niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział XIII

     Spojrzałam w górę, sparaliżowana. Stał przede mną, a raczej nade mną Dmitrij Muserski. Tak, właśnie on, we własnej osobie. Pewnie normalnie rzuciłabym się na niego, prosząc o autograf, ale facet patrzył się na mnie jakimś psychopatycznym wzrokiem. A może tylko mi się wydawało? No nie wiem, ale nie przekonywał mnie jakoś...
- Hi! - przywitał się niby normalnie, a jednak nienormalnie. Nie odpowiedziałam, tylko szukałam wzrokiem polskich siatkarzy. No pewnie! Jak nie są potrzebni to wszędzie ich pełno, a jak jestem w potrzebie to nigdzie ich nie ma. Rusek zaczął zasypywać mnie pytaniami jak się nazywam, jak się tu znalazłam i skąd jestem. Nagle z pokoju wyszedł Bartek i Winiar. Kamień spadł mi z serca.
- I mówie ci stary, facet miał takiego bica, a ja do niego... - przerwał Kurek, bo zauważył mój błagalny wzrok.
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytał po angielsku Muserski.
- Wieczór to ona ma już zajęty! - nawet nie wiem, skąd wziął się obok mnie Bartek. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się szeroko. Ledwo wytrzymywałam, żeby nie zdjąć jego ręki, ale byłoby to ryzykowne. Kiedy tylko Rucek się odwrócił, zrzuciłam kończynę Bartka.
- No weź, bo pomyśli że jednak nie jesteś zajęta! - krzyknął i tym razem chwycił mnie za rękę. Kopnęłam go w piszcel.
- No teraz to na pewno będzie myślał, że jesteśmy razem ... - mruknęłam, ominęłam Winiara i ruszyłam do pokoju. Do końca dnia, no, prawie do końca miałam spokój, bo pojutrze chłopaki grają pierwszy mecz, więc trener troszkę ich pomęczył. Pod koniec dnia zebraliśmy się w pokoju Igły i Ziomka. Nie było żadnej grubszej imprezy. Pokrytykowaliśmy trochę polskie seriale. Tak wogóle to stwierdziliśmy, że teksty aktorów są oklepane, a żarty bardziej sucharowe niż te Krzyśka i Winiara. Potem rozeszliśmy się po pokojach, obdzwoniłam całą rodzinę i poszłam spać.
      Następny dzień minął spokojnie. Baardzo spokojnie. Dlaczego? Chłopaki mieli przerąbane. Rano śniadanie, potem 4 godziny treningu, obiad, omówienie strategii gry, siłka, kolacja, masaż, spanie. My miałyśmy podobnie, tylko trochę więcej wolnego. Poza tym, masaż, który tylko wydaje się po nazwie przyjemny i odprężający mieliśmy z głowy, bo jako iż jestesmy cheerleaderkami codziennie się rozciągamy. Co do chłopaków twierdzili że było to najgorsze 20 minut w ich życiu.
                                                                            . . . . . . .
Piątek. Dzisiaj, chcąc nie chcąc, wybije godzina zero. Ale to dla siatkarzy, my się nie musimy martwić. Ustawiłam się w kolejce po moją jajecznicę.
- Ej, Bułgarzy usiedli przy naszym stole... - warknął Zbychu.
- To może ich przeprosimy i powiemy, że to nasz stolik? - zaproponował dumny Pit.
- No co ty, stary! Oplują nas, tak jak Igłę!
- Ile razy ja mam powtarzać...
- Tak, tak, Krzysiu, wiemy... - powiedzieli wszyscy chórem. Śniadanie było strasznie ciche, więc postanowiłam jakoś zagadać.
- Nie stresujecie się wogóle?
- Jak to mówił mój stary i dobry przyjaciel, Paweł Woicki... - zaczął Bartek.
- To ty się kiedyś przyjaźniłeś z Małym?! - ożywił się Winiar.
- No wiesz, gadałem z nim ... na treningu... raz... No więc, jak to mówił mój stary i dobry przyjaciel...
- Stary to może i tak, ale czy dobry? - wybuczał Guma, a Bartek tylko zabił go wzrokiem.
- JAK TO MÓWIŁ MÓJ STARY I DOBRY PRZYJACIEL, WOIK - wywrzeszczał na całą stołówkę -  'Jeśli nie ma tremy przd meczemto znak, że trzeba kończyć z siatkówką. Przed każdym meczem musi być trema, musi być duży stres, bo to mobilizuje bardzo.'

 

Rozdział XII

     Wyszłam przed ośrodek. Pit stał już w drzwiach, czytając skład żelków.
- Wiesz z czego zrobione są żelki? - powiedział skrzywiony.
- Tak, wiem.... Idziesz, czy nie? - zapytałam, kiedy byłam już kilka króków przed nim.
      Szczerze mówiąc, to nie wiem gdzie ten wielki dzieciak chciał iść, bo przez całą drogę nie odrywał wzroku od opakowania słodyczy.
- Ooo! Chodźmy do Mc'donalds'a!! - krzyknął siatkarz, gdy przechodziliśmy obok budynku. Jezus! Nie wiem, jak z nim wytrzymuje Bartek... A nie, jednak wiem - on jest identyczny, tylko może trochę bardziej rozgarnięty. Odrobinkę! Z góry powiedziałam, żeby Pit nie zamawiał zestawu Happy Meal. Troche się zasmucił, bo twierdził, że 'była taka odjazdowa zabawka!'. Ten facet ma 25 lat, zamawia zestaw Happy Meal, budzi się , pytając czy Święty Mikołaj istenie i codziennie czyta skład jakiegoś produktu. Mimo wszystko, nie da się go nie kochać! Tylko bez skojarzeń!
      Kiedy wracaliśmy, mijaliśmy setki sklepów, a Pit przy prawie każdym z nich się zatrzymywał.
- Jak myślisz, dlaczego na te spodnie mówi się jeansy? - zapytał, ciągnąc mnie przed wystawę sklepową. Czasami zastanawiam się, czy on tylko przy nas udaje takiego ... 'dziwnego', bo przecież potrafi udzielić normalnego wywiadu, potrafi być poważny.
- Może dlatego, że są z jeansu? - odpowiedziałam znudzona. Gdy weszliśmy do naszego hotelu, przy schodach stał Bartek i patrzył na mnie z wyrzutami.
- Co jest? - zapytałam przerażona.
- Gdzie ty byłaś z tym debilem?! - popatrzył na Pita.
- W centrum.
- Z nim?!
- No bo powiedział, że ty z nim nie chciałeś iść, to co miałam zrobić? - po tych moich słowach, Bartek walnął palm 'fejsa'. Weszłam do pokoju i glebnęłam się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziła mnie trenerka, bo wybiła godzina treningu. Wyszłam z pokoju, w kierunku hali. Słyszałam tylko śmiechy siatkarzy.
- O co wam chodzi?! - wrzasnęłam na nich.
- Nic, nic... - powiedzieli chórem, pokładając się ze śmiechu. Zobaczyłam, że przyszedł Piter.
- Pit, czy ja mam coś na plecach? - zapytałam, bo reszta siatkarzy ciągle pokazywała na tą część mojego ciała.
- O, masz tejpy! Co wy, nie widzieliście ich? - zapytał dumny z siebie. Wszyscy rzucili się na niego, a on zaczął piszczeć i chować się we wszystkich kątach hali.
      Omówiłam z trenerką szczegóły występu na meczu, który miał odbyć się już za dwa dni. Potem przystąpiłam do treningu i zdradziłam dziewczynom, jak będzie wyglądała nasza robota. Co do układu, to musiałam się nieźle nagłówkować, bo przy naszych 'kochanych' orzełkach, nie można za dużo filozofować. Zwłaszcza, że pomieszkam sobie obok nich, przez dobre kilka tygodni. Nasza trenerka odpuściła nam dzisiaj jakiś większych ćwiczeń. Dzisiaj był taki organizacyjny trening, więc usiadłam na trybunach i patrzyłam jak grają siatkarze. Na szczęście nie męczyli mnie dzisiaj, żebym pograła z nimi i baardzo dobrze. Po treningu poszłam w stronę pokoju, ale gdy byłam w połowie drogi, stanął przede mną jakiś facet. Wielki facet. Tak wielki, że widziałam tylko jego tors. Miał na sobie czerwoną bluzę. Bałam się podnieść głowę, chociaż nie wiem czemu. Przecież mógł to być poprostu ktoś z naszych siatkarzy, ale jednak czułam, że to ktoś inny.

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział XI

     Położyłam się na łóżku, próbując zasnąć po treningu i nocy. Za nic mi to nie szło, więc postanowiłam pójść do Ziomka, trochę sobie z nim pogadać. Kulturalnie zapukałam do drzwi, pokazując wszystkim naokoło, jakie to proste.
- Prosze! - wrzasnął Igła. Weszłam do pokoju. Krzysiek siedział na łóżku z Winiarem i oglądali coś w telewizji.
- Gdzie Łukasz?
- Poszedł się łasić do Andrei - powiedział Igła. Żeby się komuś nie skojarzyło. 'Łasić' w języku Igły oznacza poprostu 'rozmawiać'.
- Aha. - odwróciłam się na pięcie i chwyciłam na klamkę.
- Chodź no, co będziesz sama siedziała w pokoju? - zawołał mnie Michał. W sumie to nie miałam nic innego do roboty, więc usiadłam obok siatkarzy. Krzysiek ciągle przełączał kanały.
- Stóóój! Moda na sukces leciała! - wyrwał pilot Winiarski. Oboje popatrzeliśmy na niego, wytrzeszczając oczy i wyłączyliśmy telewizor. Igła zaczął opowiadać nam anegdotki ze swojego życia. Potem zaczął męczyć nas, żebyśmy teraz my coś opowiedzieli. Nie mam za ciekawego życia, ale opowiedziałam mu, jak to jacyś zagraniczni faceci przez godzinę za mną łazili, a kiedy im powiedziałam, żeby się odwalili, zaczęli śpiewać 'Trying not to love you', albo kiedy byłam na basenie ratownicy ciągle na mnie gwizdali. Krzysiek pokładał się ze śmiechu po moich słowach. Ja z Winiarem tylko na niego patrzyliśmy z miną 'Poker face'.
      Wróciłam do pokoju. Na korytarzu zobaczyłam Bartka.
- No wiem, nie musisz mówić. - wyprzedziłam go i ruszyłam do pokoju. Nagle ktoś delikatnie zapukał w drzwi.
- Wchodź Pit!
- Skąd wiedziałaś że to ja?
- No bo chyba tylko ciebie Bóg obdarował trudną umiejętnością pukania do drzwi. - Pit tylko dumnie popatrzył. - przyszedłeś w sprawie zakładu?
- No poniekąd, ale gdyby tego zakładu nie było... - powiedział głosem małego dziecka, bez jakiejkolwiek trudności. -... to i tak bym ci to powiedział! - dziwiło mnie to, z jaką łatwością wymawia te wsyzstkie słowa. Dał mi paczkę, którą miał za plecami i szybko wybiegł z pokoju. Otworzyłam. Było tam własnoręcznie zrobione pudełko, pomalowane na złoty kolor. Przypomniałam sobie, że przecież moja nagroda za MVP to była buletka Piotrka i powiedziałam że oprawię ją w złotą gablotkę i postawię na półce. Uśmiechnęłam się sama do siebie jak głupia i odłożyłam prezent na półkę. Wyszłam na korytarz, żeby podziękować Nowakowskiemu, ale znalazłam tylko Igłę.
- Pit kazał mi powiedzieć, że chce cię zaprosić na randkę... No, może nie kazał powiedzieć, ale zdecydowałem, że lepiej jeśli ja powiem, bo on coś spiepszy. - wyszczerzył się. Nagle zza jego pleców wysunął się Piter.
- Nie randkę, ty debilu! - trzepnął go w czoło, na co Krzysiek śmiał się jak nienormalny. - ja tak poprostu chciałem... Przejść się, bo Bartek jest zajęty i ze mną nie chce chodzić! - skarżył się środkowy.
- Bartuś nie chce z tobą chodzić? Biedaku... No dobra, za pół godziny będę przed hotelem - zaśmiałam się, sama nie wiedząc co robię. Przecież miałam traktować tą ich grę jak zabawę! Dlaczego z nim idę na randkę? Bo jest mi go żal, że jest taki nieśmiały? Bo chcę zrobić na złość pozostałej dwójce? Ja go lubiłam, bardzo lubiłam. Jak przyjaciela. Z drugiej strony, co zmieni jedno spotkanie? Przejdziemy się trochę po Sofii, wrócimy do ośrodka i będzie jak dawniej...Nie musiałam też obawiać się jakiś czułych wyznań ze strony Nowakowskiego... Z tego wszystkiego aż zaczęłam głośno ze sobą rozmawiać i właśnie w tym momencie wszedł Dziku.
- Czeeeść? Ja ci już nie przeszkadzam, tylko nie wiesz gdzie jest Zibi?
- Nie, nie wiem... - odpowiedziałam, a Michał nie odrywał ode mnie wzroku. Co się dziwić? Siedziałam na łóżku i gadałam ze sobą. To nie jest normalne... Popatrzyłam na zegarek. O kur..! Nawijałam tak przez 25 minut?! Szybko ubrałam się w normalne rzeczy, bo mieliśmy się wkońcu tylko przejść, gdyż Bartek nie chce chodzić z Pitem. Wyszłam przed hotel i czekałam.

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział X

     Rano obudził mnie okropny zapach piwa. Wygramoliłam się spod Bartmana i Kurka, którzy zmienili teraz pozycję tak, że mogłam 'spokojnie' wyjść. Wyciągnęłam z szafek wszystkie kubki, szklanki i filiżanki jakie miałam i zrobiłam kawę. Teraz przyszedł czas na budzenie chłopaków. Winiar, Ryży i pare innych chłopaków mówiło to samo: 'Mój łeb!'. Było też parę oryginalnych. Np. Bartek.
- Mówiłem ci już, że masz piękne oczy?! - wrzasnął. Chyba jeszcze się nie otrząsnął po wczoraj...
- Yym... niee. Sporo wczoraj mi powiedziałeś, ale tego akurat nie. - powiedziałam i wskazałam na kuchnię. Później obudziłam Pita.
- Jak to 'Nie ma Świętego Mikołaja?! Ale Zajączek Wielkanocny istnieje?!' - krzyknął przerażony. Został mi już tylko Zibi.
- Gdzie jest Igła?! - zapytał pełen nadziei, kiedy tylko lekko go dotknęłam. Tak swoją drogą to Bartman przypomniał mi, że nie obudziam jeszcze Krzyśka. Nie wiedziałam tylko jak to zrobić, bo cały czas leżał pod łóżkiem, a nie chciałam żeby uderzył się w głowę. Postanowiłam poprostu krzyknąć 'Igła!', ale reakcja była taka, jakby dostał workiem cegieł w łeb. Przywalił z całej siły w łóżko. Wszyscy odpowiedzieli wspólnym 'Łuu'. Siatkarze wypili około 10 kaw, i dopiero wtedy byli w stanie funkcjonować normalnie.
- A tak właściwie, to co ja ci mówiłem? - zapytał nieśmiało Bartek, jakby wcale nie chciał znać odpowiedzi.
- Przytulałeś moją nogę i gadałeś 'Kocham cię' ... - powiedziałam bez jakichkolwiek emocji. Kuraś uśmiechnął się w stronę Pita i Zbycha.
- Pf, na pijaka to każdy umie! - krzyknął obrażony Piotrek.
- No to zakładamy się? - zapytał kolegów Zibi, ruszając brwiami. - kto do końca dnia nie powie, ten odpada z gry.
     Cała trójka podała sobie ręce i kazali mi przeciąć. Nie zgodziłam się, bo nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam o co im chodzi. Szykował się dłuuugi dzień. Wygoniłam siatkarzy z pokoju, mówiąc, że chcę się umyć i przebrać i zeszłam na trening. Ten poranny trwał tylko godzinę, i mieliśmy go oczywiście na tej samej hali co siatkarze. Oni mnie prześladują! Kiedy skończyłyśmy trening, i chciałam już iść do pokoju, nagle zawołali mnie giganci.
- Jezus ... - mruknęłam.
- Miło mi, Krzysztof jestem! - powiedział ożywiony Igła.
- Grasz z nami? Ale teraz tak na poważnie? - zapytał Ziomek. Pomyślałam, że Łukaszowi się nie odmawia, bo to jedyny człowiek, na którym się nie zawiodłam. Trener Anastasi też bardzo prosił. Nie wiem co mu tak zależało, ale zapewne chłopaki go namówili.
- Okej.. - powiedziałam niepewnie. Stałam po 5 minut na każdej pozycji. Nie szła mi tylko zagrywka. Reszta była ok. Wkońcu skończyliśmy trening. W drodze do pokoju dorwał mnie Zibi.
- Nice, zaczekaj! - krzyczał za niego Igła. Zbychu zmieszany szedł obok mnie.
- Tak, wiem. Założyliście się, że jeśli nie powiecie mi do końca dnia, że mnie kochacie, to wylatujecie z gry. - przewróciłam oczami. - mówisz, czy nie mówisz, bo chciałabym po tej tregicznej nocy i tragicznym treningu wkońcu odpocząć...
- Doobra... - nie mógł z siebie wydusić dwóch łatwych słów, a mi na serio się spieszyło. - Kocham cię?
- Nie wiem? - odpowiedziałam mu, bo to było raczej pytanie, niż stwierdzenie.- widzisz?! To był twój genialny pomysł, a jąkasz się jak dziecko. - Bartman tylko prychnął, odwrócił się na pięcie i pobiegł do swojego pokoju.
- Dzieciaki... - powiedziałam pod nosem, kiedy tylko zamknęłam drzwi.

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział IX

     Czekałam na Krzyśka w drzwiach. Obrażony wyszedł z łazienki i bez słowa poszedł za mną na halę.
- Jakie jest imie żeńskie, od imienia Krzysztof? - zapytałam go z serdecznym uśmiechem.
- Nie wiem. - warknął mój towarzysz. Po chwili byliśmy już na miejscu.
- Cześć dziewczyny! Sory, że tak długo, ale przyprowadziłam Krystynę! - tak, tak, wiem, Krystyna to nie imię pochodzące od Krzysztofa, ale trudno. Igła zrobił się cały czerwony i nie patrząc na mnie, poszedł się rozciągać. Ja robiłam to samo, ale nie odrywałam wzroku, od mojego ucznia.
- Co to ma być?! Konkurs 'Kto zrobi ładniejszą literę 'V' ' , czy co?! - wydarłam się na niego, po czym rozciągnęłam mu nogi tak, że znajdowały się w linii prostej.
- Ałł! Przez ciebie już się nigdy nie wysikam! - jęknął.
      No dobra, może trochę przesadziłam, ale ja to robię codziennie, przez 7 lat. Chciałam mu tylko pokazać, że też się umiem odgryźć i że bycie cheerleaderką wcale nie jest takie łatwe.
- Krzysiu, bo powiem Iwonce! - krzyknęłam, kiedy zauważyłam, że rozmawia z moją trenerką. Prychnął na mnie i dalej się rozciągał. Odpuściłam mu wszelakie salta, bo by chłopina skończył swoją siatkarską przygodę rozwaleniem sobie głowy, czy coś. Odpuściłam mu też 'Jezioro łabędzie', którego zresztą i tak nie tańczymy, tylko go tak nastraszyłam. Nie zaszkodzi mu, jeśli się trochę rozciągnie i pobiega z pomponem po sali. Obrażony wyszedł z pomieszczenia, uciekając przede mną.
       Wzięłam szybki prysznic, ubrałam normalne ciuchy, czyli jeansy i bluzę z kapturem i zeszłam na kolację. Wszyscy byli już przy stołach. Zarówno siatkarze, jak i dziewczyny z klubu. Kiedy tylko Igła mnie zobaczył, usłyszałam 'No nie, znowu ona...'.
- Też cię kocham, Krzysiu ! -krzyknęłam na całą stółówkę. Libero chyba nie pochwalił się kolegom, o co chodzi, bo raczej pokładaliby się już ze śmiechu. Szybko zjedliśmy kolację i wyszliśmy do pokoi. Szłam za Winiarem, Bartkiem i Igłą.
- Ja to mam ochote się upić... - rozmarzył się Michał.
- Ja też. - jęknął Krzysiek. Nagle cała trójka odwróciła się w moją stronę, po czym wymownie na siebie spojrzeli. Nie wiedziałam o co im chodzi, i nie wiedzialam, czy chce to wiedzieć. Weszłam do pokoju, otworzyłam paczkę krakersów, włączyłam jakąś powtórkę meczu Barca - Real , odpaliłam laptopa i zaczęłam grać w 'Diablo'. Nagle drzwi energicznie się otworzyły i do mojego pokoju wszedł, a raczej wbiegł Igła i Winiar.
- Mama was nie uczyła, że się puka? - zapytałam, mierząc ich wzrokiem.
- Jak to mówią... Tam dom twój, gdzie ciastko twoje... - powiedział Krzysiek, namierzając wzrokiem pudełko krakersów, po czym zabrał ostatnie.
- Kto gra?! Ile jest?! - zaczął drzeć się Michał.
- 1:1 - powiedziałam spokojnie.
- Dla kogo?! - Po tych jego słowach, głowa opadła mi na klawiaturę laptopa.
- Grasz w 'Diablo'? Ktory poziom? Też gram! - krzyczał Ignaczak, ciesząc się jak dziecko. - Gdzie ty byłaś, kiedy ja się żeniłem?! - wrzasnął jeszcze głośniej. Nagle do pokoju weszła wataha.
- Ooto Pan Bóóg przyyjdzie, z rzeszą świętych nam przybędzie! - zaczął drzeć się Bartek.
- Ty, od kiedy taki religijny jesteś? - spojrzał na niego Winiar. Zobaczyłam, że Kurek i Nowakowski mają w rękach 5 siatek z piwami. Nie wiem ile łącznie ich było, ale coś około 50. Swoją drogą to nie wiem, jak je przewlekli przez hotel.
- Nie! U mnie nie będziecie pić! - powiedziałam, ale nic to nie dało, bo Pit już zaczął rozdawać wszystkim piwa. Ja nie wzięłam bo po pierwsze ktoś musiał być trzeźwy, a po drugie i tak go nie lubię. Wypili coś około dwu...nastu piw. Szykowała się dłuuga noc. Winiar cały czas siedział nosem w telewizorze, obok niego Igła i oglądali jakiś film. Nawet nie wiem o czym był, bo ich głowy zasłoniły sały ekran. Niestety usiadłam w dość złym towarzystwie, bo po mojej prawej stronie znajdował się Bartek, a po lewej Zibi. Dziku śpiewał 'List do M.' . Niby piosenka całkiem spoko, ale po trzech wykonaniach Kubiaka, stwierdziłam, że już jej nigdy nie posłucham. Śpiewał tak przez dobre 1,5 godziny.
- O! A ta chmurka wygląda jak piłka! - ożywił się nagle Pit, pokazując na okrągłą lampę.
- Koko, koko Euro spoko, leci Igła tam wysoko! - śpiewał Zibi, ale przerwał i zaczął palcem pokazywać, gdzie leci niewidoczny Krzysiek. Dało się słyszeć cichutkie 'Spadł' i zaczął kontynuować śpiewanie - Wszyscy razem zaśpiewajmy, potem w ryj mu dajmy!
         Po tych słowach, postanowił wybrać się na poszukiwanie Libero, który właśnie leżał w kuchni. Przynajmniej według Zbycha. Nie zrobił nawet kroku, a już spadł mi na brzuch, co poskutkowało głośnym jęknięciem z mojej strony. Potem Bartek zaczął przytulać się do mojej nogi, mówiąc 'Kocham cię!' , i tak na okrągło. ZB9 i Kurek wkońcu zasnęli, ale nie powiem, żebym była zadowolona, bo Bartman miażdżył mi brzuch, a ten drugi nogę. W pewniej chwili Igła pisnął i wskoczył pod łóżko.
- Co jest? - zapytałam ożywiona.
- Zły pan mnie porwie! - powiedział wskazując na telewizor. Przewróciłam oczami, i postanowiłam się przespać. Oparłam się łokciem o plecy Zibiego i usnęłam.

Rozdział VIII

     Następnego dnia, w środę, obudziło mnie walenie w drzwi. Zanim zorientowałam się o co chodzi, na środku pokoju stał Igła. Otarłam oczy, warcząc 'Czego?'.
- Idziesz z nami na trening. - oznajmił z uśmiechem.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale właśnie wyrzuciłeś mnie z łóżka. Myślisz, że rzucę ci się na szyję, zadowolona, że chcesz mnie wyciągnąć na trening?- zapytałam, ziewając.
- Wystarczy, jeśli powiesz 'Ok', ale jeśli chcesz jakoś czulej to spoko, tylko wiesz ... ja mam żonę...- zaczął bredzić Krzysiek, a ja połowy z tego nie rozumiałam. Spojrzałam na zegarek. 8.43.
- Ja mam zaraz trening.
- A gdybym ci powiedział, że tak TEORETYCZNIE... - starał się zaznaczyć to ostatnio słowo - ... zapytaliśmy twoją trenerke .. ale tak teoretycznie ! Czy mogłaby cię zwolnić z treningu ? I ona by się zgodziła ? - zrobił maślane oczy Igła.
- Tak teoretycznie, tak ? - spojrzałam na niego z udawanym zamyśleniem. - no dobra, ale jeśli komuś to nie będzie odpowiadało, bierzesz to na siebie . - oznajmiłam Ignaczakowi. Ten wybiegł z pokoju i zaczął wbiegać do pokoi siatkarzy, krzycząc, że 'Nice się zgodziła!'. Poszłam do łazienki, umyłam się, długie, brązowe włosy związałam w kucyka, ubrałam strój cheerleaderko- siatkarski i powędrowałam na halę. Zobaczyłam 14 gigantów i już miałam dosyć.
- A gdzie macie trenera, czy coś? - zapytałam, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Tutaj! - pomachał mi Pit, który siedział na sędziowskim krzesełku. - Jestem trenerem, lekarzem i sędziom.
    Podzieliliśmy się na drużyny. Nie odbyło się bez kłótni. Bartek i Zibi za wszelką cenę chceli być w drużynie ze mną, bo jak twierdzili 'Mieliby kolejny punkt w grze 'Zdobądź laskę. Poziom hard''. Wkońcu żaden z nich nie był w moim teamie. Po długiej namowie moich kolegów z boiska, ustawili mnie na pozycji libero, bo twierdziłam, że nie umiem blokować, atakować i serwować. Na tą wiadomość , bardzo ucieszył się Igła, który zwolnił miejsce Zatiemu. Ech... jakie on ma dobre serce... W mojej drużynie, był Jarski, Dziku, Kosa, Możdżon, Winiar i Ziomek. Cieszyłam się, że jest ten ostatni, bo to jedyny normalny siatkarz jakiego spotkałam. Większości piłek nie odebrałam, twierdząc, że 'Przecież to była Michała!' . Nikt nawet nie pytał, o którego Miśka mi chodziło, bo woleli nie wkurzać zdesperowanej 20-latki. Zarówno Dzikowi, jak i Winiarowi nie pasowało to, że zwalałam ciągle na nich, ale kiedy tylko Kubiak chciał walnąć prosto z mostu co o mnie sądzi, jak to on potrafi, dostawał od Ziomka w żebro. Wini traktował to bardziej na luzie, odgryzał się i śmiał.
      Męczyliśmy się ze sobą 2 godziny. Uśmiechnęłam się w stronę Dzika przepraszająco, pod koniec meczu. Chcieliśmy już zejść z boiska, ale Piter zagwizdał z całej siły w gwizdek. Chyba ogłuchłam...
- Właśnie zakończył się mecz Polska - Brazylia, a MVP dostaje ... - O, jednak słyszę! Nowakowski nie dokończył, bo wszyscy siatkarze znudzonym głosem powiedzieli 'Majka Piszcz...'. Podeszłam do 'sędziego', aby odebrać nagrodę, którą była pusta butelka po 'Jurajskiej', którą Pit sączył przez całe 2 godziny.
- Męczyłam się z wami cały trening, i dostaję oślinioną butelkę? - zapytałam, patrząc z obrzydzeniem na plastik.
- Ciiicho bądź! Za to że ci dałem MVP i tak ładnie i sprawiedliwie sędziowałem , zremisowałem w 'ZL.PH.' [Zdobądź laskę. Poziom hard.].
- No skoro tak, to chyba tą butelkę oprawię w jakąś złotą gablotkę i powieszę nad łóżkiem. - powiedziałam poważnie i poszłam do pokoju, żeby wziąść prysznic. Ledwo zdążyłam wyjść z łazienki, kiedy do mojego mieszkanka wleciała Justyna, koleżanka z klubu.
- No idziesz?! - wrzasnęła w drzwiach.
- Gdzie? - zrobiłam wielkie oczy.
- No na trening ? - popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
- No ale jak... przecież miało... - zaczęłam się jąkać, kiedy uświadomiłam sobie, że Igła mnie nabrał. - zaraz przyjdę.
        Kiedy tylko wyszła, pod nosem zaczęłam wyrzucać z siebie wszystkie znane mi przekleństwa, a potem ruszyłam w stronę drzwi Krzyśka. Nie zapukałam, tylko wdarłam się do pomieszczenia.
- Powiedziałeś, że trenerka mnie zwolniła z treningu, a nie go przesunęła! -wydarłam się na cały ośrodek.
- Taak, ale powiedziałem, że teoretycznie... -zaczął się tłumaczyć, ale za nic mu to nie szło. W tej chwili, niepodziewanie z łazienki wyleciał Rudy Kojot.
- Stary, z cheerleaderką nie zaczynaj ... Serio ... - powiedział pełen powagi.
- Przecież ty się przed chwilą ożeniłeś z cheerleaderką! - powiedziałam, zapominając o Igle.
- No właśnie! - zrobił minę zbitego psa, po czym poklepał Krzyśka po ramieniu. - Trzymaj się chłopie. -... i wyszedł.
- No dobra, to ja mam propozycję. - powiedziałam, uśmiechając się podstępliwie. - ty wyciągnąłeś mnie na trening, to ja wyciągnę ciebie. Pomachasz sobie trochę... - nie dokończyłam, bo Ignaczak się wtrącił.
- Ale ja nie mam czym! - oglądnął sam siebie. Zrobiłam minę 'Palm face'.
- ... pomponem. Porobisz kilka szpagatów, salt, zatańczysz 'Jezioro łabędzie'...
- Nie ma szans! Nigdy!
- 'Wystarczyło gdybyś powiedział 'Ok'. - zaczęłam go przedrzeźniać. Wkońcu się zgodził. Zatarłam ręce.
- Ubierz się, baletnico !

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział VII

      Weszłam do swojego malutkiego pokoju i ruszyłam w stronę łazienki, szykując się do snu. Kiedy wyszłam, na łóżku zauważyłam siedzącego, a raczej leżącego Bartka.
- Zgłupiałeś?! Na zawał bym padła! Po drugie ciesz się, że nie jestem w samym ręczniku, bo wtedy zaserwowałabym ci w twarz! - powiedziałam oburzona.
- Dobra, dobra, już, skończ! A tak wogóle to wcale bym się nie obraził, gdybyś przyszła w samym ręczniku... - wybuchnął śmiechem. - a w łeb od ciebie to mogę chyba dostać, ale z pompona! - teraz już leżał na podłodze, cały czerwony ze śmiechu.
- Tak? Jeszcze jakieś uwagi? - zapytałam cierpliwie i poważnie, stojąc z rękoma splecionymi na klatce piersiowej. Bartek natychmiast się uspokoił i wrócił na swoje poprzednie miejsce. - po co przyszedłeś?
- Żarówka! - wrzasnął .
- Co?! - zapytałam, już chcąc go ochrzanić.
- No bo to z tobą gadałem przez telefon, no nie? - zapytał z takim uśmiechem, jakby wygrał dziesięć milionów w Totka.
- Tak - wzdrygnęłam ramionami.
- Jesteśmy sobie pisani... - mruknął pod nosem i wybiegł na korytarz. Słyszałam tylko jego krzyk '1:0 Zbychu!'.
        Rano obudziłam się dość wcześnie i natychmiast zeszłam na stołówkę. Usiadłam z dziewczynami, bo wkońcu to z nimi tu przyjechałam. Chłopaki zaczęli piszczeć, że powinnam się przysiąść do nich, ale nie zwracając na nich uwagi, rozmawiałam z trenerką o szczegółach treningu. Nagle na moim talerzu pojawiła się zwinięta w kulkę serwetka. Odwinęłam ją. Znajdował się na niej tekst piosenki 'Call me Maybe' , podpis 'Zibi' , numer telefonu i dopisek 'Daj numer!'. Przewróciłam oczami, ale nagle wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam od siatkarzy pisak i napisałam na serwetce 'Zaśpiewaj 'Call me Maybe', to dam ci numer ;)'. Rzuciłam papierek i wybuchnęłam śmiechem. Dziewczyny patrzyły się na mnie zdziwione, a stolik obok pokładał się z radości. Zibiego zdecydowanie zatkało, ale wstał i spojrzał się na wszystkich. Jezu! Ci faceci zrobią wszystko, żeby tylko (mnie) wygrać.
        Zbyszek zaczął śpiewać swoim głosem, zupełnie nie pasującym do tej piosenki. Wyglądał zabawnie, bardzo zabawnie! Siatkarze z innych krajów śmiali się i komentowali, ale nic go nie obchodziło. Wkońcu skończył i natychmiast wyciągnął komórkę.
- 733936285 [cyfry przypadkowe] - powiedziałam, po czym wszyscy siatkarze zaczęli wpisywać numer do swoich telefonów. Popatrzyłam na Pita. Biedak , grał z nimi w ... 'Wojnę o laskę. Poziom hard' , a był z tej całej trójki najbardziej nieśmiały. Wogóle ta cała sytuacja bardzo mnie śmieszyła.
        Po śniadaniu poszliśmy na trening. Jako, że dziewczyny długo się przebierały, wyszłam na halę, na której mieliśmy trenować razem z siatkarzami i zaczęłam odbjać piłkę. Nagle podszedł do mnie Ziomek.
- Chcesz poodbijać? - zapytał z uśmiechem.
- W sumie... czemu nie? - zrobiłam identyczną minę jak on i sięgnęłam po Mikasę.
- Dlaczego nie siedzisz tam, z nimi? - zapytałam, kiedy zorientowalam się, że reszta siatkarzy jest po drugiej stronie siatki.
- A nie widzisz ich? - spojrzał na kolegów. Ja także. Winiar biegał obklejony krzyżykami z tejpów i obklejał nimi wszystkich i wszystko. Igła , z niewiadomych przyczyn kamerował sobie buty. Pit śpiewał coś wyjątkowo krzykliwego do butelki, która służyła mu za mikrofon. Dziku i Zibi wyjątkowo czule ze sobą rozmawiali, Możdżon czytał 'Gazetę Wyborczą', którą swoją drogą nie wiem jakim cudem znalazł w Sofii. Kiedy oderwałam wzrok od chłopaków, ponownie wróciliśmy do odbijania piłki. Po krótkiej chwili , zauważyłam Mikasę, która leciała prosto na głowę Łukasza. Nie zdążyłam nawet krzyknąć 'Uważaj!' .
- Igła! - warknął Ziomek. - układałem tą fryzure 10 minut!
- Gdyby to było 10 minut, to nie musiałbym lecieć do kibla, do Winiara! - odgryzł się Krzysiek.
       Żygadło z powagą układał swoje włosy. Wcale nie było mu do śmiechu. Nie był taki jak reszta chłopaków. No i dobrze! Trochę normalności się przyda...
       Kiedy dziewczyny wyszły z szatni musiałam pożegnać się z moim towarzyszem, mówiąc mu jeszcze 'Jest okey!' , gdy ostatni raz zapytał , czy jego fryzura jest dobra. Dziewczyny szeptały i obgadywały mnie. To nie nowość, już się do tego przyzwyczaiłam. Zaczęłyśmy się rozciągać. Podbiegł do mnie Pit.
- Kurde! Jak ty to robisz?! - szeroko otworzył oczy, kiedy zrobiłam szpagat.
- A wiesz... lata praktyki ... to nic takiego - powiedziałam z udawaną skromnością.
       Po treningu wróciliśmy do pokoi. Byłam zmęczona, więc położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział VI

     Wzięłam kluczyk, który dała mi sympatyczna, starsza pani. Miałam pokój numer 15, więc powoli ruszyłam na poszukiwania. Kiedy byłam już prawie na miejscu, usłyszałam za sobą jakieś głosy. Długo nie musiałam zastanawiać się kto to był, więc poszłam w stronę siatkarzy.
- Tak, tak, wiem. Jesteście tu zupełnie przez przypadek i nie ma to nic wspólnego z moim pokojem. - powiedziałam, przewracając oczami.
- Dobra jest! - krzyknął Pit do siebie.
      Zaczęłam im machać numerem 15 przed oczami, a oni podążali za nim wzrokiem, jakby byli  w jakimś transie. Wkońcu Bartek się otrząsnął.
- No okeey ... - zastanowił się. - skoro z włama do pokoju nic nie wyszło... to przyjdź o 18.00 do dziewiętnastki. Reszta chłopaków chyba też tam będzie.
      Odpowiedziałam krótkim 'Ok' i weszłam do swojego pokoju. Był w miarę normalny: dwa łóżka, szafa, jakieś komody, łazienka i mała kuchnia. Przejrzałam się w lustrze. Na głowie miałam siano, nie włosy, oczy na pół otwarte, przez moje spanie podczas drogi. Z drugiej strony nie wiedziałam, czy mam się doprowadzać do porządku, bo wtedy trójki siatkarzy od siebie nie odciągnę. Przypomniało mi się, że przecież nie przyjechałam tu, żeby siedzieć z nowymi kolegami, więc poszłam do pokoju naszej trenerki, żeby zapytać o której trening.
- Dzisiaj wam odpuszczę, ale jutro o 8.00 jest śniadanie, a potem idziemy na dwu-godzinny trening. Wieczorem też chyba poćwiczymy.
       Wpadłam szybko do swojego pokoju, tylko po to, żeby zabrać komórkę i zaczęłam szukać pokoju numer 19. Kiedy już go znalazłam, zaczęłam powoli uchylać drzwi, bo nie byłam pewna, czy na pewno są tam siatkarze. Dlaczego? Było strasznie cicho, a to do nich nie podobne. Wkońcu moje obawy odeszły, bo zobaczyłam dziesięć par oczu, wgapiających się we mnie. Stałam chwilę w drzwiach, kiedy Zibi pozrzucał wszystkich z łóżka na którym siedział, po czym zadowolony poinformował mnie, że mogę sobie usiąść.
- Kogo to wogóle pokój? - zapytałam, bo panowała straszna cisza.
- Nie widzisz? Tylko Igła zabiera swoim dzieciom Xboxa i Bumboxa, żeby się pobawić na turniejach..- powiedział Michał Kubiak.
         Igła uśmiechnął się szeroko, podłączając konsolę.
- Kto gra pierwszy? - zapytał, gdy mniej więcej wszystko było gotowe.
          Zgłosiłam się na ochotniczkę, w sumie sama nie wiem czemu i stanęłam przed telewizorem. Kazali mi biegać, rzucać, grać w siatkówkę, w nożną ... W końcu zaczęłam ściągać buty, które miałam cały czas założone.
- O! Gramy w rozbieranego? Doobra! - zacierał ręce Zibi, po czym trzepnęłam go w czoło. Po jakiejś godzinie, chłopakom znudziła się gra i usiedliśmy na łóżkach. Nagle zadzwoniła moja komórka.
- Podasz? - zapytałam Pita, który siedział na podłodze, przy komodzie, na której leżał telefon. Podniósł go, zerknął, rzucił mi, po czym z całej siły walnął głową w ziemię. Wszyscy obserwowaliśmy to z szeroko otwartymi oczami. Odebrałam. Dzwonił Adam.
- Czeeeeść! - wydarł się do słuchawki. - widziałaś siatkarzy?! I brata Kuby?! Masz autografy?! Gadałaś z nimi?! - mówił, nie przełykając śliny. W tej chwili z podłogi podniósł się Piotr, i zaczął macać się po czole, w poszukiwaniu guza, a kiedy się na niego natknął, zrobił taką minę, jakby był blisko płaczu.
- Wiesz co? Zadzwonię do ciebie później, dobra? - powiedziałam do słuchawki, z trudem powstrzymując śmiech. Nagle Piter palnął do mnie:
- Przytul! - i właśnie w tej chwili rzucił się na niego Igła. Dosłownie. Poprostu na niego wskoczył. Piotrek walnął tym razem tyłem głowy, o tą samą komodę. Podbiegłam do niego.
- Mam cię podnieść? - zapytałam leżącego faceta, trzymającego się na przód, i tył głowy.
- Nie podnieść! Masz przytulić! - Igła zaczął znowu szykować się do skoku, więc Nowakowski natychmiast wstał.
- Kto to Adam? - zapytał z wyrzutem. Zaśmiałam się.
- Mój młodszy brat... - powiedziałam i wszyscy zaczęli się śmiać. Zauważyłam, że robi się późno, więc pożegnałam się z chłopakami i ruszyłam do swojego pokoju.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział V

     Wstałam przed 4.00, żeby jeszcze dziesięć razy sprawdzić, czy wszystko spakowałam. Na łóżku leżał mój kochany pies - Molten. Był to bardzo żadki Biały Owczarek Niemiecki. Miałam jeszcze jednego psa. Setera Irlandzkiego o imieniu Mikasa. Adam miał jeszcze kota, Ragdolla, którego nazwał Ziom. Moim zdaniem dziwne imię dla kota, ale ktoś mógłby stwierdzić, że nazwanie psów firmami piłek też jest dość dziwne. Mimo wszystko, te zwierzęta były dla mnie najlepszymi przyjaciółmi. Pogadałam chwilę z Moltenem, pożegnałam się z resztą domu i uradowana wyszłam na dwór.
     Pobiegłam do miejsca zbiórki. Byłam pierwsza, to osiągnięcie! Nie zaliczyłam też gleby, ale dzień dopiero się zaczynał. Chwilę później przybiegła reszta dziewczyn. Ciągle tylko powtarzały 'Zobacze Zibiego!'. Szczerze mówiąc, też cały czas mówiłam do siebie, że wreszcie poznam siatkarzy, ale i mi, i im chodziło o coś innego. Westchnęłam tylko i weszłam do autobusu.
     Dojechaliśmy do Wrocławia, z którego mieliśmy wylecieć do Sofii.
- Nie wsiądę tu! - powiedziałam przestraszona, przed wejściem do samolotu. Bałam się latać, bo wystarczy, że jakiś malutki ptaszek niechcący wleci tam, gdzie nie powinien i już lecimy w dół. I to nie jest tak jak w samochodzie, że możesz wyskoczyć czy coś. Tutaj poprostu spadasz i nic cię nie uratuje. Weszłam do maszyny i powiedziałam do siebie:
- To jest samobójstwo... A niech się dzieje wola Boga... - pwoiedziałam, przełykając ślinę. Całą podróż miałam zamknięte oczy. Nie spałam, ale nie chciałam patrzeć na naszą śmierć. Nagle poczułam, że stoimy.
- Umarłam, czy dolecieliśmy? - wykrzyknęłam, podczas gdy wszyscy pasażerowie byli już przy wyjściu. Na lotnisku czekał na nas autobus obklejony biało-czerwoną flagą i napisem 'Polska'. Podróż do naszego hotelu trwała niecałe 15 minut. Wybiegłam pierwsza, zabrałam bagaże i ruszyłam w stronę drzwi budynku. Nagle poczułam, że ktoś stuka mnie w plecy. Odwróciłam się. To był Bartek Kurek.
- Ooo kurde! Jak wszystkie cheerleaderki takie będą to ja chce być waszym trenerem! - powiedział, kiedy tylko się odwróciłam.
- Skąd wiesz, że jestem cheerleaderką? - zapytałam. Później przypomniałam sobie, że powinnam mu mówić ' Pan Bartek' , ale wkońcu jest ode mnie niecałe 5 lat starszy.
- No wiesz... na Gibę nie wyglądasz.
      W tej chwili podszedł do nas Michał Winiarski.
- Siurak, skąd ty bierzesz takie laski?! - wrzasnął, a po chwili dodał głosem Jamesa Bonda- Jestem Winiarski. Michał Winiarski.
      Odwróciłam się w stronę moich koleżanek. Już stały przy Zibim i go obściskiwały. Ruszyłam w jego stronę, dwójka siatkarzy poszła za mną.
- Sory za koleżanki. - powiedziałam, kiedy udało mi się je od niego odciągnąć.
- W sumie ... możesz mi się jakoś za to odwdzięczyć ... - powiedział, mierząc mnie kilka razy od stóp do głów.
- Ej ej ej! Ona jest moja! - krzyknął Bartek, jakby gotowy na bójkę.
- Wojna? - zapytał Bartman pewny siebie.
- Wojna! - potwierdził Kuraś.
- W co gramy? - wtrącił się Pit, nie odrywając wzroku od komórki.
- Wojna o laskę. Poziom hard. - powiedział Zibi, cały czas patrząc się na mnie.
     Pit wyłączył telefon i rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych.
- O kur...de! Też gram!
      Nagle podbiegł Krzysiek Ignaczak.
- Wróciliście z polowania? - zapytał i uśmiechnął się szeroko.
- Ba! I patrz co upolowałem!
        Po chwili zrozumiałam, że nawet się nie przedstawiłam. Korzystając z chwili ciszy powiedziałam:
- Tak wogóle to jestem Maja.
- Dobra, dobra, mów dalej. - zaproponował rozmarzony Bartek.
- Mam 19 lat, w sumie to we wrześniu 20...
- Mnie interesuje tylko miejsce zamieszkania, numer telefonu, stan cywilny... - powiedział poważnie Zibi, a po chwili dodał - Jak chcesz możesz dodać  jeszcze numer stanika.
        Wszyscy się zaśmiali. Odpowiedziałam na pytania, które moim zdaniem były 'takie w miarę' i ruszyłam do recepcji.

Rozdział IV

     Po 5 godzinach jazdy, wkońcu dojechaliśmy do Wałbrzycha. Wbiegłam jak najszybciej do domu, a raczej miałam taki zamiar, bo w progu stała wielka torba, przez którą się przewróciłam. Na korytarz wybiegł Robert, a za nim jego dziewczyna.
- Mogliście mi jakoś inaczej przekazać, że mam tak wcześnie nie wracać - powiedziałam, wstając z podłogi.
     Brat zaśmiał się. Chwilę później usłyszałam z góry krzyki 'Majka! Majka!'. Adam przybiegł do mnie z pytaniem, czy wygramy turniej. Jego jedynego to interesowało. On też uwielbiał siatkówkę.
__

Tydzień później, kiedy wracałam z 'treningu' siatkówki, który prowadziła moja przyjaciółka, zauważyłam w skrzynce list. Serce zaczęło mi mocniej bić, kiedy zauważyłam, że to od jurry turnieju. Otworzyłam kopertę, ale zamknęłam oczy, a treść zasłoniłam ręką. Ludzie, którzy przechodzili obok, musieli mieć mnie za idiotkę. Otworzyłam jedno oko. Zobaczyłam tylko wytłuszczony napisz 'I miejsce'. Zaczęłam skakać, krzyczeć, aż wkońcu skończyło się to glebą. Ja już chyba tak mam. Każde miejsce muszę w ten sposób ochrzcić. Słyszałam tylko śmiech przechodniów.
     Wbiegłam uradowana do domu.
- No i kto jest mistrzem?! No kto?! - darłam się. Potem zaczęłam śpiewać ' Simply the best' , potem 'We are the champions' , aż wkońcu zakończyłam swój 10-minutowy występ saltem w tył. Coś zbiłam, ale to nie nowość. Podbiegł do mnie młodszy brat i teraz to on zaczął śpiewać i tańczyć.
- Na łeb wam coś spadło, czy co?! - wydarł się Robert, i w tej właśnie chwili o jego głowę odbiły się resztki lampy. Zaczęłam się śmiać jak jakaś nienormalna, i wkońcu pokazałam list. Obdzwoniłam wszystkie koleżanki z klubu, lekarzy, trenerów...
      Nie mogłam uwierzyć! Za dwa tygodnie będziemy w Sofii, bo tam zaczynamy naszą przygodę z siatkarzami. Natychmiast zabrałam się do zamawiania naszych stroi. Jak już mówiłam będą to kopie stroi siatkarskich. Nagle zadzowiła Julka. Nie wiedziałam, jak powiedzieć jej o siatkarzach. Ona trenowała siatkówkę od paru ładnych lat, a nigdy nie była na żadnym meczu... Strasznie było mi jej żal, ale obiecałam, że załatwię autografy wszystkich siatkarzy. Po moich słowach trochę się uspokoiła, w jej głosie usłyszałam radość. Cieszyłam się, że wszystko się układa!

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział III

- Dziewczyny, dzisiaj mamy występ... - zaczęła długą przemowę nasza trenerka.
- Serio? - powiedziałam lekceważąco. Jakoś wszystko mnie denerwowało. Kobieta zmierzyła mnie tylko wzrokiem i kontynuowała.
- Kiedy wybije 'godzina prawdy' NIKT nie może strzelać fochów - popatrzyła na mnie. Po chwili w jej ślady poszedł cały nasz klub.
- O co wam chodzi? Jeśli chodzi o SIATKÓWKĘ to jestem łagodna jak baranek. - uśmiechnęłam się wrednie, jak najbardziej zaznaczając, że wcale nie chodzi mi o cheerleaderki.
- Tyle nienawiści, w takiej ładnej dziewczynie ... - powiedziała pod nosem trenerka.
- Jak wygramy turniej to będziemy kwita . - powiedziałam do całej sali i wyszłam z niej. Kiedy wygramy będą miały mnie z głowy, bo wtedy spełnię swoje marzenie.
      Weszłam do pustego pokoju. Po chwili do pomieszczenia weszła też Paula. Patrzyła się na mnie, jak zbity pies. Ja skupiałam się na występie. Układałam sobie wszystko w głowie, rozmyślając nad wszelkimi figurami, jakie może sobie zażyczyć jurry.
       Wkońcu nadszedł czas występu. Kazali nam ubrać jakieś okropne stroje. Krzywiłam się, kiedy tylko je ubrałam i zobaczyłam się w lustrze.
- Majka... Wygrasz, to wybierzesz je sama! - powiedziała zrezygnowana trenerka.
- No i dobrze! - odpowiedziałam i wyszłam na halę. Niechętnie pomachałam widzom, kiedy przedstawiali kapitanów. Mieliśmy wystąpić jako pierwsi - czyli mieliśmy najgorzej. Nie wspomnę już dzięki komu. Mimo wszystko nikt nie odważył się zwrócić mi uwagi. Poszłam do sędziego, żeby powiedział mi, jakich figur mamy użyć w naszym pokazie. Nie było źle. Występ też poszedł szybko i teoretycznie moglibyśmy jechać już do domu. Niestety - siedzieliśmy i patrzyliśmy co robią inne kluby. Strasznie mi się nudziło. Staliśmy akurat przy wejściu na halę, więc co chwilę wchodziły tędy jakieś dziewczyny.
- Połamania nóg! - powiedziałam z uśmiechem jednej z nich. Oczywiście moja sympatia miała jakiś haczyk, i wszyscy czekali co ja, zbuntowana 19-latka wykombinuję. Podłożyłam nogę kapitance jednego z lepszych klubów.
- Majka! - krzyknęła trenerka.
- To idziemy? - uśmiechnęłam się. No wiem, może i nie byłam jakoś wielce dorosła jak na swój wiek, ale mój wredny charakter bardzo się przydawał. Ile facetów spławiłam moim sympatycznym wnętrzem... Wszyscy twierdzili, że byłam niesamowicie ładna, więc może dlatego tak przyciągałam do siebie ludzi.
- Geniuszu, jak myślisz, wygramy? - zapytała mnie kobieta.
- Odpowiem wam za 2 tygodnie. - powiedziałam. Wtedy właśnie miał przyjść list z informacją, które miejsce zajęliśmy.

Rozdział II

     Całą drogę na turniej przespałam w busie. Obudziłam się dopiero, kiedy byliśmy na parkingu. Wyszliśmy z pojazdu. Zobaczyłam dziewczyny z innych klubów, mierzące nas wzrokiem. Przepchnęłam się przez koleżanki, tylko po to, żeby odwzajemnić ich 'radość' na nasz widok.
- Majka ... - zaczęła kręcić głową trenerka.
- No co? Trzeba wystraszyć przeciwnika! - z takim pozytywnym nastawieniem ruszyłam do recepcji, żeby odebrać klucz do pokoju. Dziewczyny wogóle nie miały w sobie życia. Wpadłam na pomysł. W laptopie, którego nie wiem po jakiego grzyba wzięłam ze sobą, miałam zdjęcia naszych kochanych siatkarzy. Uśmiechnęłam się jak głupia do siebie i poszłam za Paulą do pokoju. Szybko odpaliłam sprzęt , ustawiłam zdjęcia, w taki sposób, żeby na ostatnim zdjęciu był siatkarz który je najbardziej zaskoczy. Niewątpliwie, wszystkie hotki lecą na Zibiego, a miałam jego zdjęcie bez koszulki. Super! Założę się, że będę musiała go potem przepraszać, za 'małolaty'.
     Mogłam sobie pozwolić na to, aby tak je nazywać, bo miałam 19 lat, a one średnio 13-16. Zawołałam do siebie wszystkie dziewczyny i powoli zaczęłam omawiać każdego siatkarza. Kiedy doszłam do Bartmana słyszałam tylko 'ooo, jaki fajny!' . Boże, co ja zrobiłam? One go rozszarpią! Nagle zadzwoniła mi komórka. Nie znałam numeru, ale odebrałam.
- Dzień dobry, czy mówi Maja Piszcz? - zapytał męski głos.
- Taak. A o co chodzi? - byłam wystraszona...
- I jesteś siostrą Adama?
- A coś mu się stało?! - wzbudził się we mnie siostrzany instynkt. Kurde, pierwszy raz w życiu!
- Nie, nie, tylko Kuba dał mi ten numer jak do niego dzwoniłem. Powiedział, że jest u jakiegoś Adama, a on ciągle wyprawia jakieś numery, więc wolałem się upewnić. Powiedział, że zna tylko ten numer i mi go dał.
- A pan jest jego tatą? - zapytałam już spokojniej.
- Co? Nie! Bratem! No tak, nie przedstawiłem się. Bartek jestem! - powiedział spokojnie. Zrobiłam się czerwona, a dziewczyny patrzyły na mnie , nie wiedząc co się stało.
- Achaa. Przepraszam...
- No dobra, skoro Kuba jest u was to dobrze. Możesz mu powiedzieć, że ...
- Ale... mnie nie ma w domu, jestem na turnieju... - za dużo mu powiem!
- Grasz w siatę?! - zapytał jak małe dziecko.
- Niee, nie taki turniej... Mniejsza z tym.. Muszę kończyć, cześć! - powiedziałam szybko. Nie chciałam, żeby wiedział, że jestem cheerleaderką. Jeśli wygramy to się dowie.
- Stara, z kim gadałaś? Masz chłopaka?! Zresztą, co byłoby w tym dziwnego, jesteś strasznie ładna, co innego charakter - zaczęły się śmiać.
- Młode! Nie podskakujcie! Idziemy na trening! Już! - powiedziałam wkurzona. Nie lubiłam kiedy ktoś mówił o tym, że nie mam chłopaka. Duużo ich do mnie zarywało, ale każdego spławiałam.
       Ruszyłyśmy w stronę hali. Teraz każdy był wystarczająco zdeterminowany, żeby wygrać ten turniej.

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział I

- Wstawaj siostra! - krzyknął mój 'kochany' braciszek. No tak, byłam już prawie spóźniona, na prawdopodobnie najważniejszy turniej w moim życiu. Musimy to wygrać!!
- Już, już... - mamrotałam pod nosem w drodze do łazienki. Robert stał zadowolony, że udało mu się wyrzucić mnie z łóżka. Miałam jeszcze jednego brata - Adama. On był jednak ode mnie dużo młodszy. Miał zaledwie 8 lat. Niby ciągle mnie wkurzał, ale chodził do klasy z bratem Bartka Kurka - Kubą. Wydawać by się mogło, że dzięki niemu mam kontakt z siatkarzem, ale żadko kiedy jest w Wałbrzychu, a kiedy już jest to nie wychodzi za dużo z domu. Co z tego? Teraz mam szansę spędzić z nim, jak i innymi siatkarzami całe wakacje.
       Zeszłam do kuchni. Mama kręciła się, szykując śniadanie. Byłam przeszczęśliwa, choć sama w to nie wierzyłam... Cieszyłam się, że jadę na turniej cheerleaderek?! Mimo wszystko odpowiedź była prosta - tak.
- Cześć braciszku! - powiedziałam do Adama , czochrając mu włosy - powiedz Kubie, że jego brat będzie miał nową znajomą! - uśmiechnęłam się szeroko do siebie. Widziałam, że mama pokręciłam głową. Dlaczego ona tak nie lubiła siatkówki?!
       Po śniadaniu wybiegłam z domu. Do sali miałam zaledwie 3 minuty drogi, a mimo wszystko zawsze się spóźniałam. Teraz też przyszłam, kiedy wszyscy byli na miejscu, ALE! Nie spóźniłam się. Dziewczyny nie były zachwycone. Trudno. Ja nie chciałam sobie psuć tego wyjazdu.
        Turniej miał wyglądać następująco: Występuje sześć drużyn. Każda z nich organizuje dwa występy. Muszą w nich znaleźć się figury, które zażyczy sobie sędzia główny, dlatego w żaden sposób nie możemy się przygotować. Mamy na to 10 minut. To jest najgorsze. Po występnie jedziemy do domu. O tym, czy wygraliśmy dowiemy się tydzień później. Do kapitana, czyli w naszym przypadku do mnie, przyślą list z wiadomością o zajętym miejscu. Zakładając, że wygramy, będę musiała wybrać stroje, w jakich wystąpimy na meczach. Z tego byłam akurat zadowolona, bo już widzę te słitaśne, różowe ubrania. Brr! Moja wizja była prosta : kopie stroi Repry.
         Przyjechał autobus. Usiadłam obok Pauli. Jedynej osoby w klubie, która mimo, że mnie nie rozumiała jednak starała się zachować pozory. I byłam jej za to baardzo wdzięczna. Podróż ciągnęła się w nieskończone. Nałożyłam słuchawki i zaczęłam słuchać siatkarskich piosenek. Do czasu wygranego turnieju tylko to mi pozostało .

czwartek, 17 stycznia 2013

Prolog .

- Trzymaj za nas kciuki ! - krzyknęłam do mojej kochanej przyjaciółki - Julki, kiedy wychodziłam z jej pokoju.
- Na pewno wygracie! Jesteście najlepszymi cheerleaderkami na świecie! - powiedziała z uśmiechem.
        Ja nienawidziłam machać pomponami przed publicznością. Zawsze ciągną mnie sport. Piłka nożna, ręczna, a zwłaszcza siatkówka. Może dlatego z takim optymiznem podeszłam do Mistrzostw Polski w cheerleaderstwie. Główną nagrodą był występ na wszystkich meczach reprezentacji Polski w siatkówce, w całym sezonie reprezentacyjnym. Jednak wolałam patrzeć na mecze z innej perspektywy, ale rodzice zawsze twierdzili, że sport jest dla facetów. Czy tego chcą, czy nie, i tak po kryjomu gram z moją przyjaciółką w siatkówkę.
       Wbiegłam do szatni, jak zawsze spóźniona o conajmniej 10 minut. Dobrze wiedziałam, że naszej surowej trenerce się to nie podobało, ale potrafiłam być nieprzyjemna dla ludzi i często to wykorzystywałam. W tym klubie jestem od 7 lat i przez ten czas zrobiłam tyle numerów, że stałam się już chyba legendą. Kiedyś przez miesiąc nie przychodziłam na treningi, po tym , jak trenerka nakrzyczała na mnie, że spóźniam się na treningi. Wróciłam dopiero, kiedy osobiście mnie przeprosiła. Taka już byłam.
- Cześć dziewczyny! Gotowe na jutro? - zapytałam z entuzjazmem. Wiedziałam, że wcale nie chcą brać udziału w tych zawodach, bo nienawidzą siatkówki tak bardzo, jak ja bycia cheerleaderką. Dla nich siatkarze byli tylko spoconymi facetami odbijającymi piłkę. Dla mnie byli ludźmi do naśladowania, podziwiałam ich i marzyłam, żeby wygrać ten turniej. Byłam kapitanem i , jak to mówi moja trenerka 'ideałem'. Według niej byłam tu niezbędna. Ja uważałam inaczej.
        Wyszłyśmy na salę i natychmiast zaczęłyśmy się rozciągać. Ludzie myślą, że jesteśmy słitaśnymi dziewczynkami machającymi pomponami. Tak nie było. Zwłaszcza w naszym klubie. Niejedna dziewczyna się tu nie dostała, a o mnie, nasza trenerka się wręcz zabijała. Nasze ciało było jak z gumy, ale żeby na to zapracować musiałyśmy pare ładnych lat robić rzeczy niewykonalne dla normalnego człowieka. I tak codziennie. Nie rozumiałam po co. Nie chciałam tego robić, aż do dzisiaj. Dzisiaj poczułam tego sens. Czułam, że wygramy ten turniej.
        Pod koniec treningu , trenerka zwróciła się do mnie.
- Majka, jutro o 8.00 przy sali. Tylko się nie spóźniaj, błagam cię!