wtorek, 6 sierpnia 2013

Epilog

`...Poczuj, jak wspaniale jest latać i fruń jak najwyżej po marzenia...`

<KLIK>

10 lat później... rok 2024.

- Skurcz kur*a! - wrzeszczał Borowski, kapitan polskiej reprezentacji, gwiazdka sportu. Za jego ostatni transfer do Trentino zapłacono tyle, co za średniej klasy piłkarza. Nienawidziłam tego faceta. Po chwili został zniesiony z boiska. - Co tak siedzisz?! - wydarł się w moją stronę.
- Oj, sory. Paznokieć mi się złamał. - spojrzałam na niego z pogardą. Zaraz po tym zdarzeniu podbiegł do mnie Zati, człowiek, który jako jedyny został jeszcze w tej drużynie. Reszte albo wyrzucono, albo odeszła sama, twierdząc, że nie ma zamiaru siedzieć wśród tak prymitywnych osób. W zasadzie mieli rację, ja też nie zamierzałam tu długo siedzieć. Trzymał mnie tu tylko Paweł, jednak nie zwracając uwagi na jego obecność obok mnie, zerknęłam na komórkę. Od około 2 lat było to moim uzależnieniem.
- Odłóż to wkońcu, gramy mecz! - wrzasnął Zatorski, a ja aż podskoczyłam.
- Skąd mam wiedzieć, czy za chwilę nie zadzwoni moja matka, że z Maćkiem coś nie tak?! - odwrzeszczałam mu.
- Dlaczego ty już nie jesteś tą samą Majką Piszcz, którą poznaliśmy 11 lat temu? - spojrzał się na mnie z nadzieją w oczach.
- Bo teraz mam męża, dziecko i dom na głowie. Zresztą tak, jak i ty. Powinieneś interesować się swoją rodziną, a nie moją. - warknęłam. - Poza tym, też już nie jesteś tym samym Zatim. - powiedziałam ciszej. On tylko przeczochrał moje włosy i usiadł na ławkę. Po chwili zadzwonił telefon. Jak głupia zaczęłam walczyć z własnymi spodniami, żeby wkońcu moja ręka trafiła do kieszeni. Nawet nie patrzyłam na numer, poprostu odebrałam.
- No czeeeeść! - krzyknął ktoś radosnym głosem.
- Kto mówi? - zapytałam z ulgą, że z Maćkiem raczej wszystko ok.
- No nie mów, że nie poznajesz. - fuknął nieznajomy. - To, że mam 45 lat, to jeszcze nie oznacza, że tak zmienił mi się głos.
- Igła! - wyrwało mi się na całą halę. I trudno się dziwić. Ostatni raz kogoś ze starej reprezentacji (pomijając Karola) słyszałam z dobre 8 lat temu.
- Słuchaj. Sprawa jest. Tak sobie właśnie pomyślałem, że dawno się wszyscy nie widzieliśmy. Może zrobimy sobie jakieś spotkanie, hę? - na moją odpowiedź nie musiał długo czekać. Przekazałam informację Zatiemu, i oboje tylko czekaliśmy, żeby tez mecz jak najszybciej się skończył.
- Cicho siedź teraz, ja mu to powiem. - zatrzymałam młodego libero (tfu, jakiego młodego? Trzy dyszki minęły, staruszek) przy drzwiach wejściowych. Ten jednak nie zwracając uwagi na me "umięśnione" ręce, wbiegł do domu, drąc się, że spotkamy starą reprezentację. Miałam ochotę go zabić, ale niestety minęły te czasy, w których bezkarnie można było bić siatkarzy. Teraz na wszystko, czujnym okiem patrzy dziecko.
- Co wam się stało? - skrzywił się Kłosu.

(tydzień później. Piątek. 20.00)

Stanęłam przed umówiąną restauracją i wpatrywałam się w drzwi. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale czułam, że za chwilę, całe moje wnętrze zacznie tak niesamowicie wariować, że nie będzie mogło mnie nic powstrzymać. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazało się kilkunastu siatkarzy. Podbiegłam do najbliższego, Winiara, przytuliłam się do niego i w takiej pozycji zastygłam na kilka minut. Musiało to wyglądać dziwnie, ale nie widziałam ich około 8 lat, a byli dla mnie jak rodzina, z początku nie potrafiłam bez nich żyć, ale potem wkońcu trzeba było dać sobie z liścia i uświadomić, że oni mają też własne życie, że to sportowcy i nie będą zawsze na moje zawołanie, a teraz znowu mam ich tak blisko...
Nie dało się opisać mojej radości. Poprostu czułam się jak ptak. Wydawało mi się, że wszystkie problemy uciekły, że byłam lekka i gotowa, aby odlecieć. By odlecieć jak najwyżej, po marzenia. Po marzenia, które już przecież w pewnym stopniu były spełnione. Teraz wystarczyło już tylko cieszyć się chwilą. Wystarczyło już tylko obiecać sobie, że nigdy nie spieprze sobie tego pięknego życia, że nie zapomnę o tych ludziach, że nie będę bała się wspomnień. Teraz chcę żyć pełną piersią. Bo warto.
_______________

Jedno. Wielkie.
Przepraszam.

2 komentarze:

  1. A tam marudzisz. Mnie się ten epilog podoba, chociaż nie potrafię wyobrazić sobie tej reprezentacji za 10 lat. Mam nadzieję, że będzie jednak bardziej zgrana, niż ta którą opisałaś ;) W końcu kadetów też mamy wspaniałych i uwierzymy, że oni też sporo ugrają dla Polski :D Szkoda, że zwariowana historia Majki i Karola dobiegła końca, bo naprawdę ich polubiłam. Mimo wszystko Maja miała wspaniałe życie, bo praca u boku naszych Złotoryjców to sama przyjemność :D Dorze, że to wszystko tak się potoczyło, że sama udowodniła sobie, iż warto spełniać marzenia. Pokazała, że jeśli robi się to, co się kocha, to życie nabiera sensu. W każdym razie dziękuję Ci za to opowiadanie, bo było naprawdę świetne i myślę, że jeszcze kiedyś, w zimowe popołudnie z kubkiem gorącej czekolady w ręce powrócę do niego jeszcze raz z takim samym zainteresowaniem :) (ależ to głębokie.... xd)
    Przy okazji, tak jak prosiłaś informuje o pojawieniu się szóstki na http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Łezka zakręciła mi się w oku, gdy czytałam epilog. Szkoda, że to już koniec. Jedno z moich ulubionych opowiadań, a muszę Cię zapewnić, że jest ich bardzo mało :D

    OdpowiedzUsuń