czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 55.

- 17 minut spóźnienia! JA mam 17 minut spóźnienia! Co powiedzą  ludzie z FIVB jak się o tym dowiedzą?! - panikował Anastasi, kiedy tylko wbiegliśmy do szatni. No przecież to nie moja wina, że Zati i Pit rzucali się naszym kluczem, który wkońcu wylądował w dwumetrowej trawie...
- Ale trenerze, pan się nie denerwuje, przecież mamy jeszcze ... 4 minuty. - wyszczerzył się Igła, patrząc na zegarek.
- A mogłem siedzieć we Włoszech. Byłbym teraz szanowanym trenerem dobrej, kulturalnej i PUNKTUALNEJ drużyny... - dokładnie zaznaczył to słowo.
- Ej, on do nas pije? - zdziwił sie Zibi. - My to niby nie jesteśmy kulturalni? - zapytał, głośno żując gumę, otwierając przy tym usta. Wszyscy popatrzyli na niego z politowaniem.
- Nie, nie jesteście. - stwierdził z obrzydzeniem.

- Co on kurna myśli, że my jesteśmy jak ci Włosi? Że jemy tylko makaron, i pijemy wytworne wino?! - darł się Bartek, kiedy Andrea wyszedł z szatni. - My jesteśmy w Polsce, tutaj żremy ziemniaki i popijamy je piwem, a kiedy już trafi nam się jakiś makaron to konsumujemy go jak świnie, a win to nawet nie odróżniamy! - powiedział, szukając wsparcia w naszych oczach. Niestety, nie znalazł go. - No co, nie jest tak?!
- Chyba zmienią wam trenera na Polaka... - poklepałam go po ramieniu i wyszłam na halę, żeby zająć swoje miejsce.
W sumie nie wiem, jak szło Złotoryjcom na meczu, bo całe spotkanie przegadałam z Karolem, który na (nie)szczęście nie grał. Nie powiem, żeby była to jakoś wielce sympatyczna rozmowa...
- Maja, czy my wogóle jesteśmy razem? - wypalił nagle.
- No tak.. Chyba. - dodałam po chwili, widząc jego minę.
- Jesteś pewna, że to co nas łączy jest prawdziwe? - zapytał z niedowierzeniem.
- Nie wiem. Wiem, że tak jest dobrze, przynajmniej dla mnie.
- Czyli nie jesteśmy parą?
- Karol... - jęknęłam. W sumie sama nie wiedziałam, jak można nazwać to uczucie. To chyba nie była jakaś wielka miłość, ale na pewno to uczucie było większe, niż zwykła przyjaźń.
- Nie no dobra. Tak w sumie to mi chyba też odpowiada taka sytuacja, jaka jest teraz. - powiedział, a potem siedzieliśmy już w ciszy, do czasu, aż obok nas nie pojawił się Igła.
- Co gołąbki? - zapytał.
- No właśnie nie gołąbki. - mruknęłam i oparłam się na łokciach. Teraz oboje z Kłosem byliśmy w tej samej pozycji.
- Jaki macie problem? Wujek Krzysiek jest dobry w sprawach damsko-męskich. - wyszczerzył się, ale nie zamierzaliśmy mu odpowiedzieć. - No nie mówcie, że zerwaliście!
- Jeszcze nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- No bo co?! Bo ze sobą nie śpicie?! - oburzył się. - Przecież wy jesteście do siebie stworzeni! Wy musicie być razem, no! - wrzeszczał na całą halę, co słyszęli wszyscy kibice. A niech mają podnietę, że znają dramaty miłosne Karola Kłosa... - Wy musicie być ze sobą do końca! A za pare lat będzie jak w tej piosence: - odchrząknął i przygotował się do śpiewania.
- Nie rób tego, Igła, nie waż się! - krzyknęłam, ale było już za późno.
- Czy dasz radę kochać, mimo, że ja, nie umiem już sam, bez ciebie wstaaać? - wydarł się na cały głos.
- Igła, chyba właśnie skompromitowałeś się przed tysiącami ludzi... - stwierdziłam.
- Wcale nie? To jest filozoficzna piosenka o starym małżeństwie. O takich was za pare lat.
- Nie. To nie jest piosenka o starym małżeństwie. - skrzywiłam się.
- Co wy tam wiecie o piosenkach... - prychnął, a naszą konwersację przewał sygnał oznaczający, że któryś z trenerów poprosił o przerwę. Rozdałam chłopakom ręczniki i napoje, po czym ponownie opadłam na krześle.

Ostatecznie nasi wygrali mecz 3:1. Weszliśmy do jakiegoś śmiesznego, małego autobusu, bo podobno serbski autobus się zepsuł, no a przecież gości trzeba dobrze ugościć, dlatego nasza wspaniałomyślna reprezentacja Polski ofiarowała im swój piękny i duży autobus, przez co musięliśmy jechać w jakimś małym busiku.
- Siadajcie w trzech! - wrzasnął Andrea, który wygodnie usadowił swoją torbę i bluzę na siedzeniu obok.
Powędrowałam do Karola, ale gdy tylko doszłam do jego fotela zobaczyłam obok niego Wronę i Zatorskiego.
- Paweł, wyjdź. - rozkazałam, ale Pawełek przy Andrzeju przestaje być posłusznym dzieciakiem. Nie to nie, bez łaski, Majeczka sobie poradzi. Foch. Zmierzyłam całą trójkę wzrokiem i ruszyłam w stronę Zibiego i Dzika, który siedzieli w dwójkę.
- Misiu kochany, wpuścisz mnie? - zwróciłam się do Kubiaka.
- Słyszałem to! - wrzasnął Kłos, a z moich ust wydobyło się tylko ciche "No i dobrze".
- Jasne, wchodź, tak będzie raźniej, co nie Zbyszek? - wyszczerzył się w stronę Bartmana.
- Kubiak masz przejebane! - ponownie wydarł się Karol.

- Zimno troche, co nie?! - krzyknęłam tak, aby usłyszał to Wąski. Natychmiast zerwał się z krzesła, ściągając z siebie bluzę, ale (nie)stety wyprzedził go Zibi.
- Trzymaj! - podał mi kurtkę. Założyłam ją na siebie i przez 10 minut jazdy musiałam mieć na sobie spocony i mokry ciuch. Ech, zemsta wymaga poświęceń...
Weszłam do pokoju, w którym siedział już Olek. Chyba skończył gadać przez telefon z żoną, bo był jakiś taki spłoszony. Nagle na korytarzu usłyszałam dzikie śmiechy.
- Co jest?! - zapytałam, wystawiając głowę za drzwi. Zobaczyłam Bartka i Zibiego tarzających się po podłodze.
- No bo... - zaczął Kurek, ale nie skończył, bo naszła go kolejna fala śmiechu. - No bo Pit... - fala zalewa Tytanica... - No bo on! - teraz to już Tytanic jest na dnie. (czyt. Bartek leży na podłodze i się zapowietrza). - No ja nie mogę tego powiedzieć, bo jak o tym myśle, to zaczynam się śmiać! - poskarżył się i pobiegł razem ze Zbychem do okna. - No chodź, to zobaczysz! - krzyknął i kiedy podszedł do okna ponownie zaczął się ryć.
_____
Wiem, że jesteście na mnie źli, obrażeni i wgl strajkujecie i nie komentujecie. Rozumiem! Przepraszam, że tak rzadko dodaję te rozdziały, ale muszę poprawiać strasznie dużo sprawidzianów, żeby moja średnia jakoś wyglądała.
Kolejnego rozdziału spodziewajcie się w przyszły piątek ;c
Przepraszam! :'(

6 komentarzy:

  1. LEJĘ Z TEGO !!!
    "Wy musicie być ze sobą do końca! A za pare lat będzie jak w tej piosence: - odchrząknął i przygotował się do śpiewania.
    - Nie rób tego, Igła, nie waż się! - krzyknęłam, ale było już za późno.
    - Czy dasz radę kochać, mimo, że ja, nie umiem już sam, bez ciebie wstaaać? - wydarł się na cały głos.
    - Igła, chyba właśnie skompromitowałeś się przed tysiącami ludzi... - stwierdziłam." <----------To jest najlepsze ♥
    ZAJEBISTY ROZDZIAŁ I WGL. ZACZEKAM NA NN. Poprawiaj te oceny, żebyś wakacje miała beztroskie i nie musiała się niczym martwić ;D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajefajny blog zapraszam do mnie: http://siatkowkaamoimzyciem.blogspot.com/ : )

    OdpowiedzUsuń
  3. e tam, nie przepraszaj :) nie zrozumie ten co bloga nie piszę i nie wie ile to czasu zajmuje :D powodzenia z ocanami. ja tą straszną rzecz mam narazie za sobą xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Ciekawe co będzie dalej?! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahaha xd Hahahahahahaha xd Hahahahahaha xd <--- i tak przez cały rozdział xd
    - Misiu kochany, wpuścisz mnie? - zwróciłam się do Kubiaka.
    - Słyszałem to! - wrzasnął Kłos, a z moich ust wydobyło się tylko ciche "No i dobrze".
    - Jasne, wchodź, tak będzie raźniej, co nie Zbyszek? - wyszczerzył się w stronę Bartmana.
    - Kubiak masz przejebane! - ponownie wydarł się Karol.
    Uwielbiam to ^^ O tak, zemsta jest słodka :DDD
    Wybaczam to, że tak rzadko dodajesz, bo rozdziały są świetne ;)
    Zapraszam na nowy http://nie-mam-nic.blogspot.com/ ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział :D Kurek i napad śmiechu. Ciekawe co ten Pit zrobił xd zapraszam do mnie : http://marzenia-rzeczywistoscia.blogspot.com/

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń