Rano obudził mnie okropny zapach piwa. Wygramoliłam się spod Bartmana i Kurka, którzy zmienili teraz pozycję tak, że mogłam 'spokojnie' wyjść. Wyciągnęłam z szafek wszystkie kubki, szklanki i filiżanki jakie miałam i zrobiłam kawę. Teraz przyszedł czas na budzenie chłopaków. Winiar, Ryży i pare innych chłopaków mówiło to samo: 'Mój łeb!'. Było też parę oryginalnych. Np. Bartek.
- Mówiłem ci już, że masz piękne oczy?! - wrzasnął. Chyba jeszcze się nie otrząsnął po wczoraj...
- Yym... niee. Sporo wczoraj mi powiedziałeś, ale tego akurat nie. - powiedziałam i wskazałam na kuchnię. Później obudziłam Pita.
- Jak to 'Nie ma Świętego Mikołaja?! Ale Zajączek Wielkanocny istnieje?!' - krzyknął przerażony. Został mi już tylko Zibi.
- Gdzie jest Igła?! - zapytał pełen nadziei, kiedy tylko lekko go dotknęłam. Tak swoją drogą to Bartman przypomniał mi, że nie obudziam jeszcze Krzyśka. Nie wiedziałam tylko jak to zrobić, bo cały czas leżał pod łóżkiem, a nie chciałam żeby uderzył się w głowę. Postanowiłam poprostu krzyknąć 'Igła!', ale reakcja była taka, jakby dostał workiem cegieł w łeb. Przywalił z całej siły w łóżko. Wszyscy odpowiedzieli wspólnym 'Łuu'. Siatkarze wypili około 10 kaw, i dopiero wtedy byli w stanie funkcjonować normalnie.
- A tak właściwie, to co ja ci mówiłem? - zapytał nieśmiało Bartek, jakby wcale nie chciał znać odpowiedzi.
- Przytulałeś moją nogę i gadałeś 'Kocham cię' ... - powiedziałam bez jakichkolwiek emocji. Kuraś uśmiechnął się w stronę Pita i Zbycha.
- Pf, na pijaka to każdy umie! - krzyknął obrażony Piotrek.
- No to zakładamy się? - zapytał kolegów Zibi, ruszając brwiami. - kto do końca dnia nie powie, ten odpada z gry.
Cała trójka podała sobie ręce i kazali mi przeciąć. Nie zgodziłam się, bo nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam o co im chodzi. Szykował się dłuuugi dzień. Wygoniłam siatkarzy z pokoju, mówiąc, że chcę się umyć i przebrać i zeszłam na trening. Ten poranny trwał tylko godzinę, i mieliśmy go oczywiście na tej samej hali co siatkarze. Oni mnie prześladują! Kiedy skończyłyśmy trening, i chciałam już iść do pokoju, nagle zawołali mnie giganci.
- Jezus ... - mruknęłam.
- Miło mi, Krzysztof jestem! - powiedział ożywiony Igła.
- Grasz z nami? Ale teraz tak na poważnie? - zapytał Ziomek. Pomyślałam, że Łukaszowi się nie odmawia, bo to jedyny człowiek, na którym się nie zawiodłam. Trener Anastasi też bardzo prosił. Nie wiem co mu tak zależało, ale zapewne chłopaki go namówili.
- Okej.. - powiedziałam niepewnie. Stałam po 5 minut na każdej pozycji. Nie szła mi tylko zagrywka. Reszta była ok. Wkońcu skończyliśmy trening. W drodze do pokoju dorwał mnie Zibi.
- Nice, zaczekaj! - krzyczał za niego Igła. Zbychu zmieszany szedł obok mnie.
- Tak, wiem. Założyliście się, że jeśli nie powiecie mi do końca dnia, że mnie kochacie, to wylatujecie z gry. - przewróciłam oczami. - mówisz, czy nie mówisz, bo chciałabym po tej tregicznej nocy i tragicznym treningu wkońcu odpocząć...
- Doobra... - nie mógł z siebie wydusić dwóch łatwych słów, a mi na serio się spieszyło. - Kocham cię?
- Nie wiem? - odpowiedziałam mu, bo to było raczej pytanie, niż stwierdzenie.- widzisz?! To był twój genialny pomysł, a jąkasz się jak dziecko. - Bartman tylko prychnął, odwrócił się na pięcie i pobiegł do swojego pokoju.
- Dzieciaki... - powiedziałam pod nosem, kiedy tylko zamknęłam drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz