Szliśmy powoli, tą śmieszną ścieżką Krzyśka. Gdy skończyła się jedna piosenka, organizator kazał wymyślać każdemu inną. Dziku zaczął śpiewać 'List do M.' na co odpowiedziałam głośnym jęknięciem, ale nie wytłumaczyłam dlaczego, bo chyba sama nie chciałabym wiedzieć, co robie po pijaku... chociaż jest jedno 'ale' - ja nie piję. No dobra, tu nie chodzi o mnie. Po Michale, przyszła kolej Pita.
- Gumisie harcują, po lesie szarżują... - zaczął śpiewać, a po chwili każdy zaczął nucić to pod nosem. Przeszliśmy przez jakieś pole i doszliśmy do lasu.
- Igła, robi się ciemno.. - powiedziałam.
- Spokojnie, mam GPS, zaraz będziemy w centrum!
- Ej, słyszeliście to? - Pit prawie wskoczył mi na plecy.
- Co ?! - wydarłam się na całą Bułgarię.
- No takie jakby warczenie... - w tym momencie zaczęliśmy się rozglądać i nasłuchiwać. - teraz jest głośniej ! - wyjęczał środkowy. Tak, my też to słyszeliśmy... Zaczęła się bieganina. Igła i Dziku wskoczyli na Możdżona, twierdząc, że zwierze pomyśli, iż to drzewo. Bartek, Zibi, Pit i Winiar wskoczyli w jakieś krzaki, reszta poszła na drzewo. Nie, nie na Marcina, tylko na drzewo. Ja stałam na ścieżce, nie wiedząc, czy uciekać, czy stać. Nagle zza drzew wyłoniło się zwierze podobne do wilka. Nie było jednak wilkiem, bo było za małe. Owczarek niemiecki. Zdziczały, ale owczarek niemiecki. Odetchnęłam. Z psami to ja się umiałam dogadać. Byłam wolontariuszką w schronisku i niejednego psa uratowałam od uśpienia. Zaczęłam mówić do psa łagodnym głosem, aż wkońcu podszedł na tyle blisko, że mogłabym go dotknąć. Teraz wszystko zależało od tego, czy zaufam zwierzęciu, czy zacznę uciekać. Wyciągnęłam dłoń, żeby mógł mnie powąchać. Więcej nie musiałam robić, bo owczarek sam zaczął łasić się do moich kolan. Odwróciłam się w strone siatkarzy.
- Czyżby ktoś czuł tu cykorię? - zapytałam z cwaniackim uśmiechem. Zeszli z drzew i powoli podeszli do mnie.
- No to wracamy, młodzieży ! - krzyknął Krzysiek, a ja wybuchnęłam śmiechem, ale wróciłam.
- Gdzie wyście się szlajali?! - wrzasnął trener Anastasi w drzwiach. Chłopaki zaczęli mnie szturchać.
- Byliśmy się przewietrzyć... Jak to zawsze powtarzała moja trenerka 'Dobrze jest przewietrzyć mózg przed wysiłkiem' .. - powiedziałam. Andrea tylko się uśmiechnął i poszedł do pokoju.
* * * * *
- Majka, mogłabym cię prosić? - do mojego mieszkanka weszła kobieta. Widziałam po jej twarzy, że płakała.
- Jasne.. - poszłam za nią. - co się stało?
- Dzisiaj przyszły wyniki badań, które zrobiłam... okazało się, że mam raka... - powiedziała i znowu zaczęła plakać. Zatkało mnie. Jak to raka? - nie chcę, żebyś mi współczuła, wogóle nic nie mów, tylko proszę cię, żebyś zajęła się klubem... Już teraz.
- Jak to 'już teraz'? Wyjeżdża pani? - zapytałam, także ze łazmi w oczach.
- Tak.. - wyszła z pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że ciągnęła za sobą walizkę. Stałam, patrzyłam w podłogę i wyłączyłam się.
- Dziewczyny ... - zaczęłam, kiedy wezwałam do siebie cały klub. - teraz to ja będę was trenować... - łamał mi się głos - nie pytajcie co, jak i gdzie. Poprostu.
Wyszłam i ruszyłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Dlaczego to wszystko musiało stać się akurat teraz - dzień przed finałem Ligi Światowej?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz