piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział I

- Wstawaj siostra! - krzyknął mój 'kochany' braciszek. No tak, byłam już prawie spóźniona, na prawdopodobnie najważniejszy turniej w moim życiu. Musimy to wygrać!!
- Już, już... - mamrotałam pod nosem w drodze do łazienki. Robert stał zadowolony, że udało mu się wyrzucić mnie z łóżka. Miałam jeszcze jednego brata - Adama. On był jednak ode mnie dużo młodszy. Miał zaledwie 8 lat. Niby ciągle mnie wkurzał, ale chodził do klasy z bratem Bartka Kurka - Kubą. Wydawać by się mogło, że dzięki niemu mam kontakt z siatkarzem, ale żadko kiedy jest w Wałbrzychu, a kiedy już jest to nie wychodzi za dużo z domu. Co z tego? Teraz mam szansę spędzić z nim, jak i innymi siatkarzami całe wakacje.
       Zeszłam do kuchni. Mama kręciła się, szykując śniadanie. Byłam przeszczęśliwa, choć sama w to nie wierzyłam... Cieszyłam się, że jadę na turniej cheerleaderek?! Mimo wszystko odpowiedź była prosta - tak.
- Cześć braciszku! - powiedziałam do Adama , czochrając mu włosy - powiedz Kubie, że jego brat będzie miał nową znajomą! - uśmiechnęłam się szeroko do siebie. Widziałam, że mama pokręciłam głową. Dlaczego ona tak nie lubiła siatkówki?!
       Po śniadaniu wybiegłam z domu. Do sali miałam zaledwie 3 minuty drogi, a mimo wszystko zawsze się spóźniałam. Teraz też przyszłam, kiedy wszyscy byli na miejscu, ALE! Nie spóźniłam się. Dziewczyny nie były zachwycone. Trudno. Ja nie chciałam sobie psuć tego wyjazdu.
        Turniej miał wyglądać następująco: Występuje sześć drużyn. Każda z nich organizuje dwa występy. Muszą w nich znaleźć się figury, które zażyczy sobie sędzia główny, dlatego w żaden sposób nie możemy się przygotować. Mamy na to 10 minut. To jest najgorsze. Po występnie jedziemy do domu. O tym, czy wygraliśmy dowiemy się tydzień później. Do kapitana, czyli w naszym przypadku do mnie, przyślą list z wiadomością o zajętym miejscu. Zakładając, że wygramy, będę musiała wybrać stroje, w jakich wystąpimy na meczach. Z tego byłam akurat zadowolona, bo już widzę te słitaśne, różowe ubrania. Brr! Moja wizja była prosta : kopie stroi Repry.
         Przyjechał autobus. Usiadłam obok Pauli. Jedynej osoby w klubie, która mimo, że mnie nie rozumiała jednak starała się zachować pozory. I byłam jej za to baardzo wdzięczna. Podróż ciągnęła się w nieskończone. Nałożyłam słuchawki i zaczęłam słuchać siatkarskich piosenek. Do czasu wygranego turnieju tylko to mi pozostało .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz