środa, 21 sierpnia 2013

Reklama.

Miałam nie pisać więcej blogów, ale nie wytrzymałam długo :D Tutaj macie link do kolejnego: http://faith-h0pe-love.blogspot.com/ . Tylko ostrzegam, że rozdziały mogą pojawiać się w różnych odstępach czasowych ;)
Całuję Was Kochani, RudyyKojot :3

wtorek, 6 sierpnia 2013

Epilog

`...Poczuj, jak wspaniale jest latać i fruń jak najwyżej po marzenia...`

<KLIK>

10 lat później... rok 2024.

- Skurcz kur*a! - wrzeszczał Borowski, kapitan polskiej reprezentacji, gwiazdka sportu. Za jego ostatni transfer do Trentino zapłacono tyle, co za średniej klasy piłkarza. Nienawidziłam tego faceta. Po chwili został zniesiony z boiska. - Co tak siedzisz?! - wydarł się w moją stronę.
- Oj, sory. Paznokieć mi się złamał. - spojrzałam na niego z pogardą. Zaraz po tym zdarzeniu podbiegł do mnie Zati, człowiek, który jako jedyny został jeszcze w tej drużynie. Reszte albo wyrzucono, albo odeszła sama, twierdząc, że nie ma zamiaru siedzieć wśród tak prymitywnych osób. W zasadzie mieli rację, ja też nie zamierzałam tu długo siedzieć. Trzymał mnie tu tylko Paweł, jednak nie zwracając uwagi na jego obecność obok mnie, zerknęłam na komórkę. Od około 2 lat było to moim uzależnieniem.
- Odłóż to wkońcu, gramy mecz! - wrzasnął Zatorski, a ja aż podskoczyłam.
- Skąd mam wiedzieć, czy za chwilę nie zadzwoni moja matka, że z Maćkiem coś nie tak?! - odwrzeszczałam mu.
- Dlaczego ty już nie jesteś tą samą Majką Piszcz, którą poznaliśmy 11 lat temu? - spojrzał się na mnie z nadzieją w oczach.
- Bo teraz mam męża, dziecko i dom na głowie. Zresztą tak, jak i ty. Powinieneś interesować się swoją rodziną, a nie moją. - warknęłam. - Poza tym, też już nie jesteś tym samym Zatim. - powiedziałam ciszej. On tylko przeczochrał moje włosy i usiadł na ławkę. Po chwili zadzwonił telefon. Jak głupia zaczęłam walczyć z własnymi spodniami, żeby wkońcu moja ręka trafiła do kieszeni. Nawet nie patrzyłam na numer, poprostu odebrałam.
- No czeeeeść! - krzyknął ktoś radosnym głosem.
- Kto mówi? - zapytałam z ulgą, że z Maćkiem raczej wszystko ok.
- No nie mów, że nie poznajesz. - fuknął nieznajomy. - To, że mam 45 lat, to jeszcze nie oznacza, że tak zmienił mi się głos.
- Igła! - wyrwało mi się na całą halę. I trudno się dziwić. Ostatni raz kogoś ze starej reprezentacji (pomijając Karola) słyszałam z dobre 8 lat temu.
- Słuchaj. Sprawa jest. Tak sobie właśnie pomyślałem, że dawno się wszyscy nie widzieliśmy. Może zrobimy sobie jakieś spotkanie, hę? - na moją odpowiedź nie musiał długo czekać. Przekazałam informację Zatiemu, i oboje tylko czekaliśmy, żeby tez mecz jak najszybciej się skończył.
- Cicho siedź teraz, ja mu to powiem. - zatrzymałam młodego libero (tfu, jakiego młodego? Trzy dyszki minęły, staruszek) przy drzwiach wejściowych. Ten jednak nie zwracając uwagi na me "umięśnione" ręce, wbiegł do domu, drąc się, że spotkamy starą reprezentację. Miałam ochotę go zabić, ale niestety minęły te czasy, w których bezkarnie można było bić siatkarzy. Teraz na wszystko, czujnym okiem patrzy dziecko.
- Co wam się stało? - skrzywił się Kłosu.

(tydzień później. Piątek. 20.00)

Stanęłam przed umówiąną restauracją i wpatrywałam się w drzwi. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale czułam, że za chwilę, całe moje wnętrze zacznie tak niesamowicie wariować, że nie będzie mogło mnie nic powstrzymać. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazało się kilkunastu siatkarzy. Podbiegłam do najbliższego, Winiara, przytuliłam się do niego i w takiej pozycji zastygłam na kilka minut. Musiało to wyglądać dziwnie, ale nie widziałam ich około 8 lat, a byli dla mnie jak rodzina, z początku nie potrafiłam bez nich żyć, ale potem wkońcu trzeba było dać sobie z liścia i uświadomić, że oni mają też własne życie, że to sportowcy i nie będą zawsze na moje zawołanie, a teraz znowu mam ich tak blisko...
Nie dało się opisać mojej radości. Poprostu czułam się jak ptak. Wydawało mi się, że wszystkie problemy uciekły, że byłam lekka i gotowa, aby odlecieć. By odlecieć jak najwyżej, po marzenia. Po marzenia, które już przecież w pewnym stopniu były spełnione. Teraz wystarczyło już tylko cieszyć się chwilą. Wystarczyło już tylko obiecać sobie, że nigdy nie spieprze sobie tego pięknego życia, że nie zapomnę o tych ludziach, że nie będę bała się wspomnień. Teraz chcę żyć pełną piersią. Bo warto.
_______________

Jedno. Wielkie.
Przepraszam.

wtorek, 16 lipca 2013

Przeprosiny :c

Cześć Miśki! :3
Z powodu wielu pytań o epilog, postanowiłam napisać tutaj przeprosiny. Wiem, odpowiadam Wam, że pojawi się już dzisiaj i naprawdę staram się go napisać, ale chcę też żeby był idealny, bo to wkońcu zakończenie, więc chcę, żebyście zapamiętali to opowiadanie jak najlepiej, ale ilekroć napiszę cały rozdział, coś mi w nim nie pasuje i piszę go od nowa. Zdecydowałam więc, że nie będę Wam obiecywała i podawała ostatecznego terminu, bo tylko Was zawiodę. Postaram się jak najszybciej, ale też jak najlepiej napisać ten rozdział i mam nadzieję, że będziecie z niego zadowoleni. Niestety, chyba każdy piszący bloga ma kiedyś taki okres, w którym wena totalnie ucieka i dla mnie nadszedł ten okres pod koniec pisania.
Jeszcze raz Was przepraszam, nie pytajcie o termin, bo NAPRAWDĘ nie mam pojęcia, kiedy go dokończę. Mam nadzieję, że bardzo się na mnie nie obrazicie i cierpliwie poczekacie na to myślę ciekawe zakończenie :)
Do napisania! :3
Pozdrawiam, RudyKojot

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 59

- Maja, wstawaj! - szepnął Karol, który stanął w moich drzwiach, ubrany i gotowy, by stawić czoło nowemu i pięknemu dniu... Nie no, dobra, leci filozofią, a to nie ten adres. Ma być zabawnie. Sorry.
Wywlekłam się z łóżka, z wściekłością zerkając jeszcze na swojego chłopaka.
- Po co ci ten plecak? - jęknęłam, nie chcąc chyba nawet usłyszeć odpowiedzi.
- Ubieraj się, potem się dowiesz. - powiedział i zamknął drzwi, wychodząc. Po dość długim siedzeniu w jednej pozycji na łóżku, wkońcu dotarło do mnie, że przecież dzisiaj jest ten cały mecz Legii. Przez to tym bardziej nie chciało mi się pójść do łazienki, ale raczej nie miałam wyboru. Karol tego meczu nie odpuści.Wyszłam z pokoju, ale od razu wpadłam na środkowego, który zasłonił mi oczy jakąś chustką.
- Na serio nie musisz tego robić. I tak wiem, gdzie jedziemy. - wyjęczałam.
- No skoro wiesz, to o co się martwisz? - prychnął Kłos i po omacku doszłam (jakoś) do samochodu. Przez całą podróż nie odezwałam się do niego ani razu, bo wiedziałam, że grozi to albo opowieściami o Legii i piłce nożnej, albo przekonywaniem, że mam siedzieć cicho i nie ściągać chustki z oczu. Nawet nie miałam zamiaru. Byłam wręcz pewna, że kiedy ją ściągnę, zobaczę stadion piłkarski, więc wcale nie spieszyło mi się, do ujrzenia tego widoku.
- Zgubiłeś się. - stwierdziłam, kiedy wlekliśmy się już parę ładnych godzin, a przecież do Warszawy nie jest wcale tak daleko.
- Nie zgubiłem się. - powiedział stanowczo... Przecież ja i tak wiem swoje.
Wkońcu dojechaliśmy. Kłos zdjął opaskę z moich oczu i zobaczyłam coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałam się, że jeszcze zobaczę.
- Ale przecież... mecz... - wyjęczałam, cały czas nie mogąc uwierzyć, że znajduję się w tym miejscu.
- Oddałem bilety Wronce. Mecz może poczekać. - powiedział zaciskając usta.
- Tak poprostu? - popatrzyłam na niego z niedowierzeniem.
- No dobra! Przegrałem je jak graliśmy w pokera! - wrzasnął, ale po chwili nieco się uspokoił i ruszyłam w stronę lasku, w którym stał mój kochany, wakacyjny dom. (
Spędziłam tu całe dzieciństwo, ale kiedy wstąpiłam do grona cheerleaderek, a potem do sztabu reprezentacji Polski, byłam wręcz pewna, że nigdy już go nie zobaczę. Kiedyś przyjeżdżałam tu co roku. Tak właśnie wyglądały moje wakacje. Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam ten drewniany, mały domek, stojący wśród drzew i śpiewających ptaków. Nic się nie zmienił. Ten sam mech porastający ściany, te same brudne okna, których nigdy nie było czasu umyć, ten sam stary grill, który stał tu od zawsze.
Łzy napłynęły mi do oczu, przed którymi stanęły obrazki z dzieciństwa. Bałam się wejść do środka. Nie chciałam, żeby do głowy napłynęły mi wspomnienia, które już nigdy nie powrócą. Jednak nadusiłam klamkę. Zobaczyłam skórzaną kanapę. Zakurzoną, wyblakłą i obdartą. Wtedy kosztowała majątek, a teraz tak poprostu leży w tym starym domu, nikomu nie potrzebna. Po całym pokoju były porozrzucane małe samochodziki Roberta, których niedawno szukał w Wałbrzychu. Obok zabawek były także smoczki i pieluchy, zapewne Adama. Ile mógł mieć wtedy miesięcy?
Nie wiadomo jak, siedziałam już w ramionach Karola i płakałam na jego koszulkę.
- Dziękuję. - powiedziałam przez łzy. Kiedy już się uspokoiłam, byłam gotowa, aby wejść do pokoju, który zapewne przywieje najwięcej wspomnień. Do mojego pokoju. Zielone ściany i ciepły, letni wiatr, to pierwsze, co poczułam. Potem zobaczyłam półki, pełne pluszowych zabawek. Każda z nich coś dla mnie znaczyła. Każda była częścią mojego dzieciństwa. Nie lubiłam wspominać, nie chciałam patrzeć w przeszłość, ale teraz zrozumiałam, że tego właśnie mi potrzeba. Odwróciłam się w stronę Kłosa i znów mocno go przytuliłam. Byłam ogromnie szczęśliwa. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć. On zrobił dla mnie tak wiele, a ja nie potrafię mu nawet nic powiedzieć, bo czuję, że z każdym słowem, potok łez będzie stawał się większy, a tego nie chcę. Jeszcze raz popatrzyłam na cały dom, a wtedy Karol delikatnie szturchnął mnie w ramie.
- Błagam cię Maja, zbierałem się do tego od początku naszej znajomości i jeśli teraz dasz mi kosza, to wyskoczę przez to okno. - zaczął, błagalnie patrząc mi w oczy.
- Tu jest akurat nisko. - zaśmiałam się przez łzy.
- No to przynajmniej złamię sobie nogę. - uśmiechnął się nerwowo. - Maja, czy ty.. - zaczął, ale znowu się zaciął.
- Tak. - powiedziałam z udawaną litością i po raz 355647695325257 już dzisiaj rzuciłam mu się na szyję. Nagle usłyszałam głośne walenie do drzwi.
- Igła?! - wrzasnęliśmy oboje, aczkolwiek ja ze zdziwieniem, a Karol z radością.
- Witajcie nowożeńcy! Aha, nie nowożeńcy... Nowonażeczeńcy? - zapytał Pit, za których weszła wysoka blondynka.
- O co tu chodzi? - zapytałam Karola. - Po co ona tu przyjechała? Wszyscy chyba dobrze wiecie, że jej nie trawię. - skrzywiłam się, a po chwili zabiłam Izę wzrokiem. Speszona, odwróciła wzrok. Winner!
- A widzisz? Jakoś ją sobie ustawisz.
- Nie chcieliście jechać na mecz, to mecz przyjechał do Was! - wrzasnął Igła, mrugając porozumiewawczo do Kłosa.
- Widziałam to. - stwierdziłam, ale nie miałam chyba co narzekać, bo chłopaki zaczęli już rozkładać wielki ekran. Usiadłam na kanapie. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że spotkałam tych dwumetrowych Złotoryjców na swojej drodze.
____
Ogromnie Was przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale niestety jak widzicie tracę radość pisania :c Czeka nas już tylko epilog i koniec...
Nie wyszedł ten rozdział do końca tak, jak chciałam, ale nic nie poradzę :/

PS. Polaczki wygrały przegrany mecz. :D Pozdrawiam "USA'ńczyków" xd

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 58.

- Wracamy do domu! - wrzasnął Igła, ciągnąc za sobą torbę, której chyba nie udało się zbyt dobrze spakować.
- Wracamy do Spały, Krzysiu. - poprawił go Rucek.
Wsiedliśmy do autobusu i przez większość drogi w ciszy jechaliśmy do wioski.
- Wiecie co? - zaczął Zibi. - Ja to mam ochotę się z tąd wyrwać - powiedział, a żeby dodać powagi swojemu przemyśleniu, teatralnie spojrzał w dal. Po autobusie rozeszło się chóralne "Ja też". Chłopaki zaczęli się dzielić swoimi opowieściami, jak to marzą o wakacjach na jakichś ciepłych wyspach. Jak dla mnie, to trochę to dziwne, bo przecież to siatkarze. Oni zarabiają tyle, że do miesiąc mogliby fundnąć sobie taki wyjazd.
- Maja, a ty gdzie chciałabyś wyjechać? - zapytał wkońcu Ziomek. Ja miałam trochę inne marzenia niż oni, co oczywiście poskutkowało kilkonastoma minami w stylu "O.o". Mi wystarczył domek nad jeziorem, gdzie kiedyś spędzałam wszystkie wakacje. No poprostu o niczym innym teraz nie marzyłam!

- Jesteśmy!! - krzyknęłam i pognałam do recepcji, żeby czasem nikt nie zarezerwował mojego pokoju.
- Przepraszam, ale ten pokój jest już zajęty. - powiedziała recepcjonistka z uśmiechem, który nie schodził jej z twarzy. Kurde, czy one jedyne co ćwiczą to uśmiechy i sympatyczne gadki?!
- Ale jak to "Zajęty"?! - wrzasnęłam i odwróciłam się w stronę siatkarzy. - Który!?
- Ekhem. - odchrząknęła dziewczyna. - Jeśli chciałaby pani wiedzieć... - zaczęła i spojrzała na jakąś kartkę. - W "pani" - (tutaj niestympatycznie wzięła to słowo w cudzysłów) - pokoju jest niejaki pan Wojciech Szczęsny. - po jej słowach poczułam, jak zaczyna mi się robić gorąco.
- To oni jeszcze tutaj są?! - wydarłam się.
- Oczywiście. Nasza reprezentacja będzie tutaj przez najbliższy tydzień i musimy zapewnić im jak najlepsze warunki. Przepraszamy. - gadała jak katarynka, aż chciało się przywalić w ry.. twarz.
- My też jesteśmy reprezentacją. - mruknął Karol.
- Och, doprawdy? Bardzo przepraszam. Proszę, oto kluczyki do waszych pokoi. Są na samej górze. Miłego pobytu. - powiedziała wrednie i wręczyła każdemu po kluczyku.
- Ej, jaki czadzior! Ja nigdy nie mieszkałem na strychu! Tam będą pewnie takie zarąbiste ukośne sufity! To będzie takie... jooo! - zapowietrzył się Zati.
- Albo będą nietoperze, kurz i zarwane łóżka. - jakże optymistycznie stwierdził Dziku.
- Albo nie będzie łóżek.. - westchnął Zibi.
Weszliśmy na samą górę, no i niestety, Zbychiał miał rację. Beznadzieja. Totalna beznadzieja. Pocieszenie jest takie, że to może ja miałam tylko takiego pecha i trafiłam na takie mieszkanie. Wkońcu to bardzo wiarygodne, bo babka z recepcji mnie jakoś nie polubiła.
Nagle usłyszałam krzyk z pokoju obok. Wbiegłam, żeby uratować Zatiego.
- Boże, aż tak źle?! - wrzeszczałam, kiedy tylko stanęłam w drzwiach.
- Jakie źle?! - oburzył się Paweł. - Mają tutaj te fajne sufity i nie mieszkam sam!!
- To znaczy? - zapytałam, ale po chwili pożałowałam, że to zrobiłam.
- Patrz! Tu jest pajęczyna! Czyli musi być też pająk. Nazwę go Wacław.
- A nie boisz się pająków? Jesteś pewny?
- Tak! - krzyknął i wygonił mnie z pokoju.
Położyłam się spać, ale mój sen nie potrwał długo, bo ponownie usłyszałam krzyk, teraz już troche bardziej rozpaczliwy. Jezu, dlaczego ja nie mogę mieć choć raz normalnych warunków do snu?!
- Co jest? - zapytałam zaspana. - Gdzie tu jest jakieś światło, bo nic nie widzę?
- Nie ma światła! - aha, na fakt... - Maja, zamień się pokojem! Ten pająk jest gigantyczny, a kiedy chciałem się podnieść, to uderzyłem się w głowę o ten głupi sufit!
- Przecież ty się podobno nie boisz pająków.
- Nooo, ale ten był gigantyczny! Jakiś tropikalny!
- Ale Zati.. - westchnęłam. - Takie pająki to ty znajdziesz nawet w swoim domu... - powiedziałam.
Ruszyłam ponownie do pokoju, ale nie było już nawet sensu zasypiać, bo na zegarku widniała godzina 5.54, a o 6.00 pobudka. Ubrałam się, ruszyłam do łazienki... a prawda, ja nie mam łazienki. Podreptałam na to "normaalne" piętro, gdzie przywitała mnie recepcjonistka, ale nawet nie zwróciłam na nią uwagi, tylko poszłam do wspólnej toalety. Umyłam się, odłożyłam kosmetyczkę do pokoju i ruszyłam na stołówkę. Po dziesięciu minutach byli tam też siatkarze.
- Jak się spało, Misie? - zapytałam, kiedy do pomieszczenia weszła trójka Michałów. Wszyscy podnieśli kciuk do góry, nawet na mnie nie patrząc.
- Majaaa? - zapytał Pit, wchodzący na stołówkę. - Co jedzą małe jaskółki? Ale szybko, bo zaraz wychodzę.
- A co, zamierzasz zabrać Izę do zoo? - wybuchnęłam śmiechem.
- Niee, do Mc'donalds'a. - prychnął.
- Serio nie ma lepszych miejsc w okolicach Spały?
- No chciałem ją zabrać do dmuchanego parku rozrywki, bo zawsze marzyłem, żeby utonąć w basenie z kulkami... - rozmarzył się, ale przerwał swoje rozmyślenia i powrócił do tematu. - No to co jedzą jaskółki?
- No ale czemu pytasz?! - krzyknęłam, a Pit natychmiast otworzył obie dłonie, z których wyleciało małe stworzenie. - To jest nietoperz, debilu! Nietoperz! - wrzasnęłam i padłam na ziemię.
- I co on może mi zrobić? - jęknął Nowakowski.
- One przenoszą wściekliznę! Jezu, jaki ty jesteś głupi, przez ciebie wszyscy zginiemy, bo nie mamy surowicy! Pewnie teraz woła tych swoich braci z koloni!
- To chyba spierdalamy, co nie? - zapytał Winiar i natychmiast uciekliśmy na zewnątrz. Gdy już byliśmy bezpieczni podeszłam do środkowego z miną zabójcy.
- Ja cię kiedyś zabiję, Nowakowski!!!
- Jeśli on prędzej nie zabije nas. - zauważył Dziku. Po chwili z hotelu wyszedł też Karol, który chyba był zdziwiony naszą poranną wycieczką, ale nie odezwał się na ten temat, tylko zaczął skakać z radości, że już niedługo jedziemy na mecz Legii. Łuhu, jak się cieszę.
___
Dobijamy do końca! Przestanę Was zamęczać, yeah! :D

czwartek, 13 czerwca 2013

Rodział 57.

Rano, przy śniadaniu dominował temat Pita i jego dziewczyny. Kurde no, nie mogłam znieść tego, że ten malutki (duszą oczywiście, bo ciałem to jest jakieś 30 cm większy ode mnie) Piotruś znalazł sobie kogoś, z kim będzie spędzał więcej czasu, niż z nami. To takie straszne, że aż nie mam ochoty ochrzaniać siatkarzy za ich głupie teksty... Jest ze mną źle. Bardzo źle. Pit jeszcze będzie miał wyrzuty sumienia, że mnie wplątał w jakąś depresję, czy coś. Właśnie dlatego, postanowiłam mieć na niego focha, do czasu, aż nie skończy z tą całą Izą. Jakiś taki dziwny się zrobił od... wczoraj... No, właśnie, od wczoraj.
Bez jakiegoś większego celu wpatrywałam się w stół, kiedy nagle poczułam na sobie wzrok środkowego.
- No co się gapisz, idioto?! - wydarłam się, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Powiedziałam do Pita brzydkie, niedopuszczalne i niekulturalne słowo, a jego to wogóle nie ruszyło?! Nawet mnie nie upomniał?! Tak poprostu z poker face'm przesunął wzrok na kolegów?! Oddajcie mi tego starego Piotrusia! Ruszyłam powoli do pokoju, bo jakoś nie miałam humoru, żeby siedzieć z siatkarzami w stołówce. Zbyt ciasno i zbyt blisko pewnego człowieka.
Gdy weszłam do swojego mieszkania, nie bawiła mnie nawet rozmowa Olka z żoną. Uwaliłam się na łóżku i spojrzałam w sufit. Nie było mi dane długo tak sobie poleżeć, bo do pokoju wszedł Bartek.
- Wyjeżdżamy o.. - nie dokończył, bo uciszył go fizjoterapeuta. - Maja, zrobimy mu wiochę? - w jednej chwili znalazł się obok mnie i zaczął szturchać ramieniem.
- Nie. - odparłam krótko. Nie miałam kompletnie humoru, a jeszcze dzisiaj kolejny mecz. Tragedia...
- No weź! - prosił, robiąc maślane oczy. Widząc, że się ze mną nie dogada, dodał: - No dobra, sam mu zrobię wiochę, ok?
- To sobie rób. Mam to w dupie. - odpowiedziałam mu jakże sympatycznie. Ja na serio chciałam teraz siedzieć w ciszy i spokoju... Nagle poczułam, że Kurek mocno uszczypnął mnie w ramie. To nie było jakieś tam sobie uszczypnięcie. To było uszczypnięcie dwumetrowego, napakowanego faceta. Bolało. Z moich ust wydobył się głośny pisk. No nie powiem, to brzmiało dziwnie.
- Co ty robisz, do cholery?! - krzyknęłam, zamachując się, żeby dać mu w twarz, ale wtedy on delikatnie klepnął mnie w czoło, pokazując na Bieleckiego.
- ... Nie, kochanie, ma tu żadnej kobiety. Jak to, co to był za krzyk... to Bartek. - powiedział już pewniej. - On czasem ma takie zaburzenia psychiczne i zaczyna się drzeć i panikować. Rozumiesz, przemoc w rodzinie, nie miał zbyt przyjemnego dzieciństwa, to nie jego wina... - zapewnił z powagą, a mina Bartka momentalnie z banana, zamieniła się w podkowę. Wyglądało to tak komicznie, że nawet ja, obrażona na cały świat, wybuchnęłam śmiechem. Boże, oni nawet nie wiedzą, jak ja kocham te ich debilne żarty, ale oczywiście Majeczka jest zbyt dumna, aby im to powiedzieć.

O 15.30 mieliśmy być w autobusie. Wyszłam troche wcześniej, usiadłam na swoim miejscu i bezmyślnie wpatrywałam się w chodnik. Wkońcu do środka wszedł też Dziku i zaczął się kręcić. Gdy wkońcu znalazł odpowiednią pozycję wydarł się na cały samochód.
- Obczaj Pita!!! - popatrzyłam w stronę środkowego, ale po chwili pożałowałam, że to zrobiłam. Zauważyłam Piotrusia całującego się z Izą. Kurrrna, po cholere on mi to pokazał? To już nie jest ten sam, malutki Piter...
Ponownie popadłam w pewien rodzaj depresji i siedziałam obrażona na cały świat. Bus wypełniał się wielkoludami. Nareszcie, cały w skowronkach wbiegł do niego Nowakowski.
- Uff, przyszłem na czas! - krzyknął, wycierając czoło.
- Przyszedłem, Pit. - upomniałam go, a po chwili uzmysłowiłam sobie, co on właśnie powiedział. - Powiedz to jeszcze raz! - wrzasnęłam z radością.
- Ale co?
- No to, co powiedziałeś przed chwilą!
- "Co".
- Nie "Co", tylko to, co przed chwilą powiedziałeś!
- Ale ja przed chwilą powiedziałem "Co". - wzdrygnął ramionami, a ja pacnęłam się w czoło.

Wkońcu dojechaliśmy. Na meczu nic ciekawego się nie wydarzyło. Polaczki przegrali, ale przecież to tylko mecz towarzyski, więc wszyscy siatkarze mieli go w czterech literach, bo myślą tylko o Lidze Światowej, którą też oczywiście wygramy, no nie?
- A tak w sumie, to dlaczego palec serdeczny, nazywa się palcem serdecznym? Przecież to jest nieładnie, kiedy się go pokazuje... - zastanowił się Pit w drodze powrotniej, z uwagą przyglądając się swojej dłoni.
- Ten obok to serdeczny. Ten to środkowy. - powiedziałam znudzonym głosem.
- Serio?! A ja myślałem, że ten obok to wskazujący! - krzyknął, a ja strzeliłam drugiego palm face.
______
Cześć :]

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 56

- Ach o to chodziło! - wrzasnęłam sama do siebie. - Pietrek ma dziewczynę! - po moich słowach nastała cisza, a kiedy ta informacja dotarła do naszych tępych mózgów wybuchnęliśmy śmiechem. - Biegnę po Karola! - krzyknęłam, i wybiegłam z pokoju, a po chwili wbiegłam spowrotem, ciągnąc za rękę zdezorientowanego Kłosa.
- Co jest? - zapytał, gdy zobaczył naszą polewkę. Wskazaliśmy na okno, a zdziwiony siatkarz podszedł do niego, patrząc się na nas ze zmarszczonymi brwiami, po czym również wybuchnął śmiechem.
- Ale patrzcie jaki cwaniak, na takiego koksa poszedł. - Zibi przylepił twarz do szyby. - Ręce w kieszeniach i że niby taki hardcore.
- Robimy wiochę. - stwierdził Karol.
- Nie! Nie po to cię tu przywlekłam, żebyś demolował Piotrusiowi być może miłość jego życia. - krzyknęłam, ale moje błagania nic nie pomogły, po siatkarze już otworzyli okno.
- Piotruniuniuniusiu! Płatusie z mleczuciem gotowe! Mamusia dzwoni i pyta, czy zjadłeś pięć porcji świeżych i zdrowych warzywek! - krzyknął słodkim głosem Kłos, po czym zaczęli się turlać po podłodze.
- Ja pierdole. - skomentowałam tylko słowa Karola. Mina Pita była niewyobrażalnie złowroga. Prawie pomyślałam, że chciał nas zabić, ale przecież Piotruś nikogo by nie zabił, jest zbyt dobry.
- Jesteście okrutni, wiecie o tym? - zapytałam.
- O Boże, Maja... - jęknął Zibi. - Co my, baby jesteśmy, żeby umawiać się na kawkę i plotkować o nowej dziewczynie Pita? Nie, Maja. My jesteśmy facetami.
- Ta informacja dotarła do mojego mózgu jakiś rok temu, kiedy pierwszy raz się do mnie odezwałeś. - ziewnęłam.
- Gdyż?
- Gdyż, kiedy cię przepraszałam za cheerleaderki, powiedziałeś, że mogę ci się jakoś odwdzięczyć.
- I ty już sobie pomyślałaś, że...
- Nie, Zbyszku, ale podobno jesteś facetem i nie umawiasz się na kawę, żeby sobie...
- Facetem jestem, ale 99-procentowym. Ten jeden procent zwany zboczeniem mnie nie dotyczy. - poruszył brwiami, przerywając mi.
- Zobaczymy, zobaczymy. - spojrzałam się na niego ze złowrogim uśmiechem.
- Cwana jesteś, tak wogóle. - stwierdził. No oczywiście, że jestem cwana, czy on kiedykolwiek w to wątpił?
Po chwili do pokoju wbiegł wkurzony Pit.
- Jak ma na imię, gdzie się poznaliście, i jaki ma rozmiar. - powiedział jednym tchem Bartman.
- A podobno jesteś 99-procento..
- Zamknij się Maja. - przerwał mi szybko i popatrzył z nadzieją na Pita.
- Nazywa się Iza, poznałem ją na meczu, jak rozdawałem autografy...
- To ona jest kibicką?! - jęknął Bartek.
- Nooo! - krzyknął podekscytowany Nowakowski.
- Boże. Jaka ciota!
- Co ciota, co ciota?! - Zibi zbeształ Kurka. - Może powiedz, że byś nie brał. - po tych słowach spojrzał się na mnie i zatkał mi usta, zanim zdążyłam się odezwać.
Reszty rozmowy nie słyszałam, bo wyszłam z pokoju. Było już około 2.00, więc Olo mógł mnie za chwilę nie wpuścić.

(następnego dnia rano, śniadanie)

- Maja, czaj co mam! - wrzeszczał Karol na całą stołówkę. Kiedy już poprzepychał się przez stoły i siatkarzy zaczął wymachiwać mi przed oczyma dwoma kartkami. - Wiesz, co to jest?! Czy ty wiesz, co to jest?! - darł się jak jakiś ogłupiały.
- Bilety. - powiedziałam bez emocji.
- Jak ty możesz tak poprostu powiedzieć "bilety"? - spojrzał się na mnie z wyrzutem. - Wiesz, na co to są bilety?!?!
- Na Legię zapewne.
- No właśnie!!
- Łał. - podsumowałam.
- No jakie "łał"?! Kobieto, do 5.00 rano siedziałem na laptopie, żeby je zdobyć!!
- Pewnie i tak na końcu wyżuliłeś. - wzdrygnęłam ramionami.
- Wcale nie. - oburzył się.
- Jak to nie, przecież mówiłeś, że jakieś laski ci je dały. - wtrącił się Wronka, po czym dostał mocnego kopa w cztery litery. Takim oto sposobem, byłam skazana na oglądanie meczu Legii, w towarzystwie wrzeszczącej hotki - Karola. Już widzę te piski i bieganie po autografy. Sweet'aśnie.
Ale teraz w stołówce krążył inny temat. Mianowicie Pit i ta cała Iza.
- Maja, a ty co taka cicha w temacie dziewczyny Piotrusia? - szturchnął mnie Dziku. - Zazdrosna? - wybuchnęli śmiechem. W sumie, to nie wiem, czemu, ale ta cała Iza mi nie pasowała. Nie do Pitera... Bo czy do niego wogóle pasuje jakaś dziewczyna? Do tego mojego małego Piotrusia? Czyżby zaczął dorastać?
_____
Krótki w cholerę, ale chcę już dobić do końca, bo mam zaplanowaną dobrą końcówkę :D
Potem w pełni zajmę się drugim blogiem (-Skąd masz taką fajną koszulkę? - A Plus mi dał). Mam nadzieję, że kogoś to zaciekawi, mimo, że nie będzie tak zabawny (chyba) jak ten. A jeśli nikomu się nie spodoba, pomyślę nad innym :D

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 55.

- 17 minut spóźnienia! JA mam 17 minut spóźnienia! Co powiedzą  ludzie z FIVB jak się o tym dowiedzą?! - panikował Anastasi, kiedy tylko wbiegliśmy do szatni. No przecież to nie moja wina, że Zati i Pit rzucali się naszym kluczem, który wkońcu wylądował w dwumetrowej trawie...
- Ale trenerze, pan się nie denerwuje, przecież mamy jeszcze ... 4 minuty. - wyszczerzył się Igła, patrząc na zegarek.
- A mogłem siedzieć we Włoszech. Byłbym teraz szanowanym trenerem dobrej, kulturalnej i PUNKTUALNEJ drużyny... - dokładnie zaznaczył to słowo.
- Ej, on do nas pije? - zdziwił sie Zibi. - My to niby nie jesteśmy kulturalni? - zapytał, głośno żując gumę, otwierając przy tym usta. Wszyscy popatrzyli na niego z politowaniem.
- Nie, nie jesteście. - stwierdził z obrzydzeniem.

- Co on kurna myśli, że my jesteśmy jak ci Włosi? Że jemy tylko makaron, i pijemy wytworne wino?! - darł się Bartek, kiedy Andrea wyszedł z szatni. - My jesteśmy w Polsce, tutaj żremy ziemniaki i popijamy je piwem, a kiedy już trafi nam się jakiś makaron to konsumujemy go jak świnie, a win to nawet nie odróżniamy! - powiedział, szukając wsparcia w naszych oczach. Niestety, nie znalazł go. - No co, nie jest tak?!
- Chyba zmienią wam trenera na Polaka... - poklepałam go po ramieniu i wyszłam na halę, żeby zająć swoje miejsce.
W sumie nie wiem, jak szło Złotoryjcom na meczu, bo całe spotkanie przegadałam z Karolem, który na (nie)szczęście nie grał. Nie powiem, żeby była to jakoś wielce sympatyczna rozmowa...
- Maja, czy my wogóle jesteśmy razem? - wypalił nagle.
- No tak.. Chyba. - dodałam po chwili, widząc jego minę.
- Jesteś pewna, że to co nas łączy jest prawdziwe? - zapytał z niedowierzeniem.
- Nie wiem. Wiem, że tak jest dobrze, przynajmniej dla mnie.
- Czyli nie jesteśmy parą?
- Karol... - jęknęłam. W sumie sama nie wiedziałam, jak można nazwać to uczucie. To chyba nie była jakaś wielka miłość, ale na pewno to uczucie było większe, niż zwykła przyjaźń.
- Nie no dobra. Tak w sumie to mi chyba też odpowiada taka sytuacja, jaka jest teraz. - powiedział, a potem siedzieliśmy już w ciszy, do czasu, aż obok nas nie pojawił się Igła.
- Co gołąbki? - zapytał.
- No właśnie nie gołąbki. - mruknęłam i oparłam się na łokciach. Teraz oboje z Kłosem byliśmy w tej samej pozycji.
- Jaki macie problem? Wujek Krzysiek jest dobry w sprawach damsko-męskich. - wyszczerzył się, ale nie zamierzaliśmy mu odpowiedzieć. - No nie mówcie, że zerwaliście!
- Jeszcze nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- No bo co?! Bo ze sobą nie śpicie?! - oburzył się. - Przecież wy jesteście do siebie stworzeni! Wy musicie być razem, no! - wrzeszczał na całą halę, co słyszęli wszyscy kibice. A niech mają podnietę, że znają dramaty miłosne Karola Kłosa... - Wy musicie być ze sobą do końca! A za pare lat będzie jak w tej piosence: - odchrząknął i przygotował się do śpiewania.
- Nie rób tego, Igła, nie waż się! - krzyknęłam, ale było już za późno.
- Czy dasz radę kochać, mimo, że ja, nie umiem już sam, bez ciebie wstaaać? - wydarł się na cały głos.
- Igła, chyba właśnie skompromitowałeś się przed tysiącami ludzi... - stwierdziłam.
- Wcale nie? To jest filozoficzna piosenka o starym małżeństwie. O takich was za pare lat.
- Nie. To nie jest piosenka o starym małżeństwie. - skrzywiłam się.
- Co wy tam wiecie o piosenkach... - prychnął, a naszą konwersację przewał sygnał oznaczający, że któryś z trenerów poprosił o przerwę. Rozdałam chłopakom ręczniki i napoje, po czym ponownie opadłam na krześle.

Ostatecznie nasi wygrali mecz 3:1. Weszliśmy do jakiegoś śmiesznego, małego autobusu, bo podobno serbski autobus się zepsuł, no a przecież gości trzeba dobrze ugościć, dlatego nasza wspaniałomyślna reprezentacja Polski ofiarowała im swój piękny i duży autobus, przez co musięliśmy jechać w jakimś małym busiku.
- Siadajcie w trzech! - wrzasnął Andrea, który wygodnie usadowił swoją torbę i bluzę na siedzeniu obok.
Powędrowałam do Karola, ale gdy tylko doszłam do jego fotela zobaczyłam obok niego Wronę i Zatorskiego.
- Paweł, wyjdź. - rozkazałam, ale Pawełek przy Andrzeju przestaje być posłusznym dzieciakiem. Nie to nie, bez łaski, Majeczka sobie poradzi. Foch. Zmierzyłam całą trójkę wzrokiem i ruszyłam w stronę Zibiego i Dzika, który siedzieli w dwójkę.
- Misiu kochany, wpuścisz mnie? - zwróciłam się do Kubiaka.
- Słyszałem to! - wrzasnął Kłos, a z moich ust wydobyło się tylko ciche "No i dobrze".
- Jasne, wchodź, tak będzie raźniej, co nie Zbyszek? - wyszczerzył się w stronę Bartmana.
- Kubiak masz przejebane! - ponownie wydarł się Karol.

- Zimno troche, co nie?! - krzyknęłam tak, aby usłyszał to Wąski. Natychmiast zerwał się z krzesła, ściągając z siebie bluzę, ale (nie)stety wyprzedził go Zibi.
- Trzymaj! - podał mi kurtkę. Założyłam ją na siebie i przez 10 minut jazdy musiałam mieć na sobie spocony i mokry ciuch. Ech, zemsta wymaga poświęceń...
Weszłam do pokoju, w którym siedział już Olek. Chyba skończył gadać przez telefon z żoną, bo był jakiś taki spłoszony. Nagle na korytarzu usłyszałam dzikie śmiechy.
- Co jest?! - zapytałam, wystawiając głowę za drzwi. Zobaczyłam Bartka i Zibiego tarzających się po podłodze.
- No bo... - zaczął Kurek, ale nie skończył, bo naszła go kolejna fala śmiechu. - No bo Pit... - fala zalewa Tytanica... - No bo on! - teraz to już Tytanic jest na dnie. (czyt. Bartek leży na podłodze i się zapowietrza). - No ja nie mogę tego powiedzieć, bo jak o tym myśle, to zaczynam się śmiać! - poskarżył się i pobiegł razem ze Zbychem do okna. - No chodź, to zobaczysz! - krzyknął i kiedy podszedł do okna ponownie zaczął się ryć.
_____
Wiem, że jesteście na mnie źli, obrażeni i wgl strajkujecie i nie komentujecie. Rozumiem! Przepraszam, że tak rzadko dodaję te rozdziały, ale muszę poprawiać strasznie dużo sprawidzianów, żeby moja średnia jakoś wyglądała.
Kolejnego rozdziału spodziewajcie się w przyszły piątek ;c
Przepraszam! :'(

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 54

Rano wstałam około 8.00 i natychmiast ruszyłam na stołówkę, gdzie siedziało już pół reprezentacji.
- Dlaczego mi nikt kurna nie powiedział, że trening jest później?! - wydarł się Zibi. Andrea rozejrzał się po pomieszczeniu.
- No przecież powiedziałem Olkowi, żeby wam przekazał.
- No a ja powiedziałem Majce. - prychnął Bielecki. No pewnie, jak źle to najlepiej na Majeczke...
- Ja byłam u Karola i Andrzeja. - wzdrygnęłam ramionami, a wzrok wszystkich powędrował teraz na obu siatkarzy, którzy jako jedyni przyszli wyspani.
- Cepy powalone. Czemu mi nie pwoiedzieliście? - jęknął Bartman.
- Mówię ci to teraz, Zbyszku. - wyszczerzył się Wrona.
- Ach, dziękuję. - sztucznie uśmiechnął się atakujący.
Karol dźgnął mnie swoim długim palcem w żebro.
- A wiesz, że wcale nie mówiłaś, że mamy to przekazać dalej?
- Ciii - poklepałam go po ramieniu.
- Wisisz mi coś za to. - mrugnął okiem.
- Cooo?! - wydarł się Igła, który jak się okazało, stał obok nas i wsłuchiwał się w rozmowę.
- Nie Krzysiu, nie o to chodzi. - przewrócił oczami Kłos, ale Ignaczak już go nie słuchał, tylko latał po hali, oznajmniając wszystkim, jaki to on jest genialny, gdyż właśnie wpadł na to, że liczba 69 jednak jest inna niż wszystkie.
- Chodziło mi raczej o mecz Legii. - sprostował Karol.
- I wszystko prysło. - zasmucił sie Winiar. - Dlaczego moja radocha musiała trwać zaledwie 137 sekund? Jesteś okropny...

Siatkarze, po śniadaniu ruszyli na trening, po którym wrócili na obiad, potem znowu trening i chwila wolnego. Włączyłam sobie jakiś program przyrodniczy. No co?! Film dokumentalny o surykatkach jest spoko, nieuki.
- Nie, ja tego nie będę oglądał. - stwierdził Olo i wyszedł z pokoju, dodając jeszcze przed zamknięciem drzwi : - Idę obejrzeć jakiś męski film ze Zbychem.
- Ze Zbychem? - wybuchnęłam śmiechem. - Przecież on swojego Bobka wozi w różowej torbie. Serio myślisz, że to męskie?
- Ty się nie znasz.

- O, cześć! - wrzasnął mi do ucha Pit, za którym do pokoju wszedł Zati. - Oglądasz ten zajebisty film o surykatkach? Posuń się! - krzyknął i razem z Pawłem rozsiedli się na moim łóżku.
. . .
- Ej, a dlaczego ta surykatka na nią naskoczyła? - skrzywił się PeZet. Że też mi jest dane tłumaczyć temu człowiekowi, co to znaczy okres godowy u ssaków. Dlaczego, no?!
- No wiesz, Paweł... - zaczęłam. - No bo zwierzęta tak sobie okazują uczucia, rozumiesz.. - spojrzałam na libero błagalną miną.
- Ja nie rozumiem. - udzielił sie Pit.
- Jaki ty jesteś tępy! - zbeształ go Zatorski. - przecież mi nie chodzi o to, co to jest okres godowy, tylko dlaczego on naskoczył na swojego brata!
- Skąd wiesz, że to jego brat? - zdziwiłam się.
- No bo to jest 27 odcinek?
- Ej, a oni nie powiedzieli, że to jego siostra? - przeraził się Nowakowski.
- Nie wiem, może. - wzdrygnęłam ramionami.
- Ty się wogóle tym nie przejęłaś?! Przecież z tego związku wyjdą jakieś zmodyfikowane surykatki! Z dwoma głowami, ośmioma rękoma i bez oczu! - wrzasnął, po czym zasłonił oczy.
- Daj spokój, przecież nie pokażą tu takich drastycznych scen. - poklepałam go po ramieniu.

- Tymczasem samica przygotowuje się do wydania na świat potomstwa. - usłyszeliśmy z telewizji, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie wyrzucić Piotrka z pokoju.
- O Boże, już widzę dwie głowy! Maja, wyłącz to, Maja, słyszysz?! No błagam cię, ta surykatka ma dwie głowy, widzisz je?! - darł się, motając równocześnie na dywanie. - Powiedzcie mi, jak już zmienią na inną scenę. - powiedział i zasłonił oczy ręką.
- Pit, to były dwie surykatki, a nie jedna dwugłowa. - jęknął z politowaniem Zati.
Postanowiłam wyjść z tego pokoju. Powędrowałam do Zibiego, żeby zobaczyć ten "męski" film. Zapukałam do drzwi i wybuchnęłam śmiechem.
- To jest ten wasz męski film?! Top Model?!
- No taaak. - skrzywił się Bielecki. - Przecież facet musi sobie czasem... - nie dokończył, bo zadzwoniła mu komórka. - Cześć skarbie. No oczywiście, że się przeprowadziłem. U Zibiego teraz mieszkam. Oglądamy sobie film. Co? No jak to co oglądamy... No ten, no.. film przyrodniczy. Zbyszek uwielbia tygrysy i pantery. No oczywiście, że mówię o zwierzętach, a o czym mam niby mówić. Tak, ja ciebie też, pa. - powiedział i spojrzał się na nas mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Nas na szczęście wcale nie zmroziło. No może taki lekki wiaterek, ale za bardzo byłam pogrążona w śmiechu, żeby cokolwiek mnie zabiło.
- Skonćzyłem! - wrzasnął Pit, który wbiegł do pokoju.
- To spłucz, bo śmierdzi! - odpyskował Zibi, po czym ponownie wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
Nasz napad głupawki przerwał Andrea, który kulturalnie wszedł i poinformował, iż za piętnaście minut mamy zjawić się przed hotelem, gotowi do wyjazdu na mecz. No to wypadałoby się spakować, co nie?
Wróciłam do mojego małego mieszkanka, a raczej chciałam tam wrócić, ale niestety nie posiadałam jakże ważnego przedmiotu o nazwie klucz.
- Olo, gdzie wpierdzieliłeś klucz?! - wydarłam się na cały ośrodek.
- Przecież ja wyszedłem z pokoju wcześniej, niż ty. - wzdrygnął ramionami.
- Ale ja wyszłam, i nie zamknęłam, bo tam siedział jeszcze Pit i Zati. - po moich słowach oboje popatrzyliśmy na siebie z przerażeniem.
- Nowakowski! - krzyknęliśmy.
- Ta jest! - stanął na baczność tuż przed nami.
- Gdzie masz klucz?
- Jaki klucz?
- No od tego tu właśnie pokoju. - pokazałam na drzwi.
- Eee, Zati! - zawołał kolegę, który wybiegł rozbawiony z pomieszczenia obok. - Wiesz, gdzie jest ich klucz?
- Ups. - udzieliło sie Pawłowi. - Bo możliwe, że ten niepotrzebny nikomu przedmiot, którym rzucaliśmy się na balkonie, to mógłbyś on...
- Co robiliście?!
- No rzucaliśmy się.
- Gdzie?!
- Na balkonie.
- Czym?!
- Kluczem.
- Ja was zabije. Idź i go szukaj! - pokazałam im na schrody, a ci natychmiast ruszyli szukać klucza w dość wysokiej trawie. Albo inaczej. Bardzo wysokiem trawie. Szczerze, to nie wiem, kiedy oni to ostatnim razem kosili.
___________
Wielki powrót!
Nie mam pojęcia, kiedy będzie kolejny rozdział :D

Ps. https://twitter.com/Pati_Volley < - mój twitter, gdyby ktoś chciał ;) <tak, już się udzielam, bardzo.>

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 53.

- Siemka, siemka. - do pokoju wbiegł Igła, wygodnie rozkładając się na jednym z łóżek do masażu.
- Tak się składa, że to akurat łóżko Olka, także... - zaczęłam, a Krzysiek natychmiast z niego zbiegł.
- O, to mam taki chytry plan. - zaśmiał się złowieszczo.
- No. - powiedziałam znudzonym głosem.
- Reszta przyjdzie, i położy się na to łóżko, ale my im nie powiemy, że to łóżko Olka i oni się nabiorą, i będą masowani przez niego! - krzyknął podekscytowany.
- Geniusz. Tylko wiesz co, Igiełko? Tutaj jest napisane "Olo" , a tutaj "Majka". Wiesz, wystarczyłoby pozyskać tą trudną sztukę czytania i to wszystko.
- No przecież wiem, co tu jest napisane? - prychnął. - Ja tylko poprostu myślę, że oni są na tyle głupi, że tego nie zobaczą. - po jego słowach do pokoju wbiegli siatkarze, ustawiając się obok mojego łóżka do masażu.
- Mhm.. - mruknęłam do Igły.

- Ej no, ile można czekać?! - wydarł się Krzysiek, kiedy od jakiejś godziny czekał na swoją kolej.
- No bo jakbyś skorzystał z tego, że byłeś pierwszy i ustawił się na początku kolejki to byłoby dobrze. A że ustawiłeś się na samym końcu to teraz giń z nudy. - wzdrygnął ramionami Zibi.
- Idę po kamerę, nie mam zamiaru siedzieć z takimi beztalenciami jak wy. - powiedział, po czym wyszedł z pokoju, mrucząc jeszcze pod nosem. - Gdzie ja wogóle skończyłem?! A mogłem zostać jakimś dobrym kamerzystą, wyjechać za granice i kręcić jakieś zajebiste filmy. A tak to siedzę z tymi cepami na jakiejś wsi, gdzie trzeba wchodzić na stoły, żeby złapać zasięg... - kiedy skończył to mówić, był już ponownie w moim pokoju, już z włączoną kamerą.
- Bartek, dlaczego uciekasz od Ruskich? - zapytał, chodząc po pomieszczeniu.
- Bo nie mają Monte! - wtrącił się Pit, tarzając się ze śmiechu.
- To było słabe, Piter... - stwierdził Zati, no a jeśli Zati stwierdzi, że coś było słabe to raczej musi takie być.
- Winiar, a ty czemu idziesz do Ruskich, skoro Bartek ucieka?
- Bo tam lecą szybciej z odcinkami "Mody na sukces"! - ponownie krzyknął Piotruś.
- No Pit! - wrzasnęliśmy wszyscy.
- Zamknijcie mu twarz, bo sam mu ją zamknę. - powiedział przynudzony Igła.
- PeZet, słyszysz? Zamknij mu twarz. - Bartek szturchnął Pawła w ramie.
- Co ja?! - oburzył się młody libero.
- No przecież ja mu nie dotknę jego gęby. Nie wiadomo co on tym jadł.

Po krótkiej wymianie zdań doszli do tego, że to jednak Kurek będzie "trzymał mu twarz", bo Zator się do tego nie nadaje.
- Karol, a tu czemu zostajesz w Bełchatowie?
- Bo Maja nie miałaby gdzie spać! - krzyknął Nowakowski.
- Siurak! - wrzasnął Ignaczak.
- No co?! Oślinił mnie!
- Fuj. - udzieliło się Ruckowi... Chwila, chwila... Czy ja z tym człowiekiem kiedyś zamieniłam chociaż jedno zdanie?
- Michałku, jak tam twoje mięśnie? Żyją? - powiedziałam jak najsłodszym głosem, a po chwili kilkanaście par oczu wgapiało się we mnie, jakbym była nienormalna.
- Raczej żyją. - spojrzał się na mnie z wielkimi ślepiami.

Kiedy już wszystko skończyłam, wszyscy wrócili do swoich pokoi. Wtedy też obudził się Olo.
- Poszli już? Tak szybko?
- Siedzieli tu 5 godzin. - odpowiedziałam.
- Aha. - powiedział nieco speszony, a po chwili dodał : - a bo ja zapomniałem im powiedzieć... - przerwał i spojrzał się na mnie wymownie.
- No, co mam zrobić? - zapytałam zrezygnowana.
- No bo Andrea powiedział, żebym ja im powiedział, że jutro trening mamy później. - wyszczerzył się.
Postanowiłam ruszyć do pokoju Karola i Zatiego. Cegła mnie to obchodzi, czy przekażą dalej. W piżamie i puszystych kapciach wędrowałam przez korytarz, modląc się, żeby nikt tylko akurat nie wyszedł. Kiedy dobiłam do drzwi siatkarzy odwaliłam krótki taniec zwycięstwa, odśpiewałam "Simply the best", "We are the champion" i weszłam do pokoju.
- Zator, powiedz Karolowi i reszcie, że jutro trening jest później. Nie wiem o której, ale później. - pwoiedziałam, kiedy tylko uchyliłam drzwi, bo wiedziałam, że Kłos jako pierwszy siedzi w łazience. Ku mojemu zdziwnieniu w pokoju wcale nie siedział Paweł. Powiem więcej : siedział Wrona.
- Co ty zrobiłeś Pawełkowi?! - wrzasnęłam.
- Śpi z Pitem. Fajna piżama tak wogóle. - powiedział, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Nie rozumiem, co jest śmiesznego w różowej piżamie z Kubusiem Puchatkiem?
- Skoro Pit śpi z Zatim, to z kim śpi Bartek?
- Z Jarskim podobno.
- No to Kosa?!
- Z Ziomkiem.
- A Igła!? - pisnęłam zrezygnowana.
- No co ja kurde jestem, pokojówka?! - po jego słowach, z łazienki wyszedł Karol.
- Co jest? - zapytał, kiedy zauważył, że oboje się na niego patrzymy.
- Niezła piżama! - krzyknęłam, po czym oboje z Andrzejem wybuchnęliśmy śmiechem.
- I kto to mówi? - uniósł brew. Moim skromnym zdaniem, piżama z Kubusiem Puchatkiem jest jednak mniej obciachowa niż cała w samochodzikach... No dobra! Obie są obciachowe.

Kiedy opanowałam się ze śmiechu, powiedziałam jeszcze Karolowi o jutrzejszym treningu, po czym wyszłam. Moim skromnym zdaniem, raczej reszta reprezentacji się o tym nie dowie, ale jeśli wstaną trochę wcześniej, to nic im się nie stanie.
- ... no cześć kochanie... - kiedy weszłam do pokoju, Bielecki stał na krześle, łapiąc zasięg i rozmawiał ze swoją żoną. - ... tak, wyprałem te skarpety. Tak. No jak to z kim? Z drugim fizjoterapeutą. Znaczy fizjoterapeutką. Ale nie, ona ma 20 lat, to nie mój typ. Ale jak to mam się przeprowadzić? A.. no dobra, pa. - urwał i spojrzał się na mnie wzrokiem "Dlaczego ty jesteś kobietą?".

Kiedy już kładłam się spać, do pokoju wszedł jeszcze Anastasi. Nie wspomnę już o tym, że nieświadomie ochrzaniłam go, mówiąc, że jak o tej porze można walić ludziom do drzwi. Ale tego nie było, to wycięliśmy, zapominamy, koniec.
- Powiedziałaś wszystkim? - zapytał zasłaniając sobie usta, zabezpieczając się równocześnie przed wybuchem śmiechu.
- A z czego się pan śmieje? - zapytałam, a on odpowiedział mi pokazując palcem na moją piżamę. Z kim ja żyję, co?!
______
Teraz zbieram ochrzany za to, że tak długo musieliście czekać :D

Ps. Tak trochę się zawiodłam, bo mieliście ponad tydzień na komentowanie, a liczba komentarzy w poprzednim rozdziale nie jest zachwycająca ; c A tak chcieliście, żebym nie kończyła :c

środa, 15 maja 2013

Rozdział 52.

- Mogę wiedzieć, jakim cudem w autobusie dla całej reprezentacji nie ma miejsca dla fizjoterapeuty? - zapytałam wkurzona, bo od 10 minut stałam jak głupia na środku wąskiego korytarzyka.
- O co ci chodzi?! A gdzie ja mam położyć moją nowiutką torbę? - prychnął Zibi, przytulając do siebie przedmiot.
- Yyy, w bagażniku?
- No ty chyba głupia jesteś! Jeszcze mi ktoś porwie!
- No pewnie, bo wszyscy ślinią się na twoją torbę, w której masz spocony ręcznik i gatki.
- Masz coś do mnie?
- Nie.. myślałam, że urodziny już miałeś, sorry. - złożyłam usta w dziubek. Uwielbiałam się z nim tak droczyć, chociaż teraz pewnie nie był na to najlepszy czas, bo z sekundy na sekunde moje nogi stawały się coraz bardziej niestabilne. Zwłaszcza, że dzięki naszym polskim drogom podskakiwałam na każdej, choćby najmniejszej dziurce.
- Pit, wyjdź. - rozkazałam Nowakowskiemu, który wygodnie leżał na czwórce.
- Kto pierwszy, ten lepszy! - odpyskował.
- Cięta, Piotruś, nie ma co! - krzyknął Bartek, a ja zrezygnowana podeszłam do Kłosa.
- Karol, nawet ty? - jęknęłam.
- Co ja? Przecież ja nie leżę na fotelu, ani nie kładę na nim swojej torby.
- Ale jednak mimo wszystko zajmujesz dwa fotele. - założyłam ręce na biodrach w oczekiwaniu, aż mój wybranek raczy się posunąć. Takiego tempa to ja jeszcze nie widziałam... Nie wiem jak on skacze do bloku z taką szybkością ninja...
- Dziękuję! - wydarłam się na pół autobusu, a po chwili usłyszałam z głośników głośną muzykę. (jeżeli disco polo można nazwać muzyką) - Winiar, błagaam! - jęknęłam, ale nikt chyba tego nie usłyszał.
- Wiecie co właśnie odkryłem? - zapytał się Karol, podnosząc się nagle z fotela.
- Że Spodek wygląda jak statek kosmitów?! Wiem, też to właśnie odkryłem... - rozmarzył się Pit.
- Yyy, nie? Jeszcze jacyś chętni do posłuchania mojego odkrycia? - popatrzył po autobusie, ale większość była już pogrążona w imprezie, a ta druga większość siedziała na Twitterach, Facebookach (no i w przypadku Zatiego na Gry.pl). - Maja, mogłabyś powiedzieć, że chętnie posłuchasz... - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Słucham. - mruknęłam.
- Bo mi się teraz przypomniało, że przecież my musimy wjechać po Andrzeja, no bo on miał wolne i mi napisał, żebyśmy po niego wjechali, jak będziemy w drodze na mecz z Serbią, także...
- A to tak można?
- Chyba raczej napewno nie.
- No to dlaczego on może?
- No nie wiem, no!
- A nie wziąłeś pod uwagę tego, że my mamy wogóle nie po drodze?
- No ale on tak ładnie prosił, to co mu miałem powiedzieć?!
- No dobra, jak tam chcesz. Powodzenia. - powiedziałam, klepiąc go po ramieniu i przepuszczając, żeby poszedł do kierowcy. Autobus aż się zatrzymał, po czym usłyszałam glośną rozmowę, którą zagłuszała muzyka z Bumboxa. Po chwili wrócił z miną zbitego psa.
- Ja takiego opierdzielu to nie dostałem od 6 klasy podstawówki.

Po pięciu godzinach nadrabiania drogi dojechaliśmy do Bydgoszczy, bo Wrona nie raczył choćby podjechać pociągiem ciut bliżej. Wlazł do autobusu, świgając swoimi bagażami na wszystkie strony, przez co dostałam także i ja.
- Ała! Uważaj cepie z*ebany! - żeby nie było, ja ogólnie to jestem bardzo miła i sympatyczna, ale żeby jechać po Wronkę do Bydgoszczy, która jest zupełnie nie po drodze, to już jest przesada.
- Niezłe ziółko sobie wybrałeś, Karol. - zaśmiał się. Przez kolejne 6 godzin sterczał przy mnie, bo chciał sobie pogawędzić z Kłosem. Było mi strasznie duszno, ciemno i ciasno. Mało brakowało i komuś bym przywaliła, ale na szczęście dojechaliśmy. Przed hotelem stali już siatkarze z Serbii. Tak na marginesie, to co za debil wpuszcza do jednego hotelu siatkarzy z Serbii i Polski? Przecież mogliby się pobić (gdyby byli np. piłkarzami). No, wiem, że nie są piłkarzami, ale po mocnej imprezce nie wiadomo co im do łba strzeli.
Pierwszy przywitał się Cupko, no a któżby inny?
- Mówię ci hello, a potem goodbye! - zaśpiewał, jak to miał w zwyczaju.
- Oo, lekcje polskiego w bełchatowskiej szkole jednak nie szły na marne!
- What? - skrzywił się, patrząc na mnie, jakbym to zdanie napisała mu chińskimi znaczkami. Trzepnęłam się tylko w czoło i ruszyłam do hotelu. Otrzymałam kluczyk numer 69. Dobry numer, nie ma co!

- Mogę wiedzieć, co ty tu robisz? - zapytałam, wchodząc do pokoju, w którym Olo rozpakowywał już swoje bagaże. Pokój numer 69, w którym mieszkam z Recydywistą. Mam się śmiać, czy płakać?
- No nie moja wina, że dawali podwójne pokoje, a że oboje jesteśmy fizjoterapeutami to mieszkamy razem. - wzdrygnął ramionami, po czym do pomieszczenia wbiegł Karol.
- Czy ja nie wiem czegoś, co powinienem wiedzieć? - zmarszczył brwi.
- Pytasz się, czy nie wiesz czegoś, co POWINIENEŚ wiedzieć, więc... nie, nie ma niczego takiego. - powiedziałam, po dłuższym zastanowieniu.
- No bardzo śmieszne, bardzo. Andrea kazał ci przekazać, że jesteśmy cioty, i...
- Idę mu przybić piątkę, bo ja to już od dawna tak uważałam! - krzyknęłam, a Bielecki wybuchnął śmiechem.
- Słuchasz mnie, czy nie? - splótł ręce na klatce piersiowej.
- Już. - powiedziałam, kiedy przestałam się śmiać.
- Masz nas wszystkich doprowadzić do porządku, bo Andrea twierdzi, że przez siedzenie w autobusie jesteśmy nieporozciągani i od ciebie zależą nasze losy na jutrzejszym treningu. - powiedział i wyszedł, ale po chwili wszedł ponownie. - Wiesz, że macie numerek 69? - parsknął. - W takim razie, to mogę ostatni przyjść na ten zabieg. - zaśmiał się i wybiegł z pokoju.
______
O kutfa, tak ciężko to mi się chyba jeszcze nigdy nie pisało :D
Powodzenia w czytaniu :]

Ps. Mam taki plan, żeby przestać zaśmiecać stronę na Fb informacjami, że pojawił się nowy, więc jeśli chcecie być na bieżąco, to albo zacznijcie obserwować, albo zostawcie swój nr. gg w zakładce "Bądź na bieżąco", czy coś takiego ;)

Trzymka! : 3

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 51.

- Michałku ty mój kochany, ty! Jak dzisiaj ci się pięknie ułożyły włosy, a te czerwone spodenki idealnie podkreślają opaleniznę twoich zgrabnych nóg. - odwalałam przedstawienie na środku pokoju Winiara.
- Bo powiem Karolowi.
- Co?
- No że do mnie zarywasz.
- No dobra, inaczej: Mam sprawę i jesteś mi potrzebny.
- Pff.., jak można walić tak prosto z mostu? Najpierw to trzeba pokomplementować, a nie tak... - ... a teraz wszyscy rzucamy w Michała face palm'ami.
- Posłuchasz?
- Nie?
- Musisz zamienić się ze mną pokojem, bo mnie przeraża ten cały Szczęsny.
- A Zagumny cię nie przeraża? Miałaś do wyboru wszystkie pokoje i wybrałaś mieszkanie z Zagumnym?!
- Gdybym zamieniła się z Karolem musiałabym spać z Zatim, a on ma klaustrofobie... - zaczęłam mu wymieniać.
- Przecież te pokoje są duże, a nie ciasne i ciemne.
- Noo, ale to jest taka bardzo mocna klaustrofobia. - powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Z Bartkiem też się nie zamienię, bo po dwóch nockach z Pitem to ja już dziękuję.. Dziku też nie pójdzie, bo przecież "On nie może zostawić swego Nikusia samego, a Nikuś nie polubi nowego miejsca zamieszkania"... Jesteś najodpowiedniejszy, Winiarski. - spojrzałam się na niego błagalnym wzrokiem.
- Okej, ale ostrzegam. Musisz być bardzo cicho. W nocy nie możesz się nawet poruszyć - on to usłyszy, a wtedy... (dramatyczna przerwa)
- A wtedy co?
- Zacznie chrapać. - powiedział złowrogo i wyszedł.

Po obiedzie Andrea miał dla chłopaków jakąś "wspaniałą" niespodziankę, więc wszyscy ruszyliśmy przed hotel.
- To jest ta niespodzianka? - skrzywił się Zibi. - Troche fuszerka, my tym mamy jeździć? - powiedział, macając cały biały autobus.
- Dlatego sami go dokończycie. - uśmiechnął się trener.
- A co my kurde, grupa integracyjna?
- W zeszłym sezonie stwierdziliście, że grafik który to robił musiał być ślepy,  jeszcze wcześniej, że chyba mu odcieli obie ręce i robił to nogą, a jeszcze wcześniej, że lepiej zrobiłby to Pit, więc teraz sami się martwcie, czym będziecie jeździć, bo przez was facet dostał depresji. - po słowach Anastasiego wybuchnęłam śmiechem. - A ty ich przypilnujesz. - pokazał palcem na mnie i wyszedł. No pewnie, bo ja marzę o tym, żeby patrzeć jak Złotoryjcy rysują kwiatki na autobusie, bo zapewne nic innego nie umieją.
Usiadłam na ławce, ale po chwili przysiadł się do mnie Szczęsny. A myślałam, że już niczego nie brakuje mi do NIEszczęścia. A jednak... Mimo wszystko próbowałam nie zwracać na niego uwagi.
- Szczęściarz z tego Karola. - powiedział, gapiąc się na mnie z wieelkim zaciekawieniem. No oczywiście mu nie odpowiedziałam, gdyż Majeczka nie będzie prowadziła konwersacji z kimś tak dziwnym jak Wojciech. - Ok, czyli rozumiem, że nie mam z nim szans?
- Nie? - łuhuhu, nie ma bata, ale mu dowaliłam, miszczu ciętej riposty, nie no, sama siebie zaskoczyłam.
- Maja, Maja, patrz to! - krzyknął Pit.
- No, ładne... A co ma wróbel do reprezentacji Polski? - zapytałam przekrzywiając głowę na wszystkie strony w poszukiwaniu jakiegoś sensowniejszego obrazu.
- To jest orzeł, Majka. Orzeł! - wrzasnął obrażony.
- Aha, ale moim zdaniem to...
- Idź sobie, ty się nie znasz na sztuce. - wypchał mnie obok Zatiego, który malował Bóg wie co, ale wolałam się już nie wtrącać, bo dwóch takich wrogów jak Piotr N. i Paweł Z. to jak mieć za wrogów ślimaki... A ja nienawidzę ślimaków, więc nie chcę mieć z nimi nic do czynienia.
- Nooo! Skończyliśmy! - krzyknął dumny Ignaczak, który zamaszystym ruchem skończył swoje drzewo, które jak mówił, miało przedstawiać Możdżona.
- Nie no, fajnie. - powiedziałam.
- Ryjesz się. - stwierdził Bartek.
- Nieee.
- Tak.
- No dobra. - powiedziałam wybuchając śmiechem. - Wy tym macie zamiar jechać na mecz z Serbią? Tu nawet biało-czerwonego skrawka nie można znaleźć!
- To se sama to maluj! - wrzasnął Zatorski i wszedł obrażony  do hotelu, a za nim poszła cała reszta. No, oprucz Kłosa.
- Congratulations. - wyszczerzył się, po czym odwrócił się na pięcie. - Nie no, żartowałem, pomogę ci. - powiedział i zabrał się za zmywanie farby. Posłusznie wykonywał wszystkie moje polecenia i wkońcu skończyliśmy nasze dzieło.
- Noo, tym to można jeździć. - uśmiechnął się.
- Ok, spadam do hotelu. - powiedziałam, odwracając się.
- Już?
- Już. Jest 23.00.
- To do jutra. - pocałował mnie w czoło. Byłam tak wyczerpana, że dowalić mnie już mógł tylko babski wrzask Pita, który oczywiście musiałam usłyszeć.
- Bartek, nie gwałć go. - krzyknęłam, bo nie chciało mi się wchodzić do pokoju, żeby patrzeć cóż znowu stało się Piotrusiowi.
- O, Maja, dobrze, że tu jesteś. - i po jaką cholerę musiałam to krzyknąć, co?! - Czy ty wiesz, że my jutro gramy mecz z Serbią?!
- Hyyyy! No co ty, serio?! - udawałam zaskoczenie, ale Nowakowski chyba to wyhaczył, bo trzasnął drzwiami.
- Który to już foch w ciągu dnia? - zaśmiał się Kłos, który jak się okazało szedł tuż za mną.
- Zaraz to ja się fochnę. - prychnęłam. No i ponownie ruszyłam w stronę pokoju Gumy.
- Co to jest za przychodzenie o 23.00?! - wrzasnął mój współlokator, kiedy tylko zobaczył mnie w drzwiach. - Czy ty nie czytałaś regulaminu?!
- Nie? - pisnęłam, a Paweł wepchnął mi do ręki książkę, która miała conajmniej 100 stron.
- Masz to teraz przeczytać.
- A mogę się najpierw wykąpać? - zapytałam cicho.
- Rozdział siódmy, wers piąty: "Paweł kąpie się pierwszy". - powiedział pokazując palcem. To będzie ciężkka noc. Baaardzo ciężka.

- Czy wy wiecie, to co znaczy punktualnie o 9.00?! - wrzeszczał od rana Anastasi. Popatrzyłam na zegarek. 9.07. - Paweł, czemu ty mnie nie obudziłeś do cholery?! - krzyknęłam, a w drzwiach ukazała się głowa Zagumnego.
- Rozdział trzeci, wers dziewiąty: "Paweł nie budzi, to inni budzą Pawła." I tak się ciesz, bo odpuściłem ci to drugie.

- Przepraszam trenerze, że się spóźniłam, ale wczoraj miałam bardzo ciekawą lekturkę do czytania i poszłam spać o 4.00 nad ranem, także..
- Spokojnie, sztab może się spóźnić, oni nie. - poklepał mnie po ramieniu, a ja wyszczerzyłam się wrednie do siatkarzy.
- No i foch. - krzyknął Pit.
- Co on taki fochliwy? - zapytał Winiar.
- No wiesz, kobiety tak mają. - stwierdził Bartek, przez co Nowakowski ponownie rzucił w niego fochem.
- Lecim na Szczecin, panowie! - wrzasnął Zibi, wsiadając do autobusu.
___________

Straaasznie Was przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale byłam na wycieczce. :)
Mam nadzieję, że rozdział nie jest aż taki tragiczny, pisałam go w całości dzisiaj rano, żeby jak najszybciej dodać Wam nowy :D
Miłego dnia! ;]

środa, 1 maja 2013

Rozdział 50.

Weszłam do MOJEGO pokoju. Czy Wojtuś sobie tego chce, czy też nie, to jest MÓJ pokój.
- Nie żeby coś, ale to jest moje łóżko więc mógłbyś z niego zejść. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, gdy zobaczyłam, że Szczęsny jak gdyby nigdy nic leży na moim miejscu.
- Luz. - odpowiedział i przeniósł się na drugi mebel. Ja go zabiję, nie wytrzymam z nim, no!
- Czeeeść! Przyszedłem po to łóżko do masowania, nie? - do pokoju wparował Bartek.
- Ale ja tak tylko żartowałam z tym łóżkiem...
- No to co do cholery, mam z nim spać?! - wydarł się, a Szczęsny parsknął śmiechem. - A ten z czego się ryje?
- Nie mam pojęcia i zaraz przeniosę się do pokoju Karola & Zatora i tam uwalę się na środku pokoju, bo nie wytrzymam z tym idiotom.
- Ale ja ci jeszcze nic takiego nie zrobiłem. - zaśmiał się jeszcze bardziej.
- Uuu, nie radzę tam iść. Zati właśnie ucieka przed Wasylem, więc możesz się nie wyspać.
Bartek wyszedł, zabierając ze sobą łóżko, a ja zostałam sama, bo oczywiście nie będę liczyła tego faceta, który cały czas albo się głupkowato szczerzy, albo kompletnie nie kontaktuje. Wkońcu postanowiłam wyjść z pokoju, bo nie było nawet 21.00, więc nie miałam nic do roboty.
- Cześć cepy! - krzyknęłam, wchodząc do pokoju Kłosa i Pawła, ale zobaczyłam Wasilewskiego i jakichś innych 5 piłkarzy. Cholera no!
- Maja, tu jesteśmy! - wyszeptała głowa Pita, która ukazała się w szparze drzwi Winiara i Gumy.
- Guma wpuścił was do swojego pokoju?! - wrzasnęłam.
- A czego się nie robi dla dobra drużyny? I ostrzegam. Nie toleruję przekleństw, głośnej muzyki, piwa i jedzenia.
- A ty jesz! - krzyknął Pit.
- Ja mogę. To mój pokój.
- A Michała? - drążył Nowakowski. Ta jego upierdliwość na serio czasem mnie zadziwia.
- Michała nie. - powiedział Zagumny. Biedny Winiar, nie wiem, po co mieszka z tak okrutnym i bezlitosnym człowiekiem...

Wróciłam do swojego pokoju, choć wcale nie miałam ochoty tam wracać. Szczęsny siedział na łóżku i grzebał coś w laptopie. Ja położyłam się i usnęłam.
Rano, jako, że wstałam bardzo wcześnie zajęłam łazienkę, umyłam się, i spokojnie ruszyłam na trening.
- Po cholere oni tu siedzą? - zapytałam znudzona, patrząc na grupkę piłkarzy.
- A nie mówiłem ci? Poranny trening będą mieli z nami. - uśmiechnął się Andrea. Ja pierdykam, niby taki wypasiony i najlepszy w Polsce ośrodek sportowy, ale nie mogli zaopatrzyć się w więcej sal treningowych. No nie, bo po co, przecież te nierozgarnięte matoły mogą mieć trening z nami, no pewnie, bo my to nic tu nie robimy, wcale nie trenujemy po to, żeby wygrać Mistrzostwa Świata, no gdzie tam! My się tylko modlimy (jak w przypadku naszych przesympatycznych kolegów piłkarzy) , żeby na tych Mistrzostwach wyjść z grupy! No tak, jaka ja głupia...
- Serio aż tak bardzo ich nienawidzisz?! - wrzasnął Winiar z drugiego końca hali. Chyba było to bardzo widać, Jak ja mam ochotę czasem strzelić mu w łeb... Zero dyskrecji, zero.
- Zamknij twarz, bo naślę na ciebie Zagumnego. - po moich słowach od razu się zamknął. Ja to mam jednak podejście do ludzi...

- Maja, grasz z nami? - zapytał Kłosu.
- Czy ja wyglądam na siatkarkę? Ja tu jestem po to, żeby po waszych treningach leczyć wasze beznadziejnie porozciągane mięśnie.
- Noo, ale my akurat teraz gramy w nogę. - wyszczerzył się Karol. Taak, tego jeszcze mi brakowało. Będą sobie latali po całej sali, a potem Majeczka będzie musiała masować im łydki, bo chwyci ich skurcz. Mimo wszystko zgodziłam się, bo przecież nie mogłam pokazać się jako nieumiejąca grać w nożną kobieta.
Po długiej dyskusji sportowcy pozwolili mi wybrać drużynę. Wzięłam Karola, Przemka Tytonia (no bo przecież nie wezmę Szczęsnego...), Pita i Zatiego, Błaszczykowskiego, Piszczka i Lewandowskiego (no bo czymś trzeba nadrobić te nieumiejętności Zatora i Piotrusia), Bartka, Igłę i Zibiego. Nie powiem, żeby to była drużyna idealna, ale mi odpowiadała.
- Po cholerę wzięłaś Pita?! On nawet nie wie co to spalony! - wrzasnął Zbychu.
- A po co mu to? My nie gramy w Lidze Mistrzów, tylko rekreacyjnie na treningu, nie? - wzdrygnęłam ramionami, i poczułam na sobie kilkanaście par oczu. - No co?
- My jesteśmy poważnymi sportowcami i chcemy przeprowadzić poważny trening. - powiedział Wasyl, a Zati momentalnie schował mi się za plecami.
- Zator, nie odwalaj przedstawienia, i tak wszyscy wiemy, jak będzie wyglądała ta gra. Nawet sędziego nie mamy.
- Serio? - zapytał Guma, który stał na środku boiska z gwizdkiem na szyi.
- Przecież on będzie jednostronny! - krzyknął Pit.
- No, faktycznie. - przyznał Paweł. - To aż tak bardzo widać, że was nie lubię? - spojrzał się na naszą drużynę i zaczął rechotać. Rechotający Paweł, ja pierdziele...
Zaczęliśmy grać. Pominę już to, że Zati nie potrafił kopnąć piłki, a Pit nawet jej dogonić, bo to chyba taki szczegół, no nie? W sumie, to nasza gra wyglądała tak : Przemek wybija piłkę do Piszczka, który podaje do Kuby. On idealnie dośrodkowuje do Lewego i brameczka. Tak na marginesie to wynik był 10:8 dla nas.
Wróciłam do pokoju, do którego chwilę potem wparował Szczęsny, skaczący na jednej nodze.
- Ej, bo słyszałem, że masz ręce, które leczą, nie? - zapytał z nadzieją, chwytając się za nogę. - Tak mnie skurcz chwycił, że mi aż chyba mięsień rozerwało.
- Co wy nie ma cie swojego fizjoterapeuty?
- Nie no, mamy. To znaczy w Spale nie mamy, bo jak ostatnio nas fizjoterapeutował to mu coś strzeliło w krzyżu. - widząc moją minę dodał: - No facet miał 67 lat! - nie powiem, zaczęłam współczuć tym biedakom.
- A to nie możesz iść do Recydywisty?
- Kogo?
- No Bieleckiego. On jest bardziej doświadczony... i ma łóżko w pokoju. - dodałam, kiedy zorientowałam się, że moje przecież zabrał Bartek.
- No proszę cię! - wystękał.
Ruszyłam po to cholerne łóżko, które niestety samo nie chciało się przywlec (czyt. Bartek grał w karty). Głupio wyszło, że ktoś, a zapewnie Andrea powiedział Szczęsnemu, żeby przyszedł do mnie z tą kontuzją. Ja go wyjątkowo mocno nie lubię. Przecież mogę mu specjalnie złamać nogę! W tym teamie to chyba tylko ja myślę...
- Czy ciebie wogóle ta noga jeszcze boli? - zapytałam, kiedy zauważyłam, że kiedy wyginam, naduszam i Bóg wie co jeszcze robie z tą nogą, on oni nie jęknął. Niestety odpowiedzi nie otrzymałam. Jakby wogóle nie słyszał pytania, jakby nad czymś intensywnie myślał. Poprostu leżał i dziwnie wpatrywał mi się w oczy. A może mi się tylko wydawało?
__________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ;_;
I jeszcze jedno : Nienawidzę tych wszystkich transferów. ;]

Ahaaa, i jeszcze jedno :D : Jeśli chcecie wiedzieć, kiedy następny itd, to piszcie w zakładcie "Bądź na bierząco" <czy jakoś tak xD>.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 49.

- Maja! - zajęczał Pit, kiedy kolejka zaczęła przyspieszać. - Ja nie zapiąłem pasów! Ja się tylko przyskrzyniłem tym metalowym!! - wydarł się. - Maja, a jak umrę?
- Teraz to i tak już za późno. - powiedziałam, kiedy zaczęliśmy wjeżdżać na górę.
- Wszyscy zginiemy! - krzyknął Bartek.
- Ale ja zginę pierwszy, bo nie zapiąłem pasów!
- No fakt, ty masz gorzej. - przyznał Kurek, co poskutkowalo jeszcze większą paniką Nowakowskiego.
- Stoimi. - stwierdził Zati.
- Przeżyliśmy! - wydarł się środkowy.
- No chyba nie... - powiedziałam, kiedy zobaczyłam, że jesteśmy na samym szczycie. Wagon zaczął się powoli przechylać do przodu. - Teraz dopiero zginiemy. - kurczowo chwyciłam się wszystkiego, czego się dało, a po chwili było słychać nasze krzyki.
- Ja nie mam pasów! Wyciąga mnie! - wrzeszczał Piotrek.
- No to chwyć się tego do cholery, a nie! - kopnęłam go, kiedy widziałam, że jego ręce latają we wszystkie strony.
- Teraz to już za późno! Teraz już się nie da! - chlipnął.
- Kiedy to się skończy?! - wydarł się Bartek. - Ile można jechać w pionie?!
- Niedobrze ci? - zapytał nerwowo Karol.
- No. - po jego słowach wszyscy zaczęliśmy się jeszcze bardziej drzeć i panikować. Zginąć na kolejce górskiej, przygniecionym zawartością brzucha Bartka - bezcenne.

- Maja, ja chyba wolałem jechać w pionie, niż tak... - powiedział Pit, który wyraźnie miał już dosyć, kiedy wjechaliśmy w spiralę.
- Zati, żyjesz? - zapytałam, gdy zobaczyłam, że Paweł siedzi skulony na fotelu.
- Nie chcę patrzeć na naszą śmierć.
- A wiecie, co jest najgorsze? - zapytał Nowakowski.
- Że nie zabrałem żadnego worka? - wyjęczał Kurek.
- Nie.. Znaczy to też, ale najgorsze jest to, że ja umrę pierwszy! Maja, przekażę ci moją komórkę i portfel na te jakieś 3 minuty twojego życia, bo potem to już sama umrzesz, trzymaj. - powiedział, podając mi zawartość swojej kieszeni.
- Ale wiecie, czym się pocieszam? - dodał po chwili.
- Że jest jakaś malutka szansa, że dam radę dojechać do końca i nie puścić? - udzielił się Bartek. Moim zdaniem, to tej malutkiej szansy nie ma. Ja byłam w na tyle złej sytuacji, że siedziałam naprzeciwko niego...
- Nie. - odpowiedział Pit. - To, że ja jako jedyny pójdę do nieba, a wy wszyscy będziecie siedzieli w piekle!
- I z czego tu się cieszyć? Będziesz tam sam, a my wszyscy razem. - stwierdził Kłos, po czym Nowakowski zaczął drzeć się jak baba.
- No i po co ty mu to powiedziałeś? Teraz, oprucz tego, że umrę w kolejce górskiej i w zawartości żołądka Bartka, to jeszcze umrę jako głucha!
- I tak masz lepiej niż ja! - stwierdził Pit. - Ja umrę z myślą, że mogłem temu zapobiec, bo mogłem zapiąć pasy! - po jego słowach kolejka się zatrzymała.
- Jesteśmy! - krzyknęliśmy wszyscy.
- Przeżyłem, a nie zapiąłem pasów! Simply the best! - wydarł się środkowy.
- Ej, Pit, nie żeby coś, ale tu chyba nie było pasów. - powiedziałam, kiedy zauważyłam, że sama także się nie zapięłam.
- Co?...Ale... Przecież... Życie jest okropne.
- Fajnie było, nie? - zapytał Igła, który wyszedł z wagonu obok. Ciekawe, czy słyszeli nasze krzyki... - A gdzie Bartek?
- Nie ma go! - krzyknął Zati i otworzył usta.
- Tyle to sam wiem. - stwierdził Krzysiek.
- Kiedy go ostatnio słyszeliście? - zapytał Kłos.
- Dawno. - wzdrygnęłam ramionami.
- Zgubiliśmy Bartka! - zaczął panikować Nowakowski. - Co z tego, że czasem w nocy rzygał, co z tego, że wyrzucał mnie z pokoju, kiedy była burza i liczyłem sekundy od błysku do uderzenia, ale to był Bartek! Bartuś!.... Idziemy go szukać. - powiedział i pociągnął mnie za sobą.

- O Jezu, odrazu mi lepiej. - usłyszeliśmy głos Kurka zza krzaków, a po chwili wyłonił się z nich sam siatkarz. Radości Piotra nie dało się opisać, albo raczej lepiej, żebym jej nie opisywała. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że wracamy. Bałam sie tylko reakcji Andrei. Co mu powiemy? Że byliśmy na kolejkach górskich? Przecież facet w to nie uwierzy...

- Ooo, dzień dobry. - wyszczerzyłam się, kiedy zobaczyłam Anastasiego, który niewiadomo skąd się tu wogóle pojawił.
- Gdzie byliście? - założył ręce na klatce piersiowej i poczułam na sobie kilkanaście kopniaków. Miałam ochotę odwrócić się i przyłożyć każdemu w twarz.
- No wie pan... Pozwiedzaliśmy sobie Spałę troszkę...
- A no tak, bo przecież Spała jest taka ogromna, że cały dzień trzeba ją zwiedzać! - trzepnął się w czoło. - Maja, o 20.00 u mnie w pokoju. Z wami rozprawię się na treningu. - Ałł. Co z tego, że przeżyłam kolejkę? Teraz umrę jako ofiara znerwicowanego trenera.
 Podeszłam do pokoju i zaczęłam odkluczać drzwi. Ku mojemu zdziwniemiu, były otarte. Głupia ja nie zamknęłam ich przed wyjściem na poranny "trening". Na szczęście nie miał się kto włamać, bo przecież siatkarze byli razem ze mną.
- Szukasz czegoś? - zapytał facet, który siedział wygodnie na moim łóżku. Dopiero po chwili zobaczyłam, że to jeden z piłkarzy. Mianowicie - Wojtek Szczęsny. Mój najbardziej znienawidzony piłkarz. Nie wiem, czemu go tak nienawidzę, ale go nienawidzę, i już.
- Nie? To jest moj pokój?
- No chyba nie. - prychnął, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do recepcji, gdzie stali prawie wszyscy siatkarze.
- U ciebie też?! - krzyknął Winiar. - Kogo masz?
- Szczęsnego. - skrzywiłam się.
- Ja mam Lewego. - mrugnął do mnie. - W zasadzie to nawet się cieszę i nic do tego nie mam, żeby sobie spał w moim pokoju, ale wiesz, Guma udostępnia łóżko - Guma wymaga.
- Kto u ciebie? - zapytał zrezygnowany Karol. - My mamy Wasyla, a Zator się go boi. - powiedział, pokazując na siatkarza, który nie spuszcza z oczu Wasiliewskiego.
- Ty to i tak nie masz jeszcze najgorzej. - stwierdził Bartek. - Ty masz jedno wolne łóżko, a my co? Z nim mam spać?
- Pożycze ci łóżko do masażu. - uśmiechnęłam się dobrotliwie.
- Dobry z ciebie człowiek. - przyznał Kurek.
- Co tu się dzieje? - zapytał Andrea, wychodząc z pokoju.
- Piłkarze zajęli nam pokoje! Najpierw weszli sobie na trening, a teraz zajmują nam łóżka! - oburzył się Pit.
- Wiecie co? W zasadzie, to mógłbym z tym coś zrobić, ale właśnie idę na kolację, więc nie mam za bardzo czasu. Przykroo. - powiedział Anastasi udając smutek. Tak, dobrze wiem, że to przez te nasze wypady.
- Dobra, wracamy. - westchnął Zbychu i wszyscy rozeszliśmy się po pokojach.
_________
Wiem, że teraz to znowu zbyt szybko dodałam ten rozdział, ale jutro już szkoła, a weekand też będę miała zajęty, więc znowu tydzień musielibyście czekać na kolejny.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 48.

- Nie gadaj! - wrzasnął uradowany Nowakowski. - Ja chcę autograf! - skakał z radości, niczym pięciolatek.
- Nie no, panowie, opanujmy się. Przecież do Spały nie przyjechaliby... - nie dokończyłam, bo zza rogu wyszła grupka facetów.
- A ja myślałem, że oni to trenują tylko po to, żeby wyjść z grupy na Mistrzostwa Świata... Do tego potrzebna jest Spała? - zdziwił się Zati, po czym dostał ode mnie w żebro.
- Zamknij się, bo nie dostaniesz autografu! - uprzedził mnie Pit.
- No, dokładnie! - przybiłam z nim piątkę.
- Pf, mi jest niepotrzebny ich autograf. - prychnął. - My rozdajemy autografy, a nie bierzemy, co nie, Karol? - popatrzył się na przyjaciela z nadzieją.
- Nieee... Ja tak kiedyś powiedziałem? - wyparł się Kłos i podbiegł do piłkarzy, którzy stali, jakby czekając aż zejdziemy z hali.
- Przepraszam pana, ale chyba my powinniśmy o tej godzinie mieć tutaj trening. - powiedział po polsku Fornalik, zwracając się do Andrei. Wszyscy siatkarze chcieli dowalić mu jakąś ripostą, ale uprzedził ich Piter, który wyszeptał.
- To trzeba załatwić spokojnie i sympatycznie, po czym możecie wywnioskować, że muszę to zrobić ja. - wyszczerzył się. - Panie Smuda! Nasz trener jest Włochem. - powiedział i z dumą odwrócił się w naszą stronę. - No co się tak gapicie?! - krzyknął, kiedy zobaczył kilkanaście palm face'ów. Takie kilkanaście klapnięć w czoło...
- Kiedy ostatnio oglądałeś mecz reprezentacji? - zapytał zrezygnowany Igła.
- Na Euro, jak mi kazaliście zatypować wynik.
- Co ty masz kurde na stronie startowej?! - palnął Zbychu. Nie wiem, co ma strona startowa w komputerze, do trenera reprezentacji Polski.
- Takiego słitaśnego pieska. Zati mi przesłał.
- Nie na pulpicie, tylko na stronie startowej, debilu!
- Moim zdaniem ta dyskusja nie ma sensu... - udzieliłam się, ale nie podziałało.

( 30 minut później)
- ... No to skoro masz Interie, to wielkimi literami było napisane "Fornalik trenerem piłkarzy".
- Aha! - krzyknął Pit, choć po jego minie można było stwierdzić, że nie zrozumiał. - Czyli, że teraz trenerem naszych piłkarzy jest Lewandowski?
- NIE! - krzyknęliśmy wszyscy.
- No to co mówiłeś, że..
- Ja mówiłem, że Lewandowski nie chciał, żeby Smuda odchodził.
- Po cholerę mu mówisz szczegóły? - skarciłam Bartmana.
- Cii! - uciszył mnie palcem. - Teraz już rozumiesz? - powiedział łagodnie.
- Nie za bardzo...
- Pit! - wrzasnęłam. - Po Euro zmienili Smudę na Fornalika!
- Ahaaaa!!! Trzeba było mi tak od razu powiedzieć, Zibi! - klasnął w dłonie i poszedł ćwiczyć zagrywkę.

- Ej, ale to my tu mamy trening. - przypomniał Wasyl.
- A może im oddamy tą halę? - zapytał przerażony Zati, który chyba bał się tego piłkarza.
- Po co? - parsknął Pit. - Siatkarze mają halę, a piłkarze boisko!
- Piotruś, jak ty już coś powiesz... - burknęłam. Ogólnie to całe pół godziny minęło na kłótni między trenerami, kto ma mieć tutaj trening. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękaw.
- Zwijamy się! - krzyknął i po chwili byliśmy już na zewnątrz. Najwidoczniej siatkarze nie mieli zamiaru walczyc o swoje prawa i bez walki oddali halę piłkarzom. Biedny Andrea, może właśnie udało mu się uratować salę, a ci niewdzięcznicy tak poprostu się zwinęli... A ja z nimi. Zła ja.
- Co wy do cholery robicie?!
- O Boże, wyśpiewasz trenerowi jakąś bajkę i będzie git. - mrugnął Igła.
- No dobra, gdzie idziemy?
- A nie wiem, tak se.. - powiedział szybko libero.
- Pit? - zapytałam, bo wiedziałam, że coś knują.
- Co?
- Gdzie idziemy?
- No do tego, no... do Lidla, oczywiście! - pacnął się w czoło.
- Zati?
- Hm? - zapytał, bo chyba wybudziłam go z rozmyśleń.
- Gdzie idziemy? - zapytałam, a on szybko popatrzył na Zibiego.
- Oglądać wazony! - krzyknął, a wszyscy momentalnie popatrzyli na biednego Pawełka. - A jednak chyba nie wazony... - powiedział speszony, a Zibi tylko trzepnął się w czoło.
- Tak ci pokazywałem! - wrzasnął i ponownie zaczął rysować kształt.
- No, wazon!
- Wcale nie wazon, tylko...
- Zibi, serio chcesz ponownie tłumaczyć nierozgarniętemu? - zapytałam zrezygnowana, a Bartman momentalnie się opamiętał.

Szliśmy, szliśmy i szliśmy i dojść nie mogliśmy. Po "rysunku" Zbigniewa stwierdziłam, że wybierają się do klubu... karaoke. Tak, nazwijmy to klubem karaoke. A po co byłam im potrzeba ja, to tego nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.
- Czy Spała jest na serio taka wielka, żeby jechać autobusem? - zapytałam, kiedy stanęliśmy na przystanku.
- No bo ten klub jest odrobinkę za Spałą. - wyszczerzył się Igła. Wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy chu...śtawka wie gdzie. No co jak co, ale nasze polne drogi są mistrzowskie...
- Kieeedyyy doojeeedzieeeemyyyy? - zapytał Pit, przedłużając każdą samogłoskę, żeby drżał mu głos, podczas gdy podskakujemy na dziurach.
- Aaaaleee faaajnieee. - przyłączył się Zati.
- Nooo wieeeem. - po tych słowach Nowakowskiego większość siatkarzy nie mogła już wytrzymać. No fakt, byli wnierwiający...
- Eeeeej... - zaczął Paweł.
- Zamknijcie się, bo wam przywalę! - wrzasnął Zbychu i odrazu zrobiło się cicho. Nagle moim oczom ukazały się wszelakie kolorowe kolejki górskie, przy których się zatrzymaliśmy.
- To jest ten wasz cały klub?
- O Jezu, przecież gdybyśmy ci powiedzieli, że jedziemy na takie zajebiste, pionowe, i straszne kolejki górskie, to w życiu byś z nami nie pojechała! - krzyknął Zibi i popatrzył się na mnie błagalnie. No to fakt, cholernie boję się tych wszystkich rzeczy.
- No dobra, to może ja tu posiedzę z Bartkiem, na ziemi, a wy pójdziecie, co? Nie wzięłam kasy, trudno... - powiedziałam zz udawanym smutkiem.
- Nie ma sprawy, dzisiaj ja stawiam! - krzyknął Igła. Kurde, że też dzisiaj musiało mu się przypomnieć o przykazaniu miłości.
- A tak w sumie, to czemu ja miałbym nie jechać? - zbuntował się Bartek.
- Przecież tobie jest niedobrze po olimpijskim jedzeniu, a co dopiero po polskich kolejkach górskich...
- Po pierwsze, to nie są jakieś tam polskie kolejki, tylko jedne z najlepszych na świecie. Wyobrażasz sobie, ile oni je składali? To im zajęło lata i teraz przez lata będzie gościła tutaj, w spalskich okolicach. - o bosz, aż się wzruszyłam.
- Tya, wobrażam sobie... - powiedziałam, patrząc na te wszystkie kolorowe tory.
- No dobra, na początek, żebyś się tak nie bała, to idziemy na tą. - powiedział Igła i ustawiliśmy się za ludźmi, którzy czekali na bilety.
- Karol? - powiedziałam błagalnie. - Przekonaj ich jakoś, żebym tam nie szła, no błagam cię!
- Cykasz. - wtrącił się Winiar. - Nie ma się co bać. Usiądziesz sobie obok Kłosika i będzie gites, no nie?
- No. - stwierdził środkowy.
- Wiesz, że cię teraz nienawidzę?
- Yhym, yhym. - powiedział, nie zwracając na mnie większej uwagi. Najchętniej to bym ich wszystkich udusiła, a głowy powiesiła na ścianie... Albo nie, po co mają mi zaszpecać dom?
- Pit, wiesz, że oni tak naprawdę cię okłamali , mówiąc, że będzie fajnie? - zapytałam, bo jeśli nie uda mi się przekonać jego, to nie przekonam już nikogo.
- No i?
- Jak to "No i"?! Przecież ty w środku drogi zaczniesz się drzeć jak pięciolatek.
- No to co? - wzdrygnął ramionami. No i jak tu z takim wytrzymać?!
- Co ty mi tu Piotrusia przerabiasz? - prychnął Kurek, gładząc kolegę po ramieniu.
- Przecież ta kolejka jest dla dorosłych! Oni ich nie wpuszczą! - krzyknęłam, pokazując na Nowakowskiego i Zatora.
Nie było szans. Nikt mnie nie słuchał. Stanęliśmy obok kasy i kupiliśmy bilety. No nieee! Teraz już wszystko stracone. Umrzemy na kolejce górskiej! Przejdziemy do historii jako tragicznie zmarli siatkarze (i jedna fizjoterapeutka) na kolejce górskiej!! Ja nie chcę tak skończyć!!
Okey, skończyłam panikować. Przeszło mi, kiedy usiadłam w wagonie z Pitem & Zatim, którzy żyli w przekonaniu, że ta kolejka będzie niczym samochodziki, którymi jeździli, kiedy mieli trzy lata, Bartkiem, który moim  zdaniem pozostawi po sobie ślad w tym miejscu, Karolem, który twierdził, że na takie kolejki to on chodzi raz w miesiącu, więc to będzie luzik, Gumą, który... no poprostu z Gumą.
Ruszyliśmy.
___________
Po pierwsze to przepraszam Was, że nie odzywam się na drugim blogu (jeśli ktoś go czyta xD) , ale nie umiem prowadzić dwóch blogów jednocześnie. Skończę ten, to zajmę się drugim ;) Nie wiem , czy Wam to odpowiada, ale trudno :D
Po drugie, przepraszam, że tak nieregularnie dodaję tu rozdziały, ale jak nie spędzam całych dni w schronisku, na wolontariacie, to muszę się uczyć (ew. zebrania w kościele - za 2 lata bierzmowanie ;]).
Po trzecie to ten rozdział, jest chyba najdłuższym rozdziałem jakiego napisałam w historii tego opowiadania ;>

Narka! ;*

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 47.

Nastawiłam sobie budzik na 5.30. Ktoś musiał wkońcu obudzić te cioty, bo inaczej zostaną zabici przez Andreę. Kiepska śmierć, lepiej, żeby zginęli z mojej ręki. Zaparzyłam dziesięć kaw, bo tylko tyle miałam kubków w pokoju i poczłapałam do pokoju trenera, nie zwracając uwagi na to, że smacznie śpi.
- Biorę gwizdek. - powiedziałam, chociaż wiedziałam, że mnie nie słyszy. Wyszłam na korytarz i ogromnie mocno gwizdnęłam. Tak głośno, że aż na chwilę ogłuchłam. No cóż, czego się nie robi dla dręczenia siatkarzy. Wróciłam do pokoju i czekałam na szczęśliwca, który wejdzie tu pierwszy.
- Po cholerę mnie budzisz o 5.30? - jęknął Bartek i chwycił się za głowę.
- O, biedaku, boli główka? - powiedziałam z udawanym smutkiem, po czym przypadkowo upuściłam puszkę, która leżała na blacie. Przypadkowo, jak już mówiłam... Po Kurku, wbiegł nieco energiczniej Karol i sięgnął po kawę.
- Kochana jesteś. - powiedział, po czym zaczął delektować się napojem.
- Kochana? - prychnął Bartek. - Zło wcielone! - wrzasnął i również wyciągnął rękę w kierunku kubków, ale dostał ode mnie po łapie.
- Nie bierz, bo nie starczy dla Piotrusia. - uśmiechnęłam sie wrednie.
- A co mnie Pit obchodzi? - wzdrygnął ramionami i znowu sięgnął po kawę.
- Ty na serio myślisz, że on był już kiedyś upity? - spojrzałam się na niego jak na idiotę. No w sumie, kiedyś już był, ale wtedy nie miałam pewności, czy napewno, bo zachowywał się w miarę normalnie, jak na Pita. Chwilę potem, naszym oczom ukazał się Nowakowski. Wszedł do pokoju i położył się na moim łóżku, przykrywając kołdrą.
- Majuś, ja chyba jestem chory. - jęknął, a ja popatrzyłam się porozumiewawczo na Bartka, który obrażony, podał środkowemu kubek.
- Moje mięśnie są jakieś spięte. - powiedział Winiar, przeciągając sie na wszystkie strony i spojrzał na mnie.
- To się rozepnij. - doradził Pit.
- Uuu, cięta. - skomentował Kłosu.
Kiedy już udało mi się w miarę doprowadzić siatkarzy do porządku, wyciągnęłam ich na dwór.
- Dlaczego ty nam to robisz?! - jęknął Zati. - Zrobiłabyś nam te swoje fizjoterapeuskie rzeczy i już byśmy kaca nie mieli... Po co mamy biegać? - skrzywił się.
- Dla zdrowia, Pawełku.

- Ej, gdzie jest Pit? - zapytał Igła, kiedy piegliśmy przez las.
- Pewnie się zatrzymał i je muchomory. - wyszczerzył się Bartek, a ja momentalnie się zatrzymałam.
- Maja, to był żart. Haha... - zademonstrował mi Karol. No tak, bo ja jestem głupia. Mimo wszystko, wolałam sprawdzić gdzie wcięło Nowakowskiego. Kto wie, może na serio je muchomory?!
- Biegne go poszukać. - powiedziałam i zawróciłam.
- Biegnę z tobą. - westchnął Kłos.

- A to nie on? - popatrzyłam na kucającego w krzakach faceta.
- Nie wiem, podchodzimy? Bo wiesz, jak się okaże, że to nie Pit, tylko jakiś obcy facet, który poszedł skorzystać z ...
- Dobra, dobra, rozumiem. Idziemy. - podeszliśmy bliżej i okazało się, że facetem spod krzaka jest właśnie Piotruś.
- Co ty tu robisz?! - wydarłam się, a siatkarz prawie rzucił się na mnie z pazurami. Dobrze, że Piotrek ciedziennie obcina paznokcie, bo byłoby ze mną krucho...
- Wystraszyłaś mi jelonka!!!!!
- Że what?! - udzielił się Karol, ale Pit już go nie słuchał, tylko zawrócił i poszedł w stronę hotelu.
- Ej, a ty gdzie? - krzyknęłam.
- Nie rozmawiam z ludźmi, którzy nie znają się na zwierzątkach. - powiedział obrażony. - On już prawie podszedł! - mruczał jeszcze pod nosem. My też postanowiliśmy wrócić z nim do ośrodka, bo siatkarze pewnie i tak za chwilę tam będą. - Może weźcie nie przy ludziach? - wymamrotał, kiedy Karol objął mnie ramieniem.
- Przecież ja jej nawet nie pocałowałem, matole. - odpyskował mu Kłos.
- No i co?! - uuu, Piotruś to ma jednak te riposty..

Kiedy tylko wróciliśmy, weszłam do pokoju, kładąc się na łóżko. Teraz calutki dzień mam wolny. Chyba częściej będę tak wrabiała Złotoryjców w poranne bieganie.
- Maja, możesz przypilnować chłopaków? - zapytał Andrea.
- Jasne. - powiedziałam z uśmiechem. Czyż nie lepiej posiedzieć sobie wygodnie na hali, niż masować przez pół dnia i nocy wielkoludów?
- Hej chłopaki. - krzyknęłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Chyba wykończyłam ich moim treningiem...
- Ej, słyszycie to? - szepnął nagle Winiar.
- Nie? - odparłam.
- No taki jakby dzwonek telefonu... jakiegoś Polaka.
- Skąd wiesz, że Polaka? - zapytałam pełna podziwu, a Michał zmierzył mnie wzrokiem.
- Codziennieee niskie ceny.. - zanucił Winiarski, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Pit? - Bartek popatrzył na biednego siatkarza.
- Co ja?! Ja mam inną.. Paweł? - teraz wszyscy odwrócili się w stronę Zatora, który nerwowo pokręcił głową.
- Wiem! - krzyknął Karol. - Tylko jeden facet może mieć dzwonek z Biedronki, tylko nie wiem, jakim cudem znalazł się w Spale... - zamyślił się.
- No kto?! - krzyknęliśmy w równym czasie.
- Ale jak on się tu znalazł, przecież w maju mieliśmy być tylko my, a nie jeszcze oni... Zresztą nigdy ich nie widziałem na traningu, więc jak?! - mówił do siebie.
- Kłos! - wydarłam się.
- A tak, sory, zamyśliłem się...
_________
Krótki, ale już się chyba przyzwyczailiście, że u mnie nie można liczyć na długie rozdziały xD

Nie komentujecie, a chcieliście, żebym nie kończyła opowiadania. No foch, no! ; c

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 46

- Słucham? - zapytałam cicho, bo nie miałam pojęcia, kto może do mnie dzwonić.
- Maja, musisz wrócić. - powiedział stanowczym głosem (chyba) Igła.
- Nie mogę. - załamał mi się głos. Tak dawno ich nie słyszałam...
- No okej. W takim razie na jutro szykuj piętnaście miejscówek do spania. Ja rezerwuję miejsce przy lodówce, tak jak ostatnio. - wyświergotał i rozłączył się. Z jednej strony cieszyłam się, że znowu zobaczę te ich uśmiechnięte pyski ... a nie, nie pyski, bo przecież jakby to powiedział Piotruś : 'Pyski mają psy, ludzie mają twarze!'. Ta jego mądrość mnie dołuje i zachwyca jednocześnie...

- Witamyyy! - wydarł się najstarszy, tfu! Najbardziej doświadczony siatkarz polskiego teamu. (nie licząc Gumy, ale nie wiem, czy można go zaliczyć do potomka gatunku Homo sapiens. Facet słyszy ultradźwięki, nie ma poczucia humoru i kapuje na kolegów. Można by rzec, że ogólnie, wśród tych matołów jest normalny, aczkolwiek nie, nie jest.)
- Cześć. - burknęłam. Byłam na nich wściekła, choć nie miałam żadnego powodu. To ja sama zdecydowałam, żeby tu przyjechać, choć tak naprawdę nie było najmniejszego sensu.
- Maja. - powiedział, jakby do siebie Karol, podbiegł i przytulił mnie. Czułam się dziwnie, ale równocześnie wiedziałam, że wszystko już się wyjaśniło. - Możemy pogadać? - zapytał już nie wiem który raz w ciągu zaledwie paru miesięcy. Weszliśmy do pokoju i zamknęłam drzwi. Kłos opowiedział mi całą historię, jak to się we mnie zakochał.
- To jak, przyjaciele? - popatrzył się na mnie błagalnie.
- Dlaczego przyjaciele? - zdziwiłam się i uśmiechnęłam się podstępliwie. Specjalnie to zrobiłam, żeby zobaczyć jego reakcje. Nagle przez drzwi wleciał Pit.
- Ty cepie, mówiłem ci, żebyś się nie opierał, bo jesteś za gruby! - wrzasnął Bartek.
- Ja za gruby? Jak mama mi kazała sprawdzić swoje BMI to zawsze miałem niedowagę. - powiedział obrażony.
- Ale my w zasadzie już skończyliśmy. - wyszczerzyłam się do siatkarzy.
- Czyli, że... ? - zaczął Karol.
- Tak! - krzyknęłam i wyszłam z pokoju. Nie wiem czemu, jak, po co i dlaczego to zrobiłam, ale jakoś tak poprostu mnie podkusiło.
- Czy to jest ten twój zajebisty brat, który mnie lubi?! - wrzasnął Piotrek.
- Piter, wiesz , że przeklnąłeś? - zdziwił się Igła, ale środkowy już nawet na niego nie patrzył, tylko podziwiał serie plakatów w pokoju Adama.
- Wracasz z nami? - Zibi dźgnął mnie palcem.
- Nie mogę.
- Spokojnie. Guma już przerabia twoją matkę, luz.
- Guma?! - zapiszczałam. Nawet Paweł przyjechał po mnie aż do Wałbrzycha?! Jak oni mnie kochają...
Nagle Zagumny wybiegł na środek korytarza i zaczął odwalać taniec szczęścia.
- Kto jest miistrzem, miiistrzem?! - wrzeszczał do rytmu hymnu Skry.
- Załatwiłeś?! - krzyknął Igła. - Dawaj pyska! - rzucił mu się na szyję, co wyglądało dość dziwnie. - To pakuj się, jedziemy! - pośpieszał mnie.
- Teraz?
- No tak, bo wiesz, my nic nie powiedzieliśmy Andrei, i on chyba będzie się gniewał, co nie? - zrobił maślane oczy. Nie miałam zamiaru przedłużać, czy też czekać na wyjazd do jutra, bo poprostu chciałam być już w Spale.
- Paa! - krzyknęłam, kiedy wychodziliśmy. Usiadłam na "swoim" miejscu, w autobusie reprezentacyjnym. Prowadził Krzysiek, oczywiście..

- Muszę siusiu. - wyszeptał mi do ucha Zati, który siedział tuż za mną.
- Wstrzymaj pęcherz. Nie bądź baba. - westchnęłam.
- Ale ja na serio nie mogę. Zaraz popuszczę. - chlipnął.
- Igła, stój, bo Paweł musi skorzystać. - powiedziałam z pokerową twarzą.
- Zagumny?! - wrzasnął Ignaczak, ale nikt mu nie odpowiedział. Zatrzymaliśmy się obok najbliższego spożywczego, a Zator z prędkością światła pobiegł na tyły.
- Ej, ej, ej! A wy gdzie?! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam, że siatkarze również opuszczają autobus.
- Po jakieś bułki, czy coś. - powiedział Winiar.
Czekałam za nimi pół godziny, ale nie spieszyło mi się, bo w radiu puszczali szereg fajnych piosenek, więc nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Nagle na horyzoncie zobaczyłam Krzyśka.
- No nareszcie, gdzie wy byliście?!
- Ano w sklepie. - wydusił z siebie i oparł się mi o ramie.
- Chlałeś. - stwierdziłam.
- A gdziii tam, ja?
- Tak.
- Nie przesadzaj, wsiadamy na pokład i płyniemy na odległe i nieznane wody! - krzyknął.
- Kapitan Krzysiek dzisiaj już nie zasiądzie do sterów tej łajby. - powiedziałam wczuwając się w myśli Igły. Po chwili ze sklepu wyszedł też Karol.
- Wiesz co, Maja? - zapytał, patrząc w dal.
- Nic nie mów. Radzę ci, nic nie mów. - powiedziałam, widząc, że też jest nawalony.
- Masz piękne palce. - westchnął.
- Wsiadaj do tego cholernego autobusu i siedź cicho! - wydarłam się.
- Ciiicho. - przyłożył mi palec do ust. - Nie możesz tak krzyczeć, jest cisza nocna... - wymamrotał. Niestety nie był ostatnim pijakiem w tym teamie. Po nim, zobaczyłam też Pita...
- Piotruś, nawet ty?!
- Nawet ja. - powiedział dumny i oparł się o moje lewe ramie, bo prawe było już zajęte przez Krzyśka. - O, jaki ładny jednorożec! - ożywił się i zaczął pokazywać palcem na jakiś samochód, chyba malucha.

Wkońcu, po długogodzinnej drodze dojechaliśmy na miejsce (co jest wielkim osiągnięciem, bo prowadziłam ja, a na pokładzie miałam kilkunastu upitych facetów.)
- Gdzie byliście? - zapytał Anastasi pierwszego siatkarza, ktory wchodził do hotelu, czyli Bartka.
- On to raczej panu nie odpowie. - popatrzyłam na Kurka, który już prawie spał na stojąco.
- Przecież to oni mieli przywieźć ciebie, a nie ty ich! - wrzasnął.
- Ciii... Nie możesz tak krzyczeć, jest cisza nocna. - powtórzył się Karol i przyłożył palec, tym razem do ust trenera.
- Powiedz im, że jutro nie odpuszę treningu. Lepiej! Zrobię go o 7.00. - powiedział. Chyba się wkurzył...
___________
Hej!
Macie Karola & Maję together :D Ale nie spodziewajcie się romantycznych scenek, czy też jakiś innych (O.o). Czasem może coś wspomnę, że są razem, bo nie chcę zepsuć opowiadania moim beztalenciem do pisania romantycznych kawałków :D
Nowy rozdział na moim drugim blogu :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

Info

 
 
 
Siemka ;*
Mam dla Was wiadomość :D
Zaczęłam pisać drugiego bloga
( co oczywiście nie oznacza, że przestanę pisać tego ;] )
Zachęcam Was do czytania.
Nie zrażajcie się tym, że jest taki króciutki, ale nie chciałam zdradzać całej sytuacji :D
Tam będą dłuższe niż tu, obiecuję xD
Obserwujcie i komentujcie. :)
 
 
+ Mam jeszcze prośbę. Gdyby był ktoś, kto umie i lubi robić grafiki i byłby chętny, żeby mi zrobić na tego drugiego bloga, to niech pisze pod tym postem :D
 
 
Łapcie linka ;)

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 45

Kiedy tylko zobaczyłam ekran mojego Samsunga uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie miesiące wcale nie dzwoniłam do rodziny, a teraz musiało wydarzyć się coś złego, że mama dzwoniła do mnie prawie 30 razy. Natychmiast wystukałam numer mojej rodzicielki.
- Hej mamo, co u was? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
- Dobrze. Lepiej opowiadaj co u ciebie. - powiedziała z udawanym entuzjazmem.
- Nie! - słchawkę wyrwał Robert, mój starszy brat. - Wcale nie jest dobrze! Wyjechałaś bez słowa, bez wyrzutów sumienia. Zostawiłaś tutaj wszystko i tak poprostu zajęłaś się sobą! Przez te wszystkie miesiące wcale nie interesowało cię, co u nas slychać! Tu, w Wałbrzychu masz rodzinę, a nie wśród tych siatkarzyków! Gdzie się nie pojawisz, pozostawiasz po sobie dziurę, której nie da się wypełnić! - po tych jego słowach poczułam potworny ucisk w gardle. Zabolało, bo miał rację.
- Co się stało? - zapytałam, przełykając ślinę.
- Zajmij się lepiej swoimi siatkarzami. My już potrafimy żyć bez ciebie. - powiedział przez zaciśnięte zęby, a mama zabrała mu słuchawkę.
- Maja.. - zaczęła. - Chodzi o to, że po tym jak wyjechałaś, schronisko upadło i zabili wszystkie zwierzęta, twój klub się rozpadł... - nie dokończyła, bo ponownie Robert zabrał telefon.
- Przez ciebie młody popadł w nałogi! Zadowolona jesteś z siebie?! - wrzasnął i rozłączył się.
Tak, wszędzie pozostawiam po sobie dziurę. Nic mnie nie interesuje, tylko własne szczęście, ale teraz to się zmieni!
Szybko spakowałam torbę, pisząc jeszcze w pośpiechu kartkę, którą zostawiłam na łóżku.

Musiałam wyjechać. Przepraszam. Kocham Was!

Ze łzami wyszłam i powędrowałam do pokoju Andrei.
- Wyjeżdżam. - powiedziałam i wyszłam. Pobiegłam na najbliższą stację. Nie miałam pojęcia o której wyjeżdża pociąg do Wrocławia. Usiadłam na korytarzu, modląc się, żeby nie przybiegli siatkarze. Nie chciałam się z nimi żegnać. Nie potrafiłam.

Siatkarze. (oczami Karola) Włączamy, żeby był kimat :D (nie oglądamy teledysku, omijamy reklamy i czytamy. Musicie czytać w dobrym tempie, bo nie będzie efektu :D )

- Jak to kur*a wyjechała?! - krzyknęliśmy jednocześnie, kiedy usłyszeliśmy słowa trenera. Bez zastanowienia wyjechaliśmy w stronę, w którą podobno udała się Maja. Nie mogłem pozwolić jej wyjechać bez pożegnania. Pobiegliśmy w stronę ruchomych drzwi, które jak na złość zacięły nam się przed nosem.
- Nie będę czekał aż jakieś zjebane drzwi raczą się otworzyć! - wrzasnął Zibi i kopnął w szkło, które natychmiast się rozsunęło, rozpryskując na małe skrawki.

Maja.

` Pociąg do Wrocławia odjedzie za 15 minut. `

Kamień spadł mi z serca. Nie zdążą. Nie ma szans... Przynajmniej tak mi się wydawało, do czasu aż nie usłyszałam pisków Pita. Wstałam i zobaczyłam kilkunastu olbrzymów biegnących w moim kierunku. Łzy napłynęły mi do oczu. Na przód wysunął się Winiar.
- Nie będę cię zatrzymywał, bo wiem, że rodzina jest najważniejsza. Napewno dobrze robisz. Nigdy cię nie zapomnę, jesteś jedyna w swoim rodzaju. - powiedział i wymusił uśmiech.
- Kto będzie teraz słuchał moich głupich tekstów?! Kto mnie przygarnie w środku nocy?! - na szyji uwiesił mi się Piotrek. - Ty nie możesz wyjechać! Nie możesz! Ty jedyna mnie rozumiałaś! - wywrzeszczał i wtedy właśnie rozkleiłam się do końca. Będzie mi go brakowało. Tych jego bezsensownych rozmów i problemów.
Na samym końcu pojawił się Karol. Miał spuszczoną głowę i ledwo powstrzymywał się od płaczu. Mocno mnie do siebie przytulił i pocałował w czoło. Nie wyrywałam się, bo chciałam cieszyć się nimi jak najdłużej.
- Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha, a na ramieniu poczułam kroplę jego łzy. - Zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochał. - dodał.

` Pociąg do Wrocławia odjedzie za 3 minuty. `

Odeszłam, ostatni raz patrząc na stojących siatkarzy. Wiedziałam, że już nigdy ich nie zobaczę. Przypomniałam sobie te wszystkie wspaniałe chwile, które z nimi przeżyłam. Imprezy u Igły, problemy Pita, mieszkanie u Winiara... No tak, jeszcze Karol. Tak strasznie chciałam się teraz cofnąć i przytulić go. Wydawało się, jakby miał zaraz skoczyć pod ten pociąg. Ja też zresztą miałam taką ochotę...
Ruszyliśmy. Nie patrzyłam już na siatkarzy. Nie mogłam. W tle usłyszałam jeszcze urywający się krzyk Pita 'Paa..'. To było ostatnie słowo, które usłyszałam z ust któregoś z siatkarzy. Ostatnie, na zawsze.

Dojechałam do domu w tak okropnym stanie, że nie miałam pojęcia, czy wogóle dojdę. W sumie to nie chciałam tam dojść. Wiedziałam, że w tym mieszkaniu moje życie stanie się puste i bezsensowne. Wiedziałam, że w reprezentacji pozostawiłam po sobie ranę, i to bardzo głęboką ranę. Zostawiłam tam człowieka, który mnie tak kochał. Zostawiłam ludzi, których to ja tak bardzo kochałam. Dlaczego to zrobiłam? Nie wiem. Teraz, w Wałbrzychu, kiedy wszystko zaczęło się sypać, i tak nic nie pomogę. W tym stanie nie będę potrafiła. No tak, ale wszyscy będą zadowoleni. Wszyscy, z wyjątkiem ludzi, na których mi zależy.

2 tygodnie później.

Od wyjazdu jestem już tylko na ziemi ciałem. Albo inaczej. Ciałem jestem tu, w Wałbrzychu, za to duchem w Spale. Nie wychodzę z pokoju, nie jem i w zasadzie mam to gdzieś. Teraz to i tak nic nie ma już sensu.
Nagle zadzwonił telefon. Nieznany numer. Nie chciałam odebrać, ale jednak coś mnie zmusiło.

________

Eey, to miał być ostatni O.o No trudno, tak mnie się fajnie pisało, że chyba jednak nie jest ostatni :D

+ Wiem, wiem, za szybko go dodałam, ale chcę uniknąć zawału niektórych osób, depresji, czy może jeszcze jakiejś innej choroby psychicznej po oznajmieniu, że kończę...

++ Jedzie ktoś na Polska - Argentyna do Gdańska? Bo potrzebuje yntelygentnego człowieka, który ogarnia Ergo Arenę ;]

+++ A tak wgl, to gdybym kończyła, to przecież założyłabym kolejnego bloga i pisałabym nowe opowiadanie (no chyba, że nie będziecie chcieli ; c )

++++(O.o) Komu dzisiaj kibicujecie ? ;>