niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział XIII

     Spojrzałam w górę, sparaliżowana. Stał przede mną, a raczej nade mną Dmitrij Muserski. Tak, właśnie on, we własnej osobie. Pewnie normalnie rzuciłabym się na niego, prosząc o autograf, ale facet patrzył się na mnie jakimś psychopatycznym wzrokiem. A może tylko mi się wydawało? No nie wiem, ale nie przekonywał mnie jakoś...
- Hi! - przywitał się niby normalnie, a jednak nienormalnie. Nie odpowiedziałam, tylko szukałam wzrokiem polskich siatkarzy. No pewnie! Jak nie są potrzebni to wszędzie ich pełno, a jak jestem w potrzebie to nigdzie ich nie ma. Rusek zaczął zasypywać mnie pytaniami jak się nazywam, jak się tu znalazłam i skąd jestem. Nagle z pokoju wyszedł Bartek i Winiar. Kamień spadł mi z serca.
- I mówie ci stary, facet miał takiego bica, a ja do niego... - przerwał Kurek, bo zauważył mój błagalny wzrok.
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytał po angielsku Muserski.
- Wieczór to ona ma już zajęty! - nawet nie wiem, skąd wziął się obok mnie Bartek. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się szeroko. Ledwo wytrzymywałam, żeby nie zdjąć jego ręki, ale byłoby to ryzykowne. Kiedy tylko Rucek się odwrócił, zrzuciłam kończynę Bartka.
- No weź, bo pomyśli że jednak nie jesteś zajęta! - krzyknął i tym razem chwycił mnie za rękę. Kopnęłam go w piszcel.
- No teraz to na pewno będzie myślał, że jesteśmy razem ... - mruknęłam, ominęłam Winiara i ruszyłam do pokoju. Do końca dnia, no, prawie do końca miałam spokój, bo pojutrze chłopaki grają pierwszy mecz, więc trener troszkę ich pomęczył. Pod koniec dnia zebraliśmy się w pokoju Igły i Ziomka. Nie było żadnej grubszej imprezy. Pokrytykowaliśmy trochę polskie seriale. Tak wogóle to stwierdziliśmy, że teksty aktorów są oklepane, a żarty bardziej sucharowe niż te Krzyśka i Winiara. Potem rozeszliśmy się po pokojach, obdzwoniłam całą rodzinę i poszłam spać.
      Następny dzień minął spokojnie. Baardzo spokojnie. Dlaczego? Chłopaki mieli przerąbane. Rano śniadanie, potem 4 godziny treningu, obiad, omówienie strategii gry, siłka, kolacja, masaż, spanie. My miałyśmy podobnie, tylko trochę więcej wolnego. Poza tym, masaż, który tylko wydaje się po nazwie przyjemny i odprężający mieliśmy z głowy, bo jako iż jestesmy cheerleaderkami codziennie się rozciągamy. Co do chłopaków twierdzili że było to najgorsze 20 minut w ich życiu.
                                                                            . . . . . . .
Piątek. Dzisiaj, chcąc nie chcąc, wybije godzina zero. Ale to dla siatkarzy, my się nie musimy martwić. Ustawiłam się w kolejce po moją jajecznicę.
- Ej, Bułgarzy usiedli przy naszym stole... - warknął Zbychu.
- To może ich przeprosimy i powiemy, że to nasz stolik? - zaproponował dumny Pit.
- No co ty, stary! Oplują nas, tak jak Igłę!
- Ile razy ja mam powtarzać...
- Tak, tak, Krzysiu, wiemy... - powiedzieli wszyscy chórem. Śniadanie było strasznie ciche, więc postanowiłam jakoś zagadać.
- Nie stresujecie się wogóle?
- Jak to mówił mój stary i dobry przyjaciel, Paweł Woicki... - zaczął Bartek.
- To ty się kiedyś przyjaźniłeś z Małym?! - ożywił się Winiar.
- No wiesz, gadałem z nim ... na treningu... raz... No więc, jak to mówił mój stary i dobry przyjaciel...
- Stary to może i tak, ale czy dobry? - wybuczał Guma, a Bartek tylko zabił go wzrokiem.
- JAK TO MÓWIŁ MÓJ STARY I DOBRY PRZYJACIEL, WOIK - wywrzeszczał na całą stołówkę -  'Jeśli nie ma tremy przd meczemto znak, że trzeba kończyć z siatkówką. Przed każdym meczem musi być trema, musi być duży stres, bo to mobilizuje bardzo.'

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz