz do piekła. - obudził się Piter, choć ciężko byłoby, żeby się nie obudził, bo Krzysiek nie potrafi gadać cicho. Ku mojemu zdziwieniu, Igła wogóle nie zareagował na to, że Nowakowski śpi u mnie.
- A tobie co? Nic nie dowalisz, że on tu śpi? - zerknęłam na niego z cwaniackim uśmiechem.
- E tam, gdzie on nie spał... - wzdrygnął ramionami. - Posłuchasz mojego WSPANIAŁEGO pomysłu? Wszystkim się spodoba! - wydarł się.
-  Wszystkim, znaczy tobie? - skomentował Piotrek, za co dostał strzała w łeb, po czym obrażony libero wyszedł. Poczłapałam do torby, żeby pójść się ogarnąć. Nacisnęłam klamkę, a mym biednym oczkom ukazała się sylwetka Pita, pod prysznicem. Nie, spokojnie, kabina była mało prześwitująca.
- Co ty tu cholera robisz?! - darłam się pod drzwiami.
- Kąpię się? - no cóż, odpowiedź mało wymagająca, aczkolwiek prawidłowa...
- A dlaczego się nie zakluczasz?
- Bo mam złe doświadczenia z zakluczaniem się. Wiesz, kiedyś, jak byłem mały to zamknąłem się w ubikacji i musieli zepsuć zamek, żeby mnie wyciągnąć. Od tamtego czasu się nie zakluczam.
- No to chociaż trzeba było zapalić światło.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jestem oszczędny. Wiesz, że jeśli zapaliłbym teraz światło, na piętnaście minut mojej kąpieli, to moje dzieci...
- Zacznijmy od tego, że ty nie będziesz miał dzieci... - mruknęłam.
Po 'piętnastu' minutach, łaskawie zostałam wpuszczona do MOJEJ  (że tak zaakcentuję, bo może niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy) łazienki. Wyszłam z niej i powędrowałam na stołówkę. Już przy wejściu zauważyłam Igłę, a raczej wielką torbę, która leżała pod jego nogami.
- To jest ten twój pomysł? - chwyciłam jedną ze szmatek... A sory, to był strój dla aktorów! Jezus Maria, przepraszam, Krzysiu...
- No czajcie, to będzie tak: Przebierzecie się w te zajebiste ciuchy, które robiłem cały tydzień i będziecie robić to, co wam powiem. - powiedział z dumą. Taa, nam wszystkim jak najbardziej pasował taki układ, jasne!

Jesteśmy na hali, którą Igła wynajął, żeby nakręcić ten swój najzajebistrzy odcinek IgłąSzyte. Od czterdziestu pięciu minut, chłopaki próbują wcisnąć się w te jakże artystycznie zszyte ciuchy.
- Ej, Igła, dlaczego jestem przebrany za kurę? - skrzywił się Bartek.
- Bo się nazywasz Kurek? Nie widzisz tego podobieństwa? Kurek - Kura. - odrzekł załamany Krzysiek.
- No to dlaczego w takim razie ja też jestem kurą? - Rucek zaczął wymachiwać skrzydłami.
- To jest orzeł. Na dziub nie starczyło mi materiału, ale w sumie, to przecież masz swój. - wyszczerzył się, a wszystkie oczy skierowały się w stronę nosa Michała.
- I rozumiem, że to dzik? - westchnął Kubiak.
- Tak. - odpowiedział z dumą libero. - i muszę się pochwalić, że twój kostium wyszedł mi chyba najlepiej.
- To od kiedy dziki są niebieskie? - zmarszczył brwi Zati.
- A dlaczego ja nie mam żadnej roli?! - wydarł się załamany Pit.
- A za kogo miałem cię przebrać?
- Uważam, że powinienem grać główną rolę. - Boże, zadziwia mnie ta jego walka o swoje...
- Bo?
- Bo mnie wszyscy kochają i jestem sympatyczny. - uśmiechnął się szeroko.
- Możesz czytać teksty. - Igła podał mu kartkę.
- W szszpa... Spał... Szczpa... - próbował wczytać się w znaczki na papierze.
- Co?! - wydarliśmy się wszyscy jednocześnie.
- W Spale, cioto! - wrzasnął Krzysiek.
- Ahaaa!
- Maja, ty będziesz czytała. - libero wepchnął mi kartki.
- No to co ja mam robić?!
- Kameruj... Tylko jak zepsujesz mojego kochanego Nikona, to cię zabiję. - powiedział złowrogo.
- A ty gdzie masz przebranie? - zapytałam Igłę.
- Ja nie muszę. Wszystko, co potrzebuję, jest tutaj. - uśmiechnął się, niczym Hollywood'zka gwiazda... Albo nie, dużo mu brakowało.

- Karol, glebnij się na mnie. - wrzasnął Krzysiek, pokazując mi pierwsze zdanie na kartce.
- Szukać Igły w stogu siana... - przeczytałam. - Co?! - wydarłam się nagle, a razem ze mną połowa chłopaków. - Przecież to miał być najbardziej zajebisty odcinek IgłąSzyte, a nie edukacyjny filmik dla pięciolatków.
- Taaak, ale sytuacja się skomplikowała... Godzinę temu zadzwoniła do mnie Iwonka i powiedziała, że mam nagrać coś, co mogą oglądać dzieci, coś pouczającego, a przecież przysłowia są bardzo pouczające, prawda? - wyszczerzył się. Nie no, ja się chyba pofatyguję i nabiję mu jedno wyświetlenie na YouTube, żeby zagłosować na 'nie'.
- Długo muszę tak na tobie leżeć? Czuję się niekomfortowo... - pisnął Kłos.
- Przecież ta ciota nawet nie włączyła kamery. - Bartek skarcił Pita, który motał się, próbując nacisnąć odpowiedni przycisk.
Scena Karola & Igły zajęła nam niecałe pół godziny. To dużo, jak na jedno, głupie przysłowie.
- Maja? - zawołał mnie znajomy głos środkowego Skry Bełchatów. W sumie zawsze tak zaczyna się nasza rozmowa i nigdy nie dobija do końca, jakby bał się mojej reakcji, jakby chciał mi coś powiedzieć, tylko co?
________
No czeeeść! ;*
Weźcie no, 6, czy tam 8 komentarzy przy poprzednim rozdziale (przy czym reklamowałam sie na facebook'owej stronie, która miała prawie 4 tys. like :D ) . Już się boję, co będzie teraz, skoro nie ma  gdzie się reklamować xD

Bilety na LŚ zakupione, czy czekacie na Wrocław ? ^_^

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział XLII

Przepraszam! ;]

Sorki, za moje wczorajsze żarty. Nie wiem, czy się na mnie obraziliście, czy nie, ale wolę przeprosić, bo z doświadczenia już wiem, że lepiej sobie nie żartować, więc obiecuję Wam, że w następne Prima Aprilis (bo zapewne za rok to będę pisała już kolejne opowiadanie :D ) nie zrobię Wam żadengo żartu ;] .

I tak nie rozumiem niektórych ludzi, bo : (że tak sobię pozwolę zacytować Morisa z Pingwinów z Madagaskaru < nie, ja wcale tego nie oglądam, tylko tak wczoraj mi się o uszy odbiło :D > )

` Prima Aprilis polega na tym, że robisz komuś kawał, a on sie nie wścieka, bo mówisz 'Prima Aprilis!! '  .

Okey, przejdźmy do rozdziału :

___________________________________

Rano powoli wlekłam się na stołówkę. Wczoraj do 22.00 masowałam wieżowców, więc moje dojście na śniadanie graniczyło z cudem. Kiedy przechodziłam obok pokoju Bartka & Pita, usłyszałam przekładankę przekleństw... w wykonaniu Kurka oczywiście, bo przecież Piotruś nie przeklina!
- Cholera jasna, pier*olone prześcieradło kur*a. To jest zje*ane, jak ja znajdę tego skur*isyna, który zrobił to poje*ane prześcieradło, to mu tak w*ebię, że go kur*a własna matka nie pozna.
- Skończyłeś? - miałam minę 'O.o'. - daj, to ci to złożę. - wyciągnęłam rękę, ale siatkarz wyrwał mi materiał z ręki. Zapewne pozabijalibyśmy się o to głupie prześcieradło, ale z łazienki, ze szczoteczką w ustach wyszedł Pit. Bez słowa zabrał rzecz i złożył ją idealnie w kostkę.
- Jak to zrobiłeś? - Bartek wytrzeszczył oczy.
- Oglądałem taki program 'Prześcieradło z gumką - problem Polskiego społeczeństwa'. - powiedział z dumą. Ten nasz Piotruś to jednak nie jest taki głupi jakby mogło się wydawać..
            Nie miałam ani czasu, ani ochoty dyskutować z Nowakowskim o programach telewizyjnych, więc ruszyłam na stołówkę. Siedzieli na niej tylko siatkarze. Wygląda na to, że nikogo innego w Spale teraz akurat nie było.
- No i mówię wam. Budzę się w nocy i czuję, że mam mokro, nie? - zaczął Bartman.
- Popuściłeś?! - wydarł się Zator, a echo rozniosło się na cały budynek.
- Nie ja, tylko ten jego pies, debilu... - pokazał palcem na Dzika, który wysłuchiwał wszystkiego ze spokojem. - A rano, otwieram oczy, a tu mi taki wielki ryj nad głową czatuje, nie? - powiedział podekscytowany.
- Michał, co ty robiłeś nad jego głową?! - tak, to znowu Zati.
- Nie on, tylko jego pies, cioto... - skarcił go Zbigniew.
- Jak to?! Przecież to dziki mają ryje, psy mają pyski! - krzyknął oburzony Paweł, po czym przybił głośną piątkę z Igłą.
Śniadanie minęło w błyskawicznym tempie. Tylko ja, Bartek i Pit pochłanialiśmy jeszcze ostatnie kanapki. Wróciłam do pokoju, żeby zabrać wszystkie niezbędnie rzeczy na trening, ale nagle usłyszałam błagalny głos Dzika, który krzyczał 'Oleeek!'. Uchyliłam drzwi i wyciągnęłam z nich głowę. Nie, oczywiście, że nie podsłuchiwałam, no gdzie tam!
- Słuchaj.. - przeciągał Misiek. - mógłbyś wyjść z Nikusiem? Bo muszę lecieć na trening, a on ma teraz zaplanowany długi spacer... Pochodzisz z nim godzinkę, okey? - wyszczerzył się i z prędkością światła pobiegł na halę. Dla bezpieczeństwa wolałam zamknąć drzwi i siedzieć cicho. Na wszelkie zakluczanie było już za późno, bo Bielecki z pewnością usłyszałby klucz, który przekręcam w drzwiach.

` pukanie do drzwi `

Cholera jasna! Czy ja wyglądam na sympatyczną osobę?! Otworzyłam drzwi z wymuszonym bananem na twarzy.
- Majka, mogłabyś wyjść z psem? - wyszczerzył się. Wyobrażacie sobie, jak musiało to wyglądać? Olek Recydywista się wyszczerzył... - Spokojnie, zastąpię ciebie dzisiaj na treningu. Trzymaj! - wepchnął mi do ręki smycz i już chciałam chamsko zamknąć mu przed nosem drzwi, kiedy zaczął zdradzać mi całą instrukcję wychodzenia z psem. - Godzine musi sobie pobiegać na wolności, a kiedy wrócisz, odstawiasz go do pokoju Michała, rozumiesz?
- Taa.
- Jeszcze ten gówniany przyrząd. - powiedział, dwoma palcami trzymając zbieraczkę do psich odchodów.
Zamknęłam za nim drzwi i jak najszybciej wyszłam z rottwailerem na spacer, spuszczając go ze  smyczy, kiedy tylko wyszliśmy z ośrodka... Tak na marginesie, to liczyłam na to, że zwiedzę Spałę chociażby z Igłą, może przynajmniej dowiedziałabym się jak powstała, kto ją założył... Ta, pewnie Majka, prędzej dowiedziałabyś się, gdzie Igła ostatnio jadł śniadanie... W sumie to chyba i tak lepsze niż chodzenie po tym 'mieście' z zaślinionym psem. Usiadłam na ławce, w jakimś małym parku, kiedy nagle podszedł do mnie jakiś facet.
- Przepraszam bardzo, ale pani pies załatwił się na świeżo posianej trawie.
- To nie jest mój pies. - wzdrygnęłam ramionami.
- Naprawdę? - pokazał na leżące obok mnie zwierzę. Ja go zabiję, nie dojdzie do pokoju Dzika.

- Cześć! - krzyknął któryś z siatkarzy, kiedy spokojnie zbierałam zawartość jelita Niko. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Karola.
- Michał cię wysłał na zwiady? Powiedz mu, że.. - nie dokończyłam, bo poczułam na sobie wzrok Kłosa, który mówił coś w stylu 'Możesz na chwilę być cicho?'.
- Nie przysłał mnie Dziku, ani wogóle nikt. Sam przyszedłem. - powiedział, po czym nastała długa cisza, a siatkarz zbliżył się do mnie.
- No siemanko! - wywrzeszczał Igła, który stał obok z kamerą w ręku.

Karol.

Ja go zabiję. Jak Boga kocham, ja go zabiję. Zawsze muszą mi wszystko zepsuć, zawsze!

Maja.

Należę do tych osób, które nie rozpamiętują tego, co wydarzyło się wcześniej, tak więc zapomniałam o tym wszystkim, co wydarzyło się w parku i przez resztę dnia zajęłam się swoimi sprawami. Położyłam się spać dość późno, bo obdzwoniłam wszystkie dziewczyny z klubu, żeby trochę z nimi pogadać. Nagle, w środku nocy, usłyszałam skrzypienie drzwi. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na faceta, który stał przed moim łóżkiem. W pewnym momencie piorun rozjaśnił cały pokój, a ja wydarłam się jakby mnie conajmniej gwałcono. Po chwili zrozumiałam, że 'nieznajomy' także drze się jak dzieciak.
- Pit? - pisnęłam.
- Tak. Mogę spać z tobą? - powiedział zadowolony.
- A co, Bartek znowu rzyga?
- Nie. Burza jest.
- No i?
- A ja się boje burzy! - wrzasnął i w tym momencie grzmotnęło.
- Dobra. - powiedziałam, zasłaniając się poduszką, żeby mieć spokój.
- Maja?
- Czego...?
- Wiesz, że masz w pokoju tylko jedno łóżko? - no pewnie, mam mu może jeszcze pozwolić spać ze mną?!
- Glebnij się na stołołóżko, albo stąd wyjdź! - powiedziałam spokojnie, po czym znowu usłyszałam głos Pita.
- Jeden, dwa, trzy, cztery...
- Co ty robisz, cholera jasna?! - teraz już nie byłam taka spokojna.
- No liczę ile czasu mija od błysku, do grzmotu, żeby wiedzieć, czy burza odchodzi, czy przychodzi. Tak mnie mama nauczyła. - powiedział z dumą, po czym zatkał uszy, bo ponownie uderzył piorun. Ojj, to będzie dłuuuuga noc.
_________
Cześć ludzie. Ja dziś w nienajlepszym humorze, bo po wczorajszym dniu mam samych hejterów i myślę nad odejściem ze strony... Ale to tam sprawy nieważne, tutaj interesujemy się tylko opowiadaniem, a nie stroną na Fejsie :D

Ktoś mi powie, po jakiego grzyba musimy iść jutro do szkoły ? O.o Mogliby już ten tydzień odpuścić.
Pozdrawiam, RudyKojot ;)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Uwaga!

Z powodu, że tak mało komentujecie, postanowiłam usunąć bloga. Sześciu obserwatorów na 40 rozdziałów, góra siedem komentarzy... Moim zdaniem nie ma sensu tego przeciągać. Jeszcze dziś blog zostanie usunięty, pomyślałam tylko, że powinniście o tym wiedzieć... Nie, to nie jest żart. Mówię prawdę.
Może jeszcze kiedyś zacznę pisać jakieś opowiadanie, do napisania! ;c








                                                                               Żegnajcie ! ; *











Miło się do Was pisało ; 3













Podziwiam wszystkich, którzy nadal twierdzą, że żartuję .




























Po co zjeżdżasz ?! Przecież mówię, że nie kłamię!



















































Okey. Ostatni raz się żegnam. Paa!




















No ale powiedzcie. Nie będziecie tęsknić za Złotoryjcami?

















Za Piotrusiem!?

















A sprawa Karola & Mai? ; c






















I czujcie się winni, bo już się nie dowiecie...

























Co z tego, że wiedzieliście, że żatruję - i tak dostaliście zawału ;]



Mokrego Dyngusa, weny na Prima Aprilis i smacznego jajka, które już zjedliście wczoraj :D