środa, 23 stycznia 2013

Rozdział VII

      Weszłam do swojego malutkiego pokoju i ruszyłam w stronę łazienki, szykując się do snu. Kiedy wyszłam, na łóżku zauważyłam siedzącego, a raczej leżącego Bartka.
- Zgłupiałeś?! Na zawał bym padła! Po drugie ciesz się, że nie jestem w samym ręczniku, bo wtedy zaserwowałabym ci w twarz! - powiedziałam oburzona.
- Dobra, dobra, już, skończ! A tak wogóle to wcale bym się nie obraził, gdybyś przyszła w samym ręczniku... - wybuchnął śmiechem. - a w łeb od ciebie to mogę chyba dostać, ale z pompona! - teraz już leżał na podłodze, cały czerwony ze śmiechu.
- Tak? Jeszcze jakieś uwagi? - zapytałam cierpliwie i poważnie, stojąc z rękoma splecionymi na klatce piersiowej. Bartek natychmiast się uspokoił i wrócił na swoje poprzednie miejsce. - po co przyszedłeś?
- Żarówka! - wrzasnął .
- Co?! - zapytałam, już chcąc go ochrzanić.
- No bo to z tobą gadałem przez telefon, no nie? - zapytał z takim uśmiechem, jakby wygrał dziesięć milionów w Totka.
- Tak - wzdrygnęłam ramionami.
- Jesteśmy sobie pisani... - mruknął pod nosem i wybiegł na korytarz. Słyszałam tylko jego krzyk '1:0 Zbychu!'.
        Rano obudziłam się dość wcześnie i natychmiast zeszłam na stołówkę. Usiadłam z dziewczynami, bo wkońcu to z nimi tu przyjechałam. Chłopaki zaczęli piszczeć, że powinnam się przysiąść do nich, ale nie zwracając na nich uwagi, rozmawiałam z trenerką o szczegółach treningu. Nagle na moim talerzu pojawiła się zwinięta w kulkę serwetka. Odwinęłam ją. Znajdował się na niej tekst piosenki 'Call me Maybe' , podpis 'Zibi' , numer telefonu i dopisek 'Daj numer!'. Przewróciłam oczami, ale nagle wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam od siatkarzy pisak i napisałam na serwetce 'Zaśpiewaj 'Call me Maybe', to dam ci numer ;)'. Rzuciłam papierek i wybuchnęłam śmiechem. Dziewczyny patrzyły się na mnie zdziwione, a stolik obok pokładał się z radości. Zibiego zdecydowanie zatkało, ale wstał i spojrzał się na wszystkich. Jezu! Ci faceci zrobią wszystko, żeby tylko (mnie) wygrać.
        Zbyszek zaczął śpiewać swoim głosem, zupełnie nie pasującym do tej piosenki. Wyglądał zabawnie, bardzo zabawnie! Siatkarze z innych krajów śmiali się i komentowali, ale nic go nie obchodziło. Wkońcu skończył i natychmiast wyciągnął komórkę.
- 733936285 [cyfry przypadkowe] - powiedziałam, po czym wszyscy siatkarze zaczęli wpisywać numer do swoich telefonów. Popatrzyłam na Pita. Biedak , grał z nimi w ... 'Wojnę o laskę. Poziom hard' , a był z tej całej trójki najbardziej nieśmiały. Wogóle ta cała sytuacja bardzo mnie śmieszyła.
        Po śniadaniu poszliśmy na trening. Jako, że dziewczyny długo się przebierały, wyszłam na halę, na której mieliśmy trenować razem z siatkarzami i zaczęłam odbjać piłkę. Nagle podszedł do mnie Ziomek.
- Chcesz poodbijać? - zapytał z uśmiechem.
- W sumie... czemu nie? - zrobiłam identyczną minę jak on i sięgnęłam po Mikasę.
- Dlaczego nie siedzisz tam, z nimi? - zapytałam, kiedy zorientowalam się, że reszta siatkarzy jest po drugiej stronie siatki.
- A nie widzisz ich? - spojrzał na kolegów. Ja także. Winiar biegał obklejony krzyżykami z tejpów i obklejał nimi wszystkich i wszystko. Igła , z niewiadomych przyczyn kamerował sobie buty. Pit śpiewał coś wyjątkowo krzykliwego do butelki, która służyła mu za mikrofon. Dziku i Zibi wyjątkowo czule ze sobą rozmawiali, Możdżon czytał 'Gazetę Wyborczą', którą swoją drogą nie wiem jakim cudem znalazł w Sofii. Kiedy oderwałam wzrok od chłopaków, ponownie wróciliśmy do odbijania piłki. Po krótkiej chwili , zauważyłam Mikasę, która leciała prosto na głowę Łukasza. Nie zdążyłam nawet krzyknąć 'Uważaj!' .
- Igła! - warknął Ziomek. - układałem tą fryzure 10 minut!
- Gdyby to było 10 minut, to nie musiałbym lecieć do kibla, do Winiara! - odgryzł się Krzysiek.
       Żygadło z powagą układał swoje włosy. Wcale nie było mu do śmiechu. Nie był taki jak reszta chłopaków. No i dobrze! Trochę normalności się przyda...
       Kiedy dziewczyny wyszły z szatni musiałam pożegnać się z moim towarzyszem, mówiąc mu jeszcze 'Jest okey!' , gdy ostatni raz zapytał , czy jego fryzura jest dobra. Dziewczyny szeptały i obgadywały mnie. To nie nowość, już się do tego przyzwyczaiłam. Zaczęłyśmy się rozciągać. Podbiegł do mnie Pit.
- Kurde! Jak ty to robisz?! - szeroko otworzył oczy, kiedy zrobiłam szpagat.
- A wiesz... lata praktyki ... to nic takiego - powiedziałam z udawaną skromnością.
       Po treningu wróciliśmy do pokoi. Byłam zmęczona, więc położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz