czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 55.

- 17 minut spóźnienia! JA mam 17 minut spóźnienia! Co powiedzą  ludzie z FIVB jak się o tym dowiedzą?! - panikował Anastasi, kiedy tylko wbiegliśmy do szatni. No przecież to nie moja wina, że Zati i Pit rzucali się naszym kluczem, który wkońcu wylądował w dwumetrowej trawie...
- Ale trenerze, pan się nie denerwuje, przecież mamy jeszcze ... 4 minuty. - wyszczerzył się Igła, patrząc na zegarek.
- A mogłem siedzieć we Włoszech. Byłbym teraz szanowanym trenerem dobrej, kulturalnej i PUNKTUALNEJ drużyny... - dokładnie zaznaczył to słowo.
- Ej, on do nas pije? - zdziwił sie Zibi. - My to niby nie jesteśmy kulturalni? - zapytał, głośno żując gumę, otwierając przy tym usta. Wszyscy popatrzyli na niego z politowaniem.
- Nie, nie jesteście. - stwierdził z obrzydzeniem.

- Co on kurna myśli, że my jesteśmy jak ci Włosi? Że jemy tylko makaron, i pijemy wytworne wino?! - darł się Bartek, kiedy Andrea wyszedł z szatni. - My jesteśmy w Polsce, tutaj żremy ziemniaki i popijamy je piwem, a kiedy już trafi nam się jakiś makaron to konsumujemy go jak świnie, a win to nawet nie odróżniamy! - powiedział, szukając wsparcia w naszych oczach. Niestety, nie znalazł go. - No co, nie jest tak?!
- Chyba zmienią wam trenera na Polaka... - poklepałam go po ramieniu i wyszłam na halę, żeby zająć swoje miejsce.
W sumie nie wiem, jak szło Złotoryjcom na meczu, bo całe spotkanie przegadałam z Karolem, który na (nie)szczęście nie grał. Nie powiem, żeby była to jakoś wielce sympatyczna rozmowa...
- Maja, czy my wogóle jesteśmy razem? - wypalił nagle.
- No tak.. Chyba. - dodałam po chwili, widząc jego minę.
- Jesteś pewna, że to co nas łączy jest prawdziwe? - zapytał z niedowierzeniem.
- Nie wiem. Wiem, że tak jest dobrze, przynajmniej dla mnie.
- Czyli nie jesteśmy parą?
- Karol... - jęknęłam. W sumie sama nie wiedziałam, jak można nazwać to uczucie. To chyba nie była jakaś wielka miłość, ale na pewno to uczucie było większe, niż zwykła przyjaźń.
- Nie no dobra. Tak w sumie to mi chyba też odpowiada taka sytuacja, jaka jest teraz. - powiedział, a potem siedzieliśmy już w ciszy, do czasu, aż obok nas nie pojawił się Igła.
- Co gołąbki? - zapytał.
- No właśnie nie gołąbki. - mruknęłam i oparłam się na łokciach. Teraz oboje z Kłosem byliśmy w tej samej pozycji.
- Jaki macie problem? Wujek Krzysiek jest dobry w sprawach damsko-męskich. - wyszczerzył się, ale nie zamierzaliśmy mu odpowiedzieć. - No nie mówcie, że zerwaliście!
- Jeszcze nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- No bo co?! Bo ze sobą nie śpicie?! - oburzył się. - Przecież wy jesteście do siebie stworzeni! Wy musicie być razem, no! - wrzeszczał na całą halę, co słyszęli wszyscy kibice. A niech mają podnietę, że znają dramaty miłosne Karola Kłosa... - Wy musicie być ze sobą do końca! A za pare lat będzie jak w tej piosence: - odchrząknął i przygotował się do śpiewania.
- Nie rób tego, Igła, nie waż się! - krzyknęłam, ale było już za późno.
- Czy dasz radę kochać, mimo, że ja, nie umiem już sam, bez ciebie wstaaać? - wydarł się na cały głos.
- Igła, chyba właśnie skompromitowałeś się przed tysiącami ludzi... - stwierdziłam.
- Wcale nie? To jest filozoficzna piosenka o starym małżeństwie. O takich was za pare lat.
- Nie. To nie jest piosenka o starym małżeństwie. - skrzywiłam się.
- Co wy tam wiecie o piosenkach... - prychnął, a naszą konwersację przewał sygnał oznaczający, że któryś z trenerów poprosił o przerwę. Rozdałam chłopakom ręczniki i napoje, po czym ponownie opadłam na krześle.

Ostatecznie nasi wygrali mecz 3:1. Weszliśmy do jakiegoś śmiesznego, małego autobusu, bo podobno serbski autobus się zepsuł, no a przecież gości trzeba dobrze ugościć, dlatego nasza wspaniałomyślna reprezentacja Polski ofiarowała im swój piękny i duży autobus, przez co musięliśmy jechać w jakimś małym busiku.
- Siadajcie w trzech! - wrzasnął Andrea, który wygodnie usadowił swoją torbę i bluzę na siedzeniu obok.
Powędrowałam do Karola, ale gdy tylko doszłam do jego fotela zobaczyłam obok niego Wronę i Zatorskiego.
- Paweł, wyjdź. - rozkazałam, ale Pawełek przy Andrzeju przestaje być posłusznym dzieciakiem. Nie to nie, bez łaski, Majeczka sobie poradzi. Foch. Zmierzyłam całą trójkę wzrokiem i ruszyłam w stronę Zibiego i Dzika, który siedzieli w dwójkę.
- Misiu kochany, wpuścisz mnie? - zwróciłam się do Kubiaka.
- Słyszałem to! - wrzasnął Kłos, a z moich ust wydobyło się tylko ciche "No i dobrze".
- Jasne, wchodź, tak będzie raźniej, co nie Zbyszek? - wyszczerzył się w stronę Bartmana.
- Kubiak masz przejebane! - ponownie wydarł się Karol.

- Zimno troche, co nie?! - krzyknęłam tak, aby usłyszał to Wąski. Natychmiast zerwał się z krzesła, ściągając z siebie bluzę, ale (nie)stety wyprzedził go Zibi.
- Trzymaj! - podał mi kurtkę. Założyłam ją na siebie i przez 10 minut jazdy musiałam mieć na sobie spocony i mokry ciuch. Ech, zemsta wymaga poświęceń...
Weszłam do pokoju, w którym siedział już Olek. Chyba skończył gadać przez telefon z żoną, bo był jakiś taki spłoszony. Nagle na korytarzu usłyszałam dzikie śmiechy.
- Co jest?! - zapytałam, wystawiając głowę za drzwi. Zobaczyłam Bartka i Zibiego tarzających się po podłodze.
- No bo... - zaczął Kurek, ale nie skończył, bo naszła go kolejna fala śmiechu. - No bo Pit... - fala zalewa Tytanica... - No bo on! - teraz to już Tytanic jest na dnie. (czyt. Bartek leży na podłodze i się zapowietrza). - No ja nie mogę tego powiedzieć, bo jak o tym myśle, to zaczynam się śmiać! - poskarżył się i pobiegł razem ze Zbychem do okna. - No chodź, to zobaczysz! - krzyknął i kiedy podszedł do okna ponownie zaczął się ryć.
_____
Wiem, że jesteście na mnie źli, obrażeni i wgl strajkujecie i nie komentujecie. Rozumiem! Przepraszam, że tak rzadko dodaję te rozdziały, ale muszę poprawiać strasznie dużo sprawidzianów, żeby moja średnia jakoś wyglądała.
Kolejnego rozdziału spodziewajcie się w przyszły piątek ;c
Przepraszam! :'(

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 54

Rano wstałam około 8.00 i natychmiast ruszyłam na stołówkę, gdzie siedziało już pół reprezentacji.
- Dlaczego mi nikt kurna nie powiedział, że trening jest później?! - wydarł się Zibi. Andrea rozejrzał się po pomieszczeniu.
- No przecież powiedziałem Olkowi, żeby wam przekazał.
- No a ja powiedziałem Majce. - prychnął Bielecki. No pewnie, jak źle to najlepiej na Majeczke...
- Ja byłam u Karola i Andrzeja. - wzdrygnęłam ramionami, a wzrok wszystkich powędrował teraz na obu siatkarzy, którzy jako jedyni przyszli wyspani.
- Cepy powalone. Czemu mi nie pwoiedzieliście? - jęknął Bartman.
- Mówię ci to teraz, Zbyszku. - wyszczerzył się Wrona.
- Ach, dziękuję. - sztucznie uśmiechnął się atakujący.
Karol dźgnął mnie swoim długim palcem w żebro.
- A wiesz, że wcale nie mówiłaś, że mamy to przekazać dalej?
- Ciii - poklepałam go po ramieniu.
- Wisisz mi coś za to. - mrugnął okiem.
- Cooo?! - wydarł się Igła, który jak się okazało, stał obok nas i wsłuchiwał się w rozmowę.
- Nie Krzysiu, nie o to chodzi. - przewrócił oczami Kłos, ale Ignaczak już go nie słuchał, tylko latał po hali, oznajmniając wszystkim, jaki to on jest genialny, gdyż właśnie wpadł na to, że liczba 69 jednak jest inna niż wszystkie.
- Chodziło mi raczej o mecz Legii. - sprostował Karol.
- I wszystko prysło. - zasmucił sie Winiar. - Dlaczego moja radocha musiała trwać zaledwie 137 sekund? Jesteś okropny...

Siatkarze, po śniadaniu ruszyli na trening, po którym wrócili na obiad, potem znowu trening i chwila wolnego. Włączyłam sobie jakiś program przyrodniczy. No co?! Film dokumentalny o surykatkach jest spoko, nieuki.
- Nie, ja tego nie będę oglądał. - stwierdził Olo i wyszedł z pokoju, dodając jeszcze przed zamknięciem drzwi : - Idę obejrzeć jakiś męski film ze Zbychem.
- Ze Zbychem? - wybuchnęłam śmiechem. - Przecież on swojego Bobka wozi w różowej torbie. Serio myślisz, że to męskie?
- Ty się nie znasz.

- O, cześć! - wrzasnął mi do ucha Pit, za którym do pokoju wszedł Zati. - Oglądasz ten zajebisty film o surykatkach? Posuń się! - krzyknął i razem z Pawłem rozsiedli się na moim łóżku.
. . .
- Ej, a dlaczego ta surykatka na nią naskoczyła? - skrzywił się PeZet. Że też mi jest dane tłumaczyć temu człowiekowi, co to znaczy okres godowy u ssaków. Dlaczego, no?!
- No wiesz, Paweł... - zaczęłam. - No bo zwierzęta tak sobie okazują uczucia, rozumiesz.. - spojrzałam na libero błagalną miną.
- Ja nie rozumiem. - udzielił sie Pit.
- Jaki ty jesteś tępy! - zbeształ go Zatorski. - przecież mi nie chodzi o to, co to jest okres godowy, tylko dlaczego on naskoczył na swojego brata!
- Skąd wiesz, że to jego brat? - zdziwiłam się.
- No bo to jest 27 odcinek?
- Ej, a oni nie powiedzieli, że to jego siostra? - przeraził się Nowakowski.
- Nie wiem, może. - wzdrygnęłam ramionami.
- Ty się wogóle tym nie przejęłaś?! Przecież z tego związku wyjdą jakieś zmodyfikowane surykatki! Z dwoma głowami, ośmioma rękoma i bez oczu! - wrzasnął, po czym zasłonił oczy.
- Daj spokój, przecież nie pokażą tu takich drastycznych scen. - poklepałam go po ramieniu.

- Tymczasem samica przygotowuje się do wydania na świat potomstwa. - usłyszeliśmy z telewizji, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie wyrzucić Piotrka z pokoju.
- O Boże, już widzę dwie głowy! Maja, wyłącz to, Maja, słyszysz?! No błagam cię, ta surykatka ma dwie głowy, widzisz je?! - darł się, motając równocześnie na dywanie. - Powiedzcie mi, jak już zmienią na inną scenę. - powiedział i zasłonił oczy ręką.
- Pit, to były dwie surykatki, a nie jedna dwugłowa. - jęknął z politowaniem Zati.
Postanowiłam wyjść z tego pokoju. Powędrowałam do Zibiego, żeby zobaczyć ten "męski" film. Zapukałam do drzwi i wybuchnęłam śmiechem.
- To jest ten wasz męski film?! Top Model?!
- No taaak. - skrzywił się Bielecki. - Przecież facet musi sobie czasem... - nie dokończył, bo zadzwoniła mu komórka. - Cześć skarbie. No oczywiście, że się przeprowadziłem. U Zibiego teraz mieszkam. Oglądamy sobie film. Co? No jak to co oglądamy... No ten, no.. film przyrodniczy. Zbyszek uwielbia tygrysy i pantery. No oczywiście, że mówię o zwierzętach, a o czym mam niby mówić. Tak, ja ciebie też, pa. - powiedział i spojrzał się na nas mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Nas na szczęście wcale nie zmroziło. No może taki lekki wiaterek, ale za bardzo byłam pogrążona w śmiechu, żeby cokolwiek mnie zabiło.
- Skonćzyłem! - wrzasnął Pit, który wbiegł do pokoju.
- To spłucz, bo śmierdzi! - odpyskował Zibi, po czym ponownie wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
Nasz napad głupawki przerwał Andrea, który kulturalnie wszedł i poinformował, iż za piętnaście minut mamy zjawić się przed hotelem, gotowi do wyjazdu na mecz. No to wypadałoby się spakować, co nie?
Wróciłam do mojego małego mieszkanka, a raczej chciałam tam wrócić, ale niestety nie posiadałam jakże ważnego przedmiotu o nazwie klucz.
- Olo, gdzie wpierdzieliłeś klucz?! - wydarłam się na cały ośrodek.
- Przecież ja wyszedłem z pokoju wcześniej, niż ty. - wzdrygnął ramionami.
- Ale ja wyszłam, i nie zamknęłam, bo tam siedział jeszcze Pit i Zati. - po moich słowach oboje popatrzyliśmy na siebie z przerażeniem.
- Nowakowski! - krzyknęliśmy.
- Ta jest! - stanął na baczność tuż przed nami.
- Gdzie masz klucz?
- Jaki klucz?
- No od tego tu właśnie pokoju. - pokazałam na drzwi.
- Eee, Zati! - zawołał kolegę, który wybiegł rozbawiony z pomieszczenia obok. - Wiesz, gdzie jest ich klucz?
- Ups. - udzieliło sie Pawłowi. - Bo możliwe, że ten niepotrzebny nikomu przedmiot, którym rzucaliśmy się na balkonie, to mógłbyś on...
- Co robiliście?!
- No rzucaliśmy się.
- Gdzie?!
- Na balkonie.
- Czym?!
- Kluczem.
- Ja was zabije. Idź i go szukaj! - pokazałam im na schrody, a ci natychmiast ruszyli szukać klucza w dość wysokiej trawie. Albo inaczej. Bardzo wysokiem trawie. Szczerze, to nie wiem, kiedy oni to ostatnim razem kosili.
___________
Wielki powrót!
Nie mam pojęcia, kiedy będzie kolejny rozdział :D

Ps. https://twitter.com/Pati_Volley < - mój twitter, gdyby ktoś chciał ;) <tak, już się udzielam, bardzo.>

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 53.

- Siemka, siemka. - do pokoju wbiegł Igła, wygodnie rozkładając się na jednym z łóżek do masażu.
- Tak się składa, że to akurat łóżko Olka, także... - zaczęłam, a Krzysiek natychmiast z niego zbiegł.
- O, to mam taki chytry plan. - zaśmiał się złowieszczo.
- No. - powiedziałam znudzonym głosem.
- Reszta przyjdzie, i położy się na to łóżko, ale my im nie powiemy, że to łóżko Olka i oni się nabiorą, i będą masowani przez niego! - krzyknął podekscytowany.
- Geniusz. Tylko wiesz co, Igiełko? Tutaj jest napisane "Olo" , a tutaj "Majka". Wiesz, wystarczyłoby pozyskać tą trudną sztukę czytania i to wszystko.
- No przecież wiem, co tu jest napisane? - prychnął. - Ja tylko poprostu myślę, że oni są na tyle głupi, że tego nie zobaczą. - po jego słowach do pokoju wbiegli siatkarze, ustawiając się obok mojego łóżka do masażu.
- Mhm.. - mruknęłam do Igły.

- Ej no, ile można czekać?! - wydarł się Krzysiek, kiedy od jakiejś godziny czekał na swoją kolej.
- No bo jakbyś skorzystał z tego, że byłeś pierwszy i ustawił się na początku kolejki to byłoby dobrze. A że ustawiłeś się na samym końcu to teraz giń z nudy. - wzdrygnął ramionami Zibi.
- Idę po kamerę, nie mam zamiaru siedzieć z takimi beztalenciami jak wy. - powiedział, po czym wyszedł z pokoju, mrucząc jeszcze pod nosem. - Gdzie ja wogóle skończyłem?! A mogłem zostać jakimś dobrym kamerzystą, wyjechać za granice i kręcić jakieś zajebiste filmy. A tak to siedzę z tymi cepami na jakiejś wsi, gdzie trzeba wchodzić na stoły, żeby złapać zasięg... - kiedy skończył to mówić, był już ponownie w moim pokoju, już z włączoną kamerą.
- Bartek, dlaczego uciekasz od Ruskich? - zapytał, chodząc po pomieszczeniu.
- Bo nie mają Monte! - wtrącił się Pit, tarzając się ze śmiechu.
- To było słabe, Piter... - stwierdził Zati, no a jeśli Zati stwierdzi, że coś było słabe to raczej musi takie być.
- Winiar, a ty czemu idziesz do Ruskich, skoro Bartek ucieka?
- Bo tam lecą szybciej z odcinkami "Mody na sukces"! - ponownie krzyknął Piotruś.
- No Pit! - wrzasnęliśmy wszyscy.
- Zamknijcie mu twarz, bo sam mu ją zamknę. - powiedział przynudzony Igła.
- PeZet, słyszysz? Zamknij mu twarz. - Bartek szturchnął Pawła w ramie.
- Co ja?! - oburzył się młody libero.
- No przecież ja mu nie dotknę jego gęby. Nie wiadomo co on tym jadł.

Po krótkiej wymianie zdań doszli do tego, że to jednak Kurek będzie "trzymał mu twarz", bo Zator się do tego nie nadaje.
- Karol, a tu czemu zostajesz w Bełchatowie?
- Bo Maja nie miałaby gdzie spać! - krzyknął Nowakowski.
- Siurak! - wrzasnął Ignaczak.
- No co?! Oślinił mnie!
- Fuj. - udzieliło się Ruckowi... Chwila, chwila... Czy ja z tym człowiekiem kiedyś zamieniłam chociaż jedno zdanie?
- Michałku, jak tam twoje mięśnie? Żyją? - powiedziałam jak najsłodszym głosem, a po chwili kilkanaście par oczu wgapiało się we mnie, jakbym była nienormalna.
- Raczej żyją. - spojrzał się na mnie z wielkimi ślepiami.

Kiedy już wszystko skończyłam, wszyscy wrócili do swoich pokoi. Wtedy też obudził się Olo.
- Poszli już? Tak szybko?
- Siedzieli tu 5 godzin. - odpowiedziałam.
- Aha. - powiedział nieco speszony, a po chwili dodał : - a bo ja zapomniałem im powiedzieć... - przerwał i spojrzał się na mnie wymownie.
- No, co mam zrobić? - zapytałam zrezygnowana.
- No bo Andrea powiedział, żebym ja im powiedział, że jutro trening mamy później. - wyszczerzył się.
Postanowiłam ruszyć do pokoju Karola i Zatiego. Cegła mnie to obchodzi, czy przekażą dalej. W piżamie i puszystych kapciach wędrowałam przez korytarz, modląc się, żeby nikt tylko akurat nie wyszedł. Kiedy dobiłam do drzwi siatkarzy odwaliłam krótki taniec zwycięstwa, odśpiewałam "Simply the best", "We are the champion" i weszłam do pokoju.
- Zator, powiedz Karolowi i reszcie, że jutro trening jest później. Nie wiem o której, ale później. - pwoiedziałam, kiedy tylko uchyliłam drzwi, bo wiedziałam, że Kłos jako pierwszy siedzi w łazience. Ku mojemu zdziwnieniu w pokoju wcale nie siedział Paweł. Powiem więcej : siedział Wrona.
- Co ty zrobiłeś Pawełkowi?! - wrzasnęłam.
- Śpi z Pitem. Fajna piżama tak wogóle. - powiedział, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Nie rozumiem, co jest śmiesznego w różowej piżamie z Kubusiem Puchatkiem?
- Skoro Pit śpi z Zatim, to z kim śpi Bartek?
- Z Jarskim podobno.
- No to Kosa?!
- Z Ziomkiem.
- A Igła!? - pisnęłam zrezygnowana.
- No co ja kurde jestem, pokojówka?! - po jego słowach, z łazienki wyszedł Karol.
- Co jest? - zapytał, kiedy zauważył, że oboje się na niego patrzymy.
- Niezła piżama! - krzyknęłam, po czym oboje z Andrzejem wybuchnęliśmy śmiechem.
- I kto to mówi? - uniósł brew. Moim skromnym zdaniem, piżama z Kubusiem Puchatkiem jest jednak mniej obciachowa niż cała w samochodzikach... No dobra! Obie są obciachowe.

Kiedy opanowałam się ze śmiechu, powiedziałam jeszcze Karolowi o jutrzejszym treningu, po czym wyszłam. Moim skromnym zdaniem, raczej reszta reprezentacji się o tym nie dowie, ale jeśli wstaną trochę wcześniej, to nic im się nie stanie.
- ... no cześć kochanie... - kiedy weszłam do pokoju, Bielecki stał na krześle, łapiąc zasięg i rozmawiał ze swoją żoną. - ... tak, wyprałem te skarpety. Tak. No jak to z kim? Z drugim fizjoterapeutą. Znaczy fizjoterapeutką. Ale nie, ona ma 20 lat, to nie mój typ. Ale jak to mam się przeprowadzić? A.. no dobra, pa. - urwał i spojrzał się na mnie wzrokiem "Dlaczego ty jesteś kobietą?".

Kiedy już kładłam się spać, do pokoju wszedł jeszcze Anastasi. Nie wspomnę już o tym, że nieświadomie ochrzaniłam go, mówiąc, że jak o tej porze można walić ludziom do drzwi. Ale tego nie było, to wycięliśmy, zapominamy, koniec.
- Powiedziałaś wszystkim? - zapytał zasłaniając sobie usta, zabezpieczając się równocześnie przed wybuchem śmiechu.
- A z czego się pan śmieje? - zapytałam, a on odpowiedział mi pokazując palcem na moją piżamę. Z kim ja żyję, co?!
______
Teraz zbieram ochrzany za to, że tak długo musieliście czekać :D

Ps. Tak trochę się zawiodłam, bo mieliście ponad tydzień na komentowanie, a liczba komentarzy w poprzednim rozdziale nie jest zachwycająca ; c A tak chcieliście, żebym nie kończyła :c

środa, 15 maja 2013

Rozdział 52.

- Mogę wiedzieć, jakim cudem w autobusie dla całej reprezentacji nie ma miejsca dla fizjoterapeuty? - zapytałam wkurzona, bo od 10 minut stałam jak głupia na środku wąskiego korytarzyka.
- O co ci chodzi?! A gdzie ja mam położyć moją nowiutką torbę? - prychnął Zibi, przytulając do siebie przedmiot.
- Yyy, w bagażniku?
- No ty chyba głupia jesteś! Jeszcze mi ktoś porwie!
- No pewnie, bo wszyscy ślinią się na twoją torbę, w której masz spocony ręcznik i gatki.
- Masz coś do mnie?
- Nie.. myślałam, że urodziny już miałeś, sorry. - złożyłam usta w dziubek. Uwielbiałam się z nim tak droczyć, chociaż teraz pewnie nie był na to najlepszy czas, bo z sekundy na sekunde moje nogi stawały się coraz bardziej niestabilne. Zwłaszcza, że dzięki naszym polskim drogom podskakiwałam na każdej, choćby najmniejszej dziurce.
- Pit, wyjdź. - rozkazałam Nowakowskiemu, który wygodnie leżał na czwórce.
- Kto pierwszy, ten lepszy! - odpyskował.
- Cięta, Piotruś, nie ma co! - krzyknął Bartek, a ja zrezygnowana podeszłam do Kłosa.
- Karol, nawet ty? - jęknęłam.
- Co ja? Przecież ja nie leżę na fotelu, ani nie kładę na nim swojej torby.
- Ale jednak mimo wszystko zajmujesz dwa fotele. - założyłam ręce na biodrach w oczekiwaniu, aż mój wybranek raczy się posunąć. Takiego tempa to ja jeszcze nie widziałam... Nie wiem jak on skacze do bloku z taką szybkością ninja...
- Dziękuję! - wydarłam się na pół autobusu, a po chwili usłyszałam z głośników głośną muzykę. (jeżeli disco polo można nazwać muzyką) - Winiar, błagaam! - jęknęłam, ale nikt chyba tego nie usłyszał.
- Wiecie co właśnie odkryłem? - zapytał się Karol, podnosząc się nagle z fotela.
- Że Spodek wygląda jak statek kosmitów?! Wiem, też to właśnie odkryłem... - rozmarzył się Pit.
- Yyy, nie? Jeszcze jacyś chętni do posłuchania mojego odkrycia? - popatrzył po autobusie, ale większość była już pogrążona w imprezie, a ta druga większość siedziała na Twitterach, Facebookach (no i w przypadku Zatiego na Gry.pl). - Maja, mogłabyś powiedzieć, że chętnie posłuchasz... - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Słucham. - mruknęłam.
- Bo mi się teraz przypomniało, że przecież my musimy wjechać po Andrzeja, no bo on miał wolne i mi napisał, żebyśmy po niego wjechali, jak będziemy w drodze na mecz z Serbią, także...
- A to tak można?
- Chyba raczej napewno nie.
- No to dlaczego on może?
- No nie wiem, no!
- A nie wziąłeś pod uwagę tego, że my mamy wogóle nie po drodze?
- No ale on tak ładnie prosił, to co mu miałem powiedzieć?!
- No dobra, jak tam chcesz. Powodzenia. - powiedziałam, klepiąc go po ramieniu i przepuszczając, żeby poszedł do kierowcy. Autobus aż się zatrzymał, po czym usłyszałam glośną rozmowę, którą zagłuszała muzyka z Bumboxa. Po chwili wrócił z miną zbitego psa.
- Ja takiego opierdzielu to nie dostałem od 6 klasy podstawówki.

Po pięciu godzinach nadrabiania drogi dojechaliśmy do Bydgoszczy, bo Wrona nie raczył choćby podjechać pociągiem ciut bliżej. Wlazł do autobusu, świgając swoimi bagażami na wszystkie strony, przez co dostałam także i ja.
- Ała! Uważaj cepie z*ebany! - żeby nie było, ja ogólnie to jestem bardzo miła i sympatyczna, ale żeby jechać po Wronkę do Bydgoszczy, która jest zupełnie nie po drodze, to już jest przesada.
- Niezłe ziółko sobie wybrałeś, Karol. - zaśmiał się. Przez kolejne 6 godzin sterczał przy mnie, bo chciał sobie pogawędzić z Kłosem. Było mi strasznie duszno, ciemno i ciasno. Mało brakowało i komuś bym przywaliła, ale na szczęście dojechaliśmy. Przed hotelem stali już siatkarze z Serbii. Tak na marginesie, to co za debil wpuszcza do jednego hotelu siatkarzy z Serbii i Polski? Przecież mogliby się pobić (gdyby byli np. piłkarzami). No, wiem, że nie są piłkarzami, ale po mocnej imprezce nie wiadomo co im do łba strzeli.
Pierwszy przywitał się Cupko, no a któżby inny?
- Mówię ci hello, a potem goodbye! - zaśpiewał, jak to miał w zwyczaju.
- Oo, lekcje polskiego w bełchatowskiej szkole jednak nie szły na marne!
- What? - skrzywił się, patrząc na mnie, jakbym to zdanie napisała mu chińskimi znaczkami. Trzepnęłam się tylko w czoło i ruszyłam do hotelu. Otrzymałam kluczyk numer 69. Dobry numer, nie ma co!

- Mogę wiedzieć, co ty tu robisz? - zapytałam, wchodząc do pokoju, w którym Olo rozpakowywał już swoje bagaże. Pokój numer 69, w którym mieszkam z Recydywistą. Mam się śmiać, czy płakać?
- No nie moja wina, że dawali podwójne pokoje, a że oboje jesteśmy fizjoterapeutami to mieszkamy razem. - wzdrygnął ramionami, po czym do pomieszczenia wbiegł Karol.
- Czy ja nie wiem czegoś, co powinienem wiedzieć? - zmarszczył brwi.
- Pytasz się, czy nie wiesz czegoś, co POWINIENEŚ wiedzieć, więc... nie, nie ma niczego takiego. - powiedziałam, po dłuższym zastanowieniu.
- No bardzo śmieszne, bardzo. Andrea kazał ci przekazać, że jesteśmy cioty, i...
- Idę mu przybić piątkę, bo ja to już od dawna tak uważałam! - krzyknęłam, a Bielecki wybuchnął śmiechem.
- Słuchasz mnie, czy nie? - splótł ręce na klatce piersiowej.
- Już. - powiedziałam, kiedy przestałam się śmiać.
- Masz nas wszystkich doprowadzić do porządku, bo Andrea twierdzi, że przez siedzenie w autobusie jesteśmy nieporozciągani i od ciebie zależą nasze losy na jutrzejszym treningu. - powiedział i wyszedł, ale po chwili wszedł ponownie. - Wiesz, że macie numerek 69? - parsknął. - W takim razie, to mogę ostatni przyjść na ten zabieg. - zaśmiał się i wybiegł z pokoju.
______
O kutfa, tak ciężko to mi się chyba jeszcze nigdy nie pisało :D
Powodzenia w czytaniu :]

Ps. Mam taki plan, żeby przestać zaśmiecać stronę na Fb informacjami, że pojawił się nowy, więc jeśli chcecie być na bieżąco, to albo zacznijcie obserwować, albo zostawcie swój nr. gg w zakładce "Bądź na bieżąco", czy coś takiego ;)

Trzymka! : 3

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 51.

- Michałku ty mój kochany, ty! Jak dzisiaj ci się pięknie ułożyły włosy, a te czerwone spodenki idealnie podkreślają opaleniznę twoich zgrabnych nóg. - odwalałam przedstawienie na środku pokoju Winiara.
- Bo powiem Karolowi.
- Co?
- No że do mnie zarywasz.
- No dobra, inaczej: Mam sprawę i jesteś mi potrzebny.
- Pff.., jak można walić tak prosto z mostu? Najpierw to trzeba pokomplementować, a nie tak... - ... a teraz wszyscy rzucamy w Michała face palm'ami.
- Posłuchasz?
- Nie?
- Musisz zamienić się ze mną pokojem, bo mnie przeraża ten cały Szczęsny.
- A Zagumny cię nie przeraża? Miałaś do wyboru wszystkie pokoje i wybrałaś mieszkanie z Zagumnym?!
- Gdybym zamieniła się z Karolem musiałabym spać z Zatim, a on ma klaustrofobie... - zaczęłam mu wymieniać.
- Przecież te pokoje są duże, a nie ciasne i ciemne.
- Noo, ale to jest taka bardzo mocna klaustrofobia. - powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Z Bartkiem też się nie zamienię, bo po dwóch nockach z Pitem to ja już dziękuję.. Dziku też nie pójdzie, bo przecież "On nie może zostawić swego Nikusia samego, a Nikuś nie polubi nowego miejsca zamieszkania"... Jesteś najodpowiedniejszy, Winiarski. - spojrzałam się na niego błagalnym wzrokiem.
- Okej, ale ostrzegam. Musisz być bardzo cicho. W nocy nie możesz się nawet poruszyć - on to usłyszy, a wtedy... (dramatyczna przerwa)
- A wtedy co?
- Zacznie chrapać. - powiedział złowrogo i wyszedł.

Po obiedzie Andrea miał dla chłopaków jakąś "wspaniałą" niespodziankę, więc wszyscy ruszyliśmy przed hotel.
- To jest ta niespodzianka? - skrzywił się Zibi. - Troche fuszerka, my tym mamy jeździć? - powiedział, macając cały biały autobus.
- Dlatego sami go dokończycie. - uśmiechnął się trener.
- A co my kurde, grupa integracyjna?
- W zeszłym sezonie stwierdziliście, że grafik który to robił musiał być ślepy,  jeszcze wcześniej, że chyba mu odcieli obie ręce i robił to nogą, a jeszcze wcześniej, że lepiej zrobiłby to Pit, więc teraz sami się martwcie, czym będziecie jeździć, bo przez was facet dostał depresji. - po słowach Anastasiego wybuchnęłam śmiechem. - A ty ich przypilnujesz. - pokazał palcem na mnie i wyszedł. No pewnie, bo ja marzę o tym, żeby patrzeć jak Złotoryjcy rysują kwiatki na autobusie, bo zapewne nic innego nie umieją.
Usiadłam na ławce, ale po chwili przysiadł się do mnie Szczęsny. A myślałam, że już niczego nie brakuje mi do NIEszczęścia. A jednak... Mimo wszystko próbowałam nie zwracać na niego uwagi.
- Szczęściarz z tego Karola. - powiedział, gapiąc się na mnie z wieelkim zaciekawieniem. No oczywiście mu nie odpowiedziałam, gdyż Majeczka nie będzie prowadziła konwersacji z kimś tak dziwnym jak Wojciech. - Ok, czyli rozumiem, że nie mam z nim szans?
- Nie? - łuhuhu, nie ma bata, ale mu dowaliłam, miszczu ciętej riposty, nie no, sama siebie zaskoczyłam.
- Maja, Maja, patrz to! - krzyknął Pit.
- No, ładne... A co ma wróbel do reprezentacji Polski? - zapytałam przekrzywiając głowę na wszystkie strony w poszukiwaniu jakiegoś sensowniejszego obrazu.
- To jest orzeł, Majka. Orzeł! - wrzasnął obrażony.
- Aha, ale moim zdaniem to...
- Idź sobie, ty się nie znasz na sztuce. - wypchał mnie obok Zatiego, który malował Bóg wie co, ale wolałam się już nie wtrącać, bo dwóch takich wrogów jak Piotr N. i Paweł Z. to jak mieć za wrogów ślimaki... A ja nienawidzę ślimaków, więc nie chcę mieć z nimi nic do czynienia.
- Nooo! Skończyliśmy! - krzyknął dumny Ignaczak, który zamaszystym ruchem skończył swoje drzewo, które jak mówił, miało przedstawiać Możdżona.
- Nie no, fajnie. - powiedziałam.
- Ryjesz się. - stwierdził Bartek.
- Nieee.
- Tak.
- No dobra. - powiedziałam wybuchając śmiechem. - Wy tym macie zamiar jechać na mecz z Serbią? Tu nawet biało-czerwonego skrawka nie można znaleźć!
- To se sama to maluj! - wrzasnął Zatorski i wszedł obrażony  do hotelu, a za nim poszła cała reszta. No, oprucz Kłosa.
- Congratulations. - wyszczerzył się, po czym odwrócił się na pięcie. - Nie no, żartowałem, pomogę ci. - powiedział i zabrał się za zmywanie farby. Posłusznie wykonywał wszystkie moje polecenia i wkońcu skończyliśmy nasze dzieło.
- Noo, tym to można jeździć. - uśmiechnął się.
- Ok, spadam do hotelu. - powiedziałam, odwracając się.
- Już?
- Już. Jest 23.00.
- To do jutra. - pocałował mnie w czoło. Byłam tak wyczerpana, że dowalić mnie już mógł tylko babski wrzask Pita, który oczywiście musiałam usłyszeć.
- Bartek, nie gwałć go. - krzyknęłam, bo nie chciało mi się wchodzić do pokoju, żeby patrzeć cóż znowu stało się Piotrusiowi.
- O, Maja, dobrze, że tu jesteś. - i po jaką cholerę musiałam to krzyknąć, co?! - Czy ty wiesz, że my jutro gramy mecz z Serbią?!
- Hyyyy! No co ty, serio?! - udawałam zaskoczenie, ale Nowakowski chyba to wyhaczył, bo trzasnął drzwiami.
- Który to już foch w ciągu dnia? - zaśmiał się Kłos, który jak się okazało szedł tuż za mną.
- Zaraz to ja się fochnę. - prychnęłam. No i ponownie ruszyłam w stronę pokoju Gumy.
- Co to jest za przychodzenie o 23.00?! - wrzasnął mój współlokator, kiedy tylko zobaczył mnie w drzwiach. - Czy ty nie czytałaś regulaminu?!
- Nie? - pisnęłam, a Paweł wepchnął mi do ręki książkę, która miała conajmniej 100 stron.
- Masz to teraz przeczytać.
- A mogę się najpierw wykąpać? - zapytałam cicho.
- Rozdział siódmy, wers piąty: "Paweł kąpie się pierwszy". - powiedział pokazując palcem. To będzie ciężkka noc. Baaardzo ciężka.

- Czy wy wiecie, to co znaczy punktualnie o 9.00?! - wrzeszczał od rana Anastasi. Popatrzyłam na zegarek. 9.07. - Paweł, czemu ty mnie nie obudziłeś do cholery?! - krzyknęłam, a w drzwiach ukazała się głowa Zagumnego.
- Rozdział trzeci, wers dziewiąty: "Paweł nie budzi, to inni budzą Pawła." I tak się ciesz, bo odpuściłem ci to drugie.

- Przepraszam trenerze, że się spóźniłam, ale wczoraj miałam bardzo ciekawą lekturkę do czytania i poszłam spać o 4.00 nad ranem, także..
- Spokojnie, sztab może się spóźnić, oni nie. - poklepał mnie po ramieniu, a ja wyszczerzyłam się wrednie do siatkarzy.
- No i foch. - krzyknął Pit.
- Co on taki fochliwy? - zapytał Winiar.
- No wiesz, kobiety tak mają. - stwierdził Bartek, przez co Nowakowski ponownie rzucił w niego fochem.
- Lecim na Szczecin, panowie! - wrzasnął Zibi, wsiadając do autobusu.
___________

Straaasznie Was przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale byłam na wycieczce. :)
Mam nadzieję, że rozdział nie jest aż taki tragiczny, pisałam go w całości dzisiaj rano, żeby jak najszybciej dodać Wam nowy :D
Miłego dnia! ;]

środa, 1 maja 2013

Rozdział 50.

Weszłam do MOJEGO pokoju. Czy Wojtuś sobie tego chce, czy też nie, to jest MÓJ pokój.
- Nie żeby coś, ale to jest moje łóżko więc mógłbyś z niego zejść. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, gdy zobaczyłam, że Szczęsny jak gdyby nigdy nic leży na moim miejscu.
- Luz. - odpowiedział i przeniósł się na drugi mebel. Ja go zabiję, nie wytrzymam z nim, no!
- Czeeeść! Przyszedłem po to łóżko do masowania, nie? - do pokoju wparował Bartek.
- Ale ja tak tylko żartowałam z tym łóżkiem...
- No to co do cholery, mam z nim spać?! - wydarł się, a Szczęsny parsknął śmiechem. - A ten z czego się ryje?
- Nie mam pojęcia i zaraz przeniosę się do pokoju Karola & Zatora i tam uwalę się na środku pokoju, bo nie wytrzymam z tym idiotom.
- Ale ja ci jeszcze nic takiego nie zrobiłem. - zaśmiał się jeszcze bardziej.
- Uuu, nie radzę tam iść. Zati właśnie ucieka przed Wasylem, więc możesz się nie wyspać.
Bartek wyszedł, zabierając ze sobą łóżko, a ja zostałam sama, bo oczywiście nie będę liczyła tego faceta, który cały czas albo się głupkowato szczerzy, albo kompletnie nie kontaktuje. Wkońcu postanowiłam wyjść z pokoju, bo nie było nawet 21.00, więc nie miałam nic do roboty.
- Cześć cepy! - krzyknęłam, wchodząc do pokoju Kłosa i Pawła, ale zobaczyłam Wasilewskiego i jakichś innych 5 piłkarzy. Cholera no!
- Maja, tu jesteśmy! - wyszeptała głowa Pita, która ukazała się w szparze drzwi Winiara i Gumy.
- Guma wpuścił was do swojego pokoju?! - wrzasnęłam.
- A czego się nie robi dla dobra drużyny? I ostrzegam. Nie toleruję przekleństw, głośnej muzyki, piwa i jedzenia.
- A ty jesz! - krzyknął Pit.
- Ja mogę. To mój pokój.
- A Michała? - drążył Nowakowski. Ta jego upierdliwość na serio czasem mnie zadziwia.
- Michała nie. - powiedział Zagumny. Biedny Winiar, nie wiem, po co mieszka z tak okrutnym i bezlitosnym człowiekiem...

Wróciłam do swojego pokoju, choć wcale nie miałam ochoty tam wracać. Szczęsny siedział na łóżku i grzebał coś w laptopie. Ja położyłam się i usnęłam.
Rano, jako, że wstałam bardzo wcześnie zajęłam łazienkę, umyłam się, i spokojnie ruszyłam na trening.
- Po cholere oni tu siedzą? - zapytałam znudzona, patrząc na grupkę piłkarzy.
- A nie mówiłem ci? Poranny trening będą mieli z nami. - uśmiechnął się Andrea. Ja pierdykam, niby taki wypasiony i najlepszy w Polsce ośrodek sportowy, ale nie mogli zaopatrzyć się w więcej sal treningowych. No nie, bo po co, przecież te nierozgarnięte matoły mogą mieć trening z nami, no pewnie, bo my to nic tu nie robimy, wcale nie trenujemy po to, żeby wygrać Mistrzostwa Świata, no gdzie tam! My się tylko modlimy (jak w przypadku naszych przesympatycznych kolegów piłkarzy) , żeby na tych Mistrzostwach wyjść z grupy! No tak, jaka ja głupia...
- Serio aż tak bardzo ich nienawidzisz?! - wrzasnął Winiar z drugiego końca hali. Chyba było to bardzo widać, Jak ja mam ochotę czasem strzelić mu w łeb... Zero dyskrecji, zero.
- Zamknij twarz, bo naślę na ciebie Zagumnego. - po moich słowach od razu się zamknął. Ja to mam jednak podejście do ludzi...

- Maja, grasz z nami? - zapytał Kłosu.
- Czy ja wyglądam na siatkarkę? Ja tu jestem po to, żeby po waszych treningach leczyć wasze beznadziejnie porozciągane mięśnie.
- Noo, ale my akurat teraz gramy w nogę. - wyszczerzył się Karol. Taak, tego jeszcze mi brakowało. Będą sobie latali po całej sali, a potem Majeczka będzie musiała masować im łydki, bo chwyci ich skurcz. Mimo wszystko zgodziłam się, bo przecież nie mogłam pokazać się jako nieumiejąca grać w nożną kobieta.
Po długiej dyskusji sportowcy pozwolili mi wybrać drużynę. Wzięłam Karola, Przemka Tytonia (no bo przecież nie wezmę Szczęsnego...), Pita i Zatiego, Błaszczykowskiego, Piszczka i Lewandowskiego (no bo czymś trzeba nadrobić te nieumiejętności Zatora i Piotrusia), Bartka, Igłę i Zibiego. Nie powiem, żeby to była drużyna idealna, ale mi odpowiadała.
- Po cholerę wzięłaś Pita?! On nawet nie wie co to spalony! - wrzasnął Zbychu.
- A po co mu to? My nie gramy w Lidze Mistrzów, tylko rekreacyjnie na treningu, nie? - wzdrygnęłam ramionami, i poczułam na sobie kilkanaście par oczu. - No co?
- My jesteśmy poważnymi sportowcami i chcemy przeprowadzić poważny trening. - powiedział Wasyl, a Zati momentalnie schował mi się za plecami.
- Zator, nie odwalaj przedstawienia, i tak wszyscy wiemy, jak będzie wyglądała ta gra. Nawet sędziego nie mamy.
- Serio? - zapytał Guma, który stał na środku boiska z gwizdkiem na szyi.
- Przecież on będzie jednostronny! - krzyknął Pit.
- No, faktycznie. - przyznał Paweł. - To aż tak bardzo widać, że was nie lubię? - spojrzał się na naszą drużynę i zaczął rechotać. Rechotający Paweł, ja pierdziele...
Zaczęliśmy grać. Pominę już to, że Zati nie potrafił kopnąć piłki, a Pit nawet jej dogonić, bo to chyba taki szczegół, no nie? W sumie, to nasza gra wyglądała tak : Przemek wybija piłkę do Piszczka, który podaje do Kuby. On idealnie dośrodkowuje do Lewego i brameczka. Tak na marginesie to wynik był 10:8 dla nas.
Wróciłam do pokoju, do którego chwilę potem wparował Szczęsny, skaczący na jednej nodze.
- Ej, bo słyszałem, że masz ręce, które leczą, nie? - zapytał z nadzieją, chwytając się za nogę. - Tak mnie skurcz chwycił, że mi aż chyba mięsień rozerwało.
- Co wy nie ma cie swojego fizjoterapeuty?
- Nie no, mamy. To znaczy w Spale nie mamy, bo jak ostatnio nas fizjoterapeutował to mu coś strzeliło w krzyżu. - widząc moją minę dodał: - No facet miał 67 lat! - nie powiem, zaczęłam współczuć tym biedakom.
- A to nie możesz iść do Recydywisty?
- Kogo?
- No Bieleckiego. On jest bardziej doświadczony... i ma łóżko w pokoju. - dodałam, kiedy zorientowałam się, że moje przecież zabrał Bartek.
- No proszę cię! - wystękał.
Ruszyłam po to cholerne łóżko, które niestety samo nie chciało się przywlec (czyt. Bartek grał w karty). Głupio wyszło, że ktoś, a zapewnie Andrea powiedział Szczęsnemu, żeby przyszedł do mnie z tą kontuzją. Ja go wyjątkowo mocno nie lubię. Przecież mogę mu specjalnie złamać nogę! W tym teamie to chyba tylko ja myślę...
- Czy ciebie wogóle ta noga jeszcze boli? - zapytałam, kiedy zauważyłam, że kiedy wyginam, naduszam i Bóg wie co jeszcze robie z tą nogą, on oni nie jęknął. Niestety odpowiedzi nie otrzymałam. Jakby wogóle nie słyszał pytania, jakby nad czymś intensywnie myślał. Poprostu leżał i dziwnie wpatrywał mi się w oczy. A może mi się tylko wydawało?
__________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ;_;
I jeszcze jedno : Nienawidzę tych wszystkich transferów. ;]

Ahaaa, i jeszcze jedno :D : Jeśli chcecie wiedzieć, kiedy następny itd, to piszcie w zakładcie "Bądź na bierząco" <czy jakoś tak xD>.