niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział XII

     Wyszłam przed ośrodek. Pit stał już w drzwiach, czytając skład żelków.
- Wiesz z czego zrobione są żelki? - powiedział skrzywiony.
- Tak, wiem.... Idziesz, czy nie? - zapytałam, kiedy byłam już kilka króków przed nim.
      Szczerze mówiąc, to nie wiem gdzie ten wielki dzieciak chciał iść, bo przez całą drogę nie odrywał wzroku od opakowania słodyczy.
- Ooo! Chodźmy do Mc'donalds'a!! - krzyknął siatkarz, gdy przechodziliśmy obok budynku. Jezus! Nie wiem, jak z nim wytrzymuje Bartek... A nie, jednak wiem - on jest identyczny, tylko może trochę bardziej rozgarnięty. Odrobinkę! Z góry powiedziałam, żeby Pit nie zamawiał zestawu Happy Meal. Troche się zasmucił, bo twierdził, że 'była taka odjazdowa zabawka!'. Ten facet ma 25 lat, zamawia zestaw Happy Meal, budzi się , pytając czy Święty Mikołaj istenie i codziennie czyta skład jakiegoś produktu. Mimo wszystko, nie da się go nie kochać! Tylko bez skojarzeń!
      Kiedy wracaliśmy, mijaliśmy setki sklepów, a Pit przy prawie każdym z nich się zatrzymywał.
- Jak myślisz, dlaczego na te spodnie mówi się jeansy? - zapytał, ciągnąc mnie przed wystawę sklepową. Czasami zastanawiam się, czy on tylko przy nas udaje takiego ... 'dziwnego', bo przecież potrafi udzielić normalnego wywiadu, potrafi być poważny.
- Może dlatego, że są z jeansu? - odpowiedziałam znudzona. Gdy weszliśmy do naszego hotelu, przy schodach stał Bartek i patrzył na mnie z wyrzutami.
- Co jest? - zapytałam przerażona.
- Gdzie ty byłaś z tym debilem?! - popatrzył na Pita.
- W centrum.
- Z nim?!
- No bo powiedział, że ty z nim nie chciałeś iść, to co miałam zrobić? - po tych moich słowach, Bartek walnął palm 'fejsa'. Weszłam do pokoju i glebnęłam się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziła mnie trenerka, bo wybiła godzina treningu. Wyszłam z pokoju, w kierunku hali. Słyszałam tylko śmiechy siatkarzy.
- O co wam chodzi?! - wrzasnęłam na nich.
- Nic, nic... - powiedzieli chórem, pokładając się ze śmiechu. Zobaczyłam, że przyszedł Piter.
- Pit, czy ja mam coś na plecach? - zapytałam, bo reszta siatkarzy ciągle pokazywała na tą część mojego ciała.
- O, masz tejpy! Co wy, nie widzieliście ich? - zapytał dumny z siebie. Wszyscy rzucili się na niego, a on zaczął piszczeć i chować się we wszystkich kątach hali.
      Omówiłam z trenerką szczegóły występu na meczu, który miał odbyć się już za dwa dni. Potem przystąpiłam do treningu i zdradziłam dziewczynom, jak będzie wyglądała nasza robota. Co do układu, to musiałam się nieźle nagłówkować, bo przy naszych 'kochanych' orzełkach, nie można za dużo filozofować. Zwłaszcza, że pomieszkam sobie obok nich, przez dobre kilka tygodni. Nasza trenerka odpuściła nam dzisiaj jakiś większych ćwiczeń. Dzisiaj był taki organizacyjny trening, więc usiadłam na trybunach i patrzyłam jak grają siatkarze. Na szczęście nie męczyli mnie dzisiaj, żebym pograła z nimi i baardzo dobrze. Po treningu poszłam w stronę pokoju, ale gdy byłam w połowie drogi, stanął przede mną jakiś facet. Wielki facet. Tak wielki, że widziałam tylko jego tors. Miał na sobie czerwoną bluzę. Bałam się podnieść głowę, chociaż nie wiem czemu. Przecież mógł to być poprostu ktoś z naszych siatkarzy, ale jednak czułam, że to ktoś inny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz