Wstałam przed 4.00, żeby jeszcze dziesięć razy sprawdzić, czy wszystko spakowałam. Na łóżku leżał mój kochany pies - Molten. Był to bardzo żadki Biały Owczarek Niemiecki. Miałam jeszcze jednego psa. Setera Irlandzkiego o imieniu Mikasa. Adam miał jeszcze kota, Ragdolla, którego nazwał Ziom. Moim zdaniem dziwne imię dla kota, ale ktoś mógłby stwierdzić, że nazwanie psów firmami piłek też jest dość dziwne. Mimo wszystko, te zwierzęta były dla mnie najlepszymi przyjaciółmi. Pogadałam chwilę z Moltenem, pożegnałam się z resztą domu i uradowana wyszłam na dwór.
Pobiegłam do miejsca zbiórki. Byłam pierwsza, to osiągnięcie! Nie zaliczyłam też gleby, ale dzień dopiero się zaczynał. Chwilę później przybiegła reszta dziewczyn. Ciągle tylko powtarzały 'Zobacze Zibiego!'. Szczerze mówiąc, też cały czas mówiłam do siebie, że wreszcie poznam siatkarzy, ale i mi, i im chodziło o coś innego. Westchnęłam tylko i weszłam do autobusu.
Dojechaliśmy do Wrocławia, z którego mieliśmy wylecieć do Sofii.
- Nie wsiądę tu! - powiedziałam przestraszona, przed wejściem do samolotu. Bałam się latać, bo wystarczy, że jakiś malutki ptaszek niechcący wleci tam, gdzie nie powinien i już lecimy w dół. I to nie jest tak jak w samochodzie, że możesz wyskoczyć czy coś. Tutaj poprostu spadasz i nic cię nie uratuje. Weszłam do maszyny i powiedziałam do siebie:
- To jest samobójstwo... A niech się dzieje wola Boga... - pwoiedziałam, przełykając ślinę. Całą podróż miałam zamknięte oczy. Nie spałam, ale nie chciałam patrzeć na naszą śmierć. Nagle poczułam, że stoimy.
- Umarłam, czy dolecieliśmy? - wykrzyknęłam, podczas gdy wszyscy pasażerowie byli już przy wyjściu. Na lotnisku czekał na nas autobus obklejony biało-czerwoną flagą i napisem 'Polska'. Podróż do naszego hotelu trwała niecałe 15 minut. Wybiegłam pierwsza, zabrałam bagaże i ruszyłam w stronę drzwi budynku. Nagle poczułam, że ktoś stuka mnie w plecy. Odwróciłam się. To był Bartek Kurek.
- Ooo kurde! Jak wszystkie cheerleaderki takie będą to ja chce być waszym trenerem! - powiedział, kiedy tylko się odwróciłam.
- Skąd wiesz, że jestem cheerleaderką? - zapytałam. Później przypomniałam sobie, że powinnam mu mówić ' Pan Bartek' , ale wkońcu jest ode mnie niecałe 5 lat starszy.
- No wiesz... na Gibę nie wyglądasz.
W tej chwili podszedł do nas Michał Winiarski.
- Siurak, skąd ty bierzesz takie laski?! - wrzasnął, a po chwili dodał głosem Jamesa Bonda- Jestem Winiarski. Michał Winiarski.
Odwróciłam się w stronę moich koleżanek. Już stały przy Zibim i go obściskiwały. Ruszyłam w jego stronę, dwójka siatkarzy poszła za mną.
- Sory za koleżanki. - powiedziałam, kiedy udało mi się je od niego odciągnąć.
- W sumie ... możesz mi się jakoś za to odwdzięczyć ... - powiedział, mierząc mnie kilka razy od stóp do głów.
- Ej ej ej! Ona jest moja! - krzyknął Bartek, jakby gotowy na bójkę.
- Wojna? - zapytał Bartman pewny siebie.
- Wojna! - potwierdził Kuraś.
- W co gramy? - wtrącił się Pit, nie odrywając wzroku od komórki.
- Wojna o laskę. Poziom hard. - powiedział Zibi, cały czas patrząc się na mnie.
Pit wyłączył telefon i rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych.
- O kur...de! Też gram!
Nagle podbiegł Krzysiek Ignaczak.
- Wróciliście z polowania? - zapytał i uśmiechnął się szeroko.
- Ba! I patrz co upolowałem!
Po chwili zrozumiałam, że nawet się nie przedstawiłam. Korzystając z chwili ciszy powiedziałam:
- Tak wogóle to jestem Maja.
- Dobra, dobra, mów dalej. - zaproponował rozmarzony Bartek.
- Mam 19 lat, w sumie to we wrześniu 20...
- Mnie interesuje tylko miejsce zamieszkania, numer telefonu, stan cywilny... - powiedział poważnie Zibi, a po chwili dodał - Jak chcesz możesz dodać jeszcze numer stanika.
Wszyscy się zaśmiali. Odpowiedziałam na pytania, które moim zdaniem były 'takie w miarę' i ruszyłam do recepcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz