piątek, 29 marca 2013

Rozdział XLI

- Ale przecież to jest prawie cała Skra. - trener popatrzył się na mnie, jakbym była nierozgarniętym, pięcioletnim dzieckiem.
- No przecież wiem. - rzuciłam mu pełne grozy i powagi spojrzenie. Cóż innego mi pozostało? Właśnie ośmieszyłam się wśród kilkunastu dorosłych facetów, więc muszę teraz ratować sobie tyłek, bo nikt za mnie tego nie zrobi, a jak to mówią - najlepszym atakiem, jest obrona !

Trener wybrał trzech siatkarzy z Bełchatowa. Nie chciał mi powiedzieć których, ale w sumie dowiem się za miesiąc. Wsiadłam w samochód i ruszyłam do domu.
- Iiii? - w drzwiach przywitał mnie Michał.
- Co 'i'? - zmierzyłam go wzrokiem.
- No kogo wybrał! O siebie się nie pytam, bo przecież to oczywiste, że mnie zabrał. Ktoś musi podtrzymywać piękno Polskiego Volleyballa, bo jak taki Guma ci stanie przed oczami to aż ciarki przechodzą... - w tym momencie zaczął się jakoś dziwnie trząść. - No? To kto jest? Wiem, wiem, cicho, nie mów! Mariusz!! - wydarł się na cały dom, a ja jak stałam, tak stałam. Boże, taki zaciesz to miał ostatnio, jak oglądał Modę na sukces i ktoś się komuś oświadczył... Przez cały dzień skakał po domu jak głupi... - Błagam, powiedz, że jest Mario, bo inaczej będę musiał codziennie patrzeć na Gumę, a to mi źle wpłynie na zdrowie, zobaczysz!!
- Przecież powiedziałeś, że mam ci nic nie mówić... - mruknęłam i z prędkością światła pognałam do pokoju.

Miesiąc później. Wyjazd do Spały.

- Wini, pośpiesz się, bo pojadę sama... - stałam w salonie od dobrych 20 minut i patrzyłam, jak Dagmara pakuje Michała, który wymienia pod nosem wszystkie potrzebne rzeczy.
- Kobieto, chcesz się wracać?! - zbeształ mnie mój współlokator.
- Ej.. po co ci pościel? W Spale nie mają? - zapytałam. Uwielbiałam tak wkurzać ludzi!
- Mam spać na tych spalskich pościelach, na których wcześniej mógł spać taki Zagumny? - skrzywił się. Wzięłam swoją małą i wszędzie mieszczącą się torbę i poszłam do samochodu.

W drodze do ośrodka, nagle zadzwonił mi telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis 'Dzik'.
- Czego? - ech.. te moje sympatyczne przywitania.
- Maja, ratuj!
- Zgwałcili cię, czy okradli?
- Niko umiera! - wywrzeszczał przerażony.
- Kto?!
- Niko? Mój pies? - powiedział nieco spokojnieszym głosem, ale przypuszczam, że tylko dlatego, aby mnie ochrzanić.
- A co ja, weterynarz jestem?
- No przecież się znasz na zwierzętach! On już widzi światło w tunelu... Już go wiozą... na nosze... - zanucił piosnkę Igły.
- Ej no, nie wiem jak ty, ale zazwyczaj kiedy mi zdycha pies, to jadę do wetertynarza, ale rób jak chcesz...

Spała.

Odeszłam od recepcji, trzymając w ręku kluczyk z numerem 56. Weszłam do pokoju i nawet nie zdążyłam położyć torby, kiedy do pomieszczenia wszedł Karol Kłos. Dokładnie zamknął za sobą drzwi i popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Wy macie pokój 65, z tego co wiem... - uśmiechnęłam się lekko.
- Nie, ja wcale nie pomyliłem pokoi.. Przyszedłem, żeby ci podziękować, że podsunęłaś moje nazwisko Anastasiemu... To dla mnie bardzo ważne, żeby być tu z tobą... to znaczy z wami wszystkimi... - zmieszał się, po czym szybko wyszedł. Troche było to wszystko dziwne, ale do dziwności tego teamu to ja już się przyzwyczaiłam.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nie, to nie było pukanie- to było walenie... Ohoho, chyba sezon klubowy dobrze działa na naszych Złotoryjców, bo wkońcu nauczyli się pukać. Szacuneczek! Moim ślepkom ukazała się sylwetka Bartmana. No kogo jak kogo, ale jego to się akurat nie spodziewałam...
- Co ty, brałeś korki z kultury u Pita? - zmierzyłam go wzrokiem.
- Hę? - uniósł brew.
- Nic.. - zrobiłam minę w stylu -,-. Zibi stał w progu, czekając jakby na zaproszenie. Jezus Maria, ja się zaczynam ich bać! - A dlaczego przylazłeś? - po mych słowach pokazał na kartkę z rozpiską wszystkich treningów i meczy.

                                                       ` 17.00 - fizjoterapeuta -tka `

- No to żem se tak pomyślał, że przyjdę pierwszy. - wyszczerzył się, a za jego plecami zobaczyłam Winiara.
- Troszkę wiochą zaleciało, Zibi.. - zbeształ go. - A powracając do tematu. Nie jesteś pierwszy. Mnie Majeczka masowała już w Skrze, HA! - zaraz po jego ostatnim słowie, które wręcz wykrzyczał, w pokoju zjawili się wszyscy siatkarze.
- A moim zdaniem.. - zaczął Pit. - to ja powinienem być pierwszy. - powiedział stanowczo.
- Niby czemu? Bo głupi ma zawsze szczęście? - wyśmiał go Bartek.
- Maja! On mnie przezywa! - widząc nasze miny Nowakowski spoważniał. - Młodsi mają pierwszeństwo! - palnął.
- Przecież ja jestem od ciebie młodszy... Czy nie? - jęknął Bartek i zaczął intensywnie myśleć. 
- Nie próbuj go zrozumieć... - poradziłam Kurkowi.
- I co z tego, że jesteś ode mnie młodszy?! Ja jestem z grudnia, a ty z sierpnia, więc ja jestem najmłodszy!! Poza tym, ja mam jedynkę na koszulce i zawsze jestem wyczytywany pierwszy! - wydarł się Nowakowski.
- Panowie, a może jak w Bibli; Ostatni będą pierwszymi... - Uspokoił wszystkich Możdżon i uwalił się na coś pomiędzy stołem, a łóżkiem.
- Łukasz.. - jęknęłam i popatrzyłam błagalnym wzrokiem na Ziomka, który ze stoickim spokojem stał, oparty na szafę.
- Albo się zaczniecie zachowywać poważnie, albo połowa idzie do Olka!! - wrzasnął i momentalnie zrobiło się cicho.
Wyszło na to, że zaczęłam od Zbigniewa, bo przyszedł tu jako pierwszy. Nie powiem, że byłam zachwycona, bo Zibi nie był wcale idealnym przyrządem do pracy.
- Ej? A gdzie tak wogóle jest Misiek? - Bartman wstał z tego stołołóżka i zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju.
- Jestem... - wysapał Kubiak, który stał w progu drzwi, na rękach trzymając ... PSA?! Z ust Pita wydobył się babski jęk.
- Co TO jest? - Zbyszek zmierzył rottweilera wzrokiem, zaznaczając to środkowe słowo.
- Chyba pies... - ech... mądrość Zatiego mnie poprostu zachwyca!
- Niko. - wyszczerzył się Michał.
- I po co TO przyniosłeś?
- Bo on umiera!!!! - krzyknął Dziku, a wszyscy popatrzyliśmy na merdającego ogonem, na wszystkie możliwe strony świata psa. Tya, umierający...
- I gdzie TO będziesz trzymał? - przeraził się Zibi.
- U nas? - po słowach Michała K. nastała grobowa cisza, którą przerwały kroki Bartmana. Domyślam się, że poszedł do swojego pokoju, bo słychać było:
- Jak się weźmie gdzieś Bobka to nie ma problemu! Wsadzisz go w przenośną torbę i jest spokój. Potem posadzisz go w legowisku i tak siedzi. A to bydle jak mnie zgniecie, to wylatujesz z tego pokoju i z całego mojego życia!! - wywrzeszczał , chyba do Dzika.
- To było dziwne! - odkrzyczał mu Piter.
- Zamknij się!
- Bo coo?! - czasem zastanawiam się, jak tak irytujący człowiek jeszcze żyje na tym świecie. Przecież takiego to tylko zabić...
- Dostaniesz w ryj! - łuuu, Zbyszko to ma riposty...
- Groźby są karalne! - powiedział dumnie środkowy i wyszedł z pokoju.
___
Sorki, że tak długo nic nie dodawałam i sorki, że on taki krótki (wiem, obiecałam dłuższy, ale mam nadzieję, że wybaczycie ; c ) 
A tak wgl : Przegłosowaliście mnie w sprawie Majki i Karola, ale zrobię to po swojemu , tak żeby byli zadowoleni i ci, którzy byli za tym, żeby byli razem, i ci, którzy byli na nie :D

Druga sprawa : Kto ma bilety na LŚ ? ;> Ja czekam na Wrocław :)
Pozdrawiam, RudyKojot ! ; *

sobota, 23 marca 2013

Rozdział XL

- Wydusisz to z siebie, bo teraz nie wiem, o co chodziło w Modzie na sukces... - Winiar wychylił się ze 'swojego' fotela. Moim zdaniem, to w każdym odcinku chodzi o to samo. On kocha ją, ale ona kocha tamtego, ale oni nie mogą być razem. I tak na okrągło.
- No bo moja dziewczyna ma urodziny nie? - Zati zrobił błagalne oczy.
- No nie wiem, czy ma urodziny, to nie moja dziewczyna... - prychnął Michał, po czym dostał ode mnie w piszczel. Paweł chyba zauważył, że z Miśkiem nie ma co gadać, więc stanął mi przed oczami, tak, że widziałam tylko jego...nogi. Tak, nogi.
- Co mam jej kupić?!?! - wywrzeszczał, kiedy zobaczył, że wcale się na niego nie patrzę.
- Jezus, Zati, rusz czasem tym, co masz między oczami... - chwyciłam się za głowę.
- Moja mama też mi zawsze mówiła, że mam bardzo dobry węch i że powinienem go wykorzystać. Nawet w czwartej klasie brałem w udział w konkursie i musiałem rozpoznać zapachy...
- I wygrałeś? - wtrącił się Michał, wczuwając się w klimat.
- Nie... w finale miałem katar i nic nie czułem... - Zator widocznie bardzo przejął się tą sytuacją, bo zakrył twarz dłonią. Tak trochę teatralnie, ale wkońcu to Zator. - Co mam jej kupić? - powtórzył, już nieco łagodniej.
- Nie wiem, kup jakiś naszyjnik, kwiaty.... skąd ja mam wiedzieć co ona lubi?!
- Powinnaś zapytać 'Skąd ja mam wiedzieć ile ci matka daje kieszonkowego?' - poprawił mnie Wini.
- Dostaję stówę na miesiąc! - krzyknął Paweł.

Po dość dłuuugiej wymianie zdań, wkońcu doszliśmy do tego, że Zator sam poszedł coś kupić, no bo wkońcu 'Najważniejsze, żeby było prosto z serca'.... Nie no, a tak na serio to nikomu nie chciało się łazić z tym osobnikiem po centrum.

Oczami Zatorskiego. (wszelakie błędy pisane są specjalnie :D)

Jak nie chcą ze mną chodzić po mieście to nie - foch! Poradzę sobie sam i kupię Agusi najładniejszy prezent na świecie! Poszłem sobie do sklepu, który tak na marginesie bardzo lubię. Raz kupiłem tam mojej mamie prezent na urodziny. Chyba jej się podobał, bo potem widziałem go jako prezent dla cioci. No więc weszłem do tego sklepu. Zawsze dziwiło mnie, dlaczego kiedy wchodzę z Karolem to rzucają się na nas fanki, a kiedy wchodzę sam to mają mnie w du... Albo nie, nie można przeklinać. Raz jak tutaj przyszłem to zapłaciłem dwadzieścia złotych więcej. A jak już mówiłem - bardzo lubię ten sklep.

Maja.

- Jest bardzo... - zaczęłam, kiedy w drzwiach stanął Paweł z dumną miną. - oryginalny! - krzyknęłam. - Taki... widać, że prosto z serca. - po moich słowach Winiar szturchnął mnie w ramie, co chyba miało oznaczać 'Powiedzmy mu prawdę', ale ja nie jestem tą złą, więc poczekam, aż zrobi to Winiarski.
- O! Jaki fajny! - do pokoju wbiegł Oliwier, wyrywając Zatiemu naszyjnik z rąk.
- Serio? - Paweł uśmiechnął się tak głupkowato, że chyba nie panował nad swoimi ustami.
- Nooo! Kupiliśmy takie same dziewczynom na dzień kobiet! W takim sklepie... 'Wszystko po pięć złotych', czy jakoś tak! - mina Zatora była bezcenna. Poprostu z banana zrobiła się podkowa... Chlipnął i wyszedł.
- Oli... - wyrwał Michał. No tak, bo jeśli dziecko powiedziało ci, że kupiłeś naszyjnik swojej dziewczynie w sklepie, gdzie sprzedają chińskie podróbki, to możesz dostać depresji. Zwłaszcza, kiedy nazywasz się Paweł Zatorski.
       
Razem z moim jakże dobrym i wspaniałomyślnym sercem, postanowiłam, że kupię Pawłowi naszyjnik dla Agnieszki, żeby się chłopak nie wydurnił (z całym szacunkiem dla Pawełka). Poszłam do jakiegoś porządnego sklepu (nie, nie do porządnego sklepu 'Wszystko po pięć złotych', tylko do takiego na serio porządnego). Kupiłam moim zdaniem najładniejszy, nie zwracając uwagi na to, że kosztuje dość dużo. W drodze powrotnej wstąpiłam do Zatorskich, żeby przekazać libero jego prezent.
- A..e..u... Cześć. - zająkał się Kłos, który siedział na kanapie. Nie było ani Pawła, ani Agnieszki. Chciałam zagadać, bo głupio siedzieć w ciszy, ale widziałam, że Karol jakoś nie chce ze mną gadać, więc zostawiłam naszyjnik i wyszłam.

- Czemu on jest taki dziwny?! - wydarłam się na cały dom, rzucając kurtkę w kąt.
- Zator? Ja słyszałem, że jak był mały to mu na łeb spadła szafa, bo na nią wchodził... Albo nie, bo przecież człowiek, który wchodzi na szafę już musi być jakiś poje...
- Nie Zator! - przerwałam mu monolog. - Karol. - Michał odpowiedział mi westchnięciem.
- Ty nic nie rozumiesz.... - .. i wyszedł. No tak, bo ja to ogólnie jestem głupsza od nich wszytkich...

- Ludzie, przebierajcie się szybciej... - jęknęłam, siedząc w szatni pełnej facetów. - Ja muszę za ... 3 godziny być w Łodzi, na spotkaniu z Andreą.
- Randka w ciemno? - szturchnął mnie Plina.
- Nie? Mam mu podać nazwiska siatkarzy PGE Skry Bełchatów, które widziałabym w reprezentacji. Mówi wam to coś? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ohoho! A wiesz, że ja cię zawsze lubiłem, i że ty najlepiej masujesz plecki? - Daniel w sekunde znalazł się obok mnie.
- Tak? A nie mówiłeś mi kiedyś, że masz żonę od masowania plecków? - mrugnęłam do niego wrednie.
- A ja nie mam żony! Mnie możesz masować! - krzyknął Cupko, podnosząc rękę.
- Walcie się wszyscy... - prychnęłam.
- Patrzcie... - Michała W. wzięło na wspomnienia. - Jeszcze na Lidze Światowej nie mogła patrzeć na gołe klaty...
- ... A teraz mnie to nie rusza. - dokończyłam.
- Serio? - Winiar spojrzał się na mnie z niedowierzeniem. - Moja zajebista klata też cię nie rusza?
- Nie.
- Ani troszkę?
- Niee... Albo może! - wyrwałam się. - A nie, jednak nie. - pokazałam rząd zębów i wyszłam na halę.

- Od którego żółtodzioba dostałam w łeb?! - wydarłam się, kiedy Mikasa wylądowała na mojej głowie. Wszyscy pokazali na biednego Zatiego.
- Teraz ci oddam, Zator. - powiedziałam spokojnie, po czym wyrzuciłam piłkę, która trafiła idealnie w cel.
- Ałł - pisnął.
- Uuu, widzę, że ktoś tu nie ma humorku! - Plina złożył usta w dziubek.
- A chcesz w ry...
- Kto mi zabrał sznurówki?! - wydarł się Mario.
- Co za debil wyjmuje sznurówki z butów za każdym razem, kiedy je zdejmuje? - strzeliłam w niego palm face'm.
- No ja! - drugi palm face...

- Dzień dobry... - weszłam do małego pomieszczenia, wypełnionego krzesłami, w którym siedziało już całe zbiorowisko ludzi z Reprezentacji. Strasznie się stresowałam, bo w sumie to każdego z tych idiotów ze Skry chciałabym zabrać do reprezentacji. Już się do nich przyzwyczaiłam. Pokochałam bójki Pliny i Winiara, nieogar Mariusza, piosenki Cupko, nieporadnego Zatiego... Nawet zaczęłam lubić Karola Kłosa, mimo, że on nawet raz się do mnie nie odezwał. Mało tego; nawet znalazł sie jakimś cudem na mojej liście...
- No dobra. Oskar, kogo tam wybrałeś z Zaksy? - Andrea popatrzył się na Kaczmarczyka, który przez następne dziesięć minut motał się ze stosem kartek, które zabrał ze sobą. Cały sztab, łącznie ze mną zaczął chrząkać, z nadzieją, że Jarząbek wkońcu skapnie się, że mógłby odłożyć swe kartki i powiedzieć kogo wybrał... Ale nie, ten człowiek żyje we własnym świecie i nie było szans, żeby go z niego wyciągnąć.
- Kaczmarczyk! - wydarł się Anastasi, łamanym polskim. - Odłóż te cholerne kartki! - statystyk chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tej chwili spadły mu wszystkie papiery, których nawet nie zaczął zbierać, bo zajęłoby mu to zapewne kolejne pół godziny. Wymienił kilka nazwisk, które trener dokładnie omówił i wybrał najlepsze.
- Maja, a ty co masz?
_____
Sory, że on taki nijaki, mało śmieszny itp, itd, ale nie miałam na niego pomysłu :D To było takie 'Byle do końca', bo mam już pomysły na kolejne rozdziały, a ten kto pisze opowiadanie, wie jak to jest, kiedy w głowie ma już następne pomysły... One poprostu przygniotły ten :D <tak, wiem, urzekła Was moja historia>
Poza tym, piszę pracę na taki zajebisty konkurs pt. 'Siatkarz, którego szanuję.' I zadanie dla was ;> Zgadnijcie o kim piszę ;)

Pozdrawiam, RudyKojot!

Aaaa, jeszcze jedno. Widziałam, że istnieje dyskusja na temat tego, czy Maja ma być z Karolem, czy też nie. Zrobiłabym sondę, ale coś się zepsuło i nie chce się dodać :D Więc zapytam tu : Mają być razem, czy też nie?
< ja jestem na nie, gdyż ZUPEŁNIE nie umiem pisać wszelakich romansików : / >

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział XXXIX

- Gdzie ty byłeś? - spojrzałam wkurzona na Winiara, który właśnie wszedł na halę, z rękoma w kieszeniach. Brakowało jeszcze tego, żeby zaczął sobie gwizdać... Nie raczył mi odpowiedzieć, więc wręczyłam mu kilka kartek, które dał mi Nawrocki i zaczął je powoli uzupełniać.
- Imię i nazwisko ... - głośno myślał Winiar. - Paweł Woicki... Data urodzin 29 czerwca 1983... O kurde, on jest ode mnie młodszy ooo... jeden, dwa, dziesięć, osiemnaście, trzydzieści...
- Michał!
- Wzrost : 183 cm... jaki krasnal!... Ogólny opis zawodnika: Mały, nierozgarnięty, wkurzający karzeł. Daj następną kartkę! - popatrzył dumnie na swoje dzieło, a ja z niesmaczeniem odłożyłam ją na bok. Wogóle nie wiedziałam, po co Nawrocki kazał mi uzupełniać jakieś informacje o siatkarzach... Przecież jest Wikipedia!
- Imię i nazwisko: Michałek Winiarski. - napisał Wini, po czym popatrzył się na mnie, jakbym była jakaś nierozgarnięta.
- Rodzice cię nie kochali... - mruknęłam i wróciłam do uzupełniania kartek.
- Nie no, właśnie kochali! - krzyknął uradowany. - ... wzrost : 205 cm.
- Przecież ty masz 2 metry...
- Mam ci pomóc, czy nie?!
- Dobra...
- Ogólny opis... Przystojny, miły, zabawny, pięknonożny...
- Jaki pięknonożny? Nie ma takiego słowa. - zmierzył mnie tylko wzrokiem i dyktował sobie dalej.
- Lubi zawierać nowe znajomości, utalentowany, wysoki...
- Ej, ale to nie jest randka w ciemno, ani nic takiego. - powiedziałam, a on uciszył mnie palcem i zaczął zapisywać całą kartkę. Jezus, takiego egoisty nigdy jeszcze nie widziałam.

5 godzin później....

- Kto jest mistrzem, mistrzem? Tylko Skra!
- Piter... - jęknęłam, trzymając się za głowę, bo spędziłam już przy tych papierach pół dnia.
- Bierz mi te kartki, bo teraz trening mistrzów! - Zibi usiadł na stole i pozwalał wszystkie papiery.
- Spędziłam przy tych cholernych pisemkach ... i przy nim! - pokazałam palcem na Michała, nerwowo łapiąc powietrze. - jakieś 5 godzin. Składałam je godzinę, a ty mi je teraz porozwalałeś?!?! - wydarłam się tak, że wszyscy trenerzy, statystycy i lekarze Resovi, którzy właśnie weszli na halę podskoczyli. W tej chwili Winiar odszedł od stołu z rękoma w kieszeniach, tak jak wtedy, kiedy wchodził.
- Tak na marginesie, to wiesz, że te kartki są trenerowi tak potrzebne jak Plina w mojej chacie? - wzdrygnął ramionami, po czym wyszedł.

* * * *
- Gdzie są moje getry?! - wydarł się Mario, chodząc po szatni w samych bokserkach.
- Zapytaj Majki, jedyni ludzie w naszym towarzystwie, którzy noszą gacie wyszczuplające to ty i ona.
- Co?! - wydarliśmy się oboje. No pewnie, bo biedną Maję to można we wszystko wrobić. Bo przecież ja tu nic nie robię, tylko masuję im te cholerne plecki, ale ja wcale nie muszę im masować plecków, ja mogę zastrajkować, a wtedy będą starymi, brudnymi i obolałymi dziadami... Albo powołam ich do sądu! Chociaż nie, bo co powiem? Że zostałam ogłupiona przez kilkunastu dwumetrowych facetów? Nie, bo wyślą mnie do psychiatryka...
- Ej, chyba znalazłem... - Plina dwoma palcami podniósł czarne odzienie, jednocześnie wybudzając mnie ze świata różowych jednorożców... Nie no, w świecie różowych jednorożców to żyje Piter...
- Nie zdążę na rozciąganie! - wydarł się Mariusz, kiedy chłopaki wychodzili już na halę.
- Spoko, jakby ktoś się pytał, to powiemy, że szukałeś gaci. - machnął ręką Winiar i wyszedł na resztą. Poczekałam za biednym Szaponem, a kiedy wyszliśmy na halę, zastaliśmy Pita, który biegał po boisku.
- Nic nas tak nie rusza, jak getry Mariusza! - śpiewał, a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. I jak tu nie kochać takiego o Piotrusia? Ostatecznie mecz wygrała Skra, co mnie tak zdziwiło jak to, że Winiar nie obejrzał sześć tysięcy osiemset dziewiędziesiątego szóstego odcinka 'Mody na sukces'. Statuetka MVP, która poszła w ręce Karola Kłosa zdziwiła mnie jeszcze bardziej.

Paczadłami Kłosa

- Ja.. tą.. nagrodę.. chciałbym .. zadedykować... ee.. mojej mamie..
- Co za ciota! - wydarł się Zator.
- Zatiś, nawet ty? - pisnąłem, ale miał racje. Debil, debil, debil! Ćwiczyłem ten moment pół roku, a teraz, kiedy miałem taką szansę wszystko zawalam? Boże, sam siebie zadziwiam. Wolałem nawet nie patrzeć na minę Majki. Pewnie pokładała się ze śmiechu gdzieś pod stołem... I co się dziwię? Gdybym to ja nie stał na tym miejscu, zapewne leżałbym razem z nią... O, a to byłaby chyba lepsza szansa na zagadanie...
- Stary, wiedziałem, że jesteś debilem, ale że aż takim to się nie spodziewałem. - Michał W. trzepnął mnie w plecy, wybudzając równocześnie z rozmyślań.
- Wini, błagam cię, pomóż! - wyjęczałem. Musiało być ze mną na serio źle, skoro prosiłem o pomoc Winiarskiego. Nie było ani jednej rzeczy, którą zrobił w życiu dobrze. Ani jednej! Ale w sumie, to jesteśmy podobni...
- No dobra, potrzepotam troszkę moimi ślicznymi rzęskami i załatwię ci tego hot doga za free... - westchnął i odszedł. A jednak są na tym świecie ludzie jeszcze głupszy ode mnie. Uff, jaka ulga!

Maja.

Nie mam pojęcia z czego tak ryli się siatkarze, po tym, jak Karol zadedykował tą nagrodę mamie... Niech biorą z niego przykład, a nie ..
- Ej, Piszczel, musisz spojrzeć na sprawę kobiecym okiem... - podszedł do mnie Igła, ciągnąc za sobą Zibiego, który nie był aż tak optymistycznie nastawiony.
- No wiesz, ja zostałam zdemoralizowana, więc nie wiem, czy...
- E tam, ty jesteś cheerleaderką, wy się na tym znacie.
- No to o co chodzi? - splotłam ręce na klatce piersiowej.
- Obczaj jego fryzurę. - dokładnie obrócił Bartmana, żebym mogła się przyjrzeć.
- Już obczaiłam.
- No i czy tylko moim zdaniem on wygląda jak jakiś kogut?!
- I to cię tak męczyło? - popatrzyłam na niego spode łba.
- Nikt mnie nie rozumie...
- Idź do Piotrka, on zawsze jest inny niż wszyscy... - po moich słowach Ignaczak skoczył uradowany, ciągnąc Zibiego do Nowakowskiego. Biedak...

* * * *
- Majka, Majeczka! - do domu Winiara wbiegł Zator.
- Czego? - wydarłam się, leżąc na kanapie.
- Musisz mi pomóc. - powiedział poważnie. Tak poważnie, że aż za bardzo...
_____

Sorki, że dość długo nie pisałam, ale miałam pewien zwierzęcy problem xD
Podsumowując :
Króliki, króliki everywhere ! O.o

Pozdrawiam ! ; 3


środa, 13 marca 2013

Rozdział XXXVIII

- Tu jest jakoś tak ciasno... - marudził Lewy, który z trudem wszedł do mojego... Tfu! Winiara samochodu. Pomijając fakt, że Michał jest wyższy od Roberta i wchodzi tu bez żadnych problemów. No i jeszcze ma ADHD!
- A mi jest niedobrze, bo ten zapach na mnie źle działa. - Piszczu zaczął tykać wiszącą choinkę.
- Ludzie, my nawet jeszcze nie ruszyliśmy! Zaraz was wysadzę! - wydarłam się. Jechaliśmy bez słowa i w tym jednym są lepsi od siatkarzy. Siedzą cicho. Nagle zadzwoniła mi komórka.
- Maja, ukradli mi samochód! - krzyknął Wini do słuchawki. No dobra, nie powiedziałam mu, że biorę jego wóz, ale przecież wcale go nie ukradłam, bo jutro oddam...
- Może Plina ci go zabrał? - powiedziałam niewinnie.
- Zabiję go... - usłyszałam, po czym Michał rozłączył się. Biedny Daniel...

* * * *
- Kiedy dojedziemy?! - wrzeszczał Łukasz niczym pięciolatek.
- Zamknij się.
- Ale mi jest niedobrze. Nie masz na zbyciu jakiejś reklamówki? - chwycił się za brzuch, a ja zatrzymałam samochód przy lasie.
- Jak mi narzygasz do tego samochodu, to wyrzucam całą waszą trójkę i idziecie z buta do Warszawy. - w tej chwili mój rozmówca wybiegł z pojazdu, a jego równie wspaniali koledzy zaczęli się przypatrywać i komentować działania Piszczka. Ja wolałam nie patrzeć.
       Jechałam tym cholernym samochodem aż do północy. Piłkarze proponowali, żebym została, ale kto by skorzystał?! Wolałam wlec się po polskich drogach po nocy, niż mieszkać z nimi choćby godzinę. W domu byłam około 7.00. Szybko wbiegłam do pokoju, żeby Michał nie podejrzewał, że to ja ukradłam jego samochód, bo jak już mówiłam, ja tylko go pożyczyłam!

Pięć dni później. Dwa dni przed meczem z Resovią. Droga do Rzeszowa.

Boże, jak oni mają nudno w tym autobusie. Mario siedzi na twitterze, Winiar nakleja wszystkim krzyże z tejpów, a reszta śpi... I jak tu dojechać w takim towarzystwie do Rzeszowa? No ale z drugiej strony, to powinnam cieszyć się z chwili ciszy, a nie narzekać... Oni mnie zdemoralizowali!
Wkońcu, po dłuuuugiej podróży dojechaliśmy pod hotel. Ku mojemu zdziwieniu pod budynkiem stał jeszcze Igła, Zibi, Pit i Kosa. A no tak, przecież muszą poszukać jakiegoś dobrego hotelu jak ich dziewczyna z domu wyrzuci (ewentualnie mama, w przypadku Pita...)
- Ja nie będę spał z nimi w jednym pomieszczeniu. - powiedział Nowakowski, po czym splótł ręce na klatce piersiowej.
- Nikt ci nie każe. Możesz zostać bezdomnym... - mruknął Plina, po czym dostał ode mnie w piszczel.
- To jak, dzisiaj imprezka w pokoju Majki? - Igła teatralnie zatarł ręce. Cały dzień starałam się rozpakować wszystkie rzeczy i upchnąć je do jednej, małej szafy.
- Siemanko! - na moje terytorium wtargnął wróg numer jeden (czyt. mój kochany przyjaciel - Michałek Winiarski :*  ).
- Czego ? - przywitałam go z wrednym uśmiechem.
- Nic. - prychnął. - Ja poprostu jestem punktualny i właśnie przyszedłem tutaj na imprezę. - po chwili w pomieszczeniu znajdowała się już prawie cała Skra (pomijając Pline, bo przecież on nie będzie siedział z wrogami) i kilku siatkarzy z Resovi. Postanowiliśmy, że zagramy w Monopol. Noo, to szykuje się ostra imprezka ...
- ... Ale ja zawsze, kiedy grałem w Monopol, to miałem różowego pieska i teraz też będę miał różowego pieska. - powiedział stanowczo Pit, wyrywając pionek Bąkiewiczowi.
- Piter... - mruknęłam, a obrażony środkowy ruszył w stronę łazienki i zamknął się w niej.
- Ciota. - skomentował Zibi. Nagle do pokoju wparował Zati, który chyba dopiero teraz znalazł pokój.
- Pit, chodź, bo przyszedł ktoś równie głupi jak ty! - zawołał Kłos, a z łazienki usłyszeliśmy krzyk 'Zator!' i odgłos spłukiwania wody w WC. Nowakowski wbiegł na łóżko, biorąc przy okazji różowego pieska.
- Ej, ej, ej! Ale ja miałem zarezerwowanego różowego pieska. - powiedział Paweł i zabrał pionka wkurzonemu siatkarzowi. Wydawało się, że Pit zaraz wybuchnie i zabije małego, biednego Pawełka, ale wkońcu to Piotruś - on słynie z tego, że jest nieprzewidywalny.
- To będziemy grali razem różowym pieskiem! - olśniło go, po czym usiadł obok Zatorskiego. Popatrzyliśmy się na nich jak na kretynów.
- Ciągnie swój do swego. - wzdrygnęłam ramionami, po czym zaczęliśmy grać.
- Kto tu jest kurna bankiem?! - wydarł się Zbychu, a tym nieszczęsnym bankiem, byłam akurat ja. Podniosłam rękę do góry (a czy można podnieść rękę na dół? O.o). - Dlaczego dostałem 30 K, skoro miałem dostać 300 K ?!
- Mówi się tysięcy a nie K... - poprawił go Nowakowski, za co dostał w łeb. Wkońcu wszyscy posnęli i nie skończyliśmy gry, ale to chyba i lepiej...

* * * *
- Pit, wyłaź z tej cholernej łazienki! - darłam się, bo ten facet siedział tam już dobre 20 minut.
- Muszę się jeszcze ogolić!
- Ciekawe co... - mruknęłam, bo przecież on nie miał zarostu... Wkońcu wkurzony wyszedł.
- Przez ciebie wyglądam jak jakiś drwal z tą brodą! - zaczął macać się po twarzy, a ja patrzyłam na jego gładką skórę.
- Faktycznie, wygladasz jak neandertalczyk... - powiedziałam wrednie, i ruszyłam w stronę drzwi łazienkowych, za którymi ktoś ponownie się znajdował. - Piiiit ! - wydarłam się, tak jak to zawsze miałam z zwyczaju, kiedy Piotruś zrobił coś nie tak.
- No co?! - pisnął obrażony i glebnął się na łóżko.
- A temu co? Depresja, czy przed okresem? - do pokoju wszedł Kłos, a po chwili z prędkością światła wyszedł. Wyrzuciłam biednego Grześka z łazienki i zaczęłam przedłużać wszystkie czynności jak tylko potrafiłam. 7 minut myłam zęby (tak, liczyłam) , 12 minut czesałam włosy... Wiem, jestem wredna.
- Piszczel, wyłaź! - wydarł się Winiar, ale nie zwracałam na niego uwagi. - Jest 10:50, mówi ci to coś?!
- Cholera... - powiedziałam do siebie. - Trening!
- Nie przeklinaj, bo nie pójdziesz do nieba i będziesz musiała siedzieć w piekle z nimi, a nie ze mną w niebie! - poradził mi Pit. Szybko wybiegłam z pokoju. Nie chciałam widzieć miny Nawrockiego, kiedy zorientuje się, że spóźniłam się na trening o prawie 2 godziny. A może nie zauważy? Nie no, w co ty wierzysz Majka...
- Dzień dobryy... - powiedziałam nieśmiało, ale na hali nie było nikogo oprucz ternera. - A gdzie reszta? - powiedziałam już śmielej.
- No myślałem, że ty mi powiesz. - splótł ręce na klatce piersiowej. Co biedna ja miałam odpowiedzieć? Że siedzą u mnie w łazience?
- To ja może pójdę ich.... - zaczęłam, ale nie skończyłam, bo Nawrocki pociągnął mnie za rękaw bluzy i wręczył stosik kartek. Ostatni raz pozwalam im robić imprezę! Ostatni!
_________
Ładna zima tej wiosny, nie? -,-
Ejj, dodawajcie się do obserwatorów, bo opowiadanie POWOLI zmierza ku końcowi a mało komentujecie, wogóle nie obserwujecie... *chlip* ; c

Miłego odśnieżania! ;D

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział XXXVII

- A ja słyszałam, że oni mają przyjechać do jakiejś szkoły w Bełchatowie, a nie do ciebie... - powiedziałam zdziwiona.
- No taak, ale chyba jakaś imprezka zapoznawcza powinna być, nie?! - Jeezu, co oni mają z tymi imprezami zapoznawczymi?!
- A nie mówiłeś, że koniec z imprezami?
- Ostatni raz... - zrobił maślane oczy. - Wkońcu nie codziennie przyjeżdża tu trójeczka z Borussi!! - po tych słowach ułożyl usta w dziubek i zaczął się cieszyć jak dziecko. Boże, czym tu się podniecać?

* * *
Następnego dnia, około 19.00 Michał latał po domu w stroju reprezentacji.
- Ej, a tak wogóle, to dlaczego się tak ubrałeś?
- No bo muszę im pokazać, że też dumnie reprezentuję swój kraj! - wypiął pierś do przodu.
- Ta, bo oni tego nie wiedzą... - mruknęłam pod nosem. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Idą!!! - krzyknął Wini i podbiegł do drzwi.
- Witam, witam. Ze swoich tajnych źródeł dowiedzieliśmy się, że szykuje się tutaj impreza... - w drzwiach stała wataha siatkarzy. Żeby nie było - ja nie byłam tym tajnym źródłem.
- Nie wejdziecie tu. - powiedział stanowczo Michał.
- Mamy alkohol. - odparł Plina.
- Bezalkoholowy! - dodał Zati, a wszyscy rzucili w niego palm facem. Chwilę później, albo nie taką chwilę, bo siatkarze zdążyli się już zadomowić, do drzwi zapukali piłkarze. Takiej podniety w wykonaniu 10 siatkarzy jeszcze nie widziałam. Jako, że kłócili się, kto ma otworzyć, zrobiłam to ja.
- Cześć, wchodźcie, ale ostrzegam, że robicie to na własną odpowiedzialność, bo w tym domu znajduje się 10 osobników płci męskiej, nie są na smyczy, a obok nich leży alkohol. Życzę powodzenia. - powiedziałam bez jakichkolwiek emocji i wpuściłam piłkarzy do środka. Impreza za cholerę nie chciała się rozkręcić, Winiar cały czas śmiał się jak nastolatka, a biedna 'trójka z Borusii'  siedziała jak siatkarze u konsula. Nagle Bąku kopnął mnie w stopę. Już chciałam go ochrzanić, ale zauważyłam, że wzrokiem pokazuje na kuchnię. Ruszyłam za nim. Był tam jeszcze Woik, Zator i Plina.
- Ludzie, plan jest taki. - zaczął Michał. - musimy upić tych trzech, bo inaczej będziemy sobie tak siedzieli do rana.. - po tych słowach, wróciliśmy do pokoju, a Daniel wręczył Lewemu, Kubie i Łukaszowi po puszce piwa. I właśnie w tym momencie imprezka zaczęła się rozkręcać.
- Panowie... mogę się dowiedzieć, gdzie śpi spłuczka? - w szparze drzwi łazienkowych ukazała się twarz Piszczka.
- Takie okrągłe coś. Musisz to nadusić. - powiedziałam, bo tylko ja byłam trzeźwa. Po chwili wyszedł dumnie z łazienki.
- Dzięki, myślałem, że to jakaś tajemnica, czy coś, to nie chciałem się wtajemniczać. - szepnął niczym ninja podczas akcji.
- Gramy w karty? - zapytał Woik, przysypiając na krześle.
- Koko spoko... - mruknął Lewy.
- Euro na ciebie źle zadziałało? - ożywił się Winiar, a po chwili większość śpiewała tą jakże piękną piosenkę...
- To jest serduszko? - Błaszczu wlepił wzrok w kartę, kładąc ją sobie prawie na nosie.
- To żołądź ... - powiedziałam znudzona.
- Dzik, Dzik, żołędzie! - krzyknął Michał W. i zaczął przywoływać Dzika.
- Stary, ale Dziku jest w Jastrzębskim... - Mariusz poklepał go po plecach.
- Serio? - chlipnął przyjmujący.
- Eeej! Nie wiedziałem, że masz saunę z basenem w łazience!! - wydarł się Zati, który stał przy drzwiach. Obok niego zauważyłam kałużę wody... Chociaż nie, to nie była kałuża, bardziej już rzeka...
- Gdzie sarna?! Lubię zwierzątka! - Woik skoczył z fotela i po chwili stał obok drugiego Pawła.
- Jaka sarna?! - powiedziałam mało przytomna, a po chwili okazało się, że mówiłam to równo z Winiarem.
- Sauna, nie sarna debilu... - Zatorski zmierzył to tak złowrogim wzrokiem, jakby był mądrzejszy od nas wszystkich.
- Kto, to, zrobił?! - wydarł się Michał, gdy zobaczył odkręconą gorącą wodę pod prysznicem i caaałą zalaną łazienkę.
- Możliwe, iż zaszła pewna pomyłka i pomyliłem okrągłe coś z kwadratowym czymś ... - Łukasz nie dokończył, bo wciął się Kuba, trzepiąc się w czoło.
- No tak! Przecież on po pijaku nie odróżnia kształtów! - olśniło go. Jest to wogóle możliwe?... Oni są tak samo dziwni jak siatkarze...
- Zabiję cię! - krzyknął Michał, ale ku mojemu zdziwieniu szedł w moją stronę.
- A co ja ci zrobiłam?
- Biedak nie odróżnia kształtów, to nie jego wina... - popatrzył współczującym wzrokiem na Łukasza, który zaczął przytakiwać. Pokręciłam tylko głową, a Wini poszedł wycierać łazienkę, i tak przez jakieś 3 godziny. Nie mam pojęcia co on tam robił, ale wolałam nie wchodzić.
                                                                           * * * *
- Chłopaki, wstajemy! - wydarłam się jak najgłośniej tylko potrafiłam, żeby rozwalić im te wszystkie upite łby, które leżały na podłodze, stołach i fotelach. Wiem, jestem okrutna...
- Odwołaj nam trening... - obok mnie pojawił się Zator.
- Chyba cię coś boli. - prychnęłam i ruszyłam do kuchni, żeby zrobić kawę. Nie, nie im, tylko sobie. Jaka ja jestem zła!! - A wy nie musicie już jechać? - lekko kopnęłam leżących piłkarzy.
- Nie no, pociąg mamy o 15.00! - ożywili się, a ja myślałam, że zaraz padnę. Wytrzymać z tymi jęczydupami 7 godzin... Chłopaki jakoś się pozbierali i ruszyli na trening, ale Nawrocki stwierdził, że i tak z nimi nic nie zrobi.
- A pamiętacie te dobre czasy, kiedy nie bolały nas łby ? - zaczął majaczyć Winiar, chwytając się za głowę.
- Taaak, to było wczoraj wieczorem ... - rozmarzył się Bąku. Oni chyba jeszcze nie do końca ochłonęli...
- Podwieziesz nas do Warszawy? - Błaszczykowski zrobił maślane oczy. Nawet nie wiedziałam, że przyszli na trening siatkarzy...
- Przecież mieliście jechać pociągiem! - wydarłam się, bo jednak od Bełchatowa do Warszawy było trochę drogi.
- No, ale możliwe, że zaszła pewna pomyłka, ponieważ możliwe, że Łukasz pomylił... ee... godziny? I pociąg był na 11.00, a nie 15.00...No i chcieliśmy, żeby podwiózł nas któryś z chłopaków, ale oni nachlani, to chyba nie najlepszy pomysł no nie? No a jak nas nie podwieziesz, to będziemy musieli znowu się u was przespać, no nie? - po tych słować zaczął nerwowo łapać powietrze, bo mówił to wszystko jednym tchem.
- Prześpicie się w hotelu. Mogę wam nawet dopłacić ...
- Nie, bo my musimy być w Warszawie! - powiedzieli stanowczo.
- To pojedziecie autostopem.
- Nie, bo nas zgwałcą. - zasmucił się Lewy.
- Jak dla mnie to mogą was i zabić... - mruknęłam pod nosem i ruszyłam po kluczyki.
______________
Sorki, że tak długo nic nie dodawałam, ale przeżywałam żałobę po odpadnięciu Skierki połączoną z żałobą po śmierci królika ; c Już zresztą drugiego ..
Nie obawiajcie się ; jutro, wtorek i środa - rekolekcje , więc na stówkę coś wyryję ;)

Pozdrawiam was ciepło, bo na dworze jest zimno (przynajmniej u mnie) :D

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział XXXVI

- Chłopaki! Albo weźmiecie się w garść i zaczniecie grać jak faceci, albo jutro was nie wystawię! To jest Resovia, a nie podstawówka! Będziecie grać jak baby?! ... Bez obrazy Maja... - trener spojrzał się na mnie i podniósł rękę w geście przeprosin. - Ne umiecie przebić piłki na drugą stronę a wam się marzy wygrana z Asseco! - darł się na Karola, Winiara i Zatora. Boże, po wczorajszym widoku, tańczącej mnie aż tak ich zatkało? Po trenignu ruszyli do szatni, przy której siedziałam i podsłuchiwałam ich rozmowy.
- ... to jej to poprostu powiedz! - krzyknął Michał. Postanowiłam wejść do szatni, bo po jego głosie wnioskowałam, że jest gotów rzucić się na biednego Kłosa.
- Karol, jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie, lepiej przyjdź z tym do mnie, bo on twierdzi, że laskę możesz zdobyć tylko mając zgrabne nogi i piękne oczy... czyli wiesz, masz szanse 0,5/100... - skrzywiłam się, a chłopak widocznie się speszył. No nie moja wina, że mówię to co myślę! Kiedy wyszłam z tej szatni usłyszałam jeszcze głos Michała 'Zawsze jest to pół punkta, no nie?'

Szatnia Resovi przed meczem ze Skrą.

- Pszczółka Maja sobie lata, ooo! - Pit biegał po pomieszczeniu, wymachując rękoma, co niby miało oznaczać, że fruwa.
- Co ty robisz debilu?! - wydarł się na niego Zbychu.
- No nie widzisz w tym pokrętnej filozofii?
- Yyy, nie.
- Pszczółka Maja. A Majka jest teraz w Skrze, czyli, że pszczoła! - zawołał uradowany i ponownie zaczął śpiewać.
- Nie rób siary, jak ty Polskę prezentujesz?! Tu stoi Jochen, Lukas, Nikola, Aleh...
- No dobra... - posmutniał środkowy. - Tylko biedronka, nie ma ogonka!!
- Ja pierdziele...
- No cześć chłopaki! - wparowałam do szatni, nie zwracając uwagi na gołe klaty siatkarzy. E tam, ile ja się w Bełchatowie napatrzyłam?
- Majaa! A wiesz, że ja przeżyłem koniec świata, który miał być 21 grudnia, o godzinie 12.12!!!??? - tak, to był Piter.
- No, idiota się zamknął w chacie z zapasem batonów i wrzeszczał, że nikogo nie wpuści. - Zapas batonów? Brawo Piotruś, moja krew! Nagle Zibi złapał się za plecy.
- Tak mnie coś ostatnio bolą... chyba potrzebuję masażu... - wyjęczał i podszedł do mnie.
- No, faktycznie... Krzysiu, rozmasuj kolegę! - mrugnęłam do libero, a ten spojrzał się psychopatycznym wzrokiem na Bartmana. Po jakże interesujących rozmowach, wyszłam na boisko i wygodnie usiadłam na krześle. Przeliczyłam, że co 43 sekundy, przybiegał do mnie Pit, z nowym niusem lub pytaniem. I tak 11 razy. Za 12, trener Nawrocki nie wytrzymał.
- Nowakowski! Jeszcze raz przyleziesz na tą stronę boiska, to wyrzucę cię z hali!!! - wydarł się.
- W takim razie chcę się przetransferować, żeby móc chodzić po całej hali! - Piotrek z oburzoną miną poszedł na swoje miejsce. Ogólnie mecz mijał bardzo nudno, pomijając Pita, który za żadne skarby nie chciał iść z drużyną na drugą stronę siatki, bo przecież trener Nawrocki mu nie pozwolił. Mecz wygrała Skra 3:2. Cieszyli się jak dzieci, chociaż nie wiem z czego. Za tydzień pojadą do Rzeszowa i przegrają...
- Ej, czaj! - podszedł do mnie Plina i ciągnął Cupko za koszulkę. - Cupko, śpiewaj!
- To piośienka, specjalnie dla ćiebie! - powiedział 'po polsku'. - Mówią o mnie w mieście 'Co z niego za typ?' , wciąż chodzi pijany, pewno nie wie co to wstyd. Brudny, niedomytek, w stajni ciągle śpi. Czego szuka w naszym mieście? 'Idź do diabła mówią ludzie!' pełni cnóót! - zaśpiewał , ale jakoś nie przemówiła do mnie ta piosenka, może dlatego, że Plina dedykował ją mnie?
- Już nigdy nie wymasuję ci plecków. - powiedziałam obrażona.
- Od masowania plecków to ja mam żonę. - mrugnął.
- Przykroo. - powiedziałam z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Nie płacz Ewka, bo tu miejsca brak... na twe babskie łzy... - Cupko znów zaczął fałszować.
- Może mi ktoś powiedzieć, jakim cudem on zna tyle polskich piosenek, a nie umie nic powiedzieć? - zdziwiłam się, no bo to wkońcu było dziwne, nie?
- A chcesz zobaczyć, co on ma w słuchawkach? - Bąku spojrzał na mnie jak na kretynkę.
- Przeżyję, jeśli tego nie usłyszę. - uśmiechnęłam się, a po chwili, tuż obok mnie znalazł się Igła z Bumboxem w ręku.
- No to jak? Imprezka u Winiara? Mam nasz kochany sprzęcik! - przytulił sprzęt do siebie, a cała Skra, łącznie ze mną odpowiedzieliśmy zgodnym 'NIE!' . Mieliśmy dosyć imprezek jak narazie...Ustaliliśmy, że zrobimy ją za tydzień, w Rzeszowie, na co oczywiście Krzysiek bardzo się ucieszył, bo myślał, że chcemy ją przenieść tylko dlatego, że Ignaczak jest mistrzem w robieniu imprez. Taa, niech se żyje w tej nadziei...

Kilka dni później, 'stajnia' Winiara. (no bo wkońcu w piosence Cupka, było, że śpię w stajni O.o)

- Wiecie, kto jutro do nas przyjeżdża?! - Michał zaczął klaskać w dłonie, niczym pięcio-latek i wbiegł do salonu, w którym siedziałam ja, Dagmara i Oliwier.
- Babcia i dziadek!!! - krzyknął pewny siebie Oli.
- O Boże, całe szczęście nie... - mruknął pod nosem Wini, za co został zabity wzrokiem przez żonę. Cała nasza trójka stwierdziła, że nie zgadnie, więc Misiek zaczął opanowywać swoje nogi, które jakoś tak śmiesznie skakały i starał się przestać głupkowato uśmiechać, co poskutkowało tylko tym, że robił jeszcze głupsze miny.
- Jutro... - przedłużał jak tylko umiał. - przejedzie do NAS! - zaznaczył to ostatnie słowo, ale nie dokończył, bo ponownie zaczął skakać i śmiać się. Jezu, i znowu godzinę będzie się doprowadzał do porządku...
_____
Przepraszam, że taki krótki, kolejny będzie dłuuuższy, obiecuję ;)
( dodawajcie się do obserwatorów ; > )

Sucharki czekają na dostawę nowiutkich tekścików :D

Jutro do szkoły ... muszę napisać jakimś cudem 8 sprawdzianów : o